Rozdział piąty
Życie
jest zbyt krótkie, aby Ever Bloom mi je zatruwała.
9
września
Randka była udana. Kiedy po mnie przyjechał, wyruszyliśmy, jak to
nazwał, na "wyśnioną randkę" i właśnie taka była. Clay jest inny, niż
wszystkim się wydaje. Jest miły i niezwykle troskliwy. Cały czas wypytywał
mnie, czy mi się podoba, czy nie jest mi zimno, gdy staliśmy na promenadzie,
pytał mnie również, czy dobrze się czuję w jego towarzystwie, czy nie jestem
skrępowana. Widać było, jak na dłoni, że naprawdę się przejmuje. Uważam, że to
dosyć słodkie. To pierwszy chłopak, który próbuje zdobyć moje względy.
Pochlebia mi to. Ale ten blondyn... Cały czas mam wrażenie, że jest mi bliższy,
niż mi się wydaje. Że go znam. A tak nie jest. Nie widziałam go nigdy. A jeśli
to ten Nimek?? Nie... Nimek mówił, że jest blondynem i, że ma niebieskie oczy,
a ten ewidentnie posiada kakaowo-brązowe tęczówki. Może kłamał? Albo nosi szkła
kontaktowe? Nie, wydaje się być szczery. I na dodatek nie odpisuje od prawie
dwóch tygodni, co mnie smuci. Pamiętniku, on mi jest prawie przyjacielem. Kimś,
komu mogę się wygadać i wiem, że mnie nie upokorzy, bo mnie nie zna. A co
jeśli...? Nie, to niemożliwe. W każdym razie, Clay poprosił mnie, abym została
jego dziewczyną, na co niemal od razu się zgodziłam oraz bym przyłączyła się
razem z Izzy do jego paczki. Na to od razu przystałam. Marzyłam przecież, aby
należeć do słynnej elity i teraz mam szansę. Nie zaprzepaszczę jej, bo martwię
się o jakiegoś kolesia, który może nawet udaje. Nie mogę tracić czasu na tego
typu bzdety.
Tak więc, Clay wydaje się być innym facetem, niż ludzie myślą.
Uważają, że jest twardzielem z kamiennym sercem, bez grama uczuć, co wcale nie
jest prawdą. Jest dość wrażliwym i niezwykle troskliwym uosobieniem fajnego
chłopaka. Ma zainteresowanie, o jakie nawet ja, która jestem w stanie wyczytać
z osoby, z którą wymieniam spojrzenie, kim jest i co we mnie widzi, nie
podejrzewałam go. Od 10 roku życia praktykuje grę na wiolonczeli, skrzypcach
oraz harfie. Z piłką nożną nie wiąże szczególnych planów i traktuje ją
wyłącznie, jako hobby. W przyszłości chce zostać wirtuozem muzycznym, albo
doktorem (!) socjologii. Zdziwiło mnie, że przy mnie jest taki otwarty. Jak mi
wytłumaczył, czuje między nami szczególną więź. Uważa, że to ckliwe, z czym ja
się nie zgadzam. To słodkie. On cały wydaje się być całkowitym przeciwieństwem
kolesia, którego gra w przedstawieniu, którym jest życie szkolne. Nie próbował
mnie pocałować na pożegnanie. Czekał na subtelny znak z mojej strony. Ja po prostu
podeszłam do niego bliżej i spojrzałam w jego orzechowe oczy, a reszta sama
przebiegła. Jego samochód podjechał powoli na podjazd mojego domu. Siedzieliśmy
w upajającej ciszy, którą Clay nagle przerwał.
- A więc, mam do ciebie małą prośbę. Wiem, że ty i Ev jesteście... Jak
to ująć... No, że pokłócone.- powiedział to szybko, jakby bał się, że wyrwę mu
oczy, albo uderzę.- I chciałbym, abyście chociaż trochę poznały. Ona jest fajną
i miłą osobą. Tylko...- znów się zaciął- trzeba jej w tym pomóc. Nie proszę o
zbyt wiele?
- Oczywiście, że nie. Ja nigdy nie zrobiłam jej nic złego.
Znienawidziła mnie, kiedy po raz pierwszy pojawiłam się w waszej szkole.-
zaczęłam trajkotać, jak najęta.- Chyba....
- Czuje zagrożenie.- powiedzieliśmy razem.
- Tak; obiecuję, że postaram się być milsza.- w harcerskim geście
przyłożyłam sobie lewą dłoń do serca, a prawą podniosłam do góry.
- Dziękuję. Wiedziałem, że jesteś niesamowita.- uśmiechnął się czule,
po czym objął mnie delikatnie i musnął moje usta. Poczułam coś, czego nie umiem
nazwać i po chwili nasz pocałunek zrobił się cieplejszy i czulszy. Oderwałam
się od niego najdelikatniej, jak to było możliwe i uśmiechnęłam się, po części,
do samej się, po części do chłopaka.
- Dziękuję za miły wieczór.- powiedziałam uprzejmie, szukając klamki
drzwi.
- To ja dziękuję. Za wszystko.- musnął mój policzek, a ja powoli
otworzyłam drzwiczki i wyszłam z pojazdu. Machnęłam mu na pożegnanie. On tylko
wyszczerzył się, włączył silnik i powoli odjechał. Odprowadzałam auto wzrokiem,
a gdy zniknęło mi z pola widzenie, czytaj: za zakrętem, zwróciłam się do drzwi
spokojnie przebierając nogami i myśląc o tym, że jutro będzie prawdopodobnie
najpiękniejszy dzień w moim tak zwanym dotychczasowym życiu. Wyjęłam klucze w
torby zawieszonej na moim ramieniu i otworzyłam drzwi, wchodząc do domu i
włączając przycisk, dzięki któremu wyłączyłam alarm i jednocześnie włączyłam
oświetlenie w całym domu.
- Laura, to ty?- usłyszałam krzyk z drugiego piętra.
- Nie, to rzeźnik z dostawą mięsa!- odkrzyknęłam udając męski głos.
Lubiłam sobie żartować z mojej ukochanej siostruni, kiedy była ku temu okazja.
- Powiedz mu, że przeszłam na wegetarianizm!- Van chyba się nie dała.
- On już wie.- odparłam głośno i zamknęłam z trzaskiem drzwi, weszłam
do obszernej kuchni, aby przygotować kolację.
Vanessa zbiegła na dół z bananem na twarzy.
- Yyyy... Co się szczerzysz??- zapytałam skonsternowana.
- No bo pojutrze jest casting. Będą dwa wymogi. Umiejętność tańca i
gra aktorska. To biorę pod uwagę.- odparła, nie zauważając moje irytacji.
- Aha.- odparłam krótko i zabrałam się za gotowanie.
- Co robisz? Wiem, że gotujesz, ale chyba rozumiesz.- mrugnęła do mnie
i zasiadła na krześle barowym przy podeście.
- Mmm... Chyba spaghetti.- zamyśliłam się.- A może pizzę?
- Spaghetti!- zeskoczyła z krzesła i piruetem z gracją baletnicy
okręciła się wokół mnie i powiedziała:- Pomogę ci, jeśli chcesz.
- OK. Ale proszę, nie zachowuj się, jak dziecko specjalnej troski,
dobrze??
- Eh, to tylko gra.- wyprostowała się i uspokoiła.- Chcę przekazać
wszystko, co sama umiem.
- Przygotowania, przygotowania.- westchnęłam ciężko i wyjęłam makaron,
pomidory i zioła.- Wersja le'
wegetarianka?
- Mhm..- mruknęła cicho i wzięła magazyn leżący na stole.- Ej, czy to
nie Ross i Rydel?!- krzyknęła nagle, wskazując palcem na stronicę.
Przyjrzałam się zdjęciu. Nagłówek rzucał się w oczy: "Podbili
Anglię, podbiją i nas!" i do tego obszerny wywiad z nimi.
- Rzeczywiście.- zamyśliłam się i nagle jakiś urywek z życia znów
mignął mi przed oczami.
Rozmowy głośno obijały się w mojej głowie.
-.... nie wiem, a jest euro?...
-.... lokata na 3%...
-.... chcę je podpisać jeszcze dziś...
Wtedy zupełnie nie rozumiałam, o co chodzi, ale teraz już wiem. Razem
z mamą i Ross'em wybraliśmy się do banku. Rozmowy między ludźmi absorbowały
mnie. Tłok był duży. Idealne warunki, by napaść na bank. Nagle tłuk rozbijanego
szkła i krzyki jakiegoś pana w szarym garniturze. Schowałam się za mamą, Ross
również. Wszyscy upadliśmy na podłogę.
- Cisza!- wycharczał przez zęby facet w czarnej kominiarce.- Wszyscy
macie być cicho!
- Zostaw nas!- moja mama wstała, scierając nieistniejący pyłek i
kurz.- Jakie masz prawo, aby nam zakazywać mówić?! To wolny kraj.- powiedziała
powoli, chcąc, aby zrozumiał. Nie zrozumiał.
- Och, tak, proszę pani.- zrobił minę skruszonego chłopca, po czym
wyjął z kieszeni pistolet i bez skrupułów wymierzył w klatkę piersiową mamy i
nacisnął spust.
Z mojego gardła wydostał się głośny krzyk, podczas gdy kobieta upadała
na marmur, czemu towarzyszyło głuche uderzenie.
Ross miał twarz, jak wykutą z kamienia. Bez wyrazu. Patrzył
niewidzącym wzrokiem na zajście i zdawał się być nieobecny. W tej chwili do
banku wparowało 15 ochroniarzy w czarnych strojach i złapało bandytę za ramiona
i wyniosło obezwładniając. Podeszła do nas pani policjant i kojącym głosem
zapytała:
- To wasza mama?
- Moja.- odparłam głosem pozbawionym uczuć.- Nie jego.- spojrzałam na
blondyna i szybko odwróciłam wzrok.- Żyje? Pewnie straciła przytomność.-
wmawiała sobie. Jak na małą dziewczynkę, mój rozum był niezwykle rozwinięty.
- Niestety...- westchnęła.- Nie żyje.- te słowa podziałały na mnie
źle.
Rozpłakałam się, policjantka pomogła mi wstać. Przez łzy powiedziałam
jej adres i zawiozła nas do mnie. Weszła razem z nami do środka witając się z
tatą. Wytłumaczyłam mu, co się stało. Pamiętam tylko, że ojciec twarz schował w
dłoniach i zaczął łkać. Potem urwał mi się film. To wspomnienie spowodowało
zimne dreszcze. Poczułam chłód, który ogarniał mnie od dołu w górę.
- Laura?- zapytała z troską w głosie Vanessa, czym wyrwała mnie z
letargu.- Wszystko dobrze??
Zamiast odpowiedzieć obojętnym tonem, jak za każdym razem, gdy słyszę
to pytanie, po prostu wybuchnęłam potwornym płaczem. Siostra podeszła do mnie i
objęła.
- Cii... Nie płacz. Co się stało?
- Mama...- jedno proste słowo, a wiele tłumaczy.- Pistolet, krew,
płacz. LONDYN.- podniosłam wzrok i ogarnęłam się. Wyrwałam się z jej objęć i
pobiegłam pędem do pokoju. Ściągnęłam klucz z szyi, weszłam do garderoby i
pognałam w stronę szafy. Dotknęłam przelotnie rączki szuflady, a potem
wsadziłam i przekręciłam klucz. Z pewnym ociąganiem otworzyłam ją i wyciągnęłam
pudło. Machinalnie pochwyciłam karteczkę, która była na samym wierzchu.
"Jak widzę, już mnie zobaczyłaś. A może nie? Wiesz, jest mi przykro, że to
wszystko skończyło się w ten sposób. Ale coś czuję, że się jeszcze spotkamy.
Cały Twój. R." R.?! Nie mogłam zrozumieć, dlaczego, ale miałam przeczucie,
że to ma związek z... NIE! On nie może wiedzieć, że ja mieszkam właśnie tu!
Uspokoiłam się i zamknęłam pudło. Wsadziłam je do szuflady i przekręciłam
klucz, wieszając go z powrotem na szyi.
- OK.- powiedziała przeciągle Van, opierając się o framugę drzwi
wylotowych mojej garderoby.- Zupełnie nie rozumiem twojego zachowania. Co to a
być?! Martwię się.- powiedziała z wyrzutem.
- Nic, zwykłe wspomnienia.- odparłam beznamiętnie.
- Przez które bledniesz i zanikasz.- dokończyła.- Mnie nie zamroczysz.
- Nie ma o czym mówić. Koniec, kropka.- ucięłam i wyszłam z wnętrza
garderoby.
- OK. Ale jak będziesz gotowa, by mi to wyjaśnić, będę czekać.-
powiedziała sucho i wyszła.
Pomknęłam za nią prosto do kuchni i zaczęłam robić kolację. Po 30
minutach razem siedziałyśmy przy stole i rozmawiałyśmy o castingu i różnych
innych rzeczach, tak jakby wcześniej nie zdarzyło się nic znaczącego.
Dziękowałam w duchu za to, że Van nie należy do obrażalskich.
Po zjedzeniu wsadziłam talerze do zmywarki, a sama poszłam do pokoju.
I tak, siedzę i rozmyślam. Nagle moje zamyślenie zostało przerwane
przez dzwonek, który obwieszczał nadejście wiadomości. Niechętnie wstałam z
łóżka i podeszłam do laptopa. Otworzyłam
urządzenie. W skrzynce pocztowej widniała wiadomość od Nimka! Zszokowało mnie
to z lekka. Usiadłam przy biurku i włączyłam ją. Zaczęłam czytać z bijącym
sercem.
Droga Blue!
Wybacz tę ciszę przez kilka ostatnich dni,
Ale musiałem pozbierać myśli.
Dziewczyna, która mnie denerwuje zalazła
Mi za skórę i
Powiedziała za dużo.
Niemiłe to było z jej strony.
Słowa bolą, wiesz?
Nimek**
Nie chciałam mu odpisać od razu. Niech
czeka tak, jak ja. Pełna myśli kłębiących się w mojej obolałej głowie,
położyłam się do łóżka.
-------------------------------------------------
Nie rozpisuję się, nie mam na nic siły -__- Tyle na dziś, pozdrawiam :**
~Kasia<3
Świetny rozdział ;3 na telefonie mi się czyta jakoś tak lepiej XD szkoda mi Laury, nie wiem co ja bym zrobiła, gdybym widziała jak zabijają mojego bliskiego.. i kto to do cholery ten Nimek? XD
OdpowiedzUsuńpoczytam sobie następny rozdział na lekcjach, a teraz idę spać XD