Rozdział
jedenasty
Życie
jest zbyt krótkie, aby szukać dziury w całym.
-
Mamusiu, naprawdę?- zapytała dziesięciolatka.
- Tak, córciu. Naprawdę.- odpowiedziała kobieta, która zapewne była
matką dziewczynki.
- Ale dlaczego tak?- dociekliwie zadawała pytania mała.
- Wiesz, każdy ma tajemnice, a on ma taką.- cierpliwie odparła
brunetka.
- Czyli, że... On naprawdę może być moim
bratem?
- Tak, może, ale nie jestem pewna, czy jest, muszę go jakoś poznać.
- A skąd te przypuszczenia, mamo?
- Ma nasze oczy i to mi wystarcza. Poznam go i zobaczę, ile ma z nami
wspólnego.
- Nie zostawiaj mnie samej.- powiedziała zlękniona dziewczynka.
- Hej, chyba nie myślisz, że cię tu opuszczę? Nigdy nie zostawię cię
samej.- przytuliła małą i dodała:- Nigdy.- wstała i chwyciła rączkę małej.
Razem poszły do cukierni i śmiały się z cukru pudru na swoich nosach.
Wyglądały na szczęśliwe.
I wtedy się obudziłam. Słońce nieśmiało wyrastało znad wzgórza Lee za
wielkim napisem "Hollywood". Bardzo lubię ten napis. Sama mieszkam
niedaleko i uwielbiam ten widok. Zawsze mnie porusza ten krajobraz. Wpatrując
się w tamto miejsce analizowałam ten dziwny sen. One dwie to... Ja i mama.
Obiecała, że nigdy mnie nie opuści. Uroniłam łzę, po czym szybko starłam ją i
zacisnęłam powieki, by nie stało się nic podobnego. Gdy byłam już pewna, że
żadna kropla nie wypłynie z mych oczu, otworzyłam je i znów odpłynęłam w świat
myśli. Zupełnie nie pamiętam takiej sytuacji, jak ta ze snu. Bo niby skąd
miałabym mieć brata? I skąd w ogóle takie przypuszczenia? Czyżby mama też miała
tajemnicę? Czułam uścisk w brzuchu. A co jeśli..? Nie myślałam o niczym innych
i nic nie miało teraz znaczenia i nie zwracało mojej uwagi. Zaabsorbowana tym
snem nie zauważyłam, że już jest jedenasta. Południe zbliżało się wielkimi krokami.
Sama siedziałam w sali szpitalnej wpatrując się w okno. Lekarz przyszedł na
poranne badania. Kostka bolała mnie, ale nie tak, jak wczoraj. Ten ból był
lekki, a wczorajszy przeszywał mnie wskroś.
- Cóż, Lauro, mogę się tak do ciebie zwracać?- pokiwałam głową, a on
kontynuował.- Kostka niedługo będzie już w pełni sprawna. Za jakieś trzy
tygodnie będziesz mogła już tańczyć, bo o ile wiem, to robisz, prawda?- kolejne
kiwnięcie głową.- Tak, więc... Czujesz ból w kolanie, gdy je zginasz?
-Nie.- odpowiedziałam zachrypniętym głosem.- Kiedy będę mogła wrócić
do domu?
- Cóż, za dwa, może trzy dni.- uśmiechnął się.
- To dobrze.
- Na korytarzu czekają twoi przyjaciele. Mam im pozwolić wejść?
- No, nie wiem..- zamyśliłam się, po czym dodałam:- Tylko Claytona, jeśli
jest. Jeśli nie, tylko Izzy.
- Dobrze, przekażę.- rzekł i wyszedł.
Po chwili drzwi uchyliły się i do środka wkroczył Clay.
- Clayton..- powiedziałam szeptem.
- Jak ja się o ciebie martwiłem! Co tam zaszło?- przysunął sobie
krzesło do łóżka i usiadł na nim.
- Bawiłam się z Georgiem.- odparłam spokojnie
- Ja mu pokażę! Mogło ci się stać coś gorszego.
- Clayton... Musimy pogadać... O nas.- rzeklam nagle.
- O nas?- brunet uniósł jedną brew.
- Musimy zerwać.
- Zerwać?- powiedział to tak, jakby mu ulżyło.
- Cieszysz się?- zapytałam smutna.
- Nie.- odpowiedział szybko.- Ale też chciałem to zrobić.- przyznał
rumieniąc się, co jest bardzo słodkie w jego wykonaniu.
- Och, to dobrze. Wiesz... Jesteś mi, jak brat i kocham cię. Ale nie
tak, jak powinnam.
- Czuję to samo.- pokiwał głową.- Chodź do mnie.
Przybliżyłam się powoli, a jego ramiona zamknęły się w uścisku.
Trwaliśmy tak przez ponad minutę, gdy nagle do sali wkroczył Ross.
- Hej.- uśmiechnął się i znacząco popatrzył na Clay'a. Pokiwałam lekko
głową, a on uśmiechnął się tak, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Brunet
nie zauważył naszej wymiany spojrzeń.
- To ja już pójdę.- powiedział miękko i wstał z krzesła.- Pa, Laura.
- Pa, Clayton.- odpowiedziałam lekko i wysłałam mu buziaka na
pożegnanie. Udał, że go złapał i wyszedł z pomieszczenia. Ross nadal stał w tym
samym miejscu i patrzył na mnie.
- No co?- zapytałam rozbawiona jego spojrzeniem.
- Nie, no.. nic.- odpowiedział, a ja nie mogłam się powstrzymać i
wybuchłam śmiechem, on dołączył do mnie. Do sali weszła reszta moich
przyjaciół.
- Wyglądasz lepiej, niż wczoraj.- zauważyła Izzy.
- I tak się czuję.
- Hej.- powiedział sucho George.- Strasznie mi przykro...- zaczął
podchodzić. Biła od niego rozpacz i żal.
- Nieważne. Jest dobrze. Niedługo wracam do szkoły.- próbowałam go
pocieszyć.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale. Gdybym była zła, wstałabym z tego łóżka i
własnoręcznie cię obdarła ze skóry, a jak widzisz, jeszcze tu siedzę, więc mnie
nie denerwuj.- gestykulowałam, jak szalona.
- OK, nie jesteś zła.- podsumowała Izzy.
- Nie jestem.- zgodziłam się z przyjaciółką.
- Mamy coś dla ciebie.- pomachał mi przed nosem płytą Ellington.
- A co to takiego?- zaciekawiłam się.
- Nasza kolejna piosenka. Dla ciebie.- odpowiedział za Ell'a Ross.
- Aaaww, to słodkie.
Blondyn podszedł do odtwarzacza DVD i włączył płytę. Na ekranie ukazał
się cały zespół śpiewający taki tekst:
In a world like this where some back down
I, I know we're gonna make it
In a time like this when love comes round
I, I know we gotta take it
In a world like this where people fall apart
In a time like this when nothing comes from the heart
In a world like this, I've got you*
Wideo było świetne. Wesołe i uśmiechnięte
twarze przewijały się w kolejnych scenach. Chciało mi się płakać ze szczęścia.
Mam takich wspaniałych przyjaciół! Do wieczora graliśmy w gry, które przyniosła
Rydel. Byłam wyczerpana i zaraz po wyjściu paczki po prostu zasnęłam.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
- Tak jest dobrze.
- Na pewno?- zapytał stroskany tata.
- Dziękuję, tak.- odparłam.
- Moja biedna..- zaczął znów swój wywód.
- Nic mi nie jest. Nawet mogę już
normalnie chodzić.- powiedziałam lekko uśmiechając się.
- Dobrze. Wołaj, jeśli chciałabyś czegoś,
dobrze?
- Tak, tato.- rzekłam szybko, zmęczona
już tą troskliwością.
Ojciec powoli odszedł do gabinetu.
Rozsiadłam się na sofie w salonie oglądając telewizję. W zasięgu dłoni miałam
kubełek lodów, ciastka, tosty, gorącą czekoladę i różne przekąski. Była sobota,
zadania odrobiłam poprzedniego dnia w bibliotece w wolnej godzinie pomiędzy
ostatnią lekcją i zajęciami wokalnymi w panną Sparkle. Na ekranie właśnie
pojawiły się napisy, więc postanowiłam wstać i zmienić płytę na inną. Powoli
podniosłam się i stawiałam kolejne chwijne kroki. Nagle zrobiło mi się słabo, a
światło zaczęło ginąć w mgle. Czułam nagłe zmiany w moim ciele. Zaczęłam ciąć
powietrze, ale coś zatrzymało mnie. czyjeś ciepłe ramię. Otuliło mnie i
przygarnęło do siebie. Poczułam znajomy zapach, który ocucił mnie z osłabienia
i przywrócił do reczywistości.
- No, co by to było, gdybym się nie
pojawił.- słowom towarzyszył śmiech.
- Ross, skąd ty tu się wziąłeś?-
zapytałam.
- Mam twoje klucze i chciałem ci je odać,
ale gdy nikt mi nie otwierał, postanowiłem ich użyć. I wtedy zauwazyłem, że
znowu umierasz.
Tym razem ja zaśmiałam się.
- Ty to zawsze wiesz, kiedy się pojawić.-
odwróciłam się i spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki. Ogarnęłam się i dałam
znak, że chcę wstać. Blondyn pomógł mi i razem zasiedliśmy na kanapie.
- Too.. co oglądamy?- zapytał.
- Może... Wiem! Film z dzieciństwa!
- Co?- zapytał zszokowany.
- No wiesz, ten, który oglądaliśmy i w
ogóle go nie rozumieliśmy.- pstryknęłam palcami i dodałam.- Intruz!
- Aaa, ten. Jejku, myślałem, że jakieś
bajeczki.- zironizował i wstał z kanapy, po czym podążył w stronę odtwarzacza.
- Mam go tam, w drugiej kolumnie, trzeci
od dołu.
- Jest!- powiedział Ross z triumfem
dzierżąc w dłoni DVD. Włączył płytę i dołączył do mnie na sofie. Chwyciłam
kubełek popcornu i podałam chłopakowi. Po seansie osunęłam się i nagle zmorzył
mnie sen.
RANO
Zmęczona przetarłam powieki. Blondyna
nigdzie nie widziałam, ale słyszałam hałas w kuchni i wywnioskowałam, że
właśnie tam jest. Miałam rację. Mocował się w patelnią, smażył naleśniki.
- Mmmm... Pięknie pachnie.- wciągnęłam
powietrze pachnące śniadaniem.
- No..- powiedział Ross i podał mi talerz
z daniem.
Po śniadaniu jeszcze trochę
rozmawialiśmy, a potem chłopak wyszedł, a pojawiła się Izzy.
-----------------------
* In a world like this- Backstreet Boys
--------------------------
To tyle na dziś, pozdrawiam :)
~Kasia<3
Super rozdział... Bardzo lekko się czyta Twoje opowiadanie, naprawdę podoba mi się ta historia. :) Wciąga mnie coraz bardziej ;)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Awards - zapraszam do mnie po puytania ;)
OdpowiedzUsuńnie wiem ale wydaje mi sie to gubie ze laura ma niby brata mam zle przeczucia co do tego
OdpowiedzUsuńnie rozumiem, jak można jeść naleśniki? XD przecież one są niedobre ._. No nie ważne xD bardzo fajny rozdział ^^
OdpowiedzUsuń