czwartek, 28 listopada 2013

Wracam

Jak można się domyśleć po tytule, wracam!! Koniec przerwy i lenistwa, już niedługo kontynuacja szalonej przygody Laury i Rossa..xD
Mam masę pomysłów.. :)
Z weną trochę gorzej, bo wciąż nie piszę tak, jakbym chciała, ale już jest znacznie lepiej :D
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, Wasze komentarze sprawiają, że od razu uśmiech wstępuje mi na usta! ;)
Rozdział postaram się napisać jak najdłuższy się da do niedzieli, bądź soboty, jeszcze nie wiem xD
Ale nie martwcie się, już niedługo wszystko, co ma związek z Amelią się wyjaśni ^^
Na razie to tyle, kocham :3
~Kasia<3

wtorek, 19 listopada 2013

...

Heej!
Dziś trochę na poważnie, bo mam Wam trochę do powiedzenia...
Brzmi strasznie, prawda??
To trochę tak, że ogólnie ostatnio czuję się przybita lekko, no i w związku z tym strasznie marudzę... Ale mimo, że znacie to z wielu blogów- ta lekko chora samokrytyka, no nie? Bloggerki nie doceniają się i często zawieszają blogi z powodu braku weny. Ja też ostatnio na coś takiego cierpię.. Zauważyliście zapewne, że rozdziały są o połowę krótsze, niż kiedyś, nie ma już w nich czegoś.. takiego charakterystycznego tylko dla mnie. Na początku było tego w ogromie, teraz to tylko suchy tekst, z którego nic nie wynika, nie daje do myślenia. A ja nie lubię pisać czegoś, co nie zmusza do myślenia nad sobą i innymi. Dlatego też zrobię sobie przerwę. To nie tak, że wymuszam od Was komentarze ot, dla własnej przyjemności, jeśli nie chcecie, nie komentujcie, po prostu zależy mi na Waszej opinii ;)
Przerwa będzie trwać od dzisiaj(19.11.2013) do kolejnej środy(27.11.2013) mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego, że w niedzielę rozdział się nie pojawi, ale jest mi ostatnio strasznie ciężko cokolwiek napisać i naprawdę muszę odetchnąć.. Ale wiedzcie, że mam masę pomysłów, choć niestety zbliżamy się do końca.. Może będzie coś dalej? Na razie jestem w fazie planów..;)
Kiedy już kiedyśtam skończę tego bloga, na pewno zacznę kolejny, ale już z inną fabułą ;)
Kocham Was
~Kasia<3

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział trzydziesty


"Ktoś bardzo chciał, byś naprawdę wszystko zapomniała..."

Czasem mam wrażenie, że wszystko się wali. No bo dlaczego niby tyle nieszczęścia ciągle na mnie spada? O mało nie popełniłam samobójstwa, po moim wyjeździe Ross niemal również się zabił, a teraz to?!
- Witaj, Lauro.- powiedziała słodko białowłosa, wydymając usta niebezpiecznie.
- Cześć.- mruknęłam cicho.- Co cię tu sprowadza?
- Interesy, niedokończone sprawy.- zaczęła wyliczać.
- Ale chyba najbardziej niedokończone sprawy, co?-rzekłam twardo.
- Właściwie, to tak.- zgodziła się ze mną.
- Powiedz, po co? Ja już właściwie nie pamiętam, co dokładnie zaszło.
- Lubię, gdy wszystko jest sprostowane. A to zwłaszcza powinno być wyjaśnione. Oczywiście, to, że to twoja wina, już wiemy.- odwróciła się bezceremonialnie i zaczęła rozglądać po domu. Za mną stała Vanessa, która nic nie rozumiała.
Coś się we mnie zagotowało.
- Moja wina? To przecież ty..
- Daj spokój, twoje zdanie nie liczy się.- przerwała mi w połowie słowa.
- Jak to nie liczy? Ty zawsze byłaś gwiazdką, ale nie tutaj, nie zrujnujesz mi znów życia.-pokiwałam głową w geście sprzeciwu.
- Nie tutaj?- spytała z udawanym zdziwieniem.
- Właśnie. Nie tutaj.-powtórzyłam.
- Masz coś do mnie? Wywal to.- skwitowałam.
- Dobrze, a więc.. Obie wiemy, że Adam mnie kochał, ale ty się wepchnęłaś i wszystko zepsułaś. Comunity było moje. Wszystko. A potem ty.- dźgnęła mnie palcem w klatkę piersiową. Jej ostry paznokieć pewnie zrobił mi dziurkę w ukochanej bluzce.
- Ale zauważ, że to nie moja wina.- uniosłam dłonie.
- A czyja? Gdybyś się nie pojawiła, nie byłoby problemu.-zaczęła kręcić głową na prawo i lewo, co wydało mi się straszne.
- Nic nie poradzę na to. Jedź do Adama na Broadway i daj mi spokój. Wyleczył się ze mnie.-podsumowałam.
- Ja mam swoje życie, Deniss, i nie chcę mieć więcej problemów, niż już mam.-zwróciłam się do dziewczyny, która właśnie analizowała moje słowa.
- Dobra, pojadę, ale z tobą jeszcze nie skończyłam.- rzekła na pożegnanie, po czym wyszła z domu. Patrzyłam tępo na drzwi, a z odrętwienia zbudziła mnie Vanessa.
- To było co najmniej dziwne.
- Właśnie.- zgodziłam się z nią.
Po wyjściu Deniss postanowiłam zjeść. Poprosiłam Elize, by przygotowała mi zwyczajne kanapki, ale gosposia, jak zwykle, przesadziła i zrobiła pączki. Właściwie, nie narzekałam, a zabrałam się za pałaszowanie.
Wieczorem Van wyszła na spotkanie, a Elize poszła na zakupy, więc byłam sama. Eric był z Tony'm, więc jest tak, jakby go nie było.
Zasiadłam w salonie i włączyłam telewizor.
Jakaś ckliwa telenowela właśnie leciała, ale niespecjalnie mnie zachwyciła.
Przez jakiś czas skakałam po kanałach, ale nic ciekawego nie było. A więc wstałam z kanapy, wzięłam kakao i pączki, po czym skierowałam się do pracowni. Tata ostatnio zamontował mi tak telewizor, więc jest mi tam teraz wygodniej. Położyłam tacę na stoliczku i włączyłam po cichu płynącą ścieżkę dźwiękową z Step Up. Muzyka rytmiczna szybko wypełniła całe pomieszczenie, a ja zasiadłam do pianina. Dotknęłam jego klawiszy. Zimno i znajoma twardość. Po kilku chwilach włączyłam się do lecącej melodii grając ją na instrumencie.
- Jesteś niesamowita. Jestem niesamowita.- szepnęła dziewczynka, siedząca na kanapie w rogu. Może to dziwne, ale nie przestraszyłam się.
- Umiesz grać?- spytałam, ale zaraz spaliłam buraka. Jeśli ona to w rzeczywistości to ja, to jasne jest, że umie. Nie wiem tylko dlaczego, zawstydziłam się swojego błędu przed tą małą.
- No pewnie, że umiem.- prychnęła brunetka. Podeszła do mnie i dotknęła małą rączką klawiszy. Spod jej palców wydobyła się słodka melodia kołysanki, która coś mi przypominała, ale nie. potrafiłam rozpracować co.
- Nie mów mi, że nawet tego nie pamiętasz.- jęknęła.
- Nie?- to było bardziej pytanie, aniżeli stwierdzenie.
- Ktoś bardzo chciał, byś naprawdę wszystko zapomniała.- rzekła z lekkim strachem.
- Ale kto?- spytałam zniecierpliwiona.
- Tego to ja też chciałabym się dowiedzieć.- powiedziała po chwili ciszy.
- Niczego nie rozumiem!- wyżaliłam się marze.
- Jestem tu w charakterze twojej pomocy. Jestem twoją postacią z ostatniego dnia, który powinnaś pamiętać. Ale widzę, że i tego nie pamiętasz, skoro nie przypominasz sobie kołysanki, którą mama zawsze śpiewała nam przed zaśnięciem.
- Nam?- uniosłam brew.- Jakie my? Jestem ja, ciebie nie ma.
- Jak wolisz, tak mów, wszystko mi jedno.- z przekąsem odparła.
- A dlaczego ktoś bardzo chciał, bym nic nie pamiętała?- dopytywałam.
- To też musimy odkryć.
Posmutniałam.. Znowu jakieś problemy? Nie, nie teraz! Kiedy wszystko wraca do normu, nagle pojawia się jakaś moja mniejsza kopia z misją? Co ze mną jest nie tak? Jutro mam wrócić do szkoły, a ona będzie wszędzie ze mną? Aż ciarki mi przeszły na samą myśl. Życie potrafi kopnąć mnie i to mocno. Ja to mam pecha. I to takiego dość dużego. Spojrzałam na gitarę, która oparta była na stojaku. "Muszę poprosić Rossa, aby nauczył mnie grać", na samo wspomnienie chłopaka w brzuchu poczułam motyle.
- Jest fantastyczny, prawda?- zaskoczyła mnie dziewczynka.
- Ty wiesz, o czym ja myślę?- zdziwiłam się.
- Nie, ale masz to wypisane na twarzy. Obie wiemy, że chodzi o Rossa.- stwierdziła.
- Jak mam cię nazywać?- spytałam z innej beczki.
- Może nazywać mnie..- zamyśliła się.- Mam na drugie Amelia. Tak mnie nazywaj.- powiedziała z uśmiechem zadowolenia.
- Ok, Amelio.- odzwajemniłam ten gest.
Potem jeszcze trochę rozmawiałyśmy, aż w końcu zmorzona snem osunęłam się na sofę, a ona zniknęła.
*RANO*
Wstałam całkiem wypoczęta. Wyszłam na górę do swojego pokoju i wybrałam odpowiedni set na dzień. Zdecydowałam się na beżowy top na ramiączkach, czarne spodnie i marynarkę w odcieniu kawy, a do tego białe koturny. Do torby spakowałam książki przygotowane poprzedniego dnia i chwyciłam telefon, po.czym zeszłam z powrotem do kuchni.
Uśmiechnęłam się do Elize, a ona podała mi miseczkę muesli. Szybko zjadłam i czekałam w spokoju na Vanessę, bawiąc się przy tym kluczami. Wreszcie ciemnowłosa zeszła i razem poszłyśmy do jej samochodu.
Po dziesięciu minutach spokojnej rozmowy i przyjemnej jazdy byłyśmy na miejscu. Dzień był chłodny, toteż ucieszyłam się, że marynarka choć trochę trzyma ciepło. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i żwawo ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych szkoły.
Mogłam się spodziewać reakcji ludzi ze szkoły, kiedy mnie zobaczą. Wszystkie oczy były skierowane na mnie i na dodatek w radiu szkolnym leciało Hottest Girl In The World. Tak więc szłam spokojnie w stronę swej dawnej szafki, gdy nagle usłyszałam:
- Laura Marano proszona jest do dyrektora.
- Oj, niedobrze.- podsumowała Amelia.
Niestety, nie byłam pewna, o co chodzi, więc ze skurczem żołądka skierowałam się w stronę sekretariatu..
------------------------
Yeah! To jest to! Wreszcie odzyskałam dawny styl xD rozdział dedykuję Żelko Jadkowi, który dziś mnie wspierał :3 już niedługo ciąg dalszy ^_^
Tak w ogóle, to co się dzieje? Staram się jak najczęściej pisać i dodawać kolejne rozdziały, a komentarzy i tak jest coraz mniej.. Zepsułam się? Mówić mi, jeśli coś jest nie tak ;)
Lubię hejty :3
~Kasia<3

Rozdział dwudziesty dziewiąty

"Miłość hartuje teraz kogoś innego..."


W pew­nej chwi­li ogarnął mnie prze­raźli­wy strach. Strach przed ut­ratą przy­jaciela. Wszys­cy wmuszają so­bie, że wszys­tko się dob­rze skończy, mi­mo prze­ciw­nej rzeczy­wis­tości. A ja na­dal od­czu­wam ten oszołamiający lęk. Boję się, i to cholernie..
Kiedy mówiłeś, że nigdy mnie nie zostawisz, coś nie grało.
Ciemność, jaka kilka dni później nastała, była oznaką tego, że piekło jednak istnieje. Więzienie, jakim ono jest, ma w swej naturze trzymać więźniów do końca. Miłość.. Słowo dziwne. Miłość jest to jakieś nie wiadomo co, przychodzące nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, i sprawiające ból nie wiadomo dlaczego. I czemu niby za każdym razem, gdy się w niej zatracamy, chcemy do niej wrócić, przystać na jej warunki, ona musi nas znów próbować i sprawdzać naszą wytrzymałość fizyczną i psychiczną?
To jakiś test? A może szkoła przetrwania? Pytam, ale nie otrzymuję odpowiedzi.. Miłość hartuje teraz kogoś innego...
--------------------------
Wydające coraz bardziej irytujące dźwięki urządzenie sprawdzające stan pacjenta zdradzało mi, że z Rossem musi być coraz lepiej.
Wczoraj, zaraz po przyjeździe karetki pogotowia, wszyscy już jechaliśmy w kierunku szpitala. Tam kilku ratowników zawiozło nieprzytomnego blondyna na ostry dyżur, a my, czyli Riker, Delly i ja w niemej postawie czekaliśmy, co los przywieje.
Po godzinie chłopak leżał już w wyznaczonej sali. A my z nim.
Trzymałam go za rękę i pogrążona w myślach nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się wokół mnie.
Pielęgniarki krzątały się i układały wszystko na półkach.
Nawet nie mam pojęcia, czemu służył ten zabieg. Co zyskały układając te obrusy? Lekceważąco spojrzałam w ich stronę i wróciłam do rozmyślań. Kilka dni później, a trafiłabym być może na pogrzeb chłopaka. Ja to zawsze mam takie szczęście, że można pozazdrościć.
Rodzice  blondyna przyjechali godzinę po nas do szpitala. Po rozmowie z lekarzem wrócili do nas z informacją o jego stanie.
Okazało się, że nic poważnego się nie stało, środki przestają działać i za już niedługo wyjdzie do domu. Wrócimy do szkoły i być może wszystko wróci do normy. Być może.
Rano obudziłam się oparta na krześle obok łóżka chłopaka. Ross nie spał. NIE SPAŁ! Dopiero po chwili zbuforowałam ten fakt, a w ten czas beznamiętnie wpatrywałam się w niego. Spojrzałam na swoją rękę, która ściskała jego dłoń. Nagle poczułam mrowienie i przepływającą energię na jego skórze i momentalnie oderwałam ją. Spojrzał na mnie pytająco, a ja westchnęłam. To wszystko jest takie skomplikowane...
Poczułam się bezsilna.
- Laura. - wychrypiał chłopak.
- Co?- spytałam cierpko.
- Przepraszam.- wyszeptał.
- Za co ty mnie durniu przepraszasz?- spytałam z niedowierzaniem.- To ja zostawiłam ciebie, to ja nie pozwoliłam ci na reakcję. To ja wyjechałam bez słowa.- poczułam, że łzy cisną mi się pod powiekami i już po chwili jedna wymknęła się. Chłopak starł ją palcem, przy okazji. głaszcząc mnie po twarzy. Nie wytrzymałam, wpadłam mu w ramiona i rozpłakałam się na dobre. Ross pocieszał mnie, przytulał i uspokajał.
Już tego samego dnia po południu razem z blondynem i jego rodzeństwem wychodziliśmy ze szpitala. Obejrzałam się jeszcze raz za siebie i mogę zaręczyć, iż widziałam w szybie jakieś... Dziecko. Niby nic specjalnego, ale ono wyglądało, jak mniejsza ja! Uśmiechnęła się i zniknęła. Musiałam mieć jakieś omamy po tym joincie. Takie rzeczy nie zdarzają się w realnym świecie.
Do końca tygodnia każdy kolejny dzień spędzaliśmy razem. Ale to już nie były jakieś zwykłe rozmowy. Przepełnione uczuciem i takie.. Osobiste. Głównie o uczuciach. Było kwestią czasu to, że w końcu do siebie wrócimy. Nie umiemy bez siebie żyć, a przynajmniej ja bez niego. Ale pytanie, czy byłam na to gotowa? Na kolejny etap życia? To wszystko tak szybko ulegało zmianie. Nie mogę okłamywać siebie, że uczucie przeminęło. Że nic nie ma.
- A może ten?- spytał chłopak i zatańczył takt ośmio-częściowy. Czegoś brakowało.
- A może tak?- podeszłam do niego i z pomocą pilota włączyłam Innocence. Zmysłowe dźwięki gitary rozlały się po pracowni.

But everybody knows how the story goes
Something in your eyes said the innocence over now
Telling me that you found somebody new
Something in my heart said the innocence over now
Girl I really loved you more than I could tell you
Something in the air said the innocence over now*

Tańczyłam razem z nim i teraz jego układ miał sens. Nagle poczułam, że tracę grunt. Dziewczynka znów pojawiła się, zaśmiała lekko, a ja wpatrując się w nia, wpadłam prosto w objęcia Rossa.
Nie obawiałam się. Oboje wiedzieliśmy, jak to się skończy i wcale nie opieraliśmy się temu. Nasze wargi złączyły się i przez długi czas tak było. Tak miało być. MY. Razem. I naprawdę nic tego nie zmieni. Spragnieni bliskości zasiedliśmy na sofie i tam rozkoszowaliśmy się rozmową, przytulaniem i drobnymi buziakami.
I to jest to, Pamiętniku, opisuję to wszystko byle jak, ale to już znasz. Ile razy będę Ci powtarzać to samo?
Bałam się powrotu do szkoły. Tata załatwił już wszystkie sprawy związane z moją dalszą edukacją w szkole. Moje zmartwienie narastało, a w niedzielę nie mogłam już usiedzieć w jednym miejscu. Ross został u siebie, by przygotować się do szkoły i już nie planował już mnie odwiedzać i ja również nie zamierzałam tego robić. Izzy wciąż nie wie, że jestem w Los Angeles, więc zrobię jej nie lada niespodziankę w poniedziałek. Wieczorem postanowiłam zmyć z siebie całe to zmęczenie, stres i ogólne rozbicie z pomocą długiej kąpieli. Zabrałam pokaźną ilość różnego rodzaju słodyczy, kakao z piankami i ukochany szlafrok frotte, a potem nalałam sobie całą wannę gorącej, parującej wody, dolałam olejki zapachowe i zanurzyłam się w odmętach przyjemnego ciepła.
- Ty to masz życie.- westchnął ktoś za mną. Gwałtownie odwróciłam się, a tam na szafce siedziała ta mała.
- Przestraszyłaś mnie. Ale.. Ciebie nie ma. Skąd się wzięłaś?- spytałam z lekka oskarżycielsko.
- A widzisz mnie?- pokiwałam głową.- No to jestem. Reasumując.. Fajnie masz. Taki chłopak.. Ross zawsze był przystojny.
- A skąd niby to wiesz?- uniosłam brew.
- No przecież jestem tobą.
- Mną?- ledwo przeszło mi to przez gardło.
- No tak, Laura Marano, lat 10, Wielka Brytania, Sesame Street 23.- wyrecytowała, stając prosto.
- Ale po co?- nieskładnie zapytałam.
- Żeby przypomnieć ci trochę o tobie.
- Ale jak to?- dopytywałam niezmordowanie.
- Jeszcze wiele rzeczy ukrytych jest w twej pamięci, choć wiele osób nie chce, byś je sobie przypomniała. Wierz mi, nie wszystko, co masz w głowie jest tym, co przeżyłaś.. Ktoś bardzo nie chciał, żebyś pamiętała...
Dziewczynka zaintrygowała mnie swymi słowami.
- Laura? Z kim ty tam gadasz?- spytała Vanessa.
- Z nikim.- odparłam szybko.
- Masz gości.- rzekła spokojnie.
- Kogo?
- Zaraz się dowiesz.
Ze słowami dziecka zeszłam na dół, a tam stał ktoś, kto swoją obecnością tu zszokował mnie niezmiernie.
- O żesz ty.- sapnęłam.
- Laura..- odwróciła się do mnie i zwycięsko uśmiechnęła się.
Bo gorzej być już nie może...
----------------------------
*JLS- Innocence
----------------------------
To, jak męczyłam się pod koniec jest okropne... Rozdział krótki i niezbyt ciekawy, ale co mogę poradzić??
Wybaczcie mi to, kolejny rozdział pojawi się jeszcze w weekend, to mogę obiecać ;)
Kochaam :3
~Kasia<3

wtorek, 12 listopada 2013

Wieeelka Prośba

Kochacie mnie, nie?
Mam do Was, jak w tytule, wieeelką prośbę..
http://r5rockstheworld.com/#/explore <------ wejdźcie proszę w ten link i zróbcie tak, jak Wam napiszę.
Wygląda to tak:
1. Włączacie stronę i przyciskacie Vote.
2. Wybieracie Europe.
3. I wciskacie "Poland, Warsaw", to dla mnie bardzo ważne!!
Tyle akcji na tt nie pójdzie na marne, jak myślicie??
Rozdział już niedługo ;)
I moje nagranie jak śpiewam też w końcu się pojawi, jak tylko je zmontuje ^^
Jeszcze raz proszę, zagłosujcie!
Dziękuję xx
~Kasia<3

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział dwudziesty ósmy



"Jest różnica pomiędzy tym, czego chcemy, a tym, co jest nam potrzebne do prawidłowego funkcjonowania..."
 

UWAGA! JEŚLI NIE PRZECZYTAŁEŚ ROZDZIAŁU 27, JEST ON POD TYM!
Czasem po prostu wymiękam. I tak jest właśnie teraz. Wymiękam.. Okropne, no ale ile można?
Rzeczywistość już nie raz uświadamiała mi, że życie jest trudne. Ba, cholernie trudne.
Z takim bagażem doświadczeń, jaki posiadam, mogę spokojnie rzec, iż jestem  obyta w tych sprawach.
Ale nawet Leon Zawodowiec nie zdołałby udźwignąć takiego ciężaru.
Uczucia, praca, tęsknota. Mieszanka wybuchowa.
Jest różnica pomiędzy tym, czego chcemy, a tym, co jest nam potrzebne do prawidłowego funkcjonowania.
I ja już widzę tę różnicę. W końcu, jaki byłby inny powód mej decyzji? Odkrycie, że jest coś więcej, niż tylko szara rzeczywistość zaczęło mnie coraz bardziej intrygować. Że też DOPIERO teraz. No, ale lepiej późno, niż wcale..
Bez ładu i składu przejdę do sedna, bo chyba święty myśliciel nie domyśliłby się, do czego zmierzam.
-----------------
Seems like everybody's got a price,
I wonder how they sleep at night,
When the sale comes first and the
truth comes second,
Just stop for a minute and smile,

Everybody look to the left,
Everybody look to the right,
Can you feel that yeah,
We're payin with love tonight,

It's not about the money, money, money,
We don't need your money, money, money,
We just want to make the world dance,
Forget about the price tag,

It aint about the (ugh) cha chang cha chang,
It's not about the (yeah) ba bling ba bling,
Want to make the world dance,
Forget about the price tag,
(price tag forget about the price tag)

Hey Hey Hey Hey

Won't you come see about me,
I'll be alone dancin you know it baby,
Tell me your troubles and doubts,
Givin me everything inside and out,

Don't you forget about me,
As you walk on by,
Will you call my name,
As you walk on by,
will you call my name,
As you walk on by
Will you call my name

I say la lalalala lalalala
lalalala lalalala

Tonight,
I will love love you tonight,
Give me everything tonight,
For all we know we might not
get tomorrow,
Let's do it tonight,

Forget what they say,
All my care they play,
I want you tonight,

Grab somebody sexy,
Tell them Hey,
Give me everything tonight,
Give me everything tonight,

Take advantage of tonight
'Cause tomorrow I'm off to
do battle, perform for princess,
But tonight, I can make you
my queen,
And make love to you endless,

It's insane to wait and they ain't
growin' money,
Keep flowin', hustlers move beside us,
So I'm tip-toeing to keep blowing,
I got it locked up like Lindsay Lohan,

Put it on my lap, baby,
I make you feel right, baby,
Can't promise tomorrow,
But I'll promise tonight,

Excuse me,
But I might drink a little more than
i should tonight,
And I may take you home with me
if I could tonight,
(Don't you forget about me)
And baby i will make you feel
so good tonight,
Cause we might not get
tomorrow tonight.

Hands up,
I put my hand up,

Don't you forget about me,
(Party in the U.S.A.) tonight,

I will love love you tonight,
Give me everything tonight,
We might not get tomorrow,
Let's do it tonight.*

Odetchnęłam ciężko. Wszyscy oddychaliśmy szybko. W ostatniej chwili zmieniłam piosenkę końcową z I Love It na moje medley ukochanych piosenek. Wydaje mi się, że jest nawet lepsza, jako wybuchowe zakończenie historii dwojga dziwnych ludzi. Szybka i energiczna melodia, a także choreografia, choć trudna i wymagająca, stworzyła idealny nastrój.
Już na początku sztuki ich widziałam, ale dopiero teraz przyjrzałam się dokładniej. Tata, trzymający za rękę jakąś brunetkę, z dumą i szerokim uśmiechem podziwu wpatrywał się we mnie. Van z miną nieodgadnioną spozierała to na mnie, to na Rikera, siedzącego poziom niżej.
Izzy, gapiąca się z szeroko otworzonymi oczami na Adama. Ale.. Nie było nigdzie widać Rossa. Poczułam ścisk i gulę w gardle. Pojedyncza łza zaświeciła mi w kąciku, ale szybko ją starłam. Powinnam spodziewać się tego. Przecież chłopak nie przybiegnie do mnie z otwartymi ramionami po tym, jak go zostawiłam. A jednak malutka iskierka nadziei wciąż się tliła. Jaka ja jestem naiwna.
Ale coś przyciągnęło moją uwagę.
- Shelly!- krzyknęłam uradowana.- Ale.. Ciebie miało nie być!- natychmiast oprzytomniałam. "On zostawił Iz dla zespołu!", czułam się jak zdrajczyni. Ale my od zawsze byliśmy przyjaciółmi, to się nigdy nie zmieni, a poza tym Iz chyba już sobie kogoś znalazła...
- Nie mógłbym przegapić triumfu i zwycięstwa swojej kochanej Lau.- powiedział słodkim głosem. Wcale go nie straciłam. Nigdy tak się nie stało. I nie stanie się tak. Wpadłam w uścisk mojego kochanego Georga i
zaśmiałam się bezgłośnie.
- O mój Boże!- już kolejny raz zbluźniłam tego dnia, ale co tam, chyba nie było lepszego podsumowania moich emocji.- JJ!- pisnęłam. 25-latek ugiął lekko kolana i rozwarł ramiona.
- No, nie mogę.. Laura?- spytał z niedowierzaniem.
- Tak!- przytuliłam bruneta.
- Tyle lat! Jakaś ty śliczna! Ostatni raz widziałem cię, jak miałaś jedenaście lat!- zaśmiałam się na to wspomnienie. W przeddzień wyjazdu bawiliśmy się z Shellym, JJ, Rossem i Van w klasy. Ostatni raz czułam, że mam przyjaciół...
Otoczona gronem znajomych rozmawiałam z wszystkimi. Tak za nimi tęskniłam za tym! Za rodziną, tą atmosferą.. Wtedy kropla przelała czarę. Może pod wpływem impulsu, może tego właśnie chciałam. Podeszłam do dyrektora Grimaldiego.
- O, Laura, świetna sztuka, tego właśnie nam potrzeba, takich nowoczesnych, świeżych przedstawień.. Tak więc, witam cię na Broadway'u.- wyciągnął dłoń w moją stronę.
- No właśnie, o tym przyszłam z panem porozmawiać.. Ja chyba z tego zrezygnuję.- mężczyzna spojrzał na mnie zdziwionemu, ale zaraz zdziwienie ustąpiło zrozumieniu.- Nie skończyłam jeszcze szkoły, chcę jeszcze trochę pobyć nastolatką.- wyjaśniłam.
- Oczywiście rozumiem to. Twoja matka zrobiła dokładnie to samo.
- Moja.. Matka?- na samo jej wspomnienie poczułam ukłucie w sercu.
- Tak.- pokiwał głową.- Ale nie popełnię drugi raz tego błędu, co przed laty. Powiem ci tyle, że zawsze będziesz tu mile widziana i możesz pojawiać się, kiedy tylko chcesz. Pieniądze za sztukę i w ogóle twoją pracę wystawię ci w czeku.
- Nie trzeba. Zarobione pieniądze niech pójdę na ten budynek, nagłośnienia i w ogóle..- uśmiechnęłam się ciepło.
- Dziękuję ci, kochana. I..- zawahał się.- Chyba do zobaczenia.
- Do zobaczenia, dziękuję panu za tę szansę.
- Do usług, panno Marano.- uchylił kapelusza i odszedł.
Ja sama podążyłam do pokoju kulisowego, gdzie znajdowała się grupa.
- Miło było mi z wami..- zaczęłam, ale zaraz zaśmiałam się ironicznie.- Co ja wygaduję, było mi z wami wspaniale, ale ja jednak wracam do domu. Do Los Angeles.- westchnęłam.- Kiedyś tu wrócę i znów będę was męczyć trzynaście godzin dziennie. Ale to jeszcze nie mój czas.
Nastała cisza.
- Zrobimy ci najlepszą imprezę pożegnalną na świecie.- zadecydowała tonem nieznoszącym sprzeciwu Danielle, chwilę potem poparł ją Adam.
Postanowiłam jednak, że nie powiem dzisiaj rodzinie, że wracam, a zrobię im nie lada niespodziankę w środę.
Może wydawać się to szaleńczą stratą i wysoce idiotycznym pomysłem, niby nic, tylko porzucenie pracy marzeń na rzecz ochoty pobycia jeszcze trochę zwyczajną nastolatką, ale to, co przeżywam w środku jest nie do opisania.
Kiedyś tu wrócę, tego jestem pewna. Kiedy? Tego już nie.
Pożegnałam wszystkich bliskich wyśmienitą grą aktorską, rzewnym rozstaniem i w ogóle.
Kiedy, już wsiedli do wielkiej taksówki, ja sama podążyłam do swojego apartamentu. Tam, na kanapie siedziała Danielle i Adam.
Rozmowom nie było końca, przyjaciele planowali imprezę, która miała odbyć się przed moim środowym wyjazdem.
Czasem nie mogę uwierzyć, że w ciągu tak krótkiego odcinka czasu tak bardzo zżyłam się z kolorowo -włosą. Obiecała mi, że kiedyś mnie odwiedzi.
Zasnęliśmy około północy.
Rano obudziłam się w niewielkim stopniu zmęczona. Dwójki przyjaciół już nie było. Zapewne, już wprowadzali swój plan w życie.
Leniwie podniosłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Na stole leżał talerz, a raczej trzy, z różnymi propozycjami śniadania. Wybrałam ten z szaszłykami. Kurczak w złocistej skórce, warzywa i coś, czego najmniej się spodziewałam... Śledź.
Niezbyt przepadam za tą rybą, toteż odstawiłam ją na bok, a resztę skonsumowałam. Wypiłam szklankę soku pomarańczowego i zasiadłam z jelly sandwich na sofie, a potem włączyłam ukochane MTV Life. Akurat szła powtórka koncertu R5, z czego bardzo się ucieszyłam. Zaczęłam tańczyć do Wish I Was 23, aż cały dżem i masło orzechowe wypłynęło mi z kanapki. Zaczęłam śmiać się sama z siebie, a później postanowiłam przebrać się. Dzwonek u mych drzwi zadzwonił, otworzyłam, a w progu stała Danielle.
- Zanim wyjedziesz, musisz zrobić porządne zakupy w nowojorskich sklepach.- oznajmiła.
- Ok, już idę.- uśmiechnęłam się wesoło i złapałam torbę i marynarkę, a na stopy włożyłam botki z wiosennej kolekcji Laboutina.
Zwykle nie wydaję dużo pieniędzy za jednym razem, ale postanowiłam zaszaleć chociaż raz.
Po owocnych zakupach i lunchu w Starbucksie, wróciłam do mieszkania, a Dan musiała wrócić do Adama i dokończyć przygotowania imprezy.
Posiedziałam trochę w nim, a potem uświadomiłam sobie, iż muszę się spakować, przecież wyjeżdżam o 4 nad ranem! Toteż wzięłam się za układanie i pakowanie do walizek wszystkich swoich rzeczy, których zrobiło się dwa razy więcej, odkąd przyjechałam do NY.
Całe sprzątanie zajęło mi jakieś dwie godziny, nie spakowałam dwóch zestawów- tego na dzisiejszą imprezę i na jutro.
Była 18, przebrałam się, umalowałam i byłam gotowa. Zamówiłam taksówkę i podałam adres lokalu. Hotel Plaza, wykwintne miejsce na imprezę.
Gdy dojechałam na miejsce, wysiadłam z samochodu i weszłam do eleganckiego budynku, w recepcji poprosiłam o nuner pokoju, który wynajęła Danielle i skierowałam się do windy. Po wyjściu z niej, poszłam w kierunku wyznaczonym przez lobbistę. Zapukałam, a gdy usłyszałam"proszę", weszłam. W ogromnym pokoju 30 roześmianych twarzy skierowanych było w moją stronę.
Impreza była świetna! No, może oprócz jednego szczegółu.. Każda przekąska zrobiona była ze śledzia!! Po godzinie atmosfera tak się zagęściła, że wszystkie okna otwarte były na oścież. Jak się potem okazało, była to sprawka Adama, który ostatnio polubił tę rybę, której ja nienawidzę...
Tak, poza tym, szaszłyki, jakie ja zamówiłam były znakomite. Impreza skończyła się trochę po północy, od razu pojechałam do hotelu, wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka.
Wstałam o 3, żeby zdążyć, spałam półtorej godziny. Ubrałam się, zjadłam już ostatnie śniadanie w tym miejscu.
Taksówka czekała pod lobby. Kierowca pomógł mi z walizkami. Czułam się pusta. Pusta w sensie niedosłownym. Po głowie chodziły mi słowa, których nie znałam, ale zaraz je zanotowałam w notatniku adresowym, bo to wpadło mi pierwsze w ręce...
Tak wygląda ten tekst:

Wyjdź z ciemności
Otwórz oczy
Twoje odkrycie jest poza światem
tego chłopca
Żeby naprawić jego
złamane serce
Musisz spróbować
Podnieść to, podnieść go
To jest piękne życie,
piękne życie**

Nigdy nie sądziłam, że coś takiego wyjdzie z mojego serca. Tyle smutku, rozpaczy, tęsknoty, a ile jeszcze dobroci i tego nie raz naiwnego zaufania i spojrzenia na świat z optymizmem. Melodia już płynęła w mojej glowie. Postawiłam sobie nowy cel: nauczyć się grać na gitarze.  A na świecie jest tylko jeden człowiek, który może mnie tego nauczyć. Ross, dla niego wracam do domu.
WRACAM DO DOMU..
Czyż nie brzmi to pięknie?
Odprawa na lotnisku przebiegła sprawnie. W samolocie zasnęłam na to kilka przyjemnych godzin. Obudziłam się, gdy pilot lądował.
Poprosiłam Davida, drugiego kierowcę taty, by po mnie przyjechał, ale nikomu nie mówił, że wróciłam. Zastosował się do mojego polecenia.
Odebrał mnie z lotniska i zawiózł do domu.
Weszłam przez ukochane frontowe drzwi i poczułam znajomy zapach włoskiej kuchni Elize.
- Panienka Laura!- pisnęła cichutko kobieta. Wskazałam jej gestem dłoni, by była cicho. Szybko zaniosłam przy jej pomocy wszystkie walizki do swojego pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka i rozejrzałam się po wnętrzu.
To jest moje miejsce.
Na zawsze.
Uśmiechnięta zeszłam na dół, gdzie na sofie siedział Eric i Van. Podeszłam do nich od tyłu.
- O! Tego odcinka nie widziałam.- stwierdziłam, spoglądając na ekran.
- Laura!- krzyknęli wspólnie ze zdziwieniem.
- Hej kochani- objęłam ich za szyje.
Oprzytomniałam i pożegnałam się z rodzeństwem.
Musiałam bowiem iść do Rossa i z nim porozmawiać.
Szłam znajomymi ulicami, a ludzie z mojej szkoły patrzyli na mnie dziwnie. Ja po prostu uśmiechałam się i szłam prosto do domu Lynchów.
Otworzyła mi Rydel, a jej mina, kiedy mnie zobaczyła, była bezcenna. Nowy Jork był ostatnim przystankiem podczas ich trasy, więc oczywiste jest, że już wrócili.
Kiedy zapytałam ją o Rossa, wydawała się być zakłopotana, ale zaprowadziła mnie pod drzwi jego pokoju.
Cicho zapukałam, usłyszałam prawie nieme "proszę", więc weszłam. Całe pomieszczenie było owiane kłębami dymu, który był oszałamiający. Od razu otworzyłam wszystkie okna i drzwi balkonu, by smog uleciał. Ross ćpał. To ewidentnie był joint. Kiedy już mgła zniknęła, wreszcie zobaczyłam bezwładne ciało blondyna.
- Ja nie mogę!- krzyknęłam i zawołałam Rydel i Rikera, którzy byli prawdopodobnie w drugim pokoju. Że też nie czuli tego zapachu.
Kurczowo trzymałam dłoń Rossa, jakby,zaraz miał się rozpłynąć, podczas gdy blondynka dzwoniła na pogotowie.
------------------
*Pitch Perfect- Medley- Bellas Finals
** Beautiful Life- Union J- przekład z Tekstowo.pl, plus moja zmiana
---------------
Jestem pod wrażeniem tego, jak łatwo przyszło mi napisać ten rozdział...
Za szaszłyki i śledzia podziękujcie mojej koffanej Oluusi, czy jak ja na nią mówię, Śledzikowi :* Koffam Cię Koffanie Moje <3
Inspiracją tego rozdziału była piosenka Union J, za którą od wczoraj wieczorem szaleję xD- Head Up In The Clouds, kochaam ją! Jest taka pogodna xD o chmurach i w ogóle xD
A wiecie, że to już mój 50 post? Ale kto to liczy ?? :D
Dziękuję za OSIEMnaście tysięcy :3
Tyle na dziś
Dobranoc :D
~Kasia<3