niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział dwudziesty ósmy



"Jest różnica pomiędzy tym, czego chcemy, a tym, co jest nam potrzebne do prawidłowego funkcjonowania..."
 

UWAGA! JEŚLI NIE PRZECZYTAŁEŚ ROZDZIAŁU 27, JEST ON POD TYM!
Czasem po prostu wymiękam. I tak jest właśnie teraz. Wymiękam.. Okropne, no ale ile można?
Rzeczywistość już nie raz uświadamiała mi, że życie jest trudne. Ba, cholernie trudne.
Z takim bagażem doświadczeń, jaki posiadam, mogę spokojnie rzec, iż jestem  obyta w tych sprawach.
Ale nawet Leon Zawodowiec nie zdołałby udźwignąć takiego ciężaru.
Uczucia, praca, tęsknota. Mieszanka wybuchowa.
Jest różnica pomiędzy tym, czego chcemy, a tym, co jest nam potrzebne do prawidłowego funkcjonowania.
I ja już widzę tę różnicę. W końcu, jaki byłby inny powód mej decyzji? Odkrycie, że jest coś więcej, niż tylko szara rzeczywistość zaczęło mnie coraz bardziej intrygować. Że też DOPIERO teraz. No, ale lepiej późno, niż wcale..
Bez ładu i składu przejdę do sedna, bo chyba święty myśliciel nie domyśliłby się, do czego zmierzam.
-----------------
Seems like everybody's got a price,
I wonder how they sleep at night,
When the sale comes first and the
truth comes second,
Just stop for a minute and smile,

Everybody look to the left,
Everybody look to the right,
Can you feel that yeah,
We're payin with love tonight,

It's not about the money, money, money,
We don't need your money, money, money,
We just want to make the world dance,
Forget about the price tag,

It aint about the (ugh) cha chang cha chang,
It's not about the (yeah) ba bling ba bling,
Want to make the world dance,
Forget about the price tag,
(price tag forget about the price tag)

Hey Hey Hey Hey

Won't you come see about me,
I'll be alone dancin you know it baby,
Tell me your troubles and doubts,
Givin me everything inside and out,

Don't you forget about me,
As you walk on by,
Will you call my name,
As you walk on by,
will you call my name,
As you walk on by
Will you call my name

I say la lalalala lalalala
lalalala lalalala

Tonight,
I will love love you tonight,
Give me everything tonight,
For all we know we might not
get tomorrow,
Let's do it tonight,

Forget what they say,
All my care they play,
I want you tonight,

Grab somebody sexy,
Tell them Hey,
Give me everything tonight,
Give me everything tonight,

Take advantage of tonight
'Cause tomorrow I'm off to
do battle, perform for princess,
But tonight, I can make you
my queen,
And make love to you endless,

It's insane to wait and they ain't
growin' money,
Keep flowin', hustlers move beside us,
So I'm tip-toeing to keep blowing,
I got it locked up like Lindsay Lohan,

Put it on my lap, baby,
I make you feel right, baby,
Can't promise tomorrow,
But I'll promise tonight,

Excuse me,
But I might drink a little more than
i should tonight,
And I may take you home with me
if I could tonight,
(Don't you forget about me)
And baby i will make you feel
so good tonight,
Cause we might not get
tomorrow tonight.

Hands up,
I put my hand up,

Don't you forget about me,
(Party in the U.S.A.) tonight,

I will love love you tonight,
Give me everything tonight,
We might not get tomorrow,
Let's do it tonight.*

Odetchnęłam ciężko. Wszyscy oddychaliśmy szybko. W ostatniej chwili zmieniłam piosenkę końcową z I Love It na moje medley ukochanych piosenek. Wydaje mi się, że jest nawet lepsza, jako wybuchowe zakończenie historii dwojga dziwnych ludzi. Szybka i energiczna melodia, a także choreografia, choć trudna i wymagająca, stworzyła idealny nastrój.
Już na początku sztuki ich widziałam, ale dopiero teraz przyjrzałam się dokładniej. Tata, trzymający za rękę jakąś brunetkę, z dumą i szerokim uśmiechem podziwu wpatrywał się we mnie. Van z miną nieodgadnioną spozierała to na mnie, to na Rikera, siedzącego poziom niżej.
Izzy, gapiąca się z szeroko otworzonymi oczami na Adama. Ale.. Nie było nigdzie widać Rossa. Poczułam ścisk i gulę w gardle. Pojedyncza łza zaświeciła mi w kąciku, ale szybko ją starłam. Powinnam spodziewać się tego. Przecież chłopak nie przybiegnie do mnie z otwartymi ramionami po tym, jak go zostawiłam. A jednak malutka iskierka nadziei wciąż się tliła. Jaka ja jestem naiwna.
Ale coś przyciągnęło moją uwagę.
- Shelly!- krzyknęłam uradowana.- Ale.. Ciebie miało nie być!- natychmiast oprzytomniałam. "On zostawił Iz dla zespołu!", czułam się jak zdrajczyni. Ale my od zawsze byliśmy przyjaciółmi, to się nigdy nie zmieni, a poza tym Iz chyba już sobie kogoś znalazła...
- Nie mógłbym przegapić triumfu i zwycięstwa swojej kochanej Lau.- powiedział słodkim głosem. Wcale go nie straciłam. Nigdy tak się nie stało. I nie stanie się tak. Wpadłam w uścisk mojego kochanego Georga i
zaśmiałam się bezgłośnie.
- O mój Boże!- już kolejny raz zbluźniłam tego dnia, ale co tam, chyba nie było lepszego podsumowania moich emocji.- JJ!- pisnęłam. 25-latek ugiął lekko kolana i rozwarł ramiona.
- No, nie mogę.. Laura?- spytał z niedowierzaniem.
- Tak!- przytuliłam bruneta.
- Tyle lat! Jakaś ty śliczna! Ostatni raz widziałem cię, jak miałaś jedenaście lat!- zaśmiałam się na to wspomnienie. W przeddzień wyjazdu bawiliśmy się z Shellym, JJ, Rossem i Van w klasy. Ostatni raz czułam, że mam przyjaciół...
Otoczona gronem znajomych rozmawiałam z wszystkimi. Tak za nimi tęskniłam za tym! Za rodziną, tą atmosferą.. Wtedy kropla przelała czarę. Może pod wpływem impulsu, może tego właśnie chciałam. Podeszłam do dyrektora Grimaldiego.
- O, Laura, świetna sztuka, tego właśnie nam potrzeba, takich nowoczesnych, świeżych przedstawień.. Tak więc, witam cię na Broadway'u.- wyciągnął dłoń w moją stronę.
- No właśnie, o tym przyszłam z panem porozmawiać.. Ja chyba z tego zrezygnuję.- mężczyzna spojrzał na mnie zdziwionemu, ale zaraz zdziwienie ustąpiło zrozumieniu.- Nie skończyłam jeszcze szkoły, chcę jeszcze trochę pobyć nastolatką.- wyjaśniłam.
- Oczywiście rozumiem to. Twoja matka zrobiła dokładnie to samo.
- Moja.. Matka?- na samo jej wspomnienie poczułam ukłucie w sercu.
- Tak.- pokiwał głową.- Ale nie popełnię drugi raz tego błędu, co przed laty. Powiem ci tyle, że zawsze będziesz tu mile widziana i możesz pojawiać się, kiedy tylko chcesz. Pieniądze za sztukę i w ogóle twoją pracę wystawię ci w czeku.
- Nie trzeba. Zarobione pieniądze niech pójdę na ten budynek, nagłośnienia i w ogóle..- uśmiechnęłam się ciepło.
- Dziękuję ci, kochana. I..- zawahał się.- Chyba do zobaczenia.
- Do zobaczenia, dziękuję panu za tę szansę.
- Do usług, panno Marano.- uchylił kapelusza i odszedł.
Ja sama podążyłam do pokoju kulisowego, gdzie znajdowała się grupa.
- Miło było mi z wami..- zaczęłam, ale zaraz zaśmiałam się ironicznie.- Co ja wygaduję, było mi z wami wspaniale, ale ja jednak wracam do domu. Do Los Angeles.- westchnęłam.- Kiedyś tu wrócę i znów będę was męczyć trzynaście godzin dziennie. Ale to jeszcze nie mój czas.
Nastała cisza.
- Zrobimy ci najlepszą imprezę pożegnalną na świecie.- zadecydowała tonem nieznoszącym sprzeciwu Danielle, chwilę potem poparł ją Adam.
Postanowiłam jednak, że nie powiem dzisiaj rodzinie, że wracam, a zrobię im nie lada niespodziankę w środę.
Może wydawać się to szaleńczą stratą i wysoce idiotycznym pomysłem, niby nic, tylko porzucenie pracy marzeń na rzecz ochoty pobycia jeszcze trochę zwyczajną nastolatką, ale to, co przeżywam w środku jest nie do opisania.
Kiedyś tu wrócę, tego jestem pewna. Kiedy? Tego już nie.
Pożegnałam wszystkich bliskich wyśmienitą grą aktorską, rzewnym rozstaniem i w ogóle.
Kiedy, już wsiedli do wielkiej taksówki, ja sama podążyłam do swojego apartamentu. Tam, na kanapie siedziała Danielle i Adam.
Rozmowom nie było końca, przyjaciele planowali imprezę, która miała odbyć się przed moim środowym wyjazdem.
Czasem nie mogę uwierzyć, że w ciągu tak krótkiego odcinka czasu tak bardzo zżyłam się z kolorowo -włosą. Obiecała mi, że kiedyś mnie odwiedzi.
Zasnęliśmy około północy.
Rano obudziłam się w niewielkim stopniu zmęczona. Dwójki przyjaciół już nie było. Zapewne, już wprowadzali swój plan w życie.
Leniwie podniosłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Na stole leżał talerz, a raczej trzy, z różnymi propozycjami śniadania. Wybrałam ten z szaszłykami. Kurczak w złocistej skórce, warzywa i coś, czego najmniej się spodziewałam... Śledź.
Niezbyt przepadam za tą rybą, toteż odstawiłam ją na bok, a resztę skonsumowałam. Wypiłam szklankę soku pomarańczowego i zasiadłam z jelly sandwich na sofie, a potem włączyłam ukochane MTV Life. Akurat szła powtórka koncertu R5, z czego bardzo się ucieszyłam. Zaczęłam tańczyć do Wish I Was 23, aż cały dżem i masło orzechowe wypłynęło mi z kanapki. Zaczęłam śmiać się sama z siebie, a później postanowiłam przebrać się. Dzwonek u mych drzwi zadzwonił, otworzyłam, a w progu stała Danielle.
- Zanim wyjedziesz, musisz zrobić porządne zakupy w nowojorskich sklepach.- oznajmiła.
- Ok, już idę.- uśmiechnęłam się wesoło i złapałam torbę i marynarkę, a na stopy włożyłam botki z wiosennej kolekcji Laboutina.
Zwykle nie wydaję dużo pieniędzy za jednym razem, ale postanowiłam zaszaleć chociaż raz.
Po owocnych zakupach i lunchu w Starbucksie, wróciłam do mieszkania, a Dan musiała wrócić do Adama i dokończyć przygotowania imprezy.
Posiedziałam trochę w nim, a potem uświadomiłam sobie, iż muszę się spakować, przecież wyjeżdżam o 4 nad ranem! Toteż wzięłam się za układanie i pakowanie do walizek wszystkich swoich rzeczy, których zrobiło się dwa razy więcej, odkąd przyjechałam do NY.
Całe sprzątanie zajęło mi jakieś dwie godziny, nie spakowałam dwóch zestawów- tego na dzisiejszą imprezę i na jutro.
Była 18, przebrałam się, umalowałam i byłam gotowa. Zamówiłam taksówkę i podałam adres lokalu. Hotel Plaza, wykwintne miejsce na imprezę.
Gdy dojechałam na miejsce, wysiadłam z samochodu i weszłam do eleganckiego budynku, w recepcji poprosiłam o nuner pokoju, który wynajęła Danielle i skierowałam się do windy. Po wyjściu z niej, poszłam w kierunku wyznaczonym przez lobbistę. Zapukałam, a gdy usłyszałam"proszę", weszłam. W ogromnym pokoju 30 roześmianych twarzy skierowanych było w moją stronę.
Impreza była świetna! No, może oprócz jednego szczegółu.. Każda przekąska zrobiona była ze śledzia!! Po godzinie atmosfera tak się zagęściła, że wszystkie okna otwarte były na oścież. Jak się potem okazało, była to sprawka Adama, który ostatnio polubił tę rybę, której ja nienawidzę...
Tak, poza tym, szaszłyki, jakie ja zamówiłam były znakomite. Impreza skończyła się trochę po północy, od razu pojechałam do hotelu, wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka.
Wstałam o 3, żeby zdążyć, spałam półtorej godziny. Ubrałam się, zjadłam już ostatnie śniadanie w tym miejscu.
Taksówka czekała pod lobby. Kierowca pomógł mi z walizkami. Czułam się pusta. Pusta w sensie niedosłownym. Po głowie chodziły mi słowa, których nie znałam, ale zaraz je zanotowałam w notatniku adresowym, bo to wpadło mi pierwsze w ręce...
Tak wygląda ten tekst:

Wyjdź z ciemności
Otwórz oczy
Twoje odkrycie jest poza światem
tego chłopca
Żeby naprawić jego
złamane serce
Musisz spróbować
Podnieść to, podnieść go
To jest piękne życie,
piękne życie**

Nigdy nie sądziłam, że coś takiego wyjdzie z mojego serca. Tyle smutku, rozpaczy, tęsknoty, a ile jeszcze dobroci i tego nie raz naiwnego zaufania i spojrzenia na świat z optymizmem. Melodia już płynęła w mojej glowie. Postawiłam sobie nowy cel: nauczyć się grać na gitarze.  A na świecie jest tylko jeden człowiek, który może mnie tego nauczyć. Ross, dla niego wracam do domu.
WRACAM DO DOMU..
Czyż nie brzmi to pięknie?
Odprawa na lotnisku przebiegła sprawnie. W samolocie zasnęłam na to kilka przyjemnych godzin. Obudziłam się, gdy pilot lądował.
Poprosiłam Davida, drugiego kierowcę taty, by po mnie przyjechał, ale nikomu nie mówił, że wróciłam. Zastosował się do mojego polecenia.
Odebrał mnie z lotniska i zawiózł do domu.
Weszłam przez ukochane frontowe drzwi i poczułam znajomy zapach włoskiej kuchni Elize.
- Panienka Laura!- pisnęła cichutko kobieta. Wskazałam jej gestem dłoni, by była cicho. Szybko zaniosłam przy jej pomocy wszystkie walizki do swojego pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka i rozejrzałam się po wnętrzu.
To jest moje miejsce.
Na zawsze.
Uśmiechnięta zeszłam na dół, gdzie na sofie siedział Eric i Van. Podeszłam do nich od tyłu.
- O! Tego odcinka nie widziałam.- stwierdziłam, spoglądając na ekran.
- Laura!- krzyknęli wspólnie ze zdziwieniem.
- Hej kochani- objęłam ich za szyje.
Oprzytomniałam i pożegnałam się z rodzeństwem.
Musiałam bowiem iść do Rossa i z nim porozmawiać.
Szłam znajomymi ulicami, a ludzie z mojej szkoły patrzyli na mnie dziwnie. Ja po prostu uśmiechałam się i szłam prosto do domu Lynchów.
Otworzyła mi Rydel, a jej mina, kiedy mnie zobaczyła, była bezcenna. Nowy Jork był ostatnim przystankiem podczas ich trasy, więc oczywiste jest, że już wrócili.
Kiedy zapytałam ją o Rossa, wydawała się być zakłopotana, ale zaprowadziła mnie pod drzwi jego pokoju.
Cicho zapukałam, usłyszałam prawie nieme "proszę", więc weszłam. Całe pomieszczenie było owiane kłębami dymu, który był oszałamiający. Od razu otworzyłam wszystkie okna i drzwi balkonu, by smog uleciał. Ross ćpał. To ewidentnie był joint. Kiedy już mgła zniknęła, wreszcie zobaczyłam bezwładne ciało blondyna.
- Ja nie mogę!- krzyknęłam i zawołałam Rydel i Rikera, którzy byli prawdopodobnie w drugim pokoju. Że też nie czuli tego zapachu.
Kurczowo trzymałam dłoń Rossa, jakby,zaraz miał się rozpłynąć, podczas gdy blondynka dzwoniła na pogotowie.
------------------
*Pitch Perfect- Medley- Bellas Finals
** Beautiful Life- Union J- przekład z Tekstowo.pl, plus moja zmiana
---------------
Jestem pod wrażeniem tego, jak łatwo przyszło mi napisać ten rozdział...
Za szaszłyki i śledzia podziękujcie mojej koffanej Oluusi, czy jak ja na nią mówię, Śledzikowi :* Koffam Cię Koffanie Moje <3
Inspiracją tego rozdziału była piosenka Union J, za którą od wczoraj wieczorem szaleję xD- Head Up In The Clouds, kochaam ją! Jest taka pogodna xD o chmurach i w ogóle xD
A wiecie, że to już mój 50 post? Ale kto to liczy ?? :D
Dziękuję za OSIEMnaście tysięcy :3
Tyle na dziś
Dobranoc :D
~Kasia<3

4 komentarze:

  1. Cudo, po prostu chyba umrę zanim dodasz kolejny :* Twój blog jest zdecydowanie moim ulubionym:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa :) Kiedy next? Błagam pisz szybciutko:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzo ciekawy :)
    Masz talent dziewczyno :D
    Nie umiem doczekać się kolejnego rozdziału

    Zajrzysz i powiesz co myślisz?
    http://good-luck-rydel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny, naprawdę bardzo fajny. dobrze, że Laura wróciła, nie pasowała mi ona w NY. a co do Ross'a, ja nie będę mówiła czegoś typu "ojej.. biedny Rossy, mam nadzieje, że nic mu nie będzie" (i jestem prawie pewna, że nic mu nie będzie). ja powiem (powtórzę się) - wkurwia mnie trochę w tym opowiadaniu i już. może jak przeczytam resztę, to mi się zmieni, ale póki co wkurwia mnie.

    OdpowiedzUsuń