"Ktoś bardzo
chciał, byś naprawdę wszystko zapomniała..."
Czasem mam wrażenie, że
wszystko się wali. No bo dlaczego niby tyle nieszczęścia ciągle na mnie spada?
O mało nie popełniłam samobójstwa, po moim wyjeździe Ross niemal również się
zabił, a teraz to?!
- Witaj, Lauro.-
powiedziała słodko białowłosa, wydymając usta niebezpiecznie.
- Cześć.- mruknęłam
cicho.- Co cię tu sprowadza?
- Interesy, niedokończone
sprawy.- zaczęła wyliczać.
- Ale chyba najbardziej
niedokończone sprawy, co?-rzekłam twardo.
- Właściwie, to tak.-
zgodziła się ze mną.
- Powiedz, po co? Ja już
właściwie nie pamiętam, co dokładnie zaszło.
- Lubię, gdy wszystko
jest sprostowane. A to zwłaszcza powinno być wyjaśnione. Oczywiście, to, że to
twoja wina, już wiemy.- odwróciła się bezceremonialnie i zaczęła rozglądać po
domu. Za mną stała Vanessa, która nic nie rozumiała.
Coś się we mnie zagotowało.
- Moja wina? To przecież
ty..
- Daj spokój, twoje
zdanie nie liczy się.- przerwała mi w połowie słowa.
- Jak to nie liczy? Ty
zawsze byłaś gwiazdką, ale nie tutaj, nie zrujnujesz mi znów życia.-pokiwałam głową
w geście sprzeciwu.
- Nie tutaj?- spytała z
udawanym zdziwieniem.
- Właśnie. Nie
tutaj.-powtórzyłam.
- Masz coś do mnie? Wywal
to.- skwitowałam.
- Dobrze, a więc.. Obie
wiemy, że Adam mnie kochał, ale ty się wepchnęłaś i wszystko zepsułaś. Comunity
było moje. Wszystko. A potem ty.- dźgnęła mnie palcem w klatkę piersiową. Jej
ostry paznokieć pewnie zrobił mi dziurkę w ukochanej bluzce.
- Ale zauważ, że to nie
moja wina.- uniosłam dłonie.
- A czyja? Gdybyś się nie
pojawiła, nie byłoby problemu.-zaczęła kręcić głową na prawo i lewo, co wydało
mi się straszne.
- Nic nie poradzę na to.
Jedź do Adama na Broadway i daj mi spokój. Wyleczył się ze mnie.-podsumowałam.
- Ja mam swoje życie, Deniss,
i nie chcę mieć więcej problemów, niż już mam.-zwróciłam się do dziewczyny,
która właśnie analizowała moje słowa.
- Dobra, pojadę, ale z
tobą jeszcze nie skończyłam.- rzekła na pożegnanie, po czym wyszła z domu.
Patrzyłam tępo na drzwi, a z odrętwienia zbudziła mnie Vanessa.
- To było co najmniej
dziwne.
- Właśnie.- zgodziłam się
z nią.
Po wyjściu Deniss
postanowiłam zjeść. Poprosiłam Elize, by przygotowała mi zwyczajne kanapki, ale
gosposia, jak zwykle, przesadziła i zrobiła pączki. Właściwie, nie narzekałam,
a zabrałam się za pałaszowanie.
Wieczorem Van wyszła na
spotkanie, a Elize poszła na zakupy, więc byłam sama. Eric był z Tony'm, więc
jest tak, jakby go nie było.
Zasiadłam w salonie i włączyłam
telewizor.
Jakaś ckliwa telenowela właśnie
leciała, ale niespecjalnie mnie zachwyciła.
Przez jakiś czas skakałam
po kanałach, ale nic ciekawego nie było. A więc wstałam z kanapy, wzięłam kakao
i pączki, po czym skierowałam się do pracowni. Tata ostatnio zamontował mi tak
telewizor, więc jest mi tam teraz wygodniej. Położyłam tacę na stoliczku i włączyłam
po cichu płynącą ścieżkę dźwiękową z Step Up. Muzyka rytmiczna szybko wypełniła
całe pomieszczenie, a ja zasiadłam do pianina. Dotknęłam jego klawiszy. Zimno i
znajoma twardość. Po kilku chwilach włączyłam się do lecącej melodii grając ją
na instrumencie.
- Jesteś niesamowita.
Jestem niesamowita.- szepnęła dziewczynka, siedząca na kanapie w rogu. Może to
dziwne, ale nie przestraszyłam się.
- Umiesz grać?- spytałam,
ale zaraz spaliłam buraka. Jeśli ona to w rzeczywistości to ja, to jasne jest, że
umie. Nie wiem tylko dlaczego, zawstydziłam się swojego błędu przed tą małą.
- No pewnie, że umiem.-
prychnęła brunetka. Podeszła do mnie i dotknęła małą rączką klawiszy. Spod jej
palców wydobyła się słodka melodia kołysanki, która coś mi przypominała, ale
nie. potrafiłam rozpracować co.
- Nie mów mi, że nawet
tego nie pamiętasz.- jęknęła.
- Nie?- to było bardziej
pytanie, aniżeli stwierdzenie.
- Ktoś bardzo chciał, byś
naprawdę wszystko zapomniała.- rzekła z lekkim strachem.
- Ale kto?- spytałam
zniecierpliwiona.
- Tego to ja też chciałabym
się dowiedzieć.- powiedziała po chwili ciszy.
- Niczego nie rozumiem!-
wyżaliłam się marze.
- Jestem tu w charakterze
twojej pomocy. Jestem twoją postacią z ostatniego dnia, który powinnaś pamiętać.
Ale widzę, że i tego nie pamiętasz, skoro nie przypominasz sobie kołysanki,
którą mama zawsze śpiewała nam przed zaśnięciem.
- Nam?- uniosłam brew.-
Jakie my? Jestem ja, ciebie nie ma.
- Jak wolisz, tak mów,
wszystko mi jedno.- z przekąsem odparła.
- A dlaczego ktoś bardzo
chciał, bym nic nie pamiętała?- dopytywałam.
- To też musimy odkryć.
Posmutniałam.. Znowu
jakieś problemy? Nie, nie teraz! Kiedy wszystko wraca do normu, nagle pojawia
się jakaś moja mniejsza kopia z misją? Co ze mną jest nie tak? Jutro mam wrócić
do szkoły, a ona będzie wszędzie ze mną? Aż ciarki mi przeszły na samą myśl. Życie
potrafi kopnąć mnie i to mocno. Ja to mam pecha. I to takiego dość dużego.
Spojrzałam na gitarę, która oparta była na stojaku. "Muszę poprosić Rossa,
aby nauczył mnie grać", na samo wspomnienie chłopaka w brzuchu poczułam
motyle.
- Jest fantastyczny,
prawda?- zaskoczyła mnie dziewczynka.
- Ty wiesz, o czym ja myślę?-
zdziwiłam się.
- Nie, ale masz to
wypisane na twarzy. Obie wiemy, że chodzi o Rossa.- stwierdziła.
- Jak mam cię nazywać?-
spytałam z innej beczki.
- Może nazywać mnie..-
zamyśliła się.- Mam na drugie Amelia. Tak mnie nazywaj.- powiedziała z uśmiechem
zadowolenia.
- Ok, Amelio.- odzwajemniłam
ten gest.
Potem jeszcze trochę
rozmawiałyśmy, aż w końcu zmorzona snem osunęłam się na sofę, a ona zniknęła.
*RANO*
Wstałam całkiem wypoczęta.
Wyszłam na górę do swojego pokoju i wybrałam odpowiedni set na dzień. Zdecydowałam
się na beżowy top na ramiączkach, czarne spodnie i marynarkę w odcieniu kawy, a
do tego białe koturny. Do torby spakowałam książki przygotowane poprzedniego
dnia i chwyciłam telefon, po.czym zeszłam z powrotem do kuchni.
Uśmiechnęłam się do
Elize, a ona podała mi miseczkę muesli. Szybko zjadłam i czekałam w spokoju na
Vanessę, bawiąc się przy tym kluczami. Wreszcie ciemnowłosa zeszła i razem poszłyśmy
do jej samochodu.
Po dziesięciu minutach
spokojnej rozmowy i przyjemnej jazdy byłyśmy na miejscu. Dzień był chłodny,
toteż ucieszyłam się, że marynarka choć trochę trzyma ciepło. Założyłam okulary
przeciwsłoneczne i żwawo ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych szkoły.
Mogłam się spodziewać
reakcji ludzi ze szkoły, kiedy mnie zobaczą. Wszystkie oczy były skierowane na
mnie i na dodatek w radiu szkolnym leciało Hottest Girl In The World. Tak więc
szłam spokojnie w stronę swej dawnej szafki, gdy nagle usłyszałam:
- Laura Marano proszona
jest do dyrektora.
- Oj, niedobrze.-
podsumowała Amelia.
Niestety, nie byłam
pewna, o co chodzi, więc ze skurczem żołądka skierowałam się w stronę sekretariatu..
------------------------
Yeah! To jest to!
Wreszcie odzyskałam dawny styl xD rozdział dedykuję Żelko Jadkowi, który dziś
mnie wspierał :3 już niedługo ciąg dalszy ^_^
Tak w ogóle, to co się
dzieje? Staram się jak najczęściej pisać i dodawać kolejne rozdziały, a
komentarzy i tak jest coraz mniej.. Zepsułam się? Mówić mi, jeśli coś jest nie
tak ;)
Lubię hejty :3
~Kasia<3
Yeeey dziękuję za dedykaację <3 Nie powiedziałabym, że cię wspierałam, raczej popędzałam XD haha Kaziu ♥
OdpowiedzUsuńRozdział świetnyy, ale krótki :|
Czekam na kolejny i dłuższy ;33
Boże,cudo :) Piszesz świetnie inaprawdę nie wiem dlaczego nie ma tu więcej komów;(
OdpowiedzUsuńRozdział super :-)
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Super rozdział
OdpowiedzUsuńsuper !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPisz szybciutko next,bo cudo:)
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuńWłaśnie kiedy next?
OdpowiedzUsuńBłagam wstaw już kolejny!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńale świetny blog nie czytam dlugo ale super :)
OdpowiedzUsuńsuper rozdział
OdpowiedzUsuńco by ci tu napisać.. hm. co też ta Laura przeskrobała, że do dyrektora? to ty, można się spodziewać wszystkiego.. więc. idę się dowiedzieć