poniedziałek, 10 lutego 2014

(II) Rozdział drugi


"Wyciągnij lekcję z wczoraj, żyj dniem dzisiejszym i miej nadzieję na jutro..."

*perspektywa Laury*

- Haha, nie!- krzyknęłam, leżąc w piasku.
- Ta-ak.- zaczął droczyć się ze mną Ross.
- Nie.- podniosłam się i otrzepałam ze złotych drobinek, a zaraz potem znów biegłam przed siebie.
- Tak!- wrzasnął blondyn, prawie zrównując się ze mną w biegu. Chwycił moją dłoń i pociągnął do siebie, przez co upadliśmy razem na ziemię. Na plaży nie było prawie nikogo, oprócz nas.
- Nie!
Nasze głosy odbijały się echem od skalistych ścian jaskiń od strony wschodniej.  Leżał na mnie i patrzył mi w oczy.
- Tak.- szepnął.
Chwyciłam garść piasku w dłoń i błyskawicznie obsypałam go znów po głowie. Zdezorientowany, strzepywał z głowy pył, a ja wyrwałam mu się i wskoczyłam do wody. Zanurkowałam w niej i delikatnie podpłynęłam do brzegu, pozostając jednak w całości w wodzie. Chłopak rozglądał się po plaży, jednak mnie nie znalazł, więc przetarł oczy z piachu i wszedł do wody, nieopodal mnie. Postanowiłam działać. Chwyciłam go za nogi, a ten runął do wody z głośnym piskiem, godnym jedenastoletniej dziewczynki. Zaczęliśmy się podtapiać nawzajem. Nagle poczułam, że przestałam panować nad oddechem, a moje płuca zalewa woda. Próbowałam krzyczeć, lecz nie mogłam. Wierzgałam, ale Ross odebrał to jako atak, więc podtopił mnie bardziej. W końcu straciłam świadomość i osunęłam się pod taflę wody.

*perspektywa Rossa*

Laura podejrzanie długo się nie wynurzała. Czekałem na atak, ale nic się nie działo. Dwie minuty później zaniepokoiłem się już na serio. Nabrałem powietrza do płuc i zanurzyłem się. Dziewczyna opadała. Miała zamknięte oczy i była okropnie blada. Światło tańczyło na jej policzkach, jednak sama brunetka się nie ruszała. Popłynąłem do niej ostrożnie i chwyciłem za rękę. Żadnego uścisku, nic. Postanowiłem działać. 
Gwałtownie pociągnąłem ją za sobą i zacząłem się zbliżać do brzegu. Tam, szybko położyłem ją na piasku, lecz nadal nie wiedziałem, co robić. Dziewczyna nie oddychała. Tętno było ledwie wyczuwalne.
Podjąłem się akcji reanimacji. Szybkimi ruchami robiłem masaż serca, jednak miałem świadomość, że to nic nie da. Przyłożyłem usta do jej warg i wpuściłem do nich powietrze. 
Poczułem mrowienie, a nagły przypływ energii zadziałał na mnie dziwnie. Poczułem się tak, jakby coś mnie poraziło. 
Szybko jednak doszedłem do siebie i kontynuowałem reanimację. 
Jakiś plażowicz w tym czasie wezwał pogotowie i już po kilku minutach karetka stała przy wejściu na plażę. Dwóch funkcjonariuszy wzięło Laurę na nosze. Jeden z nich pogratulował mi szybkiej i prawidłowej reakcji i pozwolił jechać z nimi.
Droga przeciągała się. Korki na ulicach były nie do zniesienia. Mimo, iż jechaliśmy na sygnale, inne samochody rzadko albo w ogóle nas nie przepuszczały. Dłonie miałem okropnie zimne, a do tego drżały.
W końcu dotarliśmy do szpitala. Tam, ci mężczyźni, którzy byli ze mną w karetce, szybko przewieźli dziewczynę do sali, a mi pozostało tylko czekać. 
Czekanie. 
To straszne. 
Kiedy człowiek chce działać, zawsze w takiej sytuacji ktoś mówi "Poczekaj". Najgorsze jest to, że 80 procentach przypadków nie ma się innego wyjścia.
Chodziłem w kółko po korytarzu, zamyślony i kompletnie oderwany od rzeczywistości. W końcu pojawił się jakiś lekarz.
Zaczepiłem go i od razu trafiłem na tego, który zajmował się Laurą. Na szczęście, nic wielkiego jej się nie stało. Chwilowy brak dostępu powietrza do mózgu nie spowodował uszczerbku na zdrowiu dziewczyny. Teraz wystarczyło tylko dotrwać do momentu, w którym brunetka się ocknie.
I znów musiałem czekać...

*perspektywa Laury*

Poczułam delikatny uścisk na dłoni. Ciepło, które rozpierzchło się na mej skórze, momentalnie zniknęło. Ktoś zabrał rękę. Zamrugałam, przyzwyczajając się do światła i mój wzrok od razu padł na siedzącego przy moim łóżku Rossa.
- A oto i mój bohater.- lekko uniosłam rękę i wskazałam szydzącym gestem na blondyna. Skrzywiłam się.- Przestałam już liczyć te wszystkie razy, kiedy mnie ratowałeś.- poruszyłam głową lekko. Przechyliłam ją w lewą stronę, a moje spojrzenie trafiło na gigantyczny napis "Hollywood". Nadal tam stał.- Jak tak dalej pójdzie, to wyrobię sobie w tym szpitalu kartę stałego klienta.- zaśmiałam się, a blondyn wraz ze mną, ale poczułam nagle, jakby coś rozgrywało moje płuca od środka, więc przestałam.
- Obowiązek przyjaciela.- zaśmiał się znów.- Wiesz dobrze, że dla ciebie zrobiłbym wszystko.- jego twarz przybrała poważny wyraz.
- Wiem.- nieśmiało uniosłam kąciki ust.- I za to ci dziękuję.- zamilkłam na chwilę.- Kevin mnie zabije.
- A czemu tak...?- spytał blondyn.
- Obiecałam mu, że będę trzymać się z dala od problemów. Ale one same do mnie przychodzą.- kolejny raz na moją twarz wskoczył grymas.
Do sali szybkim krokiem wszedł doktor.
- Lauro... Miło cię znów spotkać.- rzekł, przeglądając moją kartę.
- Dzień dobry doktorze Hansley. Jak tam żona?- zagadnęłam go.
- Ósmy miesiąc, oczekiwania, oczekiwania. Trudno mi...
- Z nią wytrzymać.- dokończyłam i uśmiechnęłam się.- Wiem.
Lekarz mlasnął z przekąsem i powiedział:
- Cóż... Pozostaniesz jeszcze ze trzy dni na obserwacji, dopóki nie... Wyschniesz.- zaśmiał się, jednak ani ja, ani Ross nie uważaliśmy tego za śmieszne, a więc i on znów powrócił do poprzedniej miny.- Później wrócisz do domu, a tam powinnaś jeszcze kilka dni odpocząć.
- Doktorze?- spytałam.
Mężczyzna spojrzał na mnie.
- Czy ja będę mogła...
- Śpiewać?- widząc niepewność na mojej twarzy sam sobie odpowiedział.- Oczywiście. Będziesz miała na początku mały problem z oddechem, ale i to w końcu minie...
- Mówi mi pan tak, bo chcę to usłyszeć, czy dlatego, że tak będzie?- przerwałam mu.
- Tak będzie.- zapewnił i wyszedł z sali.
- Wspaniale.- powiedziałam sama do siebie.
Do pokoju wparował Kevin
- Lepiej być nie może.- uniosłam ręce, które zaraz potem opadły na pościel.
A zaraz za nim pojawiła się Straszna Kate.
- Jeny, to dzień uświadamiania mi, że nigdy nie mam racji, czy co?- zajęczałam.
- Też miło cię widzieć.- wyparowała rudowłosa, ale Kevin od razu gestem dłoni ją uciszył.
- Co to ma znaczyć?- zapytał.
Skoro i tak mnie wyrzuci, postanowiłam udawać idiotkę. Całkiem nieźle mi to wychodziło.
- Ale co?- odpowiedziałam pytaniem.
- No... To!- wskazał na moje łóżko i kroplówkę.
- Ale... Co?
- Kurde- zatkało go na chwilę, widać było, że się tego nie spodziewał z mojej strony. Nie zawsze jestem potulna i grzeczna Kevinku, pomyślałam.- Dlaczego znów znajduję cię w szpitalu?
- Tym razem to nic takiego. Po prostu zakrztusiłam się wodą przy pływaniu.- wytłumaczyłam, pozbywając się wzroku i wyrazu twarzy totalnej idiotki.
- Tym razem.- powtórzył.- Lauro, cały czas coś robisz tak, by tu lądować.- zrobił dziwne kółko-jajko dłonią, a Ross zaczął się śmiać. Kev spiorunował go wzrokiem, lecz blondyn nadal się śmiał.- Co cię tak bawi?
- Kevin... Uwierz, staram się ciebie szanować. Naprawdę. Ale w tych przeuroczych skarpetkach w kwiatki nie zdobędziesz niczyjego szacunku.- i znów wybuchnął głośnym śmiechem.
Kevin uniósł nogawki i ujrzał w modnych czarnych butach różowe skarpety.
- Jak to tu...?!
Starałam się nie śmiać, lecz już po chwili, mimo bólu w klatce piersiowej, również trzęsłam się ze śmiechu.
Po kilkunastu minutach nabijania się z mężczyzny, w końcu się uspokoiliśmy. Nawet Straszna Kate się uśmiechała.
- Wyrzucisz mnie?- spytałam cicho.
- Nie!- zdziwiony rzekł.- Tylko naprawdę się martwię. To może się źle skończyć.
- Mamy teraz dwutygodniową przerwę. Dojdę do siebie, a przy okazji powstrzymam od wpadania w kłopoty.- uśmiechnęłam się lekko.
- Jaką mogę mieć pewność, że znów coś ci się nie przydarzy?- zapytał.
- Stuprocentową.- odparł za mnie blondyn.
- A dlaczegoż to ty się za nią wypowiadasz?- zwrócił się do Rossa brunet.
- Bo będę przy niej cały czas.- wzruszył ramionami.
Kevin wybuchnął śmiechem, w ślad za nim Kate, a i ja w końcu się przyłączyłam.
Ross mrugał zdezorientowany.
- Ale mnie pocieszyłeś.- mówił przez śmiech mężczyzna.
- Ej, to ja ją uratowałem. I to już kolejny raz.- obruszył się.
- A nie zauważyłeś czasem, że zawsze, kiedy jesteś w pobliżu, wpadam w kłopoty? Albo, że to ty nie raz spowodowałeś niektóre moje czyny?- rzekłam.
- Noo...- podrapał się po głowie.- No może. Ale to nie zmienia faktu, że to ja cię uratowałem.- skrzyżował ręce na piersi i "fochnął", jak na nastolatka z mózgiem dziecka przystało. Postanowiłam poprawić mu humor.
- Ross, jeszcze wiele razy mnie uratujesz. Jeszcze mnóstwo razy dzięki tobie będę bliska śmierci.- uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. W momencie mu przeszło.
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, zaczęło się ściemniać. Kate i Kevin wyszli, a Ross został.
- Powinieneś już wracać do domu.- powiedziałam, ziewając.
- Nigdzie się stąd nie ruszam.- odparł uparcie.
- Jak chcesz, ja idę spać.- zamknęłam oczy i pogrążyłam się w śnie.
Rano słońce wdarło się do sali i zaczęło razić mnie w oczy. Chciałam się przeciągnąć, ale napotkałam przeszkodę. Odwróciłam się i spojrzałam na nią. Twarz osobnika była zdecydowanie za blisko. Obok mnie, na łóżku, leżał Ross!
- Aaa!- wrzasnęłam, zanim zdążyłam się ogarnąć.
- Aaa!- krzyknął rozespany chłopak.
Tak podskoczyłam przez jego krzyk, że leżałam plackiem na ziemi.
Ross zaczął się śmiać. Jego śmiech był zaraźliwy, bo i ja zaczęłam po chwili chichotać jak jakaś idiotka.
Do sali wparowała pielęgniarka. Zaszokowana, tylko wpatrywała się, to na mnie, to na blondyna.
- Co wy wyprawiacie?- spytała podejrzliwie.
Chłopak klęczał na łóżku, a ja leżałam na podłodze. To nie mogło nie wyglądać dziwnie.
- My tylko...- zaczęłam.
- Laura spadła. Miała koszmar, przestraszyła się i zaczęła krzyczeć, a potem bum! I na ziemię.- wskazał na mnie, a ja udałam przestraszoną.
Kobieta wzruszyła ramionami i wyszła.
Znów wybuchnęliśmy śmiechem. Blondyn podał mi rękę i pomógł wstać na łóżko.
Następne dwa dni spędzaliśmy trochę razem, trochę osobno. Zdecydowaliśmy wspólnie, że lepiej będzie, jeśli na noc będzie wracał do domu. A do tego razem z zespołem zaczęli planować trasę koncertową.
W końcu wreszcie wróciłam do domu. Miło było mi zamknąć się we własnym pokoju z grubym tomiszczem nowej książki.C. J. Daugherty i wielkim kubkiem herbaty jaśminowej.
Coś było jednak nie tak.
Już dawno to zauważyłam, ale teraz działo się tak coraz częściej...
Tata późno wracał, albo nawet w ogóle, był małomówny, spokojny i okropnie blady. Stał się odległy, nieobecny. Już wcześniej nasze stosunki się pogorszyły, głównie przez moje problemy i wyjazdy, ale teraz już w ogóle nie czułam, że jest.
Wmówiłam sobie, że to przejściowe, że pewnie jest chory albo przepracowany. Może jakaś kobieta go rzuciła?
Tak, to było najprawdopodobniejsze.
Tak więc, zatopiłam się w lekturze i zanim się zorientowałam, już zasnęłam.
--------------------------------------
Heej! :D
Od razu mówię, że ten rozdział nie wyszedł tak, jak powinien.
I jest nudny :|
Ale to dopiero wprowadzenie do mojego niecnego planu :3
Dlatego jeszcze przez 2/3 rozdziały nie obiecuję żadnej akcji, szału, czy coś xD
Ostatnio mam masę pomysłów :D
Jeszcze nie mam pewności, czy wszystkie je tutaj wprowadzę, ani też w jakiej kolejności będą, ale jest tego mnóstwo xD
Więc jeśli chodzi o fabułę, to wiem mniej więcej, co i jak :3
Za to z weną nie najlepiej :(
Ale pracuję nad tym :)
Mam jeszcze tydzień ferii, więc postaram się chociaż jeden rozdział napisać i dodać jeszcze w tym :3
A na razie buziaki i do następnego rozdziału!
<3
~Kasia<3
P.S. Mam to teraz fazę :D uwielbiam OneRepublic, a Ryan tutaj rządzi! :3

13 komentarzy:

  1. Zaaaajebisty :3 Czo jest jej tacie? :O
    Nie wiem co pisać... czekam na kolejny? >___< :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny !!!!!!!!!!!!! Co się stało z tatą Laury? :( Mam nadzieję, że niedługo pojawi się Raura <3 czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny.... <33 ciekawe co z tatą Laury, ale pewnie wkrótce się dowiem.. Z niecierpliwością czekam na nexta ^_^ <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawość rozrywa mnie od środka :D Będę niecierpliwie czekać na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny i genialny. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej ;)
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, jak zawsze !!!
    Czekam na następny- nie mogę się doczekać !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietny! Pisz dalej <3 kooocham Raure <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny blog ! <3 Zapraszam do mnie : http://auslly-mimo-wszystko.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam do mnie - http://raura-i-love.blogspot.com/ . Historia Laury Marano, córki prezydenta i wulgarnego motocyklisty Rossa Lyncha który zalicza laski
    do usłyszenia!
    a będzie auslly?

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny blog :) . Zapraszam do mnie life-is-crazy-raura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. fajny ^^
    co ty tej biednej Laurze robisz ._. nienawidzę szpitali XD ale kto lubi xd
    dużo Raury, daj mi Rydellington :3

    OdpowiedzUsuń