poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział czwarty



         Rozdział czwarty
Życie jest zbyt krótkie, aby marnować czas na kogoś, kto nie jest tego wart.
2 września, poniedziałek
- Ross'a?- uniosła prawą brew w niedowierzaniu.- A kto to?
- Eee, nie, nikt.- zarumieniłam się.
- Taa...- rzuciła z powątpieniem.- Już ci wierzę.
- Jeśli pozwolisz, nie mówmy o tym. Tamto życie już zostawiłam. Miałam zacząć nowe, pamiętasz?
- Eh, OK.- westchnęła ciężko.- Ale jeszcze jedno pytanie: dlaczego nie chcesz nawet pamiętać, ani mi opowiedzieć o TAMTYM życiu? Co takiego się stało, że złościsz się, kiedy o tym mówię.
- Miało być jedno pytanie.- zauważyłam.- Po prostu jest mi źle wspominać to wszystko, co zaszło w Londynie. Jestem nadal trochę przewrażliwiona na tym punkcie i, jeśli nie pamiętasz, tam zginęła moja matka i ja byłam tego świadkiem. Tyle złych rzeczy mi się przydarzyło, że boli mnie, kiedy muszę sobie to przypominać.
- Oj, przepraszam. Nie powinnam o to pytać.- powiedziała beznamiętnie.
Resztę drogi do domu przeszłyśmy w dość krępującej ciszy.
- Ehm.- odchrząknęła.- To chyba... pa.
- Pa.- odparłam zimno. Ogarnęłam się i dodałam:- Ej, Iz, nie myśl sobie, że jestem na ciebie zła, to ja przecież powinnam ciebie przeprosić. Muszę ci w końcu o tym opowiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Zbiorę się w sobie i kiedyś tam ci to wszystko wyjaśnię. Pa- uśmiechnęłam się ciepło, by zamarkować poprzedni chłód lodu ociekający z moich słów. Iz rozpromieniła się, ale nic nie powiedziała. Po prostu w błogiej ciszy ruszyła przed siebie.
Westchnęłam spokojnie i otworzyłam drzwi. Tata był w domu. Było to niezwykle nie w jego stylu.
- Witaj córciu.- uśmiechnął się znad gazety, której dał się pochłonąć.
- Hej tato. Co robisz tak wcześnie w domu?? Powinieneś być w swojej korporacji i zajmować się cegłami.- prychnęłam sobie wesoło. Tata uznał to za żart i roześmiał się, a jego śmiech rozbrzmiał po całym salonie, w którym oboje się znajdowaliśmy.
- Zrobiłem sobie wolne. Elizabeth obiecała mnie zastąpić.
- Elizabeth?- uniosłam głowę w znaczącym geście.- To twoja nowa dziewczyna?- nie jestem samolubna, chcę dla taty szczęścia.
- Nie przeszkadza ci to?- powiedział spłoszony.
- Oczywiście, że nie.- odparłam.- Ha, przyznałeś się!
-Chyba masz rację. Ale naprawdę ci to nie przeszkadza?- ponownie zapytał.
- Eh, tatusiu, NIE! Chcę dla ciebie jak najlepiej, a poza tym przyda ci się towarzyszka życia.- roześmiał się, po czym kontynuowałam:- A Elizabeth wydaje się być miła i taka... Inna.- podsumowałam.- To znaczy, inna w dobry sposób. Podobna do... mamy.- powiedziałam powoli.
- No tak. Nie lubię sobie jej przypominać, bo od razu robi mi się smutno, ale ostatnio już mi lepiej. Tak.. lekko. Już tak bardzo nie przeżywam.
- To świetnie. Najwyższy zresztą czas. Ja też się otrząsnęłam.- uśmiechnęłam się błogo.- Jutro mija szósta rocznica.
- Może wybralibyśmy się do Londynu?? Tak na kilka dni?- propozycja wydawała się kusząca, ale obiecałam sobie zacząć nowe życie, a nie zaczną go, jeśli nie dostanę się na zajęcia Van.
- Tato, nie mogę.
- A dlaczego? Jest dopiero początek roku szkolnego. Nikt nie będzie miał ci tego za złe.
- No tak, ale jutro jest casting do klasy Van i ja bardzo chcę się dostać. Nie będę miała przodów, bo jestem jej siostrą. Wiesz, że ona jest uczciwa.- zwróciłam na to uwagę.
- Racja.- tata przytaknął.- A jeśli poprosiłbym ją, aby przeniosła casting na za tydzień i ona również by z nami pojechała?
- To wydaje się dobre rozwiązanie.
- Zadzwonię do Vanessy i pogadam z nią, a ty załatw lot na pięć dni dla trzech osób w dwie strony w pierwszej klasie, dobrze?
Przytaknęłam i zadzwoniłam do asystentki taty i wydałam dokładnie takie polecenie, jakie uzyskałam od taty.

4 godziny później, 18:08

- Nie wierzę, że zostawiasz mnie na tak długo!
- Niestety muszę,- nagle mnie oświeciło.- Poczekaj, jeśli byłaby taka możliwość, wybrałabyś się ze mną??
- O rany, tak! Moi rodzice się zgodzą. Naprawdę tego chcesz?? Bo nie zamierzam się narzucać.
- Naprawdę.- odparłam spokojnie.- Przyda mi się twoje wsparcie.- uśmiechnęłam się krzywo.
- OK. Z chęcią się wybiorę.- zaczęła wymachiwać torbą i udawać Ever, co bardzo mnie rozśmieszyło. Nagle jej twarz zmieniła wyraz i z zdegustowania przeszło na lekki strach.- Hej, a co jeśli spotkasz tego całego Ross'a?
Poraził mnie dziwny prąd. Nie przemyślałam tego. Zupełnie. Nie widziałam go sześć lat i jest całkiem duża szansa, że go spotkam, bo mieszka zaraz obok mojego dawnego domu, w którym mieszka teraz moja ciotka i wuj. Tata oddał im(wujostwu) go zaraz po wyjeździe stamtąd. I tam planujemy się zatrzymać. Jest też prawdopodobieństwo, że będzie ze swoją rodziną na cmentarzu, bo byli zżyci z moją mamą bardziej, niż ktokolwiek inny i równie mocno przeżywali stratę jej, co my. Zrobiło mi się zimno. Nie. Nie mogłam go spotkać. On pewnie nie chce mnie widzieć na oczy, co ułatwi mi sprawę. Życie wróciło do równowagi, a ja uśmiechnęłam się.
- Nie, to niemożliwe. On nie chce mnie znać, po tym jak go zostawiłam. Co wyjdzie mi na dobre, bo również nie chcę go widzieć.- odpowiedziałam po krótkiej przerwie.
- Ach, chciałabym go poznać.
- Wiesz mi, nie chcesz..- odparłam ostro.
- A dlaczego??- obruszyła się.
- No bo.. Nie.- zacięłam się.
- Nie rozumiem cię.- dodała, po czym zaczęłyśmy już normalną rozmowę.
Sama nie wiem, dlaczego tak zareagowałam. Życie mnie męczy i czasem pojawiają się pytanie, na które nie jestem w stanie odpowiedzieć. To wszystko jest niezwykle logiczne- mam już dość. Pamiętniku, nie potrafię przelać wszystkich swych uczuć na papier, bo byłabym w stanie napisać z tego nie jedną, ale całą serię książek o zagubionej nastolatce. To nawet niezły pomysł. Kiedyś mogę coś z tym zrobić. Na razie martwię się o ten wyjazd. Nie ma czym, upominam się wciąż w myślach, ale co mi po tym? Strach powraca i nie umiem tego opanować. Van zgodziła się przenieść casting i z nami wyjechać. Ojciec załatwił wszystko w sprawie mojej i Izzy nieobecności.
7 września
Wyszliśmy w samolotu i ruszyliśmy w stronę domu na Sesame Steet*. Strach uderzał we mnie ze zdwojoną siłą. Ale nie dawałam tego po sobie poznać. Izzy była zachwycona Londynem. Rozglądała się i wzdychała.
- Tobie tutaj się nie podoba? Tu jest genialnie!- szepnęła, po czym wróciła do podziwiania miasta.
Weszliśmy do domu ciotki. Zauważyłam ze zdziwieniem, że dom Lynch'ów jest zaniedbany i obrośnięty, jakby nikt się nim nie zajmował. Było to dziwne, bo mama Ross'a zawsze się tym zajmowała.
- Witaj, Lauro!- powiedziała do mnie Suzanne(imię ciotki)- Jak się masz?
- Wspaniale. Witaj ciociu.- objęłyśmy się.- Muszę cię o coś zapytać, dlaczego dom Lynch'ów tak wygląda?
- Wyprowadzili się miesiąc temu, jest na sprzedaż.- ciotka wzruszyła ramionami, po czym poszła do kuchni.
Po obiedzie poszliśmy na cmentarz, a potem razem z Iz i Vanessą wybrałyśmy się na zakupy. Van uwielbia shopping, to jej życie, zaraz po aktorstwie. Kolejne dni minęły nam spokojnie na zwiedzaniu. Chociaż bardziej na przypominaniu sobie przeszłości, a Iz zwiedzała. Big Ben i London Eye na zawsze pozostały uwiecznione na jej aparacie, a sama nie mogła uwierzyć, że znajduje się w mieście królowej.
Po powrocie do Los Angeles wybrałyśmy się na plażę. Wszyscy żywo wypytywali się, gdzie byłyśmy i dlaczego. My pozostawiłyśmy to sobie w tajemnicy. Izzy wróciła do domu, a ja jeszcze zostałam i rozkoszowałam się bryzą. Kocham Los Angeles, bo tu jest mnóstwo słońca przez cały rok i nie pada.
8 września
Sobota. Razem z Izzy raczyłyśmy się słońcem i piękną, zresztą, jak przez większość roku, pogodą. Usłyszałyśmy dźwięki muzyki. To Festiwal Nowości. Co miesiąc szuka się talentu, który mógłby się wybić i daje szansę sławy.
- Hej, a ty nie mogłabyś zaśpiewać?
- Nie. Nie ma mowy!- odpowiedziałam szybko.
- A dlaczego? Podobno zaczynasz nowe życie!- zauważyła trafnie.
- Nie teraz. Nie dziś.
- Jak nie dziś, to kiedy?- odparła.
- No, OK. Ale najpierw zobaczmy, co w ogóle prezentują.- zaproponowałam.
- Nie graj nawet na czas.- rzekła.- I tak masz zaśpiewać.
- Dobra, dobra.- ucięłam.
Ruszyłyśmy w stronę dźwięku. Zza skarpy wyrosła wielka scena oświetlona tysiącami świateł w różnych kondygnacjach i kolorach. Zaparło mi dech w piersi.
- Niezłe, co?- odezwał się jakiś głos za mną. Odwróciłam się. Stał tam ten blondyn.
- Eee, tak.- wyjąkałam, czerwieniąc się przy tym, jak burak.
- Coś nie tak? Idziesz śpiewać?- zapytał spokojnie uśmiechając się, jak gdyby nigdy nic.
- Ttak.- odparłam i odwróciłam się od niego.
- Czemu mnie unikasz? Nic ci nie zrobiłem.
- Nie unikam cię, ale cię nie znam.- powiedziałam szybko i odeszłam do niego, bo zauważyłam Iz i ruszyłam w jej stronę.
- Zaraz śpiewasz.- wyszczerzyła zęby w triumfalnych uśmiechu.- Nie ma za co.
- Fajnie i bardzo ci dziękuję.
- Dobrze, choć zaprowadzę cię za kulisy.
Izabell zapoznała mnie ze wszystkim, co ważne i założyła za ucho mały mikrofon. Wciąż nie byłam pewna, czy robię dobrze.
-.. A teraz Laura Marano w nowej piosence własnego autorstwa!
Wyszłam chwiejnym krokiem na scenę, a milion małych światełek oślepił moje oczy. Wiedziałam, że to się nie uda. Melodia popłynęła z głośników. Nadeszła moja wielka chwila. Nie wykorzystałam jej, moment, w którym miałam wejść już przeminął, a ja stałam prosto, jak struna i patrzyłam na widownię przyzwyczajając się do oślepiającego światła. Nagle coś się zmieniło. Pojawił się nowy dźwięk. Nie z głośników, na żywo. Ktoś zaczął śpiewać. Melodia włączyła się od nowa, a ja po prostu stałam zszokowana. Ten głos mnie urzekł. Był delikatny, chropowaty i niezwykle melodyjny i... znajomy. Z cienia wyszedł blondyn w mikrofonem w dłoni. Śpiewał na spontanie, widać było, że wyciąga słowa, jak z kapelusza, na ślepo, ale trzymało się to spójności i miało sens.:

Dreams, that's where I have to go
to see your beautiful face anymore
I stare at a picture of you and listen to the radio
Hope, hope there's a conversation
where we both admit we had it good but
until then it's alienation, I know, that much is understood
And I realize**

Spodobało mi się to i zanim się obejrzałam już razem śpiewaliśmy dobrze znany refren:

If you ask me how I'm doin I would say I'm doin just fine
I would lie and say that you're not on my mind
But I go out and I sit down at a table set for two
and finally I'm forced to face the truth
No matter what they say, I'm not over you
Not over you**

A potem sama zaczęłam śpiewać improwizując i patrząc prosto w oczy blondyna.:

Damn, damn boy you do it well
And I thought you were innocent
You took this heart and put it through hell
But still you're magnificent
I I'm a boomerang doesn't matter how you throw me
Turn around and I'm back in the game
Even better than the old me
But I'm not even close without you**

Oklaskom nie było końca. Aplauz był niesamowity. Czułam się wspaniale. Nie udawałam. Byłam sobą. I właśnie wtedy odkryłam, co chcę robić w przyszłości. Pisanie piosenek i śpiewanie ich. To było to. Zbiegłam ze sceny prosto w ramiona Izzy.
- To było wspaniałe! Świetnie sobie poradziłaś, chociaż bałam się, że się nie odważysz.
- To przez tego blondyna.- dodałam.
- Świetny z was duet.
- Racja.
Ktoś podszedł mnie od tyłu.
- Wiedziałem, że jesteś inna, niż wszystkim się zdaje.- to był głos Clay'a.
- Serio tak uważasz?- zdziwiłam się. Przecież świta Ever nie zauważa mnie nawet, a tu się okazuje, że Clayton Walsh zwraca na mnie uwagę. I, że stać go na komplement. Nie był tym, za kogo go uważałam i zrobiło mi się wstyd.
- Tak. Świetnie sobie poradziłaś.- zza jego ramieniem spojrzałam na blondyna, który chciał do mnie podejść, ale zauważył Clay'a i zrezygnował z tego.
- Rany, dzięki.- uśmiechnęłam się do bruneta, a chłopak odwzajemnił ten gest.- Muszę już uciekać.- chciałam dogonić blondyna i mu podziękować za uratowanie skóry
- Laura...- coś w jego głosie zmusiło mnie do pozostanie na tym miejscu.- Chciałbym cię zapytać, czy nie miałbyś ochoty się dziś ze mną gdzieś wybrać?- zamurowało mnie. On właśnie zaprosił mnie na randkę!
- Z chęcią. Może o 19? Ale wybacz mi, muszę już znikać.
- Dobrze. Pa.
Pobiegłam szukać brązowookiego, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć, więc zrezygnowana wróciłam do Izzy.
Potem ruszyłyśmy do mnie, bym mogła przygotować się na randkę z Claytonem.
Postanowiłam sprawdzić chattt.com, ale Nimek nie odpowiedział. Smutno mi było, ale postanowiłam nie męczyć go i cierpliwie poczekać. Wciągnęłam się w wir przygotowań.
Po długim namyśle ubrałam błękitną sukienkę bez ramiączek z czarnym gorsetem w cekiny, do tego czarne sandały na obcasiku i zrobiłam delikatny makijaż podkreślający moje wielkie ciemne oczy. Byłam gotowa. Clay przyjechał po mnie o równej 19. Pamiętniku, co dalej? Już niedługo ..
------------------------------------------------
*Sama wymyśliłam xD
** Piosenka: Not Over You- Alex Goot ft. Chrissy Costanza
---------------------------------------------
Hejj! Trochę się rozpisałam i po prostu nie mogłam przestać! Wciągnęłam się w ich świat i jakoś wyszło :D Mi się całkiem podoba, a poza tym, nie chcę czytać go już drugi raz, bo oczy mnie bolą xD Liczę na komentarze, ale nie wymagam ^^ Koffam Was :*
~Kasia<3
P.S. Oto piosenka, którą śpiewają postacie: 
**



       

4 komentarze:

  1. Yey przeczytałam wszystkie 4 rozdziały i musze przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona tym, że piszesz z taką łatwością. Czytając każdy rozdział po plecach przechodził mi leciutki dreszcz. Każdy rozdział z przyjemnością czytałam. Naprawde masz talent i umiesz zaciekawić czytelnika. Świetnie opisy które nie poddają się dialogą. Chodzi mi tu o to, że na niektórych blogach dialogi górują nad całą akcją, a tu nie. Twoje opowiadanie jest po prostu perfekcyjne! Mimo małej ilości rozdziałów czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny rozdział.
    -Twoja wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;3
    Nie lubię tego Claytona, jakiś dziwny jest XD
    Spierdzielam czytać następny, nie wygrasz tego ^^

    OdpowiedzUsuń