"Jest
różnica pomiędzy tym, czego chcemy, a tym, co jest nam potrzebne do
prawidłowego funkcjonowania..."
UWAGA! JEŚLI NIE PRZECZYTAŁEŚ ROZDZIAŁU 27, JEST ON POD TYM!
Czasem
po prostu wymiękam. I tak jest właśnie teraz. Wymiękam.. Okropne, no ale ile
można?
Rzeczywistość
już nie raz uświadamiała mi, że życie jest trudne. Ba, cholernie trudne.
Z
takim bagażem doświadczeń, jaki posiadam, mogę spokojnie rzec, iż jestem obyta w tych sprawach.
Ale
nawet Leon Zawodowiec nie zdołałby udźwignąć takiego ciężaru.
Uczucia,
praca, tęsknota. Mieszanka wybuchowa.
Jest
różnica pomiędzy tym, czego chcemy, a tym, co jest nam potrzebne do
prawidłowego funkcjonowania.
I ja
już widzę tę różnicę. W końcu, jaki byłby inny powód mej decyzji? Odkrycie, że
jest coś więcej, niż tylko szara rzeczywistość zaczęło mnie coraz bardziej
intrygować. Że też DOPIERO teraz. No, ale lepiej późno, niż wcale..
Bez
ładu i składu przejdę do sedna, bo chyba święty myśliciel nie domyśliłby się,
do czego zmierzam.
-----------------
Seems
like everybody's got a price,
I
wonder how they sleep at night,
When
the sale comes first and the
truth
comes second,
Just
stop for a minute and smile,
Everybody
look to the left,
Everybody
look to the right,
Can
you feel that yeah,
We're
payin with love tonight,
It's
not about the money, money, money,
We
don't need your money, money, money,
We
just want to make the world dance,
Forget
about the price tag,
It
aint about the (ugh) cha chang cha chang,
It's
not about the (yeah) ba bling ba bling,
Want
to make the world dance,
Forget
about the price tag,
(price
tag forget about the price tag)
Hey
Hey Hey Hey
Won't
you come see about me,
I'll
be alone dancin you know it baby,
Tell
me your troubles and doubts,
Givin
me everything inside and out,
Don't
you forget about me,
As
you walk on by,
Will
you call my name,
As
you walk on by,
will
you call my name,
As
you walk on by
Will
you call my name
I say
la lalalala lalalala
lalalala
lalalala
Tonight,
I
will love love you tonight,
Give
me everything tonight,
For
all we know we might not
get
tomorrow,
Let's
do it tonight,
Forget
what they say,
All
my care they play,
I
want you tonight,
Grab
somebody sexy,
Tell
them Hey,
Give
me everything tonight,
Give
me everything tonight,
Take
advantage of tonight
'Cause
tomorrow I'm off to
do
battle, perform for princess,
But
tonight, I can make you
my
queen,
And
make love to you endless,
It's
insane to wait and they ain't
growin'
money,
Keep
flowin', hustlers move beside us,
So
I'm tip-toeing to keep blowing,
I got
it locked up like Lindsay Lohan,
Put
it on my lap, baby,
I
make you feel right, baby,
Can't
promise tomorrow,
But
I'll promise tonight,
Excuse
me,
But I
might drink a little more than
i
should tonight,
And I
may take you home with me
if I
could tonight,
(Don't
you forget about me)
And
baby i will make you feel
so
good tonight,
Cause
we might not get
tomorrow
tonight.
Hands
up,
I put
my hand up,
Don't
you forget about me,
(Party
in the U.S.A.) tonight,
I
will love love you tonight,
Give
me everything tonight,
We
might not get tomorrow,
Let's
do it tonight.*
Odetchnęłam
ciężko. Wszyscy oddychaliśmy szybko. W ostatniej chwili zmieniłam piosenkę
końcową z I Love It na moje medley ukochanych piosenek. Wydaje mi się, że jest
nawet lepsza, jako wybuchowe zakończenie historii dwojga dziwnych ludzi. Szybka
i energiczna melodia, a także choreografia, choć trudna i wymagająca, stworzyła
idealny nastrój.
Już
na początku sztuki ich widziałam, ale dopiero teraz przyjrzałam się dokładniej.
Tata, trzymający za rękę jakąś brunetkę, z dumą i szerokim uśmiechem podziwu
wpatrywał się we mnie. Van z miną nieodgadnioną spozierała to na mnie, to na
Rikera, siedzącego poziom niżej.
Izzy,
gapiąca się z szeroko otworzonymi oczami na Adama. Ale.. Nie było nigdzie widać
Rossa. Poczułam ścisk i gulę w gardle. Pojedyncza łza zaświeciła mi w kąciku,
ale szybko ją starłam. Powinnam spodziewać się tego. Przecież chłopak nie
przybiegnie do mnie z otwartymi ramionami po tym, jak go zostawiłam. A jednak
malutka iskierka nadziei wciąż się tliła. Jaka ja jestem naiwna.
Ale
coś przyciągnęło moją uwagę.
-
Shelly!- krzyknęłam uradowana.- Ale.. Ciebie miało nie być!- natychmiast
oprzytomniałam. "On zostawił Iz dla zespołu!", czułam się jak
zdrajczyni. Ale my od zawsze byliśmy przyjaciółmi, to się nigdy nie zmieni, a
poza tym Iz chyba już sobie kogoś znalazła...
- Nie
mógłbym przegapić triumfu i zwycięstwa swojej kochanej Lau.- powiedział słodkim
głosem. Wcale go nie straciłam. Nigdy tak się nie stało. I nie stanie się tak.
Wpadłam w uścisk mojego kochanego Georga i
zaśmiałam
się bezgłośnie.
- O
mój Boże!- już kolejny raz zbluźniłam tego dnia, ale co tam, chyba nie było
lepszego podsumowania moich emocji.- JJ!- pisnęłam. 25-latek ugiął lekko kolana
i rozwarł ramiona.
- No,
nie mogę.. Laura?- spytał z niedowierzaniem.
-
Tak!- przytuliłam bruneta.
-
Tyle lat! Jakaś ty śliczna! Ostatni raz widziałem cię, jak miałaś jedenaście
lat!- zaśmiałam się na to wspomnienie. W przeddzień wyjazdu bawiliśmy się z
Shellym, JJ, Rossem i Van w klasy. Ostatni raz czułam, że mam przyjaciół...
Otoczona
gronem znajomych rozmawiałam z wszystkimi. Tak za nimi tęskniłam za tym! Za
rodziną, tą atmosferą.. Wtedy kropla przelała czarę. Może pod wpływem impulsu,
może tego właśnie chciałam. Podeszłam do dyrektora Grimaldiego.
- O,
Laura, świetna sztuka, tego właśnie nam potrzeba, takich nowoczesnych, świeżych
przedstawień.. Tak więc, witam cię na Broadway'u.- wyciągnął dłoń w moją
stronę.
- No
właśnie, o tym przyszłam z panem porozmawiać.. Ja chyba z tego zrezygnuję.-
mężczyzna spojrzał na mnie zdziwionemu, ale zaraz zdziwienie ustąpiło
zrozumieniu.- Nie skończyłam jeszcze szkoły, chcę jeszcze trochę pobyć
nastolatką.- wyjaśniłam.
-
Oczywiście rozumiem to. Twoja matka zrobiła dokładnie to samo.
-
Moja.. Matka?- na samo jej wspomnienie poczułam ukłucie w sercu.
-
Tak.- pokiwał głową.- Ale nie popełnię drugi raz tego błędu, co przed laty.
Powiem ci tyle, że zawsze będziesz tu mile widziana i możesz pojawiać się,
kiedy tylko chcesz. Pieniądze za sztukę i w ogóle twoją pracę wystawię ci w czeku.
- Nie
trzeba. Zarobione pieniądze niech pójdę na ten budynek, nagłośnienia i w
ogóle..- uśmiechnęłam się ciepło.
- Dziękuję
ci, kochana. I..- zawahał się.- Chyba do zobaczenia.
- Do
zobaczenia, dziękuję panu za tę szansę.
- Do
usług, panno Marano.- uchylił kapelusza i odszedł.
Ja
sama podążyłam do pokoju kulisowego, gdzie znajdowała się grupa.
-
Miło było mi z wami..- zaczęłam, ale zaraz zaśmiałam się ironicznie.- Co ja
wygaduję, było mi z wami wspaniale, ale ja jednak wracam do domu. Do Los
Angeles.- westchnęłam.- Kiedyś tu wrócę i znów będę was męczyć trzynaście
godzin dziennie. Ale to jeszcze nie mój czas.
Nastała
cisza.
-
Zrobimy ci najlepszą imprezę pożegnalną na świecie.- zadecydowała tonem
nieznoszącym sprzeciwu Danielle, chwilę potem poparł ją Adam.
Postanowiłam
jednak, że nie powiem dzisiaj rodzinie, że wracam, a zrobię im nie lada
niespodziankę w środę.
Może
wydawać się to szaleńczą stratą i wysoce idiotycznym pomysłem, niby nic, tylko
porzucenie pracy marzeń na rzecz ochoty pobycia jeszcze trochę zwyczajną
nastolatką, ale to, co przeżywam w środku jest nie do opisania.
Kiedyś
tu wrócę, tego jestem pewna. Kiedy? Tego już nie.
Pożegnałam
wszystkich bliskich wyśmienitą grą aktorską, rzewnym rozstaniem i w ogóle.
Kiedy,
już wsiedli do wielkiej taksówki, ja sama podążyłam do swojego apartamentu.
Tam, na kanapie siedziała Danielle i Adam.
Rozmowom
nie było końca, przyjaciele planowali imprezę, która miała odbyć się przed moim
środowym wyjazdem.
Czasem
nie mogę uwierzyć, że w ciągu tak krótkiego odcinka czasu tak bardzo zżyłam się
z kolorowo -włosą. Obiecała mi, że kiedyś mnie odwiedzi.
Zasnęliśmy
około północy.
Rano
obudziłam się w niewielkim stopniu zmęczona. Dwójki przyjaciół już nie było.
Zapewne, już wprowadzali swój plan w życie.
Leniwie
podniosłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Na stole leżał talerz, a raczej
trzy, z różnymi propozycjami śniadania. Wybrałam ten z szaszłykami. Kurczak w
złocistej skórce, warzywa i coś, czego najmniej się spodziewałam... Śledź.
Niezbyt
przepadam za tą rybą, toteż odstawiłam ją na bok, a resztę skonsumowałam.
Wypiłam szklankę soku pomarańczowego i zasiadłam z jelly sandwich na sofie, a
potem włączyłam ukochane MTV Life. Akurat szła powtórka koncertu R5, z czego
bardzo się ucieszyłam. Zaczęłam tańczyć do Wish I Was 23, aż cały dżem i masło
orzechowe wypłynęło mi z kanapki. Zaczęłam śmiać się sama z siebie, a później
postanowiłam przebrać się. Dzwonek u mych drzwi zadzwonił, otworzyłam, a w
progu stała Danielle.
-
Zanim wyjedziesz, musisz zrobić porządne zakupy w nowojorskich sklepach.-
oznajmiła.
- Ok,
już idę.- uśmiechnęłam się wesoło i złapałam torbę i marynarkę, a na stopy
włożyłam botki z wiosennej kolekcji Laboutina.
Zwykle
nie wydaję dużo pieniędzy za jednym razem, ale postanowiłam zaszaleć chociaż
raz.
Po
owocnych zakupach i lunchu w Starbucksie, wróciłam do mieszkania, a Dan musiała
wrócić do Adama i dokończyć przygotowania imprezy.
Posiedziałam
trochę w nim, a potem uświadomiłam sobie, iż muszę się spakować, przecież
wyjeżdżam o 4 nad ranem! Toteż wzięłam się za układanie i pakowanie do walizek
wszystkich swoich rzeczy, których zrobiło się dwa razy więcej, odkąd
przyjechałam do NY.
Całe
sprzątanie zajęło mi jakieś dwie godziny, nie spakowałam dwóch zestawów- tego
na dzisiejszą imprezę i na jutro.
Była
18, przebrałam się, umalowałam i byłam gotowa. Zamówiłam taksówkę i podałam
adres lokalu. Hotel Plaza, wykwintne miejsce na imprezę.
Gdy
dojechałam na miejsce, wysiadłam z samochodu i weszłam do eleganckiego budynku,
w recepcji poprosiłam o nuner pokoju, który wynajęła Danielle i skierowałam się
do windy. Po wyjściu z niej, poszłam w kierunku wyznaczonym przez lobbistę.
Zapukałam, a gdy usłyszałam"proszę", weszłam. W ogromnym pokoju 30
roześmianych twarzy skierowanych było w moją stronę.
Impreza
była świetna! No, może oprócz jednego szczegółu.. Każda przekąska zrobiona była
ze śledzia!! Po godzinie atmosfera tak się zagęściła, że wszystkie okna otwarte
były na oścież. Jak się potem okazało, była to sprawka Adama, który ostatnio
polubił tę rybę, której ja nienawidzę...
Tak,
poza tym, szaszłyki, jakie ja zamówiłam były znakomite. Impreza skończyła się
trochę po północy, od razu pojechałam do hotelu, wzięłam kąpiel i położyłam się
do łóżka.
Wstałam
o 3, żeby zdążyć, spałam półtorej godziny. Ubrałam się, zjadłam już ostatnie
śniadanie w tym miejscu.
Taksówka
czekała pod lobby. Kierowca pomógł mi z walizkami. Czułam się pusta. Pusta w
sensie niedosłownym. Po głowie chodziły mi słowa, których nie znałam, ale zaraz
je zanotowałam w notatniku adresowym, bo to wpadło mi pierwsze w ręce...
Tak
wygląda ten tekst:
Wyjdź
z ciemności
Otwórz
oczy
Twoje
odkrycie jest poza światem
tego
chłopca
Żeby
naprawić jego
złamane
serce
Musisz
spróbować
Podnieść
to, podnieść go
To
jest piękne życie,
piękne
życie**
Nigdy
nie sądziłam, że coś takiego wyjdzie z mojego serca. Tyle smutku, rozpaczy,
tęsknoty, a ile jeszcze dobroci i tego nie raz naiwnego zaufania i spojrzenia
na świat z optymizmem. Melodia już płynęła w mojej glowie. Postawiłam sobie
nowy cel: nauczyć się grać na gitarze. A
na świecie jest tylko jeden człowiek, który może mnie tego nauczyć. Ross, dla
niego wracam do domu.
WRACAM
DO DOMU..
Czyż
nie brzmi to pięknie?
Odprawa
na lotnisku przebiegła sprawnie. W samolocie zasnęłam na to kilka przyjemnych
godzin. Obudziłam się, gdy pilot lądował.
Poprosiłam
Davida, drugiego kierowcę taty, by po mnie przyjechał, ale nikomu nie mówił, że
wróciłam. Zastosował się do mojego polecenia.
Odebrał
mnie z lotniska i zawiózł do domu.
Weszłam
przez ukochane frontowe drzwi i poczułam znajomy zapach włoskiej kuchni Elize.
-
Panienka Laura!- pisnęła cichutko kobieta. Wskazałam jej gestem dłoni, by była
cicho. Szybko zaniosłam przy jej pomocy wszystkie walizki do swojego pokoju.
Usiadłam na brzegu łóżka i rozejrzałam się po wnętrzu.
To
jest moje miejsce.
Na
zawsze.
Uśmiechnięta
zeszłam na dół, gdzie na sofie siedział Eric i Van. Podeszłam do nich od tyłu.
- O!
Tego odcinka nie widziałam.- stwierdziłam, spoglądając na ekran.
-
Laura!- krzyknęli wspólnie ze zdziwieniem.
- Hej
kochani- objęłam ich za szyje.
Oprzytomniałam
i pożegnałam się z rodzeństwem.
Musiałam
bowiem iść do Rossa i z nim porozmawiać.
Szłam
znajomymi ulicami, a ludzie z mojej szkoły patrzyli na mnie dziwnie. Ja po
prostu uśmiechałam się i szłam prosto do domu Lynchów.
Otworzyła
mi Rydel, a jej mina, kiedy mnie zobaczyła, była bezcenna. Nowy Jork był
ostatnim przystankiem podczas ich trasy, więc oczywiste jest, że już wrócili.
Kiedy
zapytałam ją o Rossa, wydawała się być zakłopotana, ale zaprowadziła mnie pod
drzwi jego pokoju.
Cicho
zapukałam, usłyszałam prawie nieme "proszę", więc weszłam. Całe
pomieszczenie było owiane kłębami dymu, który był oszałamiający. Od razu
otworzyłam wszystkie okna i drzwi balkonu, by smog uleciał. Ross ćpał. To
ewidentnie był joint. Kiedy już mgła zniknęła, wreszcie zobaczyłam bezwładne
ciało blondyna.
- Ja
nie mogę!- krzyknęłam i zawołałam Rydel i Rikera, którzy byli prawdopodobnie w
drugim pokoju. Że też nie czuli tego zapachu.
Kurczowo
trzymałam dłoń Rossa, jakby,zaraz miał się rozpłynąć, podczas gdy blondynka dzwoniła
na pogotowie.
------------------
*Pitch
Perfect- Medley- Bellas Finals
**
Beautiful Life- Union J- przekład z Tekstowo.pl, plus moja zmiana
---------------
Jestem
pod wrażeniem tego, jak łatwo przyszło mi napisać ten rozdział...
Za
szaszłyki i śledzia podziękujcie mojej koffanej Oluusi, czy jak ja na nią
mówię, Śledzikowi :* Koffam Cię Koffanie Moje <3
Inspiracją
tego rozdziału była piosenka Union J, za którą od wczoraj wieczorem szaleję xD-
Head Up In The Clouds, kochaam ją! Jest taka pogodna xD o chmurach i w ogóle xD
A wiecie, że to już mój 50 post? Ale kto to liczy ?? :D
Dziękuję
za OSIEMnaście tysięcy :3
Tyle
na dziś
Dobranoc
:D
~Kasia<3