Rozdział dziewiąty
Życie
jest zbyt krótkie, by doszukiwać się prawdy, która nic nie znaczy.
16
września, niedziela
Obudziłam się spocona i niewyspana. A przecież spałam 11 godzin!
Zasnęłam o 20, co jest niespotykane u mnie. Dziwię się, że byłam tak zmęczona.
Jedynym racjonalnych wytłumaczeniem jest to, że znów śniła mi się mama. Kolejny
koszmar. Zazwyczaj śni mi się po prostu to, jak zginęła, ale pojawia się wtedy
też nieme pytanie: dlaczego? Przecież mogłabym umrzeć za nią! Była zbyt dobra i
troskliwa, by zasłużyć na śmierć!
Nie myśląc ani sekundy dłużej zerwałam się z łóżka i spojrzałam
przelotnie na zegarek ścienny. 6.13. Dużo czasu. Lekcje przecież zaczynają się
dopiero o 8. Piątek, co oznacza, że zaraz po szkole zaczyna się weekend! Ten
tydzień był wyjątkowo trudny i wymagał od nas wiele pracy i poświęcenia.
Castingi były męczące, a Van nie zamierza dać nam nawet chwili wytchnienia. Ci,
którzy dostali się na zajęcia, to ci, którzy są najlepsi z najlepszych.
Najsilniejsi psychicznie i fizycznie. A mogłam być tą nudną i zwykłą
dziewczyną, którą byłam niedawno. Męczenie się tylko po to, by uświadomić sobie
kilka rzeczy nie jest warte zachodu. Postanowiłam zrewanżować się siostrze, że
mnie znosi i robi mi codzień śniadanie i przygotować coś dla niej. Miałam
mnóstwo czasu, więc zabrałam się za siebie w pierwszej kolejności. Ubrałam
niebieską tunikę i skórzane, czarne i krótkie spodenki. W końcu zmieniam się. A
jeśli tak jest naprawdę, to doprowadzę tę przemianę do końca. Robię się
zadziorna i, jak to opisał Shelly(George) "sexowna". Dotąd nie
lubiłam szokowania innych wsoją osobą, czy gdy ktoś w ogóle zwracał na mnie
uwagę. Ale teraz, skoro to i tak się dzieje, to czemu nie korzystać? Zrobiłam
lekki makijaż, bo nie zmieniam się tak bardzo, by nosić tapetę i wyglądać, jak,
powiedzmy to po prostu, jak dziwka. Założyłam naszyjnik z kotem i zeszłam po
cichu do kuchni. Mój tata nie lubi, gdy budzi się go bez powodu. Powoli
zamknęłam drzwi do pomieszczenia, by nie słychać było moich rozpraw z blenderem
i mikserem. Wyciągnęłam jaja i mąkę, mąkę oraz sól i wodę. Miska była w
zmywarce, ją również wyjęłam. Mikser przygotowany na blacie tylko czekał, abym
go użyła. Wyrobiłam powoli ciasto na omlety i rozgrzałam patelnię. Smażyłam na
małym ogniu, bo już nie raz i nie dwa sparzyłam się smażąc placki na wielkim.
Zazwyczaj kończyło się to węglem na patelni, dymem w całym domu i zapachem,
jaki mają w zwyczaju wąchać strażacy. Raz nawet zawitali pod moje drzwi, nasza
sąsiadka zadzwoniła do nich, gdyż zauważyła trochę swądu wylatującego z okna.
Przezorny zawsze ubezpieczony, jak zwykła mówić babcia. Rozmyślałam nad tym,
czym tak naprawdę różnią się naleśniki od omletów. To samo ciasto, tylko, w
przypadku tych drugich, gęstrze. Smażą się tak samo, można je jeść w podobny
sposób, a jednak Vanessa widzi różnicę i nie lubi naleśników. Preferuje tylko
omlety! I właśnie je jej przyrządziłam. Ułożyłam w zgrabny stosik i polałam
ukochanym klonowym syropem mojej siostry. Tak przyrządzone postawiłam na stole,
a do szklanek nalałam sok pomarańczowy. Gdy skończyłam sprzątać w kuchni, była
już 7.14. Van zeszła ociężale po schodach z widocznymi śpiochami na oczach, ale
gdy zauważyła pachnące śniadanie na stole na jej twarz wkradł się szeroki
uśmiech. Siadła szybko do stołu i dosłownie rzuciła się na omlety. Robiła przy
tym mnóstwo hałasu, nie zauważyłam, że tata rozespany stoi w drzwiach i patrzy
na Van, która dziko pożerała śniadanie. Wskazałam palcem talerz dla niego i
uśmiechnął się błogo, po czym również zasiadł przy stole. Ja sama ruszyłam w
kierunku pokoju w celu spakowania książek i ogólnego przygotowania się do
szkoły. Dziwne jest to, że ja nigdy nie wstawałam i chodziłam spać wcześnie. A
chociaż spałam długo i tak byłam zmęczona, jakbym wcale nie spała! Ross,
koszmary i Nimek. Do tego jeszcze zajęcia z Van. Trudno się wyspać przy tylu
problemach. Miałam w planie zapytać Ross'a co się stało, że zniknął, ale nie
było go!
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność, a nauczyciele nie mieli litości
i na każdych zajęciach mieliśmy sprawdzian, albo ktoś był odpytywany! Sądzę, że
oni wszyscy są w jakiejś zmowie. Po siódmej i ostatniej lekcji wyszłam
zrezygnowana ze szkoły. Izzy dobiegła do mnie, gdy stałam pod drzwiami.
- Co jest?- zapytała stroskana.
- Ach, nic.- powiedziałam beznamiętnie.
- Nie oszukasz mnie. Czyżby chodziło o Ross'a?- uniosła brew.
- Taak.- odparłam smutno.
- No weźź!- krzyknęła znienacka.- Nie martw się! Musi mieć jakiś
powód.
- Ale wnerwia mnie to, że nie powiedział mi, co go męczy.- rzekłam
zamyślona.
- Może to coś, czego nie powinnaś wiedzieć? Albo coś, co nic nie
znaczy.
- Ale to jest powód, by nie przychodzić do szkoły i olewać mnie?
- Nie wiem.- oznajmiła Izzy.- Skończmy już ten temat. Może wybierzemy
się jutro na plażę? Tak na cały dzień. I całą paczką.- podzieliła się ze mną
pomysłem. Spodobał mi się. Przyda nam się trochę wytchnienia, pomyślałam.
- OK, może być fajnie.- przytaknęłam jej.
- Może?! Będzie na pewno!- powiedziała z przekonaniem.
~~~
Rano wstałam i uświadomiłam sobie, że nie śnił mi się żaden koszmar.
Obudził mnie laptop, a raczej odgłos nowej wiadomości. Nimek odpisał. Rzuciłam
się na urządzenie i otworzyłam list. Słowa były takie:
Witaj Droga Memu Sercu Blue!
Nie mam Ci za złe chwili
przerwy.:)
Powiedz mi coś o sobie,
proszę.
Jestem ciekaw, co skrywa w
sobie taka osoba,
jak Ty,
xoxo, Nimek :)
Zaczynałam go coraz bardziej lubić.
Przyjaźń z kimś takim może okazać się fantastyczna. Postanowiłam odpisać:
Drogi Nimku!,
Skoro pytasz, może odpowiem
tak:
Mam 17 lat i chodzę do
Marino.
Lubię być sobą i już się tego
nie boję.
Mam wiele ukrytych talentów,
których
sama nie jestem jeszcze
pewna.
I bardzo Cię lubię.
Coś jeszcze?
Twoja Blue
Satysfakcjonująca odpowiedź.
Nie powiedziałam, ani za dużo, ani za mało. Niech się cieszy. Zaśmiałam się i
poszłam do łazienki odświeżyć. Mieliśmy iść na plażę. Wybrałam więc moje
ulubione zielone bikini i na to założyłam prześwitującą czarną koszulę i do
tego pasujące spodenki. Japonki z różami w odcieniu szmaragdu dopełniały efekt
końcowy.
Zjadłam jogurt naturalny z
musli i poczłapałam do pokoju po torbę i potrzebne rzeczy. Zabrałam krem do
opalania, koce, ręczniki i okulary oraz dwie butelki wody mineralnej i
biszkopty. Dzwonek zadzwonił punktualnie o dziesiątej. Była to
najodpowiedniejsza pora na zajęcie miejsca na złocistym piasku, zanim wścipscy
turyści zaczną się zbierać. Nie byłam nietolerancyjna, czy coś. Ale powiedz
szczerze, Pamiętniku, kto lubi patrzeć, jak podróżni zajmują całe miejsce i na
dodatek jest ich więcej, niż miejscowych?! Poszłam otworzyć drzwi, a w nich stał...
- Ross!- krzyknęłam
zdziwiona.- Co ty tu robisz?!
- Izzy powiedziała, że
idziecie na plażę, więc chciałem się zapytać, czy również bym mógł.- powiedział
nieśmiale.
- Oczywiście, że możesz!-
odparłam tak, jakby to było oczywiste, a tak było.- Co za głupie pytanie!
Przyjaźnimy się?
- Noo, tak.- odpowiedział.
- No to możesz.- rzekłam i
wciągnęłam go do holu i zamknęłam drzwi głośnym trzaśnięciem.
- Fajnie.- uśmiechnął się
ciepło. Odwzajemniłam ten gest.
- Idziemy?- zapytałam miękko.
- Jasne.
Wzięłam z półki klucze,
otworzyłam ponownie drzwi, wypchnęłam blondyna i zamknęłam je.
Ruszyliśmy wolnym krokiem w
stronę plaży, Malibu.
Tam, wkroczyliśmy w piasek,
brakowało mi jego miękkości i przyjemnego ciepła. Zauważyliśmy naszych
przyjaciół leżących na kocach i rozmawiających wesoło. Doszliśmy do nich, po
czym rozłożyłam koc i rzuciłam się na niego. Obok mnie położył się Ross. Nic
nie mówiliśmy, ale nie była to niezręczna cisza, bardziej chwila melancholii.
Nagle odezwałam się z zamiarem zadania pytania, które mnie dręczyło przez
ostatnie dni.
- Ross...- zaczęłam
niepewnie.
- Tak?- podniósł głowę.
- Emmm... Idziemy do wody?-
zrezygnowałam z zamiaru.
- Jasne.- wtrącił się George.
- OK. Idę po deskę.-
powiedział lekko blondyn.
- Chodź.- wyciągnął rękę
brunet. Chwyciłam ją, jednocześnie patrząc na Clay'a, który leżał z Ever i był
pochłonięty rozmową z rudą oraz besztając się za nieśmiałość odnośnie pytania.
Wstałam powoli i razem z Shelly'm ruszyliśmy do wody. Na początku była zimna,
ale już po chwili przyzwyczaiłam się i wydawała się mieć, w styczności z moją
skórą, temperaturę pokojową. Ross także wskoczył do wody i od razu stanął na
desce. Wyglądał tak, jakby miał surfowanie we krwi. A w Londynie nie było nawet
dostępu do morza! Chodził na lekcje pływania, ale o surfingu nic nie wiem. W
każdym razie, reszta paczki siedziała na piasku i zdawała się nie zauważać nas
i naszych harców. Chwilę zapomnienia wykorzystał George i ochlapał mnie wodą.
Nie pozostałam mu dłużna. Po kilku minutach goniliśmy się, niczym małe dzieci i
chlapaliśmy wodą nawzajem. Biegnąc nie zauważyłam kłody wbitej we dnie i
potknęłam się o nią. Czułam ból w kostce i to, że upadam przecinając powietrze.
Nagle ktoś mnie złapał od dołu i chwycił w talii. Ułamek sekundy później stałam
oko w oko w brunetem. Zaczął się do mnie przybliżać, a ja, niezdolna do
jakiegokolwiek ruchu, po prostu pustym wzrokiem patrzyłam na niego. Nasze usta
spotkały się w słonym od wody morskiej pocałunku, a ja zakrztusiłam się resztką
śliny i zaczęłam oddychać spazmatycznym tchem.
------------------------------------
Szczerze, kto z Was się tego spodziewał, hę? Wena przypłynęła i dzięki temu, rozdział już dziś się pojawił ^^ Pozdrawiam czytelników i do kolejnego rozdziału(albo nie xD)
~Kasia<3
P.S. Nuta na koniec dnia ♥♥♥
Koffam <3
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńPiszaj szybko literki do następnego ;D
Super! Bardzo mi się podoba i czekam na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńspoko ale wolaa bym zeby pocalowa sie z rossem a ni z tym nie pamientam jak mu tam lecialo s cos tam nei no nie pamentam
OdpowiedzUsuńFajny, ale po chuj ten ich pocałunek? XD ty nie wytrzymasz, żeby czegoś nie zjebać, nie? xD
OdpowiedzUsuńidę czytać kolejny, bo mam coraz mniej czasu ._.