Hejj! Co tam? Nowy rozdział już niebawem, a tymczasem, gorąco zapraszam Was do poczytania genialnego bloga Amy i Alex- genialnych pisarek ;) (uhh, chyba zrymowałam). Tak, czy inaczej, dziewczyny mają potencjał i świetnie sobie radzą w pisaniu fajnych opowiadań ;) OTO LINK: KLIKAJ ŚMIAŁO ;D
Pozdrawiam ;**
LOFF♥
~Kasia<3
P.S. Coś dla Was :*
HAH, rozwaliło mnie to xD
LOFF U ♥
środa, 31 lipca 2013
poniedziałek, 29 lipca 2013
Rozdział szósty
Rozdział szósty
Życie
jest zbyt krótkie, aby odkładać pewne sprawy na potem.
11
września, środa
No więc, siedzę w pokoju i myślę. To, co stało się ostatnio mną
wstrząsnęło. Życie jest pełne niespodzianek. Ale coś takiego?!
Zacznę od początku, bo pamiętniku nie wiesz, co jest powodem mojej
konwulsyjnej rozpaczy.
W poniedziałek spokojnie szłam po Izzy. Była niezwykle nabuzowana. Nie
pytałam jej o nic, bo podświadomość mi podpowiadała, że to, co dla niej jest
podniecające, mnie może dosłownie rozwalić. Włosy miała bardziej zadbane, niż
zwykle, a buzia jej się nie zamykała. Ubrana była schludnie, z odrobiną
szaleństwa w postaci neonowych spodni w zestawieniu ze stonowaną białą tuniką i
koturnami w paski. Wyglądała jak nie ona. Po chwili głębszych przemyśleń
zrozumiałam jej nadpobudliwość. Przecież od teraz należałyśmy, no prawie, do
elity. Świty. Najlepszych z najlepszych. Pamiętniku, wtedy to było spełnienie
marzeń, nadal tak jest, ale rozumiem, że nie jest mi to potrzebne. Ale miło
jest wiedzieć, że ktoś mnie lubi, bo jestem sobą, a nie dlatego, że na przykład
mam ładny głos, czy w ogóle jestem ładna. Sama nie podzielam zdania innych.
Moje oczy są odrobinę za duże, a czoło wysokie. Mogłabym być trochę wyższa i
może schudnąć. Nie widzę ideału, za który mnie się postrzega. Moje usta mogą
być pełniejsze, a nos mniejszy. Podważam tezę, że jestem idealna. Nie jestem. W
porównaniu z Izzy jestem poniżej przeciętnej. A jednak Clayton coś we mnie
widzi. A ja się tego boję. Miłość jest piękna, ale staje się straszna swą
tajemniczością i do tego odbiera zdrowe myślenie. Ale to, co czuję do Clay'a to
nie jest miłość. Chyba. Ale lubię go bardziej, niż bardzo. Może muszę do niej
dojrzeć. Znaczy do miłości. Na razie i tak jest świetnie.
To do konkretów. Szłyśmy ścieżką rozpościerającą się niedaleko wyrwy z
widokiem na plażę. Los Angeles ma swoje uroki, tak, jak Londyn. Już dawną się
przyzwyczaiłam do gorąca w dzień i chłodu nocy. Nie mogłabym tak z dnia na
dzień się z tym pożegnać na zawsze. Plaże, słońce, bryza. Idealne warunki do
tworzenie poezji i piosenek. Świetne miejsce dla rekreacji i odpoczynku. Piękno
samo w sobie. Już, kiedy po raz pierwszy tu przyszłam wywarła na mnie uczucie
zachwytu z nutą szacunku do matki natury. Głos Izzy wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co ty taka cicha dziś jesteś? - zapytała szatynka podejrzliwie.- Nie
mówisz nic o randce, ani o Clay'u. Coś się stało?
- Co?- zapytałam zbaraniała.- Yyy, sorry. Po prostu zastanawiałam się,
czy nie zerwać się z muzyki.- pierwsza wymówka, jaka mi przyszła do głowy.
Strzał w ścianę obok tarczy.
- Co?!- zapytała zszkowana.- Już wyzbyłaś się nieśmiałości.
- O czym ty mówisz?!- zapiszczałam.- Niczego się nie wyzbyłam.
- Ale zaśpiewałaś.- spostrzegła moja przyjaciółka.
- No... Tak, ale....
- Nie odkładaj tego na potem!- rzekła z irytacją.
- OK, ale nie chcę śpiewać przy całej klasie.- powiedziałam cicho.
- Zaśpiewasz i bez gadania.- odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dobra, chodź już.- pociągnęłam ją w stronę wejścia głównego.
Szafka obok mnie miała jakąś naklejkę. Z ciekawością zerknęłam i
zdziwiłam się bardzo. Na niej widniało "ZAREZERWOWANA". To tak
można?, pytałam się w myślach. Lekcja angielskiego minęła mi szybko. Następna
była fizyka z Claytonem. Było to budujące, bo miałam dość tych spojrzeń i pytań,
na które sama nie byłam w stanie odpowiedzieć. I ona minęła nam jakoś szybciej.
Ale to tylko marne 45 minut. Po chemii i plastyce była przerwa na lunch. Z
drobną pomocą Clay'a udało mi się przejść przez tę dziczę, którą jest cafeteria
w godzinie lunchu. Wszystkie spojrzenia
skierowane na nas, świta zręcznie odrzucała. Izzy promieniała i rozmawiała z
Chuckiem, co było dla mnie kolejnym szokiem. Ale to nie był przecież koniec. Do
tego momentu nic się nie dzieje. Zapewne uznasz, mój drogi, że robię z igły
widły, bynajmniej, raczej z wideł igły sporządzam. To coś wielkiego. Ale
opowiem ci, zamiast truć o igle i widłach.
- Czytałyście?? On tu przyjeżdża! Do naszej szkoły!!- nadawała w
tempie przyspieszonym Vivien, szkolna plotkara, również należąca do elity. Ale
nie dlatego, że ją lubiano. Po prostu znała wiele bardzo niegrzecznych rzeczy o
osobach ze świty, a te wolały mieć ją po swojej stronie. Potrafiła zaleźć za
skórę nawet Eli'owi(czyt. Ilajowi). A on jest twardzielem. Raz się popłakał
przez nią. A potem się zeszli i jeszcze teraz są parą. Trafił swój na swego.
Prychnęłam lekko, a dziewczyny spojrzały na mnie z widoczną irytacją.
- A któż to taki?- zapytałam kpiąco.
- Do twojej wiadomości, wielkie ciacho prosto z Londynu przyjeżdża
dziś do naszej szkoły.- Vivien wyparowała.
- A dokładniej...?- zaczynałam się ostro denerwować, że mówi takimi
zagadkami.
- R5 i Ross Lynch.- odpowiedziała patrząc na mnie wyczekująco, uważała
pewnie, że nie wiem kto to. Mogłaby wtedy znaleźć powód, by mnie zgnębić i
zdobyć przychylność szkolnej zołzy- Ever Bloom, a przyjaciółki Clay'a.
Wypuściłam widelec, którym dźgałam uprzednio sałatkę, na podłogę, a
serce stanęło mi na kilka sekund. Ręce drżały, a ja próbowałam uspokoić się i
przywrócić ciało do funkcji życiowych. Oczy zaszły mgłą, a przed nimi stanął
obraz. Blondyn w wieku 9 lat i brunetka w podobnym wieku. Śmieją się wesoło,
goniąc wokół grządek i rabat z kwiatami. Dziewczynka wchodzi do swojej
kryjówki, a chłopiec stara się ją znaleźć. Po jakimś czasie poszukuje jej nadal
i po chwili zasiada na trawie i zaczyna płakać. Dziewczyna wychodzi i siada
obok blondynka. Obiecuje mu, że nigdy nie zniknie i zawsze będzie z nim.
Zawierają pakt "oddania" i tulą. Znów znalazłam się w rzeczywistości.
- Laura?- pyta zdenerwowana Izzy.
- Jest OK.- odpowiedziałam ze stoickim spokojem.- Po prostu... -
westchnęłam.- Ross i ja...- przyjaciółka popatrzyła na mnie wyczekująco. Cały
stolik zresztą też.- Znamy się i jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.-
powiedziałam szybko. Nikt nie mrugnął. Po prostu zacięli się, jak ja przedtem.
- Jaaasne.- powiedziała Ever stojąca za mną. Wstałam z krzesła i
zaczęłam mierzyć ją wzrokiem.- Niby ty i ktoś taki jak Ross? Na pewno go nie
znasz. Nie poznałabyś. Przyjaciele? Nie sądzę. Kłamczucha.- skwitowała. Zaczęły
mi kwitnąć rumieńce na policzkach. Ale przecież to prawda.
- Ale przecież to prawda.- powiedziałam na głos.- Ja i Ross się
przyjaźniliśmy i nadal tak jest.
Ever spojrzała na mnie sceptycznie i pokiwała głową.
- Woda cię w łeb uderzyła.
- Wcale nie.- zaczęłam się bronić.- Mówię prawdę. Ja i Ross...
- Laura?- zapytał jakiś znajomy męski głos.
Ever zaszokowana patrzyła na kogoś zza mojego ramienia. Jej mina była
niezwykle zabawna. Odwróciłam się na pięcie i stanęłam twarzą w twarz z
blondynem, z którym ostatnio śpiewałam i wreszcie coś do mnie dotarło.
- Ross!- krzyknęłam i zarzuciłam mu ramiona na szyję.- Co Ty Tu
Robisz?- każde słowo powiedziałam dokładnie.
- Uczę się od dziś, a ty?- zapytał zawadiacko. Nadal trzymałam ręce na
jego barkach.
- Ty... Go znasz?- zapytała powoli Ever.
- Mówiłam, że nie kłamię.- powiedziałam i pociągnęłam go do stolika,
przy którym siedział Clay i Izzy, oboje pochłonięci rozmowami w sąsiadami.
Odwrócili wzrok i spojrzli na mnie dziwnie. Clay, bo tuliłam obcego chłopaka, a
Izzy, dlatego, iż nim był sam Ross Lynch.
- Poznajcie mojego najlepszego przyjaciela z Londynu- Rossa'a.-
powiedziałam to z czułością, o jakiej u siebie nie spodziewałam się. Nadal moje
dłonie oparte były na jego ramieniu, jemu to nie przeszkadzało.- A to-
zwróciłam się do blondyna.- Moja przyjaciółka- Izzy, mój chłopak- uśmiechnęłam
się do niego wesoło- Clayton, ale można mówić mu Clay. A to- już dało się
posłyszeć drobną niechęć w moim głosie.- Ever i Angelo.
- Miło mi.
Dopiero w tej chwili zorientowałam się, że w cafeterii panuje
absolutna cisza, a wszyscy patrzą na mnie i Ross'a.
- Hej, a gdzie reszta? Riker może nie, ale Rocky, Ratliff i Ryland?
Och, zapomniałabym, a gdzie jedyna dziewczyna spośród waszego męskiego
stowarzyszenia?- zarzucałam go pytaniami.
- Idą.- wskazał na drzwi cafeterii. Otworzyły się, a w nich stanęło
stadko, w którym rozpoznałam Lynch'ów i Ella.
- Laura?- zapytał lekko Riker.
- Mhm.- uśmiechnęłam się, a grupka podbiegła do mnie i wszyscy razem
się uściskaliśmy. To słodkie, ale byłam taka szczęśliwa!
- Moja mała Laurunia!- zapiszczał Ratliff i mnie utulił jeszcze raz.-
Gdzie się podziewałaś? Nie miałem komu wysyłać tych durnych listów miłosnych.-
wyżalił się z aktorskim podejściem.
- Ale co wy robicie w szkole?- spojrzałam na Rydel i Rikera.- O ile
wiem, jesteście za duzi.- wyszczerzyłam się.
- Uczymy teraz muzyki i tańca.- odparła Ryd.
- Jako drudzy.- uzupełnił Riker.
- Może zaśpiewamy razem, mam właśnie teraz mieć muzykę, pamiętacie
nasz numer?- uniosłam brew i mrugnęłam.
- No jasne.- odpowiedział Ross, włączając się do rozmowy.
Jak na życzenie, dzwonek rozdzwonił się po cafeterii, obwieszczając
koniec przerwy i początek piątej lekcji. Okazało się, że Ross też ma teraz tą
lekcję, a Rocky w klasie obok, ale też dołączył. Ryland postanowił iść na
plastykę więc nie doszedł.
- Dzień dobry.- powiedziałam wesoło do nauczycielki muzyki- pani
Sparkle.
- Panienka Marano. A któż to taki?- zapytała z ciekawością wymalowaną
na twarzy.
- R5, zaśpiewamy razem, jeżeli oczywiście pani to nie
przeszkadza.- wtedy zespół ruszył do
środka, a reakcja uczniów była, jak przewidziałam- szok, zaskoczenie, podziw.
Wyszliśmy na scenę, każdy przy instrumencie. Ja wybrałam pianino, a Ross gitarę
elektryczną. Powoli zaczęliśmy. Nigdy nie zapomniałam tej melodii, gdyż przed
każdą nową piosenką, śpiewam sobie tę, jako talizman. Świetnie nam wyszło.
So I cross my heart, and I hope to die,
that I'll only stay with you one more night
And I know I said it a million times
But I'll only stay with you one more night
Trying to tell you "no", but my body keeps on telling you "yes"
Trying to tell you "stop", but your lipstick got me so out of breath
I'd be waking up, in the morning probably hating myself
And I'd be waking up, feeling satisfied but guilty as hell*
Dobrze się czułam w tej piosence. To była pierwsza, jaką napisałam. A
napisałam ją z Ross'em. Rydel też doskonale wiedziała, kiedy wejść i nigdy
przedtem nie słyszałam jej w pełnym brzmieniu, czego, serio, bardzo żałuję.
Następny dzień również był pełen
niespodzianek. Vanessa jeszcze nie wiedziała, że spotkałam Ross'a, więc
nic nie mówiłam.
W szkole były tłumy przed aulą. Wszyscy zebrani byli na casting Van.
Denerwowałam się bardzo. Musiałam grać przed całą widownią. Nie tylko przed
swoją siostrą.
- OK, ustawcie się w czterech rzędach. Pierwsza klasa, druga klasa,
trzecia klasa i klasa maturalna.- rozporządziła szatynka.
Wszyscy posłusznie wykonali polecenie. Wiedzieli, że ona może zrobić z
nich gwiazdy, albo nie.
- Klasa maturalna idzie za mną. Reszta siedzi i czeka.
Ruszyliśmy za nią do audytorium. Zauważyłam Ross'a. Pomachałam do
niego, ale mnie nie zauważył. Rozmawiał z kimś, nie mogłam rozpoznać.
W audytorium rozsiedliśmy się na widowni, podczas, gdy Vanessa wyszła
na scenę teatralną i pochwyciła mikrofon do ręki.
- Cisza!- powiedziała rozemocjonowanym tonem.- Witam klasę maturalną
na castingu rzeczonym na lekcje zaawansowane aktorskie i taneczne. Przedstawię
wymogi uczestnictwa: gra aktorska w partnerem oraz taniec spośród podanych do wyboru: tango, walc
wiedeński, angielski, cza-cza, wszelkie formy tańca dla dwóch osób. Przydzielę
wam partnerów. Idą kolejnością zgłoszeń...
Bałam się, że dostanę kogoś okropnego, ale partner musiał już być
dobry. Moje zgłoszenie było pierwsze, a i tak Van wyznaczyła mi partnera, jako
ostatniej.
- A Laura Marano będzie pracować z..- przejrzała szybko listę i
uśmiechnęła się szeroko, po czym dodała:- Ross'em Lynch'em!
Serce stanęło mi tak, jak wtedy w cafeterii. Ale przynajmniej jest
dobrym aktorem i do tego się przyjaźnimy.
- Pierwsza seria przesłuchań odbędzie się o 14. W następnej pozostanie
tylko 20 z was i wtedy wybiorę kierując się tańcem. Teraz każdy duet niech
podejdzie do mnie i odbierze skrypt.- powiedziała i zeszła z podwyższenia.
Dołączyłam do Ross'a, który szczerze się uśmiechał w moją stronę.
- Wygląda na to, że jesteśmy partnerami, przyjaciółko.
- Istotnie.- pokiwałam głową i uśmiechnęłam się.
O 14 doszliśmy z powrotem do audytorium, gdzie stali wszyscy. Jakby
mniej było nas. Ze 1oo osób zrobiło się około 6o. Łatwiej będzie się dostać do
następnego etapu. Powiedziałam to blondynowi, a on zgodził się ze mną. Nadeszła
godzina starcia...
-----------------------------------
* One more night- 7 Youtuber(Alex Goot ft. Chrissy Costanza)
---------------------------------------
No i jest kolejny ^^ Znów się wciągnęłam i mam nadzieję, że Wam się
podoba. Chciałam jakoś przybliżyć przyjaźń Laury i Ross'a, ale to jednak będzie
później. Żeby nie było, że jest sielanka, zapowiadam, że już niedługo stanie
się coś... No, nie wiem... Okropnego? Strasznego? Ale nikt nie umrze ;) LOFF ♥
~Kasia<3
P.S. Oto pioseneczka :3
P.P.S. I słodziaśne gify ☻
LOVE U GUYS !! ;**
niedziela, 28 lipca 2013
Infoo xD
Chyba już o tym wspominałam, ale nie mogę się oprzeć! Moja dobra
koleżanka niedawno utworzyła bloga, jest świetny!! ZAPRASZAM do
czytania, może to nie jest to, czym MY się interesujemy, czyli Auslly i
Raura, ale ta historia jest równie interesująca! Poolecam :*** KLIKNIJ TUUTAJ
~Kasia<3
P.S. Gify for uu :*
Iiii słodziaśny obrazek Raury, który osobiście ubóstwiam ♥
~Kasia<3
P.S. Gify for uu :*
Iiii słodziaśny obrazek Raury, który osobiście ubóstwiam ♥
piątek, 26 lipca 2013
Rozdział piąty
Rozdział piąty
Życie
jest zbyt krótkie, aby Ever Bloom mi je zatruwała.
9
września
Randka była udana. Kiedy po mnie przyjechał, wyruszyliśmy, jak to
nazwał, na "wyśnioną randkę" i właśnie taka była. Clay jest inny, niż
wszystkim się wydaje. Jest miły i niezwykle troskliwy. Cały czas wypytywał
mnie, czy mi się podoba, czy nie jest mi zimno, gdy staliśmy na promenadzie,
pytał mnie również, czy dobrze się czuję w jego towarzystwie, czy nie jestem
skrępowana. Widać było, jak na dłoni, że naprawdę się przejmuje. Uważam, że to
dosyć słodkie. To pierwszy chłopak, który próbuje zdobyć moje względy.
Pochlebia mi to. Ale ten blondyn... Cały czas mam wrażenie, że jest mi bliższy,
niż mi się wydaje. Że go znam. A tak nie jest. Nie widziałam go nigdy. A jeśli
to ten Nimek?? Nie... Nimek mówił, że jest blondynem i, że ma niebieskie oczy,
a ten ewidentnie posiada kakaowo-brązowe tęczówki. Może kłamał? Albo nosi szkła
kontaktowe? Nie, wydaje się być szczery. I na dodatek nie odpisuje od prawie
dwóch tygodni, co mnie smuci. Pamiętniku, on mi jest prawie przyjacielem. Kimś,
komu mogę się wygadać i wiem, że mnie nie upokorzy, bo mnie nie zna. A co
jeśli...? Nie, to niemożliwe. W każdym razie, Clay poprosił mnie, abym została
jego dziewczyną, na co niemal od razu się zgodziłam oraz bym przyłączyła się
razem z Izzy do jego paczki. Na to od razu przystałam. Marzyłam przecież, aby
należeć do słynnej elity i teraz mam szansę. Nie zaprzepaszczę jej, bo martwię
się o jakiegoś kolesia, który może nawet udaje. Nie mogę tracić czasu na tego
typu bzdety.
Tak więc, Clay wydaje się być innym facetem, niż ludzie myślą.
Uważają, że jest twardzielem z kamiennym sercem, bez grama uczuć, co wcale nie
jest prawdą. Jest dość wrażliwym i niezwykle troskliwym uosobieniem fajnego
chłopaka. Ma zainteresowanie, o jakie nawet ja, która jestem w stanie wyczytać
z osoby, z którą wymieniam spojrzenie, kim jest i co we mnie widzi, nie
podejrzewałam go. Od 10 roku życia praktykuje grę na wiolonczeli, skrzypcach
oraz harfie. Z piłką nożną nie wiąże szczególnych planów i traktuje ją
wyłącznie, jako hobby. W przyszłości chce zostać wirtuozem muzycznym, albo
doktorem (!) socjologii. Zdziwiło mnie, że przy mnie jest taki otwarty. Jak mi
wytłumaczył, czuje między nami szczególną więź. Uważa, że to ckliwe, z czym ja
się nie zgadzam. To słodkie. On cały wydaje się być całkowitym przeciwieństwem
kolesia, którego gra w przedstawieniu, którym jest życie szkolne. Nie próbował
mnie pocałować na pożegnanie. Czekał na subtelny znak z mojej strony. Ja po prostu
podeszłam do niego bliżej i spojrzałam w jego orzechowe oczy, a reszta sama
przebiegła. Jego samochód podjechał powoli na podjazd mojego domu. Siedzieliśmy
w upajającej ciszy, którą Clay nagle przerwał.
- A więc, mam do ciebie małą prośbę. Wiem, że ty i Ev jesteście... Jak
to ująć... No, że pokłócone.- powiedział to szybko, jakby bał się, że wyrwę mu
oczy, albo uderzę.- I chciałbym, abyście chociaż trochę poznały. Ona jest fajną
i miłą osobą. Tylko...- znów się zaciął- trzeba jej w tym pomóc. Nie proszę o
zbyt wiele?
- Oczywiście, że nie. Ja nigdy nie zrobiłam jej nic złego.
Znienawidziła mnie, kiedy po raz pierwszy pojawiłam się w waszej szkole.-
zaczęłam trajkotać, jak najęta.- Chyba....
- Czuje zagrożenie.- powiedzieliśmy razem.
- Tak; obiecuję, że postaram się być milsza.- w harcerskim geście
przyłożyłam sobie lewą dłoń do serca, a prawą podniosłam do góry.
- Dziękuję. Wiedziałem, że jesteś niesamowita.- uśmiechnął się czule,
po czym objął mnie delikatnie i musnął moje usta. Poczułam coś, czego nie umiem
nazwać i po chwili nasz pocałunek zrobił się cieplejszy i czulszy. Oderwałam
się od niego najdelikatniej, jak to było możliwe i uśmiechnęłam się, po części,
do samej się, po części do chłopaka.
- Dziękuję za miły wieczór.- powiedziałam uprzejmie, szukając klamki
drzwi.
- To ja dziękuję. Za wszystko.- musnął mój policzek, a ja powoli
otworzyłam drzwiczki i wyszłam z pojazdu. Machnęłam mu na pożegnanie. On tylko
wyszczerzył się, włączył silnik i powoli odjechał. Odprowadzałam auto wzrokiem,
a gdy zniknęło mi z pola widzenie, czytaj: za zakrętem, zwróciłam się do drzwi
spokojnie przebierając nogami i myśląc o tym, że jutro będzie prawdopodobnie
najpiękniejszy dzień w moim tak zwanym dotychczasowym życiu. Wyjęłam klucze w
torby zawieszonej na moim ramieniu i otworzyłam drzwi, wchodząc do domu i
włączając przycisk, dzięki któremu wyłączyłam alarm i jednocześnie włączyłam
oświetlenie w całym domu.
- Laura, to ty?- usłyszałam krzyk z drugiego piętra.
- Nie, to rzeźnik z dostawą mięsa!- odkrzyknęłam udając męski głos.
Lubiłam sobie żartować z mojej ukochanej siostruni, kiedy była ku temu okazja.
- Powiedz mu, że przeszłam na wegetarianizm!- Van chyba się nie dała.
- On już wie.- odparłam głośno i zamknęłam z trzaskiem drzwi, weszłam
do obszernej kuchni, aby przygotować kolację.
Vanessa zbiegła na dół z bananem na twarzy.
- Yyyy... Co się szczerzysz??- zapytałam skonsternowana.
- No bo pojutrze jest casting. Będą dwa wymogi. Umiejętność tańca i
gra aktorska. To biorę pod uwagę.- odparła, nie zauważając moje irytacji.
- Aha.- odparłam krótko i zabrałam się za gotowanie.
- Co robisz? Wiem, że gotujesz, ale chyba rozumiesz.- mrugnęła do mnie
i zasiadła na krześle barowym przy podeście.
- Mmm... Chyba spaghetti.- zamyśliłam się.- A może pizzę?
- Spaghetti!- zeskoczyła z krzesła i piruetem z gracją baletnicy
okręciła się wokół mnie i powiedziała:- Pomogę ci, jeśli chcesz.
- OK. Ale proszę, nie zachowuj się, jak dziecko specjalnej troski,
dobrze??
- Eh, to tylko gra.- wyprostowała się i uspokoiła.- Chcę przekazać
wszystko, co sama umiem.
- Przygotowania, przygotowania.- westchnęłam ciężko i wyjęłam makaron,
pomidory i zioła.- Wersja le'
wegetarianka?
- Mhm..- mruknęła cicho i wzięła magazyn leżący na stole.- Ej, czy to
nie Ross i Rydel?!- krzyknęła nagle, wskazując palcem na stronicę.
Przyjrzałam się zdjęciu. Nagłówek rzucał się w oczy: "Podbili
Anglię, podbiją i nas!" i do tego obszerny wywiad z nimi.
- Rzeczywiście.- zamyśliłam się i nagle jakiś urywek z życia znów
mignął mi przed oczami.
Rozmowy głośno obijały się w mojej głowie.
-.... nie wiem, a jest euro?...
-.... lokata na 3%...
-.... chcę je podpisać jeszcze dziś...
Wtedy zupełnie nie rozumiałam, o co chodzi, ale teraz już wiem. Razem
z mamą i Ross'em wybraliśmy się do banku. Rozmowy między ludźmi absorbowały
mnie. Tłok był duży. Idealne warunki, by napaść na bank. Nagle tłuk rozbijanego
szkła i krzyki jakiegoś pana w szarym garniturze. Schowałam się za mamą, Ross
również. Wszyscy upadliśmy na podłogę.
- Cisza!- wycharczał przez zęby facet w czarnej kominiarce.- Wszyscy
macie być cicho!
- Zostaw nas!- moja mama wstała, scierając nieistniejący pyłek i
kurz.- Jakie masz prawo, aby nam zakazywać mówić?! To wolny kraj.- powiedziała
powoli, chcąc, aby zrozumiał. Nie zrozumiał.
- Och, tak, proszę pani.- zrobił minę skruszonego chłopca, po czym
wyjął z kieszeni pistolet i bez skrupułów wymierzył w klatkę piersiową mamy i
nacisnął spust.
Z mojego gardła wydostał się głośny krzyk, podczas gdy kobieta upadała
na marmur, czemu towarzyszyło głuche uderzenie.
Ross miał twarz, jak wykutą z kamienia. Bez wyrazu. Patrzył
niewidzącym wzrokiem na zajście i zdawał się być nieobecny. W tej chwili do
banku wparowało 15 ochroniarzy w czarnych strojach i złapało bandytę za ramiona
i wyniosło obezwładniając. Podeszła do nas pani policjant i kojącym głosem
zapytała:
- To wasza mama?
- Moja.- odparłam głosem pozbawionym uczuć.- Nie jego.- spojrzałam na
blondyna i szybko odwróciłam wzrok.- Żyje? Pewnie straciła przytomność.-
wmawiała sobie. Jak na małą dziewczynkę, mój rozum był niezwykle rozwinięty.
- Niestety...- westchnęła.- Nie żyje.- te słowa podziałały na mnie
źle.
Rozpłakałam się, policjantka pomogła mi wstać. Przez łzy powiedziałam
jej adres i zawiozła nas do mnie. Weszła razem z nami do środka witając się z
tatą. Wytłumaczyłam mu, co się stało. Pamiętam tylko, że ojciec twarz schował w
dłoniach i zaczął łkać. Potem urwał mi się film. To wspomnienie spowodowało
zimne dreszcze. Poczułam chłód, który ogarniał mnie od dołu w górę.
- Laura?- zapytała z troską w głosie Vanessa, czym wyrwała mnie z
letargu.- Wszystko dobrze??
Zamiast odpowiedzieć obojętnym tonem, jak za każdym razem, gdy słyszę
to pytanie, po prostu wybuchnęłam potwornym płaczem. Siostra podeszła do mnie i
objęła.
- Cii... Nie płacz. Co się stało?
- Mama...- jedno proste słowo, a wiele tłumaczy.- Pistolet, krew,
płacz. LONDYN.- podniosłam wzrok i ogarnęłam się. Wyrwałam się z jej objęć i
pobiegłam pędem do pokoju. Ściągnęłam klucz z szyi, weszłam do garderoby i
pognałam w stronę szafy. Dotknęłam przelotnie rączki szuflady, a potem
wsadziłam i przekręciłam klucz. Z pewnym ociąganiem otworzyłam ją i wyciągnęłam
pudło. Machinalnie pochwyciłam karteczkę, która była na samym wierzchu.
"Jak widzę, już mnie zobaczyłaś. A może nie? Wiesz, jest mi przykro, że to
wszystko skończyło się w ten sposób. Ale coś czuję, że się jeszcze spotkamy.
Cały Twój. R." R.?! Nie mogłam zrozumieć, dlaczego, ale miałam przeczucie,
że to ma związek z... NIE! On nie może wiedzieć, że ja mieszkam właśnie tu!
Uspokoiłam się i zamknęłam pudło. Wsadziłam je do szuflady i przekręciłam
klucz, wieszając go z powrotem na szyi.
- OK.- powiedziała przeciągle Van, opierając się o framugę drzwi
wylotowych mojej garderoby.- Zupełnie nie rozumiem twojego zachowania. Co to a
być?! Martwię się.- powiedziała z wyrzutem.
- Nic, zwykłe wspomnienia.- odparłam beznamiętnie.
- Przez które bledniesz i zanikasz.- dokończyła.- Mnie nie zamroczysz.
- Nie ma o czym mówić. Koniec, kropka.- ucięłam i wyszłam z wnętrza
garderoby.
- OK. Ale jak będziesz gotowa, by mi to wyjaśnić, będę czekać.-
powiedziała sucho i wyszła.
Pomknęłam za nią prosto do kuchni i zaczęłam robić kolację. Po 30
minutach razem siedziałyśmy przy stole i rozmawiałyśmy o castingu i różnych
innych rzeczach, tak jakby wcześniej nie zdarzyło się nic znaczącego.
Dziękowałam w duchu za to, że Van nie należy do obrażalskich.
Po zjedzeniu wsadziłam talerze do zmywarki, a sama poszłam do pokoju.
I tak, siedzę i rozmyślam. Nagle moje zamyślenie zostało przerwane
przez dzwonek, który obwieszczał nadejście wiadomości. Niechętnie wstałam z
łóżka i podeszłam do laptopa. Otworzyłam
urządzenie. W skrzynce pocztowej widniała wiadomość od Nimka! Zszokowało mnie
to z lekka. Usiadłam przy biurku i włączyłam ją. Zaczęłam czytać z bijącym
sercem.
Droga Blue!
Wybacz tę ciszę przez kilka ostatnich dni,
Ale musiałem pozbierać myśli.
Dziewczyna, która mnie denerwuje zalazła
Mi za skórę i
Powiedziała za dużo.
Niemiłe to było z jej strony.
Słowa bolą, wiesz?
Nimek**
Nie chciałam mu odpisać od razu. Niech
czeka tak, jak ja. Pełna myśli kłębiących się w mojej obolałej głowie,
położyłam się do łóżka.
-------------------------------------------------
Nie rozpisuję się, nie mam na nic siły -__- Tyle na dziś, pozdrawiam :**
~Kasia<3
poniedziałek, 22 lipca 2013
Rozdział czwarty
Rozdział czwarty
Życie
jest zbyt krótkie, aby marnować czas na kogoś, kto nie jest tego wart.
2 września, poniedziałek
-
Ross'a?- uniosła prawą brew w niedowierzaniu.- A kto to?
-
Eee, nie, nikt.- zarumieniłam się.
-
Taa...- rzuciła z powątpieniem.- Już ci wierzę.
-
Jeśli pozwolisz, nie mówmy o tym. Tamto życie już zostawiłam. Miałam zacząć
nowe, pamiętasz?
- Eh, OK.- westchnęła ciężko.- Ale jeszcze jedno pytanie: dlaczego nie
chcesz nawet pamiętać, ani mi opowiedzieć o TAMTYM życiu? Co takiego się stało,
że złościsz się, kiedy o tym mówię.
- Miało być jedno pytanie.- zauważyłam.- Po prostu jest mi źle
wspominać to wszystko, co zaszło w Londynie. Jestem nadal trochę
przewrażliwiona na tym punkcie i, jeśli nie pamiętasz, tam zginęła moja matka i
ja byłam tego świadkiem. Tyle złych rzeczy mi się przydarzyło, że boli mnie,
kiedy muszę sobie to przypominać.
- Oj, przepraszam. Nie powinnam o to pytać.- powiedziała beznamiętnie.
Resztę drogi do domu przeszłyśmy w dość krępującej ciszy.
- Ehm.- odchrząknęła.- To chyba... pa.
- Pa.- odparłam zimno. Ogarnęłam się i dodałam:- Ej, Iz, nie myśl
sobie, że jestem na ciebie zła, to ja przecież powinnam ciebie przeprosić.
Muszę ci w końcu o tym opowiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Zbiorę się w sobie i
kiedyś tam ci to wszystko wyjaśnię. Pa- uśmiechnęłam się ciepło, by zamarkować
poprzedni chłód lodu ociekający z moich słów. Iz rozpromieniła się, ale nic nie
powiedziała. Po prostu w błogiej ciszy ruszyła przed siebie.
Westchnęłam spokojnie i otworzyłam drzwi. Tata był w domu. Było to
niezwykle nie w jego stylu.
- Witaj córciu.- uśmiechnął się znad gazety, której dał się pochłonąć.
- Hej tato. Co robisz tak wcześnie w domu?? Powinieneś być w swojej
korporacji i zajmować się cegłami.- prychnęłam sobie wesoło. Tata uznał to za
żart i roześmiał się, a jego śmiech rozbrzmiał po całym salonie, w którym oboje
się znajdowaliśmy.
- Zrobiłem sobie wolne. Elizabeth obiecała mnie zastąpić.
- Elizabeth?- uniosłam głowę w znaczącym geście.- To twoja nowa
dziewczyna?- nie jestem samolubna, chcę dla taty szczęścia.
- Nie przeszkadza ci to?- powiedział spłoszony.
- Oczywiście, że nie.- odparłam.- Ha, przyznałeś się!
-Chyba masz rację. Ale naprawdę ci to nie przeszkadza?- ponownie
zapytał.
- Eh, tatusiu, NIE! Chcę dla ciebie jak najlepiej, a poza tym przyda
ci się towarzyszka życia.- roześmiał się, po czym kontynuowałam:- A Elizabeth
wydaje się być miła i taka... Inna.- podsumowałam.- To znaczy, inna w dobry
sposób. Podobna do... mamy.- powiedziałam powoli.
- No tak. Nie lubię sobie jej przypominać, bo od razu robi mi się
smutno, ale ostatnio już mi lepiej. Tak.. lekko. Już tak bardzo nie przeżywam.
- To świetnie. Najwyższy zresztą czas. Ja też się otrząsnęłam.-
uśmiechnęłam się błogo.- Jutro mija szósta rocznica.
- Może wybralibyśmy się do Londynu?? Tak na kilka dni?- propozycja
wydawała się kusząca, ale obiecałam sobie zacząć nowe życie, a nie zaczną go,
jeśli nie dostanę się na zajęcia Van.
- Tato, nie mogę.
- A dlaczego? Jest dopiero początek roku szkolnego. Nikt nie będzie
miał ci tego za złe.
- No tak, ale jutro jest casting do klasy Van i ja bardzo chcę się
dostać. Nie będę miała przodów, bo jestem jej siostrą. Wiesz, że ona jest
uczciwa.- zwróciłam na to uwagę.
- Racja.- tata przytaknął.- A jeśli poprosiłbym ją, aby przeniosła
casting na za tydzień i ona również by z nami pojechała?
- To wydaje się dobre rozwiązanie.
- Zadzwonię do Vanessy i pogadam z nią, a ty załatw lot na pięć dni
dla trzech osób w dwie strony w pierwszej klasie, dobrze?
Przytaknęłam i zadzwoniłam do asystentki taty i wydałam dokładnie
takie polecenie, jakie uzyskałam od taty.
4 godziny później, 18:08
- Nie wierzę, że zostawiasz mnie na tak długo!
- Niestety muszę,- nagle mnie oświeciło.- Poczekaj, jeśli byłaby taka
możliwość, wybrałabyś się ze mną??
- O rany, tak! Moi rodzice się zgodzą. Naprawdę tego chcesz?? Bo nie
zamierzam się narzucać.
- Naprawdę.- odparłam spokojnie.- Przyda mi się twoje wsparcie.-
uśmiechnęłam się krzywo.
- OK. Z chęcią się wybiorę.- zaczęła wymachiwać torbą i udawać Ever,
co bardzo mnie rozśmieszyło. Nagle jej twarz zmieniła wyraz i z zdegustowania
przeszło na lekki strach.- Hej, a co jeśli spotkasz tego całego Ross'a?
Poraził mnie dziwny prąd. Nie przemyślałam tego. Zupełnie. Nie
widziałam go sześć lat i jest całkiem duża szansa, że go spotkam, bo mieszka
zaraz obok mojego dawnego domu, w którym mieszka teraz moja ciotka i wuj. Tata
oddał im(wujostwu) go zaraz po wyjeździe stamtąd. I tam planujemy się
zatrzymać. Jest też prawdopodobieństwo, że będzie ze swoją rodziną na
cmentarzu, bo byli zżyci z moją mamą bardziej, niż ktokolwiek inny i równie
mocno przeżywali stratę jej, co my. Zrobiło mi się zimno. Nie. Nie mogłam go
spotkać. On pewnie nie chce mnie widzieć na oczy, co ułatwi mi sprawę. Życie
wróciło do równowagi, a ja uśmiechnęłam się.
- Nie, to niemożliwe. On nie chce mnie znać, po tym jak go zostawiłam.
Co wyjdzie mi na dobre, bo również nie chcę go widzieć.- odpowiedziałam po
krótkiej przerwie.
- Ach, chciałabym go poznać.
- Wiesz mi, nie chcesz..- odparłam ostro.
- A dlaczego??- obruszyła się.
- No bo.. Nie.- zacięłam się.
- Nie rozumiem cię.- dodała, po czym zaczęłyśmy już normalną rozmowę.
Sama nie wiem, dlaczego tak zareagowałam. Życie mnie męczy i czasem
pojawiają się pytanie, na które nie jestem w stanie odpowiedzieć. To wszystko
jest niezwykle logiczne- mam już dość. Pamiętniku, nie potrafię przelać
wszystkich swych uczuć na papier, bo byłabym w stanie napisać z tego nie jedną,
ale całą serię książek o zagubionej nastolatce. To nawet niezły pomysł. Kiedyś
mogę coś z tym zrobić. Na razie martwię się o ten wyjazd. Nie ma czym, upominam
się wciąż w myślach, ale co mi po tym? Strach powraca i nie umiem tego
opanować. Van zgodziła się przenieść casting i z nami wyjechać. Ojciec załatwił
wszystko w sprawie mojej i Izzy nieobecności.
7 września
Wyszliśmy w samolotu i ruszyliśmy w stronę domu na Sesame Steet*.
Strach uderzał we mnie ze zdwojoną siłą. Ale nie dawałam tego po sobie poznać.
Izzy była zachwycona Londynem. Rozglądała się i wzdychała.
- Tobie tutaj się nie podoba? Tu jest genialnie!- szepnęła, po czym
wróciła do podziwiania miasta.
Weszliśmy do domu ciotki. Zauważyłam ze zdziwieniem, że dom Lynch'ów
jest zaniedbany i obrośnięty, jakby nikt się nim nie zajmował. Było to dziwne,
bo mama Ross'a zawsze się tym zajmowała.
- Witaj, Lauro!- powiedziała do mnie Suzanne(imię ciotki)- Jak się
masz?
- Wspaniale. Witaj ciociu.- objęłyśmy się.- Muszę cię o coś zapytać,
dlaczego dom Lynch'ów tak wygląda?
- Wyprowadzili się miesiąc temu, jest na sprzedaż.- ciotka wzruszyła
ramionami, po czym poszła do kuchni.
Po obiedzie poszliśmy na cmentarz, a potem razem z Iz i Vanessą
wybrałyśmy się na zakupy. Van uwielbia shopping, to jej życie, zaraz po
aktorstwie. Kolejne dni minęły nam spokojnie na zwiedzaniu. Chociaż bardziej na
przypominaniu sobie przeszłości, a Iz zwiedzała. Big Ben i London Eye na zawsze
pozostały uwiecznione na jej aparacie, a sama nie mogła uwierzyć, że znajduje
się w mieście królowej.
Po powrocie do Los Angeles wybrałyśmy się na plażę. Wszyscy żywo
wypytywali się, gdzie byłyśmy i dlaczego. My pozostawiłyśmy to sobie w
tajemnicy. Izzy wróciła do domu, a ja jeszcze zostałam i rozkoszowałam się
bryzą. Kocham Los Angeles, bo tu jest mnóstwo słońca przez cały rok i nie pada.
8 września
Sobota. Razem z Izzy raczyłyśmy się słońcem i piękną, zresztą, jak
przez większość roku, pogodą. Usłyszałyśmy dźwięki muzyki. To Festiwal Nowości.
Co miesiąc szuka się talentu, który mógłby się wybić i daje szansę sławy.
- Hej, a ty nie mogłabyś zaśpiewać?
- Nie. Nie ma mowy!- odpowiedziałam szybko.
- A dlaczego? Podobno zaczynasz nowe życie!- zauważyła trafnie.
- Nie teraz. Nie dziś.
- Jak nie dziś, to kiedy?- odparła.
- No, OK. Ale najpierw zobaczmy, co w ogóle prezentują.-
zaproponowałam.
- Nie graj nawet na czas.- rzekła.- I tak masz zaśpiewać.
- Dobra, dobra.- ucięłam.
Ruszyłyśmy w stronę dźwięku. Zza skarpy wyrosła wielka scena
oświetlona tysiącami świateł w różnych kondygnacjach i kolorach. Zaparło mi
dech w piersi.
- Niezłe, co?- odezwał się jakiś głos za mną. Odwróciłam się. Stał tam
ten blondyn.
- Eee, tak.- wyjąkałam, czerwieniąc się przy tym, jak burak.
- Coś nie tak? Idziesz śpiewać?- zapytał spokojnie uśmiechając się,
jak gdyby nigdy nic.
- Ttak.- odparłam i odwróciłam się od niego.
- Czemu mnie unikasz? Nic ci nie zrobiłem.
- Nie unikam cię, ale cię nie znam.- powiedziałam szybko i odeszłam do
niego, bo zauważyłam Iz i ruszyłam w jej stronę.
- Zaraz śpiewasz.- wyszczerzyła zęby w triumfalnych uśmiechu.- Nie ma
za co.
- Fajnie i bardzo ci dziękuję.
- Dobrze, choć zaprowadzę cię za kulisy.
Izabell zapoznała mnie ze wszystkim, co ważne i założyła za ucho mały
mikrofon. Wciąż nie byłam pewna, czy robię dobrze.
-.. A teraz Laura Marano w nowej piosence własnego autorstwa!
Wyszłam chwiejnym krokiem na scenę, a milion małych światełek oślepił
moje oczy. Wiedziałam, że to się nie uda. Melodia popłynęła z głośników.
Nadeszła moja wielka chwila. Nie wykorzystałam jej, moment, w którym miałam
wejść już przeminął, a ja stałam prosto, jak struna i patrzyłam na widownię
przyzwyczajając się do oślepiającego światła. Nagle coś się zmieniło. Pojawił
się nowy dźwięk. Nie z głośników, na żywo. Ktoś zaczął śpiewać. Melodia
włączyła się od nowa, a ja po prostu stałam zszokowana. Ten głos mnie urzekł.
Był delikatny, chropowaty i niezwykle melodyjny i... znajomy. Z cienia wyszedł
blondyn w mikrofonem w dłoni. Śpiewał na spontanie, widać było, że wyciąga
słowa, jak z kapelusza, na ślepo, ale trzymało się to spójności i miało sens.:
Dreams, that's where I have to go
to see your beautiful face anymore
I stare at a picture of you and listen to the radio
Hope, hope there's a conversation
where we both admit we had it good but
until then it's alienation, I know, that much is understood
And I realize**
Spodobało mi się to i zanim się obejrzałam już razem śpiewaliśmy
dobrze znany refren:
If you ask me how I'm doin I would say I'm doin just fine
I would lie and say that you're not on my mind
But I go out and I sit down at a table set for two
and finally I'm forced to face the truth
No matter what they say, I'm not over you
Not over you**
A potem sama zaczęłam śpiewać improwizując i patrząc prosto w oczy
blondyna.:
Damn, damn boy you do it well
And I thought you were innocent
You took this heart and put it through hell
But still you're magnificent
I I'm a boomerang doesn't matter how you throw me
Turn around and I'm back in the game
Even better than the old me
But I'm not even close without you**
Oklaskom nie było końca. Aplauz był niesamowity. Czułam się wspaniale.
Nie udawałam. Byłam sobą. I właśnie wtedy odkryłam, co chcę robić w
przyszłości. Pisanie piosenek i śpiewanie ich. To było to. Zbiegłam ze sceny
prosto w ramiona Izzy.
- To było wspaniałe! Świetnie sobie poradziłaś, chociaż bałam się, że
się nie odważysz.
- To przez tego blondyna.- dodałam.
- Świetny z was duet.
- Racja.
Ktoś podszedł mnie od tyłu.
- Wiedziałem, że jesteś inna, niż wszystkim się zdaje.- to był głos
Clay'a.
- Serio tak uważasz?- zdziwiłam się. Przecież świta Ever nie zauważa
mnie nawet, a tu się okazuje, że Clayton Walsh zwraca na mnie uwagę. I, że stać
go na komplement. Nie był tym, za kogo go uważałam i zrobiło mi się wstyd.
- Tak. Świetnie sobie poradziłaś.- zza jego ramieniem spojrzałam na
blondyna, który chciał do mnie podejść, ale zauważył Clay'a i zrezygnował z
tego.
- Rany, dzięki.- uśmiechnęłam się do bruneta, a chłopak odwzajemnił
ten gest.- Muszę już uciekać.- chciałam dogonić blondyna i mu podziękować za
uratowanie skóry
- Laura...- coś w jego głosie zmusiło mnie do pozostanie na tym
miejscu.- Chciałbym cię zapytać, czy nie miałbyś ochoty się dziś ze mną gdzieś
wybrać?- zamurowało mnie. On właśnie zaprosił mnie na randkę!
- Z chęcią. Może o 19? Ale wybacz mi, muszę już znikać.
- Dobrze. Pa.
Pobiegłam szukać brązowookiego, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć,
więc zrezygnowana wróciłam do Izzy.
Potem ruszyłyśmy do mnie, bym mogła przygotować się na randkę z
Claytonem.
Postanowiłam sprawdzić chattt.com, ale Nimek nie odpowiedział. Smutno
mi było, ale postanowiłam nie męczyć go i cierpliwie poczekać. Wciągnęłam się w
wir przygotowań.
Po długim namyśle ubrałam błękitną sukienkę bez ramiączek z czarnym
gorsetem w cekiny, do tego czarne sandały na obcasiku i zrobiłam delikatny
makijaż podkreślający moje wielkie ciemne oczy. Byłam gotowa. Clay przyjechał
po mnie o równej 19. Pamiętniku, co dalej? Już niedługo ..
------------------------------------------------
*Sama wymyśliłam xD
** Piosenka: Not Over You- Alex Goot ft. Chrissy Costanza
---------------------------------------------
Hejj! Trochę się rozpisałam i po prostu nie mogłam przestać! Wciągnęłam się w ich świat i jakoś wyszło :D Mi się całkiem podoba, a poza tym, nie chcę czytać go już drugi raz, bo oczy mnie bolą xD Liczę na komentarze, ale nie wymagam ^^ Koffam Was :*
~Kasia<3
P.S. Oto piosenka, którą śpiewają postacie:
**
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)











