Miłość nie zawsze równa się szczęściu. Czasem to po prostu droga
pełna rozpaczy, na końcu której jest tylko bezdenny smutek.
- Ale... Jak to niewidoma?!- krzyknął zdruzgotany
blondyn.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Głównie też
dlatego, że tabletki przeciwbólowe wciąż działały na mnie obezwładniająco.
Od ponad dwóch godzin byłam niemal przytomna,
ale, ile razy bym nie otworzyła oczu, nadal panowała tylko ciemność. Czułam się
z tym nieswojo. Co ja gadam! Było strasznie. Przepaść, której nie przeskoczę,
bo nie widzę, gdzie jest. Okropne, co?
Przed oczyma wciąż miałam rozmazany obrazek
Rossa, który stał nade mną i próbował mnie ocucić.
Czerń, która mnie ogarniała miała coś z nocy,
tylko nie była przerażająca, a wręcz.. Kojąca. Po tych miesiącach trudów,
smutków i dziwnych zdarzeń, ciemność miała na mnie wpływ uspokajający. Nie
chciałam tracić nic z tej sytuacji, ale przecież nie mogłabym zostać niewidoma!
Na jakiś czas mogę zostać w wygodnych dla mnie warunkach.
- Proszę się uspokoić.- z opanowaniem
odpowiedział po chwili zadumy lekarz. Miał ciężki, basowy głos.
- Jak to mam się uspokoić?!- wrzasnął rozjuszony
chłopak.
- Gdyby pan mi nie przerwał, dowiedział by się
pan czegoś jeszcze.
- A mianowicie?- ponaglać doktora Ross.
- Panna Marano nie jest niewidoma na zawsze. To
okres przejściowy. Gdy tylko działanie lekarstw ustanie, pacjentka odzyska
wzrok.- powiedział medyk na jednym tchu, by blondyn znów mu nie przerwał.
Ross odetchnął z ulgą.
- To dobrze.- nagle poczułam uścisk ciepłej dłoni
na swojej.- Laura, będzie dobrze.- powtórzył.
Nie mogłam nic zrobić. Oddać ściśnięcie, odezwać
się, poruszyć. Byłam tylko ja. A raczej ta świadomość, że jestem. Teraz
mogłabym wydawać się jakimś duchem. Niesamowita, jak na otumanienie po środkach
przeciwbólowych, trzeźwość umysłu chyba nigdy mnie nie opuszczała. Czasem było
to pomocne, zwłaszcza, kiedy działo się coś złego. Częściej jednak była zbędna,
gdyż nigdy nie mogłam w pełni oddać podjęcie decyzji sercu, bo rozum lubił się
wtrącać. Samo poczucie, że wciąż jestem żywa, że gdzieś w tym ciele się
znajduję, było teraz niczym w porównaniu z tym, co na serio działo się we mnie.
Z jednej strony byłam wdzięczna blondynowi, że
jest przy mnie, ale z drugiej wciąż byłam na niego wściekła za tę zdradę.
Kolejne dni były w porównaniu z tym takie same.
Tydzień później coś się zmieniło. Paraliż ustąpił
mi z dłoni i z nóg. Mogłam już swobodnie poruszać palcami. Nie uszło to uwadze
Rossa. W momencie do mnie podszedł i znów ścisnął mi rękę.
- Laura? Jak się czujesz?- spytał zdławionym
szeptem.
Nie odpowiedziałam, lecz miałam pewność, że
zdołałabym to zrobić.
Znów westchnął z rezygnacją.
- Gdybyś wiedziała, co przechodzę przez ciebie.
Jakie męki i cierpienia znoszę.
A co JA mam powiedzieć?! To ja tu byłam
pokrzywdzona! To ON zdradził mnie, a nie odwrotnie! To on mnie olewał przez
miesiąc i wiecznie mi docinał.
-.. Ever mówiła, że jeśli będę ci obojętny, to od
razu do mnie wrócisz. Że nie będziesz mogła tego znieść. Oddalenia.- ciągnął
swój monolog dalej.- Myślałem, że ma rację. Że to faktycznie prawda. Jakiż ja
byłem głupi, że uwierzyłem tej rudej małpie.
Uniosłam kąciki ust w nieznacznym uśmiechu. Cała
ta sytuacja była za melodramatyczna.
Musiałam to przerwać.
- Dupku, myślisz, że ci wybaczę, bo jesteś
głupi?- spytałam pół żartem, pół serio, wciąż nie otwierając oczu.
- Nie wiem, może?- odpowiedział pytaniem, po czym
zreflektował się.- Laura! Ty mówisz! Już nie śpisz! Otwórz oczy, proszę.
Bałam się tego. A co jeśli nie odzyskam wzroku?
Zmartwienie naszło mnie tak błyskawicznie.
Przemogłam się i pozwoliłam powiekom się trochę
unieść. Przebłysk światła, jaki mnie oblał, był rażący. Aż mnie zabolało. Widma
ósmego koloru zatańczyły mi przed oczyma. Zamrugałam gwałtownie. Wszystko było
tak ujmująco jaskrawe. Mrugnęłam kolejny raz i na dobre otworzyłam oczy, by
przyzwyczaić się do kolorów.
- Dzięki Bogu.- odetchnął już nie wiem, który raz
dzisiaj.
Uśmiechnęłam się.
- Chyba nie myślisz, że tak od razu ci wybaczę,
co?- spytałam z przekąsem.
- Nie wiem, co mógłbym zrobić.
- Ja też.- przytaknęłam.
Do sali wszedł dość spory lekarz z łysiną i
okularami tak grubymi, że przez chwilę zastanawiałam się, czy on w ogóle coś
widzi. Zapewne to mój lekarz prowadzący, podpowiedział mi rozum.
- Och, widzę, że się pani obudziła wcześniej.
- Tak naprawdę, to ja w dzień nie spałam, tylko
przysłuchiwałam się.- odpowiedziałam, po czym spojrzałam znacząco na blondyna.
On, speszony, odwrócił wzrok.
- Naprawdę?- zaciekawił się specjalista.
- Tak.- odrzekłam rzeczowo.
Po niedługiej rozmowie poczułam się zmęczona,
więc odleciałam. Sny teraz opierały się na obrazach, ale ten był inny.
Może Ci go opowiem, co?
Na początku faktycznie były to tylko urywki z
mojego życia, ale nagle przemieniły się w sceny, coraz to dłuższe.
W końcu zmieniły się w jedną, długą sytuację, która
nigdy się nie wydarzyła.
Siedziałam w pracowni. Palcami delikatnie
muskałam klawisze pianina, ale nie grałam. Nagle, ni stąd, ni zowąd, znalazłam
się w studiu wuja Starra. Ale chyba nie byłam widoczna, gdyż nikt nie zwracał
na mnie uwagi. Dayla palcami operowała przy konsoli, a w środku siedział Ross
ze słuchawkami na uszach i mikrofonem przy ustach. Na przeciw niego
siedziała... Ja. Zbiło mnie to z tropu, ale nie dość, bym nie oglądała dalej.
Oboje coś śpiewaliśmy, ale nie byłam w stanie usłyszeć, co.
I znów siedziałam na krześle przy pianinie, ale
tym razem już grałam.
- Got letting go, just letting go.- nuciłam bez
celu.
A potem ponownie znalazłam się w salce, ale MNIE
już nie było. Tylko Ross.
- ..Now I know.
- .. I won't let go.
I powtórnie oglądałam siebie.
- Don't let me go. I'm just let go.
I zniknęło wszystko. Obudziłam się spocona w
łóżku szpitalnym. Westchnęłam ciężko i opadłam na poduszkę. Wpatrywałam się w
sufit. O co w tym chodziło? Dlaczego ktoś miał mnie nie puszczać? Dlaczego
miała odejść stąd?
Nie miałam głowy do takich rzeczy, ale nie
planowałam nawet już zasypiać, bo nie zamierzałam oglądać dalszej części. Po
prostu myślałam sobie, jak to dalej będzie. W końcu i tak nie zamierzam wrócić
do Rossa. Możemy być przyjaciółmi, ale już nigdy nie pozwolę sobie na taką
głupotę, jaką odstawiłam ostatnio.
Jeszcze dwa dni leżałam w szpitalu, aż wreszcie
dostałam wypis. Stanęłam na nogach i od razu poczułam potrzebę ruchu. Mięśnie
aż błagały, bym się rozciągnęła i pobiegała, albo choć potańczyła. Postanowiłam
to zrobić, kiedy już będę w domu.
I kiedy już tam byłam, zastałam dziwny widok.
W jadalni siedział jakiś pan. Na oko
pięćdziesięcioletni, z zakolami na głowie i w małych okularkach. Rozmawiał z
Vanessą.
- Dzięki Bogu, już jesteś.- siostra uścisnęła
mnie i zaprowadziła do stołu.- To pan Grimaldi, a to Laura, o którą pan pytał.
Nic nie
rozumiałam.
- Van?- zapytałam uprzejmie.- O co tutaj chodzi?
- Pan Grimaldi jest dyrektorem brodway'owskim.-
odpowiedziała lekko.
- Pytał o mnie?- podkreśliłam słowo
"mnie", gdyż nikt nigdy mną się nie interesował, jeśli idzie o taką
branżę.
- Tak- zabrał głos mężczyzna.- Byłem na balu
charytatywnym, który zorganizowałaś. Był doskonały. Tak jak twój występ. Masz
głos, jak anioł i do tego świetnie tańczysz, a przy tym od razu zauważyłem, że
posiadasz zdolności aktorskie, zresztą to w waszej rodzinie nie jest niczym
specjalnym.- uśmiechnął się i spojrzał na Vanessę.- Tak więc mam dla ciebie
propozycję.
- Jaką?- zadałam to pytanie szeptem, gdyż nie
zdobyłabym się na głośniejszy ton.
- Byś grała na Brodway'u.- odparł.
Nagle usłyszałam brzęk rozbijającego się szkła i
uświadomiłam sobie, że Ross przysłuchiwał się rozmowie, popijając herbatę,
przyniesioną przez Elize.
Wszyscy zwróciliśmy wzrok na bohatera wypadku. On
jednak z szokiem przypatrywał się mnie.
- Laura? I co o tym myślisz?- popatrzyła na mnie
siostra zachęcająco.- To wspaniała szansa, przecież zawsze o tym marzyłaś.
Miała rację. Ale teraz?
- Muszę.. Muszę to przemyśleć.- szybko wydukałam
i porwałam się z miejsca, prosto do pracowni.
Blondyn pobiegł za mną.
- Chyba odmówisz, co nie?- zadał mi pytanie, gdy
już zbiegliśmy po schodach.
- Nie wiem.- odparłam ze zniecierpliwieniem.
Czy nie mogłam sobie pozwolić na chwilę
osamotnienia?
- Może tak będzie lepiej.- w końcu dodałam.
- Nie zostawisz mnie chyba?
- To mogłoby nam wyjść na dobre.- podsumowałam.
- Nie zostawisz mnie.- tym razem nie brzmiało to
jak pytanie, a bardziej rozkaz.
- Nie wiem.- powiedziałam stanowczo.- Nie oczekuj
ode mnie, że zawsze będę przy was na każde zawołanie. Mam swoje życie. I
planuję w nim coś zmienić.
Nie odpowiedział, ale popatrzył na mnie gniewnie
i wyszedł. Wyszłam dwie minuty później, ale pana Grimaldiego już nie było. Van
zresztą też. Pognałam do swojego pokoju. Weszłam, zamknęłam za sobą na klucz i
wbiegłam do garderoby, gdzie również się zamknęłam. Wybuchnęłam płaczem i
osunęłam się na drzwiach. Cały smutek, rozpacz, żal i pozostałości innych uczuć
wypłynęły wraz z płaczem, ale to nie oznaczało, że będę od nich wolna. Oj, nie.
Mogło być tylko gorzej. Ale co mam zrobić, by poczuć się dobrze?
Zapomnieć.
To chyba najlepszy pomysł.
Ale co zrobić, aby zapomnieć?
Odejść.
Ale to nie jest takie łatwe. Zostawić wszystko
tutaj i wyjechać? Odejść bez zbędnych pożegnań, bez płaczu, smutku i pustki?
Podeszłam powoli do szufladki. Otworzyłam ją,
posługując się kluczem. Wyciągnęłam coś, czego wcześniej nigdy nie wyjmowałam
stąd. Leżało sobie spokojnie i nikt tego nie ruszał. Nie miał prawa. W dłoni
miałam album. Ale nie byle jaki.
Pamiątkowy. To był jedyny ślad po znajomości
mojej i Rossa, który zabrałam. Ale na śmierć o nim zapomniałam. Otworzyłam go
na stronie tytułowej.
"Ross&Laura- Best Friends Forever"
Uroniłam łzę. Co się stało? Czy garstka głupich
uczuć musiała wszystko tak pogmatwać? Nigdy już nie będzie Rossa i Laury-
Najlepszych Przyjaciół. Bedą tylko Ross i Laura- Kumple z podwórka.
Nie tak miało być.
Musiałam to skończyć. Wylać wreszcie tę wodę,
którą nazbierałam z łez w naczyniu. Powiedzieć STOP życiu, które ma nade mną
kontrolę. To JA mam nad nim władzę, a nie na odwrót. Koniec altruizmu i
ustępowania innym. Czas pomyśleć trochę o sobie. I już wiedziałam, co powinnam
zrobić.
Zeszłam do pracowni i usiadłam na krzesełku przy
pianinie.
Ross
Laura
Miłość, która raz zawisła na
ścianie
Kiedyś coś znaczyła
Lecz teraz nie znaczy nic
Echa rozeszły się
Lecz wciąż pamiętam ten
grudniowy ból
Och, nie ma nic, co
mógłbyś jeszcze powiedzieć
Przykro mi, jest już za późno
Uwalniam się od tych wspomnień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić
Powiedziałam 'żegnaj' wzniecając
ogień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić*
Poczułam, że coś się ze mną dzieje.
Przeniosłam się nagle w inne miejsce, gdzie był Ross i też coś śpiewał, ale tym
razem już słyszałam, co.
Wróciłaś, by dowiedzieć się,
że to zniknęło
I to miejsce jest puste,
jak dziura, która została we mnie
Tak jak gdybyśmy byli nikim
To nie to, co dla mnie znaczyłaś
Sądziłem, że jesteśmy sobie
przeznaczeni
Nie ma nic, co mogłabyś jeszcze
powiedzieć
Przykro mi, jest już za późno*
I znów zmieniłam położenie. Siedziałam
z palcami na klawiszach i grałam dalej.
Odrywam się od tych wspomnień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić
Powiedziałam 'żegnaj' wzniecając
ogień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić*
I teraz siedziałam już razem z nim i
śpiewaliśmy.
Odpuszczam i teraz już wiem
Całkiem nowe życie jest w dół tej drogi
A kiedy jest dobrze zawsze wiesz
Więc tym razem nie odpuszczę*
A potem już siedziałam sama w
pracowni i wybijałam ostatnie nuty.
Już tylko jedna rzecz została do
powiedzenia
Na miłość nigdy nie jest za późno
Uwolniłam się od tamtych wspomnień
Odpuściłam, odpuściłam
I dwa pożegnania doprowadziły
do tego nowego życia
Nie pozwól mi odejść,
nie pozwól mi odejść
Nie daj mi odejść
Słyszałam już tylko echo jego głosu,
który mieszał się z moim:
Nie pozwolę ci odejść
Nie daj mi odejść*
A potem się obudziłam...
Cała mokra, włosy zmoczone
przez łzy, przylepiały mi się do szyi.
Wstałam i wyszłam z
garderoby. Chwyciła telefon. Wybrałam numer, który zostawił mi na wizytówce pan
Grimaldi.
- Grimaldi, słucham.- usłyszałam
baryton mężczyzny z słuchawce.
- To ja, Laura Marano.
Podjęłam decyzję...- zaczęłam.
- I..?- ponaglał mnie.
- Zgadzam się. Z chęcią
przyjmę pańską ofertę.
- Świetnie. Mam zamówić ci
samolot, czy sama sobie poradzisz?- zaproponował.
- Sama. Kiedy mam być w Nowym
Jorku?
- Najlepiej jeszcze w tym
tygodniu, może w niedzielę?
- Tak, dobrze, pojawię się
jak najszybciej.
I rozłączyłam się.
Kupiłam bilet i zaczęłam
pakować wszystkie rzeczy.
- Będzie nam ciebie bardzo
brakowało.- powiedziała przez łzy Delly, tuląc mnie po raz setny.
- Mi was też.- westchnęłam i
uśmiechnęłam się smutno.
Rossa nie było. Ciągle miałam
cichą nadzieję, że może będzie próbował zmienić moją decyzję, ale nic.
Po rzewnych pożegnaniach,
nadszedł czas na wyjazd na lotnisko.
Stałam już przy wejściu na
pokład i po raz ostatni rozejrzałam się za siebie. Ani śladu Rossa. Widocznie
tak miało być.
I tak zaczęła się moja
kolejna przygoda...
------------------------------------------------------
*Let Me Go- Avril Lavigne ft. Chad Kroeger
------------------------------------------------------
Wow, trudno mi się go pisało :/ Ostatnio krucho u mnie z weną, ale mam nadzieję, że to się szybko zmieni, a jeśli nie, to sama będę próbowała ją odzyskać xD Mam mały dylemat i zwracam się do Was. Już wiecie, że Lau będzie pracować na Brodway'u, a więc będzie jakieś przedstawienie. I mam już pomysł, jakie. Ale teraz pytanie, czy WY chcecie, bym je opisała? I poświęciła na to jeden rozdział więcej? Zależy mi na Waszej opinii ;D Ostatnio, a dokładniej wczoraj odkryłam świetny blog i muszę się nim z Wami podzielić :) Dziewczyna nazywa się Sandra i ma potencjał ;) oto link------>KLIKAJ, CO CI SZKODZI?<------- Nie jest to opowiadanie o takiej tematyce, jak moje, ale jest duuużo lepsze xD Strasznie mi się spodobało i liczę na to, że Wam również ^_^ co do następnego rozdziału, to nie jestem pewna, jak długi będzie i kiedy się pojawi, bo mam masę rzeczy na głowie, no wiecie, SZKOŁA ;_; Mam nadzieję, że rozdział jako taki Wam się spodoba. Btw, widzę po tej ankiecie, że większość z Was komentuje czasami, więc nie mam tego nikomu za złe ;) Mimo to liczę na jakieś sugestie, może pomysły? Ja to wykorzystam.. ;) Za trochę krytyki też się nie obrażę :]
Wow, ale długa ta notka O.o
Koffam Was, Miśki :*
~Kasia<3
P.S. To wideo jest fantastyczne i takie fajnie zmontowane. #R5ComeToPoland #PolandNeedsR5 :D
Cudowny rozdział:) Ale przez Cb i ten smutek ciągle chodzę zdołowana...
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział i spokojnie możesz opisać przedstawienie ;) Czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńJA CHCĘ NEXTA :D PROOSZĘ NIE WYCZYMIE TEGO NAPIĘCIA
OdpowiedzUsuńWGL spowrotem znalazłam twojego bloga bo go zgubiłam :(( a teraz wbijam i nie ogarniam jeszcze do końca co sie dzieje. CZEMU ONA WYJEŻDŻA I ZOSTAWIA ROSSA i wgl jak to tak można noo i wiele innych nie klejących się ze sobą kompletnie słów :D trzeba ogarnąc wszytsko xd
OdpowiedzUsuńDobra mniej więcej ogarnęłam ale z tej Rudej jest małpa. Ugh Ross jaki deebil idelanie pokazujesz ze faceci miejscami nie używają mózgu słuchać rad dziewczyny przez którą się roztsało z ukochaną WTF. No idiota. JESTEM STRASZNIE CIEKAWA jak to rozwiniesz.
OdpowiedzUsuńPS ale ci spam zrobiłam xd
wow dzięki :) przeczytałam twój blog ;) ogólnie nie za bardzo podobają mi się fanfiction, ale twoje jest fajne :) pisz dalej ;) czekam na kolejny! ;)
OdpowiedzUsuńWOW! To było coś. Ostatnio nie miałam czasu na przeczytanie rozdziałów, co zresztą wiesz. Dzisiaj jednak nadrobiłam te cztery rozdziały i jestem zachwycona. Rozdział naprawdę boooooski, szczególnie dwudziesty czwarty. Nie mogę się doczekać następnego. Pisz jak najszybciej, bo jestem ciekawa dalszych losów Laury. Masz talent, ale cały czas po napisanych rozdziałach wyżalasz się, że są nudne i beznadziejne, a tak nie jest. Uwielbiam styl Twojego pisania i naprawdę go doceń, ponieważ Twoje arcydzieła wciągają i dają do myślenia.
OdpowiedzUsuńTWOJA BFF (czym mogę się poszczycić), Julia
No wreszcie przeczytałaś xD ileż można gadać?? ;) dziękuję, Twoja opinia się dla mnie baardzo liczy :3 wyżalam się, bo to jest prawda xD
Usuń~Kasia<3
Kiedy będzie next?:)
OdpowiedzUsuńRozdział Świetny!!!!!!!!! Czekam na nexta (mam nadzieje, że Lau i Ross znowu będą razem) :)
OdpowiedzUsuńmówiłam, że Laura przeżyje. Ross zaczyna mnie w tym opowiadaniu wkurwiać (tak jakoś) i Lau zresztą też, ale dobra.
OdpowiedzUsuńfajny rozdział