"Miłość hartuje teraz kogoś
innego..."
W pewnej chwili ogarnął mnie przeraźliwy
strach. Strach przed utratą przyjaciela. Wszyscy wmuszają sobie, że wszystko
się dobrze skończy, mimo przeciwnej rzeczywistości. A ja nadal odczuwam
ten oszołamiający lęk. Boję się, i to cholernie..
Kiedy mówiłeś, że nigdy mnie nie zostawisz, coś
nie grało.
Ciemność, jaka kilka dni później nastała, była
oznaką tego, że piekło jednak istnieje. Więzienie, jakim ono jest, ma w swej
naturze trzymać więźniów do końca. Miłość.. Słowo dziwne. Miłość jest to jakieś
nie wiadomo co, przychodzące nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, i sprawiające
ból nie wiadomo dlaczego. I czemu niby za każdym razem, gdy się w niej
zatracamy, chcemy do niej wrócić, przystać na jej warunki, ona musi nas znów
próbować i sprawdzać naszą wytrzymałość fizyczną i psychiczną?
To jakiś test? A może szkoła przetrwania?
Pytam, ale nie otrzymuję odpowiedzi.. Miłość hartuje teraz kogoś innego...
--------------------------
Wydające coraz bardziej irytujące dźwięki urządzenie
sprawdzające stan pacjenta zdradzało mi, że z Rossem musi być coraz lepiej.
Wczoraj, zaraz po przyjeździe karetki
pogotowia, wszyscy już jechaliśmy w kierunku szpitala. Tam kilku ratowników
zawiozło nieprzytomnego blondyna na ostry dyżur, a my, czyli Riker, Delly i ja
w niemej postawie czekaliśmy, co los przywieje.
Po godzinie chłopak leżał już w wyznaczonej
sali. A my z nim.
Trzymałam go za rękę i pogrążona w myślach nie
zwracałam uwagi na to, co dzieje się wokół mnie.
Pielęgniarki krzątały się i układały wszystko
na półkach.
Nawet nie mam pojęcia, czemu służył ten
zabieg. Co zyskały układając te obrusy? Lekceważąco spojrzałam w ich stronę i
wróciłam do rozmyślań. Kilka dni później, a trafiłabym być może na pogrzeb chłopaka.
Ja to zawsze mam takie szczęście, że można pozazdrościć.
Rodzice
blondyna przyjechali godzinę po nas do szpitala. Po rozmowie z lekarzem
wrócili do nas z informacją o jego stanie.
Okazało się, że nic poważnego się nie stało, środki
przestają działać i za już niedługo wyjdzie do domu. Wrócimy do szkoły i być może
wszystko wróci do normy. Być może.
Rano obudziłam się oparta na krześle obok łóżka
chłopaka. Ross nie spał. NIE SPAŁ! Dopiero po chwili zbuforowałam ten fakt, a w
ten czas beznamiętnie wpatrywałam się w niego. Spojrzałam na swoją rękę, która ściskała
jego dłoń. Nagle poczułam mrowienie i przepływającą energię na jego skórze i
momentalnie oderwałam ją. Spojrzał na mnie pytająco, a ja westchnęłam. To
wszystko jest takie skomplikowane...
Poczułam się bezsilna.
- Laura. - wychrypiał chłopak.
- Co?- spytałam cierpko.
- Przepraszam.- wyszeptał.
- Za co ty mnie durniu przepraszasz?- spytałam
z niedowierzaniem.- To ja zostawiłam ciebie, to ja nie pozwoliłam ci na reakcję.
To ja wyjechałam bez słowa.- poczułam, że łzy cisną mi się pod powiekami i już
po chwili jedna wymknęła się. Chłopak starł ją palcem, przy okazji. głaszcząc
mnie po twarzy. Nie wytrzymałam, wpadłam mu w ramiona i rozpłakałam się na
dobre. Ross pocieszał mnie, przytulał i uspokajał.
Już tego samego dnia po południu razem z
blondynem i jego rodzeństwem wychodziliśmy ze szpitala. Obejrzałam się jeszcze
raz za siebie i mogę zaręczyć, iż widziałam w szybie jakieś... Dziecko. Niby
nic specjalnego, ale ono wyglądało, jak mniejsza ja! Uśmiechnęła się i zniknęła.
Musiałam mieć jakieś omamy po tym joincie. Takie rzeczy nie zdarzają się w
realnym świecie.
Do końca tygodnia każdy kolejny dzień spędzaliśmy
razem. Ale to już nie były jakieś zwykłe rozmowy. Przepełnione uczuciem i
takie.. Osobiste. Głównie o uczuciach. Było kwestią czasu to, że w końcu do
siebie wrócimy. Nie umiemy bez siebie żyć, a przynajmniej ja bez niego. Ale
pytanie, czy byłam na to gotowa? Na kolejny etap życia? To wszystko tak szybko
ulegało zmianie. Nie mogę okłamywać siebie, że uczucie przeminęło. Że nic nie
ma.
- A może ten?- spytał chłopak i zatańczył takt
ośmio-częściowy. Czegoś brakowało.
- A może tak?- podeszłam do niego i z pomocą
pilota włączyłam Innocence. Zmysłowe dźwięki gitary rozlały się po pracowni.
But everybody knows how the story goes
Something in your eyes said the innocence over
now
Telling me that you found somebody new
Something in my heart said the innocence over
now
Girl I really loved you more than I could tell
you
Something in the air said the innocence over
now*
Tańczyłam razem z nim i teraz jego układ miał
sens. Nagle poczułam, że tracę grunt. Dziewczynka znów pojawiła się, zaśmiała
lekko, a ja wpatrując się w nia, wpadłam prosto w objęcia Rossa.
Nie obawiałam się. Oboje wiedzieliśmy, jak to
się skończy i wcale nie opieraliśmy się temu. Nasze wargi złączyły się i przez
długi czas tak było. Tak miało być. MY. Razem. I naprawdę nic tego nie zmieni.
Spragnieni bliskości zasiedliśmy na sofie i tam rozkoszowaliśmy się rozmową,
przytulaniem i drobnymi buziakami.
I to jest to, Pamiętniku, opisuję to wszystko
byle jak, ale to już znasz. Ile razy będę Ci powtarzać to samo?
Bałam się powrotu do szkoły. Tata załatwił już
wszystkie sprawy związane z moją dalszą edukacją w szkole. Moje zmartwienie
narastało, a w niedzielę nie mogłam już usiedzieć w jednym miejscu. Ross został
u siebie, by przygotować się do szkoły i już nie planował już mnie odwiedzać i
ja również nie zamierzałam tego robić. Izzy wciąż nie wie, że jestem w Los
Angeles, więc zrobię jej nie lada niespodziankę w poniedziałek. Wieczorem
postanowiłam zmyć z siebie całe to zmęczenie, stres i ogólne rozbicie z pomocą
długiej kąpieli. Zabrałam pokaźną ilość różnego rodzaju słodyczy, kakao z
piankami i ukochany szlafrok frotte, a potem nalałam sobie całą wannę gorącej,
parującej wody, dolałam olejki zapachowe i zanurzyłam się w odmętach
przyjemnego ciepła.
- Ty to masz życie.- westchnął ktoś za mną.
Gwałtownie odwróciłam się, a tam na szafce siedziała ta mała.
- Przestraszyłaś mnie. Ale.. Ciebie nie ma. Skąd
się wzięłaś?- spytałam z lekka oskarżycielsko.
- A widzisz mnie?- pokiwałam głową.- No to
jestem. Reasumując.. Fajnie masz. Taki chłopak.. Ross zawsze był przystojny.
- A skąd niby to wiesz?- uniosłam brew.
- No przecież jestem tobą.
- Mną?- ledwo przeszło mi to przez gardło.
- No tak, Laura Marano, lat 10, Wielka
Brytania, Sesame Street 23.- wyrecytowała, stając prosto.
- Ale po co?- nieskładnie zapytałam.
- Żeby przypomnieć ci trochę o tobie.
- Ale jak to?- dopytywałam niezmordowanie.
- Jeszcze wiele rzeczy ukrytych jest w twej
pamięci, choć wiele osób nie chce, byś je sobie przypomniała. Wierz mi, nie
wszystko, co masz w głowie jest tym, co przeżyłaś.. Ktoś bardzo nie chciał, żebyś
pamiętała...
Dziewczynka zaintrygowała mnie swymi słowami.
- Laura? Z kim ty tam gadasz?- spytała
Vanessa.
- Z nikim.- odparłam szybko.
- Masz gości.- rzekła spokojnie.
- Kogo?
- Zaraz się dowiesz.
Ze słowami dziecka zeszłam na dół, a tam stał
ktoś, kto swoją obecnością tu zszokował mnie niezmiernie.
- O żesz ty.- sapnęłam.
- Laura..- odwróciła się do mnie i zwycięsko uśmiechnęła
się.
Bo gorzej być już nie może...
----------------------------
*JLS- Innocence
----------------------------
To, jak męczyłam się pod koniec jest
okropne... Rozdział krótki i niezbyt ciekawy, ale co mogę poradzić??
Wybaczcie mi to, kolejny rozdział pojawi się
jeszcze w weekend, to mogę obiecać ;)
Kochaam :3
~Kasia<3
nie jest "niezbyt ciekawy", jest świetny. podobała mi się ta końcówka z dziewczynką i ciekawi mnie kto przyszedł (chociaż się domyślam), więc.. idę czytać następny
OdpowiedzUsuńnie pozwolę ci tego wygrać.