niedziela, 13 kwietnia 2014

(II) Rozdział jedenasty

"Burgess najwyraźniej nie cierpi większości swych bohaterów i w tym, że o nich pisze, wyczuwa się pewien masochizm..."

Spójrzcie, tu jestem!
Mała, niewinna i cicha!
Czekam, aż ktoś zauważy, że tu jestem!
No weźcie! Nadal tu jestem!
Haaalo!
- Zgasili światło.
----------------------
- "Świat jest nierozłącznie jeden i życie też jedno. Najsłodsze i najbardziej rozkoszne czynności też zawierają w sobie pewną dozę gwałtu – choćby akt miłosny – choćby i muzyka."- przeczytałam.
- Postarałabyś się bardziej... Anthony Burgess "Mechaniczna pomarańcza".- odpowiedział.
- No może... Teraz ty mi.- uśmiechnęłam się szeroko.
- "A poza tym miłość usprawiedliwia czyny, których zwykli ludzie często nie są w stanie zrozumieć – chyba że ktoś przeżyje dokładnie to, co on przeżył."- zacytował powoli.
- Paulo Coehlo "Zwycięzca jest sam"- automatycznie odparłam.
- Trudno cię zdziwić, jesteś strasznie oczytana.- jęknął blondyn.
Śmiech i towarzystwo przyjaciół było jedynym lekarstwem na moją cholernie podłą aurę. Raini z Calumem znikali z Kevinem i pracowali nad Voice Challenge, a ja zostałam odsunięta od projektu. Ross również, ale jemu było to chyba na rękę, gdyż i tak ciągle zaszywał się z Savannah w byle zaułku.
Nie, żeby mnie to obchodziło.
Nie spodziewałam się, no, nie oszukujmy się, że wydaje się inteligentny, że Nate uwielbia cytować Burgessa... Że w ogóle cokolwiek lubi cytować. Z dnia na dzień coraz bardziej zaczynam go lubić.
- No, wow. Przez sześć ostatnich lat siedziałam w książkach, coś tam wiem.- wzruszyłam ramionami ze śmiechem.
- Wiem, że zerwanie z Rossem wiele cię kosztowało i że będziesz jeszcze długo smutna, ale...- zaczął.
- Zwolnij.- ucięłam.- Zerwanie z nim było smutne, ale już nie jestem przygnębiona. To nie pierwsze moje zerwanie.- uśmiechnęłam się, choć pewnie niezbyt przekonująco.
- Może tak jakiś trening?- wydął lekko usta i wstał z sofy, na której siedzieliśmy.
- Niee...- jęknęłam.- Chcę odpoczynku. Ostatnio coraz częściej ćwiczę i już mnie wszystko boli. Zlituj się!- popatrzyłam na niego, robiąc "słodkie" oczka.
- No ok... To co robimy? Kevin kazał mi cię...- zaczął, ale przerwał.
- Kevin kazał co?- zapytałam cicho.
- Pilnować.- wyjaśnił.- Nie możesz się pojawić teraz nigdzie w mieście, ani w Laugh...- odwrócił wzrok.
- Coś kręcisz...- przypatrzyłam mu się badawczo, ale natychmiast zniknęły z jego twarzy wszystkie emocje, oprócz obojętności.- Nie chcę tu siedzieć!- sprzeciwiłam się po kilku sekundach ciszy.
- Mogę zabrać cię w takie jedno miejsce, ale...- ucichł na chwilę, jakby ze sobą walczył- ale przebierz się w kombinezon, zaraz się ściemni.
- Czekaj... Ty mnie zamierzasz cały czas pilnować?- zmarszczyłam nos.
- Do dnia zaakceptowania projektu Voice Challenge.- odparł spokojnie.
- No, dobra...- mruknęłam. Popatrzyłam na blondyna znacząco.
- Co?- zapytał z niezbyt inteligentnym spojrzeniem.
- Wyjdź stąd, muszę się przebrać.- odrzekłam.
- No tak.- zaśmiał się.- Już znikam.
Po chwili wyparował. Podeszłam do szafy z kombinezonami. Otworzyłam ją i przejechałam dłonią po pokrowcach. Z jednego coś wypadło. Było to zdjęcie. Wzięłam je do ręki i przyjrzałam mu się. Około  16-letni Nate i jakaś blondynka, miała najwyżej 14 lat. Uśmiechali się wesoło do obiektywu, mokrzy i brudni od piasku. W tle była plaża LA i jakiś kształt, wpatrujący się w nich. Trudno powiedzieć, co to było, ale domyśliłam się, że pewnie jest to Alex albo inny agent. Postanowiłam, że kiedy Nate przyjdzie, zapytam go, kim jest ta dziewczyna. Wsadziłam zdjęcie z powrotem do pokrowca z przebraniem chłopaka i wzięłam kostium w swoim rozmiarze. Szybko zdjęłam swoje ubranie i ubrałam kombinezon. Zawiązałam sznurówki cichaczy i nałożyłam skórzane rękawiczki bez palców na dłonie. Nie wzięłam pasa, gdyż nie uważałam, aby był mi potrzebny. Wbiłam do małej przegródki w bucie mały nóż, który Nate kazał zawsze trzymać mi przy sobie i wyszłam z jego pokoju.
Nate opierał się o poręcz schodków i wpatrywał w niebo.
- Nie da się głośniej?- zapytał z zaskoczenia, nie odwracając się.
- Przecież ja...- zaniemówiłam.
- Marano, to, że masz te buty, wcale nie znaczy, że automatycznie będziesz bezgłośna.- odparł.
- No to mnie naucz się skradać, bo jak na razie to umiem tylko przywalić w żebra i odeprzeć atak.- syknęłam.
- Wszystko w swoim czasie.- uniósł głowę wyżej, westchnął i dodał:- Idziesz?- wyciągnął dłoń.
Popatrzyłam na nią, jak sroka w gnat. Nie wiedziałam, co zrobić.
- Poradzę sobie.- nie chwyciłam jego ręki, tylko obeszłam blondyna.
Nagle deska, na której stałam, załamała się i wciągnęła mnie do środka.
Nate zaczął się śmiać. I to głośno.
- I czego rżysz? Pomógłbyś mi.- warknęłam, próbując wyrwać z dziury nogę. Bezskutecznie.
- To wygląda tak...- ledwo mówił przez śmiech.- Komicznie.- już niemal zginał się ze śmiechu.
- Do cholery! Pomóż mi!- wrzasnęłam, już bardzo zirytowana.
- No, już, już. Spokojnie.- podszedł ostrożnie do mnie i wyjął mały nożyk.- Nie ruszaj się.- z szewską precyzją ciął kruche drewno.
Szybkim, nieco ZA szybkim, ruchem wywinęłam nogą i trafiłam chłopaka w twarz.
- Aał.- zasyczał wściekle, upadając trochę dalej.
- O jeny, przepraszam.- z nagłością rzuciłam się ku chłopakowi, którego odrzuciło niemal dwa metry.- Nie chciałam.- dotknęłam delikatnie palcami jego oka, które było napuchnięte.
Chłopak momentalnie zastygł.
- Masz genialnego kopniaka.- z uznaniem rzekł.- Idę po lód.- wstał i błyskawicznie wszedł z powrotem do loftu. Usiadłam w miejscu, gdzie upadł Nate. Podciągnęłam kolana pod brodę i pochłonęły mnie myśli. Czemu on tak reaguje? Czy ja robię coś źle? Skąd te wyrzuty sumienia? Przecież zerwałam z Rossem, mogę być z kimkolwiek.
- Idziemy?- zapytał głośno Nate, a ja aż podskoczyłam.
- Wow, musisz mnie tego nauczyć.- rzekłam, wsiadając do suv-a.
- A ty mnie tego kopniaka.- zaśmiał się.- Moja idealna buźka została trwale uszkodzona. Już nie będę idealny.- jęknął teatralnie.
- Nie musisz być idealny. I tak już cię lubię.- wzruszyłam ramionami.
- Też cię lubię, Marano.- kiwnął głową lekko.
W ciszy jechaliśmy jeszcze jakieś 10 minut. Wjechaliśmy między krzaki i zostawiliśmy samochód w nich. Nate wyjął jakiś kosz z bagażnika i poprowadził mnie do jakiejś puszczy. Chwilę potem z rozdziawionymi ustami wpatrywałam się w widok przed sobą.
Na pierwszym planie było jezioro. Ogromne jezioro. Okalały je drzewa wszelkiego rodzaju, wszystkie iglaste, wydzielające piękny, żywiczny zapach. Na akwenie porozrzucane były wysepki, czyli wierzchy kamieni ponad taflą.
Przy brzegu była wielka skała, ostro zakończona, dość stroma. Wokół niej rosły miniaturki przeróżnych kwiatów, wiele również wydzielało zapach naprawdę przyjemny dla nosa. Trawa gdzieniegdzie pożółkła, ale to chyba oczywiste, skoro już grudzień. Choć to i tak niewiele, jak na "zimę" w LA. Mimo to, noc była właściwie nawet ciepła, choć może miałam takie wrażenie przez kombinezon, przylegający do mnie jak druga skóra do węża. Księżyc był w pełni, a więc dawał sporo światła i tworzył malowniczą poświatę na nieruchmej tafli jeziora.
- Wow.- zdołałam wykrztusić.
- Chodź.- z uśmiechem rzekł Nate. Podszedł do skały i z płynnością ruchów szybko wspiął się po niej. Patrzyłam tylko na to, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.- No, chodź, stąd jest jeszcze lepszy widok.- krzyknął z góry.
Ze skupieniem starałam się powtórzyć wszystkie ruchy chłopaka. Jednak zdarłam sobie tylko skórę z opuszków palców i połamałam paznokcie.
- Oj, Marano, Marano.- westchnął, zeskoczył z kamienia.
- Mam imię. Laura.- odparłam rzeczowo.
- Nieważne.- odpowiedział.
Złapał mnie za biodra swymi silnymi dłońmi i lekko uniósł.
- Złap się tamtej wyrwy.- rzucił, skinąwszy na odpowiednią część skały
Wykonałam polecenie.
- Teraz prawą nogę umieść we wglębieniu i lekko się podciągnij.
- Już.- odrzekłam.
- A teraz powtórz to z lewą ręką i nogą, i już.
Szybko zrobiłam to, co nakazał i już po chwili siedziałam na szczycie kamienia.
- Widzisz? Trochę pomyślunku i od razu idzie jak z płatka.- rzekł z lekkim uśmiechem.
- Och, zamknij się już.- rzekłam, również z uśmiechem.
- Pięknie tu.- powiedział po chwili.
Rozejrzałam się.
- No.- odrzekłam spokojnie.
Wiatr powiał trochę mocniej i poczułam chłód przenikający przez kostium. Potarłam ramiona, jednak niewiele to dało.
- Zimno ci?- zapytał blondyn.
- Nie.- odezwałam się cicho.
- Widzę, że się trzęsiesz.- zauważył.
- No może... Trochę. Ale niewiele.- z uporem niepotrzebnie się tłumaczyłam, gdyż Nate już objął mnie ramieniem i do siebie przyciągnął.
Ciepło jego ciała w zetknięciu z chłodem mojego wywołało lekkie spięcie na mojej skórze, w wyniku czego na krótki moment nie potrafiłam wziąć pełnego oddechu. Serce biło mi szaleńczo szybko, ale chłopak najwyraźniej tego nie zauważał.
- Lepiej?- spytał tylko.
- Trochę.- wydusiłam.
Blondyn jeszcze ciaśniej mnie do siebie przycisnął.
- A teraz?- dziwny błysk pojawił mu się w oku.
- Zimno.- przejęłam pałeczkę i postanowiłam się z nim podroczyć.
Obrócił się twarzą i w ogóle całym ciałem w moją stronę, a na jego ustach wykwitł chytry uśmiech.
Jego ręce zaczęły wędrować po moich plecach, trafiły na szyje i zacisnęły się wokół niej z taką siłą, że ledwo oddychałam. Normalnie, możnaby to odebrać, jako obściskiwanie się, jednak wiedziałam, iż tak nie jest. Chłopak z całą swą siłą na mnie spadł, nadal przyciskając. Niewiele myśląc, odepchnęłam blondyna i stanęłam na równe nogi, biorąc gwałtowny wdech. Nate szybko zareagował. Również podniósł się i stanął w pozycji do ataku. Nie odzywał się. Na jego ustach nadal wisiał kpiący uśmiech. Zwinęłam dłonie w pięści i zgięłam luźno w łokciach. Cały swój ciężar skupiłam na wysuniętej do przodu prawej nodze i to na niej się wsparłam. Blondyn z impetem zaatakował mnie. Automatycznie sparowałam jego ruchy i szybko uskoczyłam przed kolejnym atakiem. Nate zaklął cicho i się nie poruszył. Momentalnie sytuacja diametralnie się zmieniła. Nathan wziął rozbieg i biegł w moją stronę. Zapomniał jednak, że stoimy nie na ziemi, lecz na skale i kiedy odskoczyłam po raz kolejny, niebieskooki spadł z kamienia. To znaczy, tak mi się wydawało. Kiedy podeszłam zdyszana do krawędzi, zobaczyłam Nate'a zwisającego z niej z uśmiechem triumfu.
- Byłaś świetna.- rzekł rozradowanym głosem i podciągnął się z powrotem na głaz.
- To był jakiś test?!- krzyknęłam wściekła.
- Tak. Zaliczony na 100 procent.- odparł z szerokim uśmiechem.
- Jeny, bałam się, że oszalałeś.- odpowiedziałam z przymrużonymi oczyma.- Że kompletnie ci odwaliło i jak wszyscy wokół, którym ufam, postanowiłeś mnie skrzywdzić!- wrzasnęłam wyczerpana, wściekła, zirytowana i jednocześnie z ulgą.
Nathan podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
- Nigdy cię nie skrzywdzę, Marano.- szepnął.
Znów zadrżałam.
- Zimno ci?
- Bardzo.- odparłam.
- Mogę cię...
- Jeśli to ma się skończyć, jak poprzednio, to podziękuję.- ucięłam.
- Nie skończy.- zapewnił i objął mnie lekko.
- Weź się postaraj, zaraz zamarznę.- powiedziałam pół żartem, pół serio.
Blondyn przyciągnął mnie z... czułością i pomasował mi ramię, by trochę mnie rozgrzać. Wtuliłam głowę w jego ramię i ze zdziwieniem odkryłam, że mimo zimna, jest mi przy nim dobrze i przyjemnie się czuję, tuląc się do niego.
- Lepiej?- zapytał po chwili.
- Zdecydowanie.- kiedy się poprawiałam, przez przypadek musnęłam ustami jego policzek. Na moment Nate zestygł w bezruchu, ale już po chwili się rozluźnił.
- Może już wrócimy do domu?- zaproponował.
- Chyba tak będzie najlepiej.- zgodziłam się. Spojrzałam na kosz.- A co to jest?- wskazałam na niego.
- Mieszka w tym lesie taki stary leśnik, Tom. Ostatnio widziałem się z nim. Był chory. Postanowiłem mu dziś zanieść trochę jedzenia.- odpowiedział.
Nate naprawdę potrafi być dobry. "To nie człowiek jest dobry lub zły. To jego czyny są takie." Pod maską sarkastycznego dupka z ego większym, niż Paris Hilton, kryje się ktoś normalny i kochany.
- Poczekam tu.- rzekłam.
- Nie mogę cię tu zostawić.- sprzeciwił się.
- Nie mam pięciu lat. Poczekam.- odparłam z uporem.
- Idziesz ze mną.
- Nate, nie rozkazuj mi.- zirytowana odrzekłam.
- Laura, nie zostawię cię tu, kiedy wiem, że Alex wciąż się czai. Nie mogę pozwolić, aby coś ci się stało.- przybliżył się do mnie, w jego oczach widziałam resztki determinacji.
- Ja... No dobra.- zgodziłam się.
W ciszy zaczęłam się przedzierać za chłopakiem przez gęste lostowie.
- Nadajnik wskazuje, że Space jest z dziewczyną w tym lesie. Trzeba ich znaleźć.- nagle jakiś męski głos odezwał się gdzieś niedaleko.
- Ivan...- szepnął pod nosem Nate. Szybko złapał mnie za rękę.- Szybko, Marano.- pociągnął mnie jeszcze bardziej wgłąb.- Szybka lekcja bezszelestności: układ stop musi pokrywać się z każdym wgłębieniem w podłożu. Kroki mają być delikatne i subtelne, starannie ułożone i skalkulowane.- popatrzyłam na niego z kompletnym niezrozumieniem w oczach.- Po prostu zdaj się na instynkt. Dasz radę. Wierzę w ciebie, Marano. Jeśli mnie zgubisz, masz pilot, a teraz biegiem.- szepnął i pobiegł pędem między drzewa. Ja zaraz za nim. Szybko się zrównaliśmy.
Poruszając ustami, powiedział bezgłośnie, że musimy się schować. Skinęłam głową na znak tego, że zrozumiałam i poczęłam rozglądać się w poszukiwaniu jaskini lub czegoś podobnego. Nste po niecałych 20 sekundach coś znalazł. Wpełzliśmy do środka i wstrzymaliśmy oddech. Kroki były bardzo wyraźnie słyszalne, a więc ten ktoś musiał być niedaleko.
- Znalazłem koszyk, ale ani śladu samochodu ani Space'a. Pewnie odjechali.- usłyszałam czyjeś wołanie.
- Nie mamy czego szukać. Wracamy!- mężczyzna, do którego należał głos, był naprawdę niedaleko.
- Może jeszcze raz przeszukamy las? To może być podstęp!
- Dobra! Jeszcze jedno okrążenie!
I oddalił się.
- Ja... Nie wiem, czego znów ode mnie chcą.- z rezygnacją szepnął.
Nasze twarze dzieliły zaledwie dwa centymetry. Skarpa nie była jakoś wybitnie duża. Jego oddech połaskotał moją szyję. Znów owiał mnie chłód powietrza.
Bez słowa chłopak objął mnie i tym samym skutecznie zmniejszył naszą odległość, którą tak panicznie chciałam zwiększyć. Wtem zrobiłam najbardziej irracjonalną rzecz, jaką mogłam. Wyjęłam telefon i postanowiłam sprawdzić wiadomości. Mimo braku zasięgu, w skrzynce miałam jakiś SMS. Od Raini. Otworzyłam go i zaczęłam czytać.
"Kevin prosił, bym ci przekazała, że na czas Voice Challenge prace serialowe zostają wstrzymane. Masz wolne."
Uśmiechnęłam się. Przez zapewne cały najbliższy tydzień będę siedzieć u taty.
- Schowaj ten telefon.- syknął Nate.
- No już.- westchnęłam cicho.
Chłopak mnie nie obejmował, tylko lustrował wzrokiem.
- Co?- zapytałam.
- Nic.- wzruszył ramionami.
- Jezu, dlaczego tu tak zimno? Obejmowanie cię mnie nie rozgrzeje.- z irytacją zaczęłam po cichu narzekać.
Chłopak nie czekał na zachętę.
Wpił się w moje usta, przyciskając mnie do siebie z całą siłą, jaką miał. Odwzajemniłam jego pocałunek i z czułością zaczęłam błądzić dłonią w jego miękkich włosach. Cała namiętność, żar i pożądanie spadło na mnie poprzez ten pocałunek. Chłopak, mimo swej porywczości, był wyjątkowo delikatny. Zasapani tonęliśmy w swoich objęciach, gdy nagle snop białego światła popłynął na nasze twarze.
- Mam was.- właścicielką światła była Alex.
*
Ból wskroś przeszywający moją głowę był nie do zniesienia. Ręce były sztywno owinięte czymś ostrym i łykowatym. Chciałam nimi poruszyć, ale odrętwienie ramion mi na to nie pozwoliło. Zaklęłam cicho i zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem wpakowałam się w takie bagno, no i dlaczego znów mnie związano jak prosię i zostawiono samą sobie. Po otworzeniu oczu zobaczyłam tyle, co wtedy, gdy miałam je zamkniete. Słyszałam krople wody kapiące do jakiegoś zbiornika i zapach nie tyle stęchlizny, co jakiegoś... sera pleśniowego. Dla mnie oba tak samo nieprzyjemne. Jęknęłam, gdyż chrupnęły mi kości nóg, gdy próbowałam nimi poruszyć. Ciekawe, ile leżałam już na tej zimnej podłodze. "Jeszcze się wilka w dupie nabawię", pomyślałam z przekąsem. O, ironio, sarkazm był mi akurat wtedy tak potrzebny.
- Marano? To ty jeszcze żyjesz?- usłyszałam zdławiony szept.
- Tak, Nathan. Żyję. Jeszcze.- odpowiedziałam cicho.
- Boli cię coś?- zapytał.
- W głowie biega mi chomik w kołowrotku.- odszepnęłam.- Tak poza tym, to tylko zdrętwiały mi ramiona. A kości lekko się zastały.
- Wstrzyknęli nam trochę morfiny.- odparł, nie zważając na mój gburowaty ton.
- To stąd te omamy węchu.- mruknęłam.
- Nie. My serio jesteśmy w winnico- mleczarni.- poprawił mnie Nate.
- To takie rzeczy się łączy?- zmarszczyłam nos, wpatrując się w ciemność.
- Ty nadal nie zdajesz sobie sprawy, gdzie my jesteśmy?- zapytał z niedowierzaniem.
- Uświadom mnie.- warknęłam.
- Jesteśmy w siedzibie organizacji, do której należałem.- odrzekł.

*perspektywa Nathana*

- Co do cholery?!- wrzasnęła Laura zupełnie zdenerwowana.
- Uspokój się. Jeszcze ktoś przyjdzie tutaj.- syknąłem.
- Dobra.- odpowiedziała.
Zacząłem się zastanawiać. Nie ma żadnej opcji, by się stąd wydostać, jednak jeśli zostanę, raz na zawsze pozbędę się kłopotu z tymi cholernymi agentami i może zacznę normalnie żyć. Może.
- Nate?- odezwała się brunetka po krótkiej chwili milczenia.
- Tak?
- Kim jest ta blondynka, z którą robiłeś sobie zdjęcie na plaży?- zapytała.
Uśmiechnąłem się do siebie.
- To moja siostra, Lacey.- odparłem.
- To ty masz siostrę? Wydawało mi się, że jesteś jedynakiem.- cicho rzekła.
- Jak widzisz - nie jestem.- zaśmiałem się, lecz zaraz zrzedła mi mina.
Pocałunek w grocie.
Mimo, że obiecałem sobie, że to się nie wydarzy, stało się.
Oprócz fizycznego podobieństwa, Laura tak naprawdę w ogóle nie jest podobna do Alex. Przedtem tak mi się wydawało, ale teraz już nie.
To było bardzo silne uczucie. Przy Alex czułem tylko szczenięcą wręcz miłość. Przy Laurze poczułem prawdziwą iskrę pożądania. Prawdziwe uczucie, a nie jego namiastkę. Wciąż jednak boli mnie fakt, że nie potrafię przestać ich porównywać.
Alex nas znalazła. Pomogła Patrolowi Cieni.
A może to zemsta?
Ale za co?
Przecież to ona mnie zdradziła, nie pozostawiając nawet złudzeń, iż cokolwiek do mnie czuła.
Poczułem narastającą frustrację.
Nagle usłyszałem klucz przekręcany w zamku. Drzwi otworzyły się, a po chwili rozbłysło światło, do którego błyskawicznie się przyzwyczaiłem, co jest dziwne. Przede mną stał wysoki mężczyzna w średnim wieku, z lekką siwizną na głowie i skórą nienaturalnie powyciąganą we wszystkie strony. Momentalnie poznałem w nim swego dawnego przełożonego.
- Edwin...- powiedziałem chłodno.
- I po co ta oficjalność?- zbliżył się do mnie i szybkim ruchem rozciął węzły. Do samo uczynił z wiązaniem Laury. Dziewczyna szybkimi ruchami rozmasowywała nadgarstki, a ja stanąłem na równe nogi.
- Twoja cholerna organizacja nie daje mi spokoju. Nie mam niczego, co mogło by was zadowolić. Chip zniszczony, ja odszedłem, nie mam nic dla was.- odrzekłem zirytowany.
- Mylisz się.- odpowiedział.- Masz córkę Damiano'a Marano. Bądź, co bądź, był świetnym agentem.
- Mój ojciec był agentem?- Laura wybałuszyła oczy.
- Cóż, złotko, taki talent nie jest kwestią przypadku.- odpowiedział jej Edwin.
- Co mamy dla ciebie zrobić?- spytałem z wrogością.
Po co ci Laura?, pchało mi się na usta, ale postanowiłem nie pytać. Nie teraz.
- Macie złapać Alex.- odrzekł spokojnie, jakby to nie było nic takiego.
- Sam sobie ją łap, geniuszu.- warknąłem.
- To nie takie trudne. Trzeba z nią skończyć raz na zawsze.
- Mamy...- Laura przełknęła ślinę.- Ją zabić?
- Unieszkodliwić.- poprawił mężczyzna.
- Porąbało cię.- pokiwałem głową.
- Jeśli to zrobicie, damy wam migdalić się w spokoju.- na policzki Laury wkradły się rumieńce.- Jeśli nie, zostajecie tu. Jako więźniowie. Dożywotnio.- oznajmił.
Zesztywniałem.
- No, dobrze.- przystałem na propozycję Edwina.
- Cieszę się.- skinął głową.- Chodźcie do centrali.- poprowadził nas korytarzem prosto do głównej sali. Setki ludzi przedzierały się przez korytarze. Wszyscy w czarnych strojach, z różnymi przedmiotami w ręku. Mijali nas, ukradkiem spoglądali na nas z niesmakiem, otwarcie przewiercali wzrokiem. Stanęliśmy na najwyższym punkcie pierwszego piętra, przy rozwidlających się schodach. Ludzie na dole, niczym mrówki w mrowiskach rozpracowywali złożone akcje, operacje i patrole.
- Gdzie my jesteśmy?- spytała Laura, patrząc na mnie dziwnie przestraszonym wzrokiem.
- Panno Marano, witaj w Patrolu Cieni.- wyręczył mnie Edwin.
------------------------
Heey! :D
Wiem, że rozdział krótki i o niczym, ale nadal opracowuję Voice Challenge w opowiadaniu, a chciałam szybko dodać kolejny rozdział xD
Już późno jest, za wszelkie błędy przepraszam, ewentualnie poprawię je jutro ;)
Ostatnio mam fazę na piosenkę Ed'a Sheeran'a- Sing, więc to dzięki niej powstał ten rozdział :3
Zastanawiam się, czy powinnam kontynuować bloga, to znaczy, wiecie- już po zakończeniu drugiego sezonu xD
Wypowiedzcie się, chcę znać Wasze zdanie ;)
Bo są dwie opcje:
- albo robię trzeci sezon tego bloga;
- albo zaczynam kolejnego bloga. :3
Wybór właściwie należy do Was ;)
A na razie zachęcam do komentowania i do napisania! ^^
~Kasia<3

10 komentarzy:

  1. Ja też!!!!!!!!!!!!! Musisz zrobić 3 sezon:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę na 100% trzeci sezon!!!!!
    Rozdział był zarąbisty!
    A ten moment kiedy się pocałowali był mega! :)
    Dawaj szybko next:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdzialik .Może miałabyś ochotę wejść na mojego bloga? Byłabym niezmiernie wdzięczna ♥ bo jestem twoją fanką
    http://raura-i-love.blogspot.com/?m=1
    P.S każdą krytykę przyjmuję

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja wolę 3 sezon :)
    A co do rozdziału to super c:
    /Kasia :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział :) chociaż i tak cały czas czekam na RAURĘ <3 Chcę 3 sezon!

    OdpowiedzUsuń
  6. 4 sezon ale z Raurą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Twój blog został nominowany do LBA więcej szczegółów na : http://r5andlaura-another-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Wreszcie przeczytałam ten rozdział! Przepraszam, że tak zwlekałam (y) Ostatnio mam coraz gorszy humor :| No i Nate mi działa na nerwy, ale to już wiesz xd
    Rozdział jest jak zawsze zajebisty.
    No i hem.. zależy jak ten sezon się skończy. Jeśli Nate nadal ma uczestniczyć w życiu Lau, a Sav w życiu Rossa to ja wolę kolejnego bloga xD
    A tak na serio, to jako jedyna chyba chciałabym nową historię. Chociaż, nie wiem czy przeżyję twoje pomysły xD No nie wiem już, jak zrobisz i tak będę czytać ^^
    Czekam na kolejny c:

    OdpowiedzUsuń
  9. zajebistyy :3 Lauthan się pocałowalii *-* :3 :3
    a co do twojego pytania - zrób jak chcesz, do ciebie należy decyzja, mi pasują obie opcje :)

    OdpowiedzUsuń