sobota, 16 listopada 2013

Rozdział trzydziesty


"Ktoś bardzo chciał, byś naprawdę wszystko zapomniała..."

Czasem mam wrażenie, że wszystko się wali. No bo dlaczego niby tyle nieszczęścia ciągle na mnie spada? O mało nie popełniłam samobójstwa, po moim wyjeździe Ross niemal również się zabił, a teraz to?!
- Witaj, Lauro.- powiedziała słodko białowłosa, wydymając usta niebezpiecznie.
- Cześć.- mruknęłam cicho.- Co cię tu sprowadza?
- Interesy, niedokończone sprawy.- zaczęła wyliczać.
- Ale chyba najbardziej niedokończone sprawy, co?-rzekłam twardo.
- Właściwie, to tak.- zgodziła się ze mną.
- Powiedz, po co? Ja już właściwie nie pamiętam, co dokładnie zaszło.
- Lubię, gdy wszystko jest sprostowane. A to zwłaszcza powinno być wyjaśnione. Oczywiście, to, że to twoja wina, już wiemy.- odwróciła się bezceremonialnie i zaczęła rozglądać po domu. Za mną stała Vanessa, która nic nie rozumiała.
Coś się we mnie zagotowało.
- Moja wina? To przecież ty..
- Daj spokój, twoje zdanie nie liczy się.- przerwała mi w połowie słowa.
- Jak to nie liczy? Ty zawsze byłaś gwiazdką, ale nie tutaj, nie zrujnujesz mi znów życia.-pokiwałam głową w geście sprzeciwu.
- Nie tutaj?- spytała z udawanym zdziwieniem.
- Właśnie. Nie tutaj.-powtórzyłam.
- Masz coś do mnie? Wywal to.- skwitowałam.
- Dobrze, a więc.. Obie wiemy, że Adam mnie kochał, ale ty się wepchnęłaś i wszystko zepsułaś. Comunity było moje. Wszystko. A potem ty.- dźgnęła mnie palcem w klatkę piersiową. Jej ostry paznokieć pewnie zrobił mi dziurkę w ukochanej bluzce.
- Ale zauważ, że to nie moja wina.- uniosłam dłonie.
- A czyja? Gdybyś się nie pojawiła, nie byłoby problemu.-zaczęła kręcić głową na prawo i lewo, co wydało mi się straszne.
- Nic nie poradzę na to. Jedź do Adama na Broadway i daj mi spokój. Wyleczył się ze mnie.-podsumowałam.
- Ja mam swoje życie, Deniss, i nie chcę mieć więcej problemów, niż już mam.-zwróciłam się do dziewczyny, która właśnie analizowała moje słowa.
- Dobra, pojadę, ale z tobą jeszcze nie skończyłam.- rzekła na pożegnanie, po czym wyszła z domu. Patrzyłam tępo na drzwi, a z odrętwienia zbudziła mnie Vanessa.
- To było co najmniej dziwne.
- Właśnie.- zgodziłam się z nią.
Po wyjściu Deniss postanowiłam zjeść. Poprosiłam Elize, by przygotowała mi zwyczajne kanapki, ale gosposia, jak zwykle, przesadziła i zrobiła pączki. Właściwie, nie narzekałam, a zabrałam się za pałaszowanie.
Wieczorem Van wyszła na spotkanie, a Elize poszła na zakupy, więc byłam sama. Eric był z Tony'm, więc jest tak, jakby go nie było.
Zasiadłam w salonie i włączyłam telewizor.
Jakaś ckliwa telenowela właśnie leciała, ale niespecjalnie mnie zachwyciła.
Przez jakiś czas skakałam po kanałach, ale nic ciekawego nie było. A więc wstałam z kanapy, wzięłam kakao i pączki, po czym skierowałam się do pracowni. Tata ostatnio zamontował mi tak telewizor, więc jest mi tam teraz wygodniej. Położyłam tacę na stoliczku i włączyłam po cichu płynącą ścieżkę dźwiękową z Step Up. Muzyka rytmiczna szybko wypełniła całe pomieszczenie, a ja zasiadłam do pianina. Dotknęłam jego klawiszy. Zimno i znajoma twardość. Po kilku chwilach włączyłam się do lecącej melodii grając ją na instrumencie.
- Jesteś niesamowita. Jestem niesamowita.- szepnęła dziewczynka, siedząca na kanapie w rogu. Może to dziwne, ale nie przestraszyłam się.
- Umiesz grać?- spytałam, ale zaraz spaliłam buraka. Jeśli ona to w rzeczywistości to ja, to jasne jest, że umie. Nie wiem tylko dlaczego, zawstydziłam się swojego błędu przed tą małą.
- No pewnie, że umiem.- prychnęła brunetka. Podeszła do mnie i dotknęła małą rączką klawiszy. Spod jej palców wydobyła się słodka melodia kołysanki, która coś mi przypominała, ale nie. potrafiłam rozpracować co.
- Nie mów mi, że nawet tego nie pamiętasz.- jęknęła.
- Nie?- to było bardziej pytanie, aniżeli stwierdzenie.
- Ktoś bardzo chciał, byś naprawdę wszystko zapomniała.- rzekła z lekkim strachem.
- Ale kto?- spytałam zniecierpliwiona.
- Tego to ja też chciałabym się dowiedzieć.- powiedziała po chwili ciszy.
- Niczego nie rozumiem!- wyżaliłam się marze.
- Jestem tu w charakterze twojej pomocy. Jestem twoją postacią z ostatniego dnia, który powinnaś pamiętać. Ale widzę, że i tego nie pamiętasz, skoro nie przypominasz sobie kołysanki, którą mama zawsze śpiewała nam przed zaśnięciem.
- Nam?- uniosłam brew.- Jakie my? Jestem ja, ciebie nie ma.
- Jak wolisz, tak mów, wszystko mi jedno.- z przekąsem odparła.
- A dlaczego ktoś bardzo chciał, bym nic nie pamiętała?- dopytywałam.
- To też musimy odkryć.
Posmutniałam.. Znowu jakieś problemy? Nie, nie teraz! Kiedy wszystko wraca do normu, nagle pojawia się jakaś moja mniejsza kopia z misją? Co ze mną jest nie tak? Jutro mam wrócić do szkoły, a ona będzie wszędzie ze mną? Aż ciarki mi przeszły na samą myśl. Życie potrafi kopnąć mnie i to mocno. Ja to mam pecha. I to takiego dość dużego. Spojrzałam na gitarę, która oparta była na stojaku. "Muszę poprosić Rossa, aby nauczył mnie grać", na samo wspomnienie chłopaka w brzuchu poczułam motyle.
- Jest fantastyczny, prawda?- zaskoczyła mnie dziewczynka.
- Ty wiesz, o czym ja myślę?- zdziwiłam się.
- Nie, ale masz to wypisane na twarzy. Obie wiemy, że chodzi o Rossa.- stwierdziła.
- Jak mam cię nazywać?- spytałam z innej beczki.
- Może nazywać mnie..- zamyśliła się.- Mam na drugie Amelia. Tak mnie nazywaj.- powiedziała z uśmiechem zadowolenia.
- Ok, Amelio.- odzwajemniłam ten gest.
Potem jeszcze trochę rozmawiałyśmy, aż w końcu zmorzona snem osunęłam się na sofę, a ona zniknęła.
*RANO*
Wstałam całkiem wypoczęta. Wyszłam na górę do swojego pokoju i wybrałam odpowiedni set na dzień. Zdecydowałam się na beżowy top na ramiączkach, czarne spodnie i marynarkę w odcieniu kawy, a do tego białe koturny. Do torby spakowałam książki przygotowane poprzedniego dnia i chwyciłam telefon, po.czym zeszłam z powrotem do kuchni.
Uśmiechnęłam się do Elize, a ona podała mi miseczkę muesli. Szybko zjadłam i czekałam w spokoju na Vanessę, bawiąc się przy tym kluczami. Wreszcie ciemnowłosa zeszła i razem poszłyśmy do jej samochodu.
Po dziesięciu minutach spokojnej rozmowy i przyjemnej jazdy byłyśmy na miejscu. Dzień był chłodny, toteż ucieszyłam się, że marynarka choć trochę trzyma ciepło. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i żwawo ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych szkoły.
Mogłam się spodziewać reakcji ludzi ze szkoły, kiedy mnie zobaczą. Wszystkie oczy były skierowane na mnie i na dodatek w radiu szkolnym leciało Hottest Girl In The World. Tak więc szłam spokojnie w stronę swej dawnej szafki, gdy nagle usłyszałam:
- Laura Marano proszona jest do dyrektora.
- Oj, niedobrze.- podsumowała Amelia.
Niestety, nie byłam pewna, o co chodzi, więc ze skurczem żołądka skierowałam się w stronę sekretariatu..
------------------------
Yeah! To jest to! Wreszcie odzyskałam dawny styl xD rozdział dedykuję Żelko Jadkowi, który dziś mnie wspierał :3 już niedługo ciąg dalszy ^_^
Tak w ogóle, to co się dzieje? Staram się jak najczęściej pisać i dodawać kolejne rozdziały, a komentarzy i tak jest coraz mniej.. Zepsułam się? Mówić mi, jeśli coś jest nie tak ;)
Lubię hejty :3
~Kasia<3

11 komentarzy:

  1. Yeeey dziękuję za dedykaację <3 Nie powiedziałabym, że cię wspierałam, raczej popędzałam XD haha Kaziu ♥
    Rozdział świetnyy, ale krótki :|
    Czekam na kolejny i dłuższy ;33

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże,cudo :) Piszesz świetnie inaprawdę nie wiem dlaczego nie ma tu więcej komów;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super :-)
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. super !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisz szybciutko next,bo cudo:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam wstaw już kolejny!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. ale świetny blog nie czytam dlugo ale super :)

    OdpowiedzUsuń
  9. super rozdział
    co by ci tu napisać.. hm. co też ta Laura przeskrobała, że do dyrektora? to ty, można się spodziewać wszystkiego.. więc. idę się dowiedzieć

    OdpowiedzUsuń