"Wyciągnij lekcję z wczoraj, żyj dniem
dzisiejszym i miej nadzieję na jutro..."
*perspektywa Laury*
- Haha, nie!- krzyknęłam, leżąc w piasku.
- Ta-ak.- zaczął droczyć się ze mną Ross.
- Nie.- podniosłam się i otrzepałam ze złotych
drobinek, a zaraz potem znów biegłam przed siebie.
- Tak!- wrzasnął blondyn, prawie zrównując się ze
mną w biegu. Chwycił moją dłoń i pociągnął do siebie, przez co upadliśmy razem
na ziemię. Na plaży nie było prawie nikogo, oprócz nas.
- Nie!
Nasze głosy odbijały się echem od skalistych
ścian jaskiń od strony wschodniej. Leżał
na mnie i patrzył mi w oczy.
- Tak.- szepnął.
Chwyciłam garść piasku w dłoń i błyskawicznie
obsypałam go znów po głowie. Zdezorientowany, strzepywał z głowy pył, a ja
wyrwałam mu się i wskoczyłam do wody. Zanurkowałam w niej i delikatnie
podpłynęłam do brzegu, pozostając jednak w całości w wodzie. Chłopak rozglądał
się po plaży, jednak mnie nie znalazł, więc przetarł oczy z piachu i wszedł do
wody, nieopodal mnie. Postanowiłam działać. Chwyciłam go za nogi, a ten runął
do wody z głośnym piskiem, godnym jedenastoletniej dziewczynki. Zaczęliśmy się
podtapiać nawzajem. Nagle poczułam, że przestałam panować nad oddechem, a moje
płuca zalewa woda. Próbowałam krzyczeć, lecz nie mogłam. Wierzgałam, ale Ross
odebrał to jako atak, więc podtopił mnie bardziej. W końcu straciłam świadomość
i osunęłam się pod taflę wody.
*perspektywa Rossa*
Laura podejrzanie długo się nie wynurzała.
Czekałem na atak, ale nic się nie działo. Dwie minuty później zaniepokoiłem się
już na serio. Nabrałem powietrza do płuc i zanurzyłem się. Dziewczyna opadała.
Miała zamknięte oczy i była okropnie blada. Światło tańczyło na jej policzkach,
jednak sama brunetka się nie ruszała. Popłynąłem do niej ostrożnie i chwyciłem
za rękę. Żadnego uścisku, nic. Postanowiłem działać.
Gwałtownie pociągnąłem ją
za sobą i zacząłem się zbliżać do brzegu. Tam, szybko położyłem ją na piasku,
lecz nadal nie wiedziałem, co robić. Dziewczyna nie oddychała. Tętno było
ledwie wyczuwalne.
Podjąłem się akcji reanimacji. Szybkimi ruchami
robiłem masaż serca, jednak miałem świadomość, że to nic nie da. Przyłożyłem
usta do jej warg i wpuściłem do nich powietrze.
Poczułem mrowienie, a nagły
przypływ energii zadziałał na mnie dziwnie. Poczułem się tak, jakby coś mnie
poraziło.
Szybko jednak doszedłem do siebie i kontynuowałem reanimację.
Jakiś
plażowicz w tym czasie wezwał pogotowie i już po kilku minutach karetka stała
przy wejściu na plażę. Dwóch funkcjonariuszy wzięło Laurę na nosze. Jeden z nich
pogratulował mi szybkiej i prawidłowej reakcji i pozwolił jechać z nimi.
Droga przeciągała się. Korki na ulicach były nie
do zniesienia. Mimo, iż jechaliśmy na sygnale, inne samochody rzadko albo w
ogóle nas nie przepuszczały. Dłonie miałem okropnie zimne, a do tego drżały.
W końcu dotarliśmy do szpitala. Tam, ci
mężczyźni, którzy byli ze mną w karetce, szybko przewieźli dziewczynę do sali,
a mi pozostało tylko czekać.
Czekanie.
To straszne.
Kiedy człowiek chce
działać, zawsze w takiej sytuacji ktoś mówi "Poczekaj". Najgorsze
jest to, że 80 procentach przypadków nie ma się innego wyjścia.
Chodziłem w kółko po korytarzu, zamyślony i
kompletnie oderwany od rzeczywistości. W końcu pojawił się jakiś lekarz.
Zaczepiłem go i od razu trafiłem na tego, który
zajmował się Laurą. Na szczęście, nic wielkiego jej się nie stało. Chwilowy
brak dostępu powietrza do mózgu nie spowodował uszczerbku na zdrowiu
dziewczyny. Teraz wystarczyło tylko dotrwać do momentu, w którym brunetka się
ocknie.
I znów musiałem czekać...
*perspektywa Laury*
Poczułam delikatny uścisk na dłoni. Ciepło, które
rozpierzchło się na mej skórze, momentalnie zniknęło. Ktoś zabrał rękę.
Zamrugałam, przyzwyczajając się do światła i mój wzrok od razu padł na
siedzącego przy moim łóżku Rossa.
- A oto i mój bohater.- lekko uniosłam rękę i
wskazałam szydzącym gestem na blondyna. Skrzywiłam się.- Przestałam już liczyć
te wszystkie razy, kiedy mnie ratowałeś.- poruszyłam głową lekko. Przechyliłam
ją w lewą stronę, a moje spojrzenie trafiło na gigantyczny napis
"Hollywood". Nadal tam stał.- Jak tak dalej pójdzie, to wyrobię sobie
w tym szpitalu kartę stałego klienta.- zaśmiałam się, a blondyn wraz ze mną,
ale poczułam nagle, jakby coś rozgrywało moje płuca od środka, więc przestałam.
- Obowiązek przyjaciela.- zaśmiał się znów.-
Wiesz dobrze, że dla ciebie zrobiłbym wszystko.- jego twarz przybrała poważny
wyraz.
- Wiem.- nieśmiało uniosłam kąciki ust.- I za to
ci dziękuję.- zamilkłam na chwilę.- Kevin mnie zabije.
- A czemu tak...?- spytał blondyn.
- Obiecałam mu, że będę trzymać się z dala od
problemów. Ale one same do mnie przychodzą.- kolejny raz na moją twarz wskoczył
grymas.
Do sali szybkim krokiem wszedł doktor.
- Lauro... Miło cię znów spotkać.- rzekł,
przeglądając moją kartę.
- Dzień dobry doktorze Hansley. Jak tam żona?-
zagadnęłam go.
- Ósmy miesiąc, oczekiwania, oczekiwania. Trudno
mi...
- Z nią wytrzymać.- dokończyłam i uśmiechnęłam
się.- Wiem.
Lekarz mlasnął z przekąsem i powiedział:
- Cóż... Pozostaniesz jeszcze ze trzy dni na
obserwacji, dopóki nie... Wyschniesz.- zaśmiał się, jednak ani ja, ani Ross nie
uważaliśmy tego za śmieszne, a więc i on znów powrócił do poprzedniej miny.-
Później wrócisz do domu, a tam powinnaś jeszcze kilka dni odpocząć.
- Doktorze?- spytałam.
Mężczyzna spojrzał na mnie.
- Czy ja będę mogła...
- Śpiewać?- widząc niepewność na mojej twarzy sam
sobie odpowiedział.- Oczywiście. Będziesz miała na początku mały problem z
oddechem, ale i to w końcu minie...
- Mówi mi pan tak, bo chcę to usłyszeć, czy
dlatego, że tak będzie?- przerwałam mu.
- Tak będzie.- zapewnił i wyszedł z sali.
- Wspaniale.- powiedziałam sama do siebie.
Do pokoju wparował Kevin
- Lepiej być nie może.- uniosłam ręce, które
zaraz potem opadły na pościel.
A zaraz za nim pojawiła się Straszna Kate.
- Jeny, to dzień uświadamiania mi, że nigdy nie
mam racji, czy co?- zajęczałam.
- Też miło cię widzieć.- wyparowała rudowłosa,
ale Kevin od razu gestem dłoni ją uciszył.
- Co to ma znaczyć?- zapytał.
Skoro i tak mnie wyrzuci, postanowiłam udawać
idiotkę. Całkiem nieźle mi to wychodziło.
- Ale co?- odpowiedziałam pytaniem.
- No... To!- wskazał na moje łóżko i kroplówkę.
- Ale... Co?
- Kurde- zatkało go na chwilę, widać było, że się
tego nie spodziewał z mojej strony. Nie zawsze jestem potulna i grzeczna
Kevinku, pomyślałam.- Dlaczego znów znajduję cię w szpitalu?
- Tym razem to nic takiego. Po prostu
zakrztusiłam się wodą przy pływaniu.- wytłumaczyłam, pozbywając się wzroku i
wyrazu twarzy totalnej idiotki.
- Tym razem.- powtórzył.- Lauro, cały czas coś
robisz tak, by tu lądować.- zrobił dziwne kółko-jajko dłonią, a Ross zaczął się
śmiać. Kev spiorunował go wzrokiem, lecz blondyn nadal się śmiał.- Co cię tak
bawi?
- Kevin... Uwierz, staram się ciebie szanować.
Naprawdę. Ale w tych przeuroczych skarpetkach w kwiatki nie zdobędziesz
niczyjego szacunku.- i znów wybuchnął głośnym śmiechem.
Kevin uniósł nogawki i ujrzał w modnych czarnych
butach różowe skarpety.
- Jak to tu...?!
Starałam się nie śmiać, lecz już po chwili, mimo
bólu w klatce piersiowej, również trzęsłam się ze śmiechu.
Po kilkunastu minutach nabijania się z mężczyzny,
w końcu się uspokoiliśmy. Nawet Straszna Kate się uśmiechała.
- Wyrzucisz mnie?- spytałam cicho.
- Nie!- zdziwiony rzekł.- Tylko naprawdę się
martwię. To może się źle skończyć.
- Mamy teraz dwutygodniową przerwę. Dojdę do
siebie, a przy okazji powstrzymam od wpadania w kłopoty.- uśmiechnęłam się
lekko.
- Jaką mogę mieć pewność, że znów coś ci się nie
przydarzy?- zapytał.
- Stuprocentową.- odparł za mnie blondyn.
- A dlaczegoż to ty się za nią wypowiadasz?-
zwrócił się do Rossa brunet.
- Bo będę przy niej cały czas.- wzruszył
ramionami.
Kevin wybuchnął śmiechem, w ślad za nim Kate, a i
ja w końcu się przyłączyłam.
Ross mrugał zdezorientowany.
- Ale mnie pocieszyłeś.- mówił przez śmiech
mężczyzna.
- Ej, to ja ją uratowałem. I to już kolejny raz.-
obruszył się.
- A nie zauważyłeś czasem, że zawsze, kiedy
jesteś w pobliżu, wpadam w kłopoty? Albo, że to ty nie raz spowodowałeś
niektóre moje czyny?- rzekłam.
- Noo...- podrapał się po głowie.- No może. Ale
to nie zmienia faktu, że to ja cię uratowałem.- skrzyżował ręce na piersi i
"fochnął", jak na nastolatka z mózgiem dziecka przystało.
Postanowiłam poprawić mu humor.
- Ross, jeszcze wiele razy mnie uratujesz.
Jeszcze mnóstwo razy dzięki tobie będę bliska śmierci.- uśmiechnęłam się do
niego przyjaźnie. W momencie mu przeszło.
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, zaczęło się
ściemniać. Kate i Kevin wyszli, a Ross został.
- Powinieneś już wracać do domu.- powiedziałam,
ziewając.
- Nigdzie się stąd nie ruszam.- odparł uparcie.
- Jak chcesz, ja idę spać.- zamknęłam oczy i
pogrążyłam się w śnie.
Rano słońce wdarło się do sali i zaczęło razić
mnie w oczy. Chciałam się przeciągnąć, ale napotkałam przeszkodę. Odwróciłam
się i spojrzałam na nią. Twarz osobnika była zdecydowanie za blisko. Obok mnie,
na łóżku, leżał Ross!
- Aaa!- wrzasnęłam, zanim zdążyłam się ogarnąć.
- Aaa!- krzyknął rozespany chłopak.
Tak podskoczyłam przez jego krzyk, że leżałam
plackiem na ziemi.
Ross zaczął się śmiać. Jego śmiech był zaraźliwy,
bo i ja zaczęłam po chwili chichotać jak jakaś idiotka.
Do sali wparowała pielęgniarka. Zaszokowana,
tylko wpatrywała się, to na mnie, to na blondyna.
- Co wy wyprawiacie?- spytała podejrzliwie.
Chłopak klęczał na łóżku, a ja leżałam na
podłodze. To nie mogło nie wyglądać dziwnie.
- My tylko...- zaczęłam.
- Laura spadła. Miała koszmar, przestraszyła się
i zaczęła krzyczeć, a potem bum! I na ziemię.- wskazał na mnie, a ja udałam
przestraszoną.
Kobieta wzruszyła ramionami i wyszła.
Znów wybuchnęliśmy śmiechem. Blondyn podał mi
rękę i pomógł wstać na łóżko.
Następne dwa dni spędzaliśmy trochę razem, trochę
osobno. Zdecydowaliśmy wspólnie, że lepiej będzie, jeśli na noc będzie wracał
do domu. A do tego razem z zespołem zaczęli planować trasę koncertową.
W końcu wreszcie wróciłam do domu. Miło było mi
zamknąć się we własnym pokoju z grubym tomiszczem nowej książki.C. J. Daugherty
i wielkim kubkiem herbaty jaśminowej.
Coś było jednak nie tak.
Już dawno to zauważyłam, ale teraz działo się tak
coraz częściej...
Tata późno wracał, albo nawet w ogóle, był
małomówny, spokojny i okropnie blady. Stał się odległy, nieobecny. Już
wcześniej nasze stosunki się pogorszyły, głównie przez moje problemy i wyjazdy,
ale teraz już w ogóle nie czułam, że jest.
Wmówiłam sobie, że to przejściowe, że pewnie jest
chory albo przepracowany. Może jakaś kobieta go rzuciła?
Tak, to było najprawdopodobniejsze.
Tak więc, zatopiłam się w lekturze i zanim się
zorientowałam, już zasnęłam.
--------------------------------------
Heej! :D
Od razu mówię, że ten rozdział nie wyszedł tak,
jak powinien.
I jest nudny :|
Ale to dopiero wprowadzenie do mojego niecnego
planu :3
Dlatego jeszcze przez 2/3 rozdziały nie obiecuję
żadnej akcji, szału, czy coś xD
Ostatnio mam masę pomysłów :D
Jeszcze nie mam pewności, czy wszystkie je tutaj
wprowadzę, ani też w jakiej kolejności będą, ale jest tego mnóstwo xD
Więc jeśli chodzi o fabułę, to wiem mniej więcej,
co i jak :3
Za to z weną nie najlepiej :(
Ale pracuję nad tym :)
Mam jeszcze tydzień ferii, więc postaram się
chociaż jeden rozdział napisać i dodać jeszcze w tym :3
A na razie buziaki i do następnego rozdziału!
<3
~Kasia<3
P.S. Mam to teraz fazę :D uwielbiam OneRepublic, a Ryan tutaj rządzi! :3
P.S. Mam to teraz fazę :D uwielbiam OneRepublic, a Ryan tutaj rządzi! :3
Zaaaajebisty :3 Czo jest jej tacie? :O
OdpowiedzUsuńNie wiem co pisać... czekam na kolejny? >___< :)
czekam na nexta
OdpowiedzUsuńświetny !!!!!!!!!!!!! Co się stało z tatą Laury? :( Mam nadzieję, że niedługo pojawi się Raura <3 czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńGenialny.... <33 ciekawe co z tatą Laury, ale pewnie wkrótce się dowiem.. Z niecierpliwością czekam na nexta ^_^ <33
OdpowiedzUsuńCiekawość rozrywa mnie od środka :D Będę niecierpliwie czekać na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny i genialny. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <3
Super, jak zawsze !!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny- nie mogę się doczekać !!!
Swietny! Pisz dalej <3 kooocham Raure <3
OdpowiedzUsuńŚwietny blog ! <3 Zapraszam do mnie : http://auslly-mimo-wszystko.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńDawaj next!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie - http://raura-i-love.blogspot.com/ . Historia Laury Marano, córki prezydenta i wulgarnego motocyklisty Rossa Lyncha który zalicza laski
OdpowiedzUsuńdo usłyszenia!
a będzie auslly?
Świetny blog :) . Zapraszam do mnie life-is-crazy-raura.blogspot.com
OdpowiedzUsuńfajny ^^
OdpowiedzUsuńco ty tej biednej Laurze robisz ._. nienawidzę szpitali XD ale kto lubi xd
dużo Raury, daj mi Rydellington :3