niedziela, 6 lipca 2014

(II) Rozdział osiemnasty

[ WAŻNE: PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM :) ]

"Czasem mam wrażenie, że to nię, mój świat. Ludzie nie tacy. Miejsca jakieś inne. Wrażenia jakby cudze.
Ale ty wciąż ten sam."

Popatrz- to już niebo.
Piękne, bogate, dobre.
A tam na dole ludzie. Harują jak mrówki, tylko po to, by móc żyć.
Gdyby tylko wiedzieli, by być szczęśliwym, wystarczy tylko umrzeć.
Tylko.
------------------------------
Oddychałam głęboko, spokojnie. Wciągnęłam zapach ostrego powietrza, niezwykle rzadkiego w Los Angeles. Zapowiadało się na naprawdę paskudną burzę. Spojrzałam na nieogarnięte myślą ludzką niebo w barwie szarości i bieli. Słońce prześwitywało przez chmury. Znad wybrzeża napływała wilgoć i chłód Oceanu Spokojnego.
- Znalazłaś coś?!- krzyknął z oddali jakiś głos.
- Nie widzę nikogo!- odkrzyknął inny.
- Niemądrzy agenci.- cmoknęłam z niezadowoleniem. Klif, na którym stałam, miał może 20 metrów, z całą pewnością nie więcej. Rozejrzałam się. Popatrzyłam na akwen u stóp klifu Macamanara. Westchnęłam ciężko. Jeszcze kilka minut.
- Wiedziałem.- powiedział ktoś za mną. Odwróciłam się.
Aaron stał przede mną z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Czegoś potrzebujesz?- zagaiłam słodko.
- Powiedz mi, dlaczego to wszystko? Alex zginęła. Straciliśmy tak naprawdę najlepszą agentkę.- zauważył.
Jakbym nie wiedziała.
- Laura ma zapłacić. Ma cierpieć za wszystkie swoje błędy.- syknęłam.- Nie obchodzi mnie, ile osób zginie, by tak się stało.
- Nie zabiję nikogo więcej.- powiedział szorstko.
- Zabijesz.- odrzekłam, już spokojniej.
- A niby dlaczego?- zapytał z kpiną.
- Bo mam twoją dziewczynę.- uśmiechnęłam się uroczo.
- Rydel...- szepnął z przerażeniem.
Zasalutowałam mu i cofnęłam się o krok, by z brawurowym saltem wpaść do wody.
Jak zwykle, udało mi się.

*perspektywa Nate'a*

Problemy wciąż nie dawały mi zasnąć.
Nie przespałem wiele nocy.
Spędziłem także wiele nocy, zamknięty w swoich czterech ścianach, patrząc w nicość i martwiąc się, czy dane mi przeżyć następny dzień.
Zawsze zadawałem sobie to samo pytanie: dlaczego?
I tej nocy to pytanie nękało, choć ze strojoną siłą. Analizowałem wszystko raz po raz i wciąż żaden wniosek się nie nasuwał. Przytłaczały mnie już trochę te wszystkie informacje, które właściwie niczego nie wyjaśniały.
Aaron- zabójca.
Dwie ofiary, po jednej z każdej ze stron: Vanessa i Alex.
Prześladowana: Laura.
Planowane ofiary: Eric, Damiano i Bóg wie, kto jeszcze.
Wszystko to miało wspólny mianownik, ale to żadne odkrycie.
Osoba prześladowczyni nadal nie była znana. A to właśnie ona pociągała za wszystkie sznurki.
Kolejne "dlaczego?" było skierowane do mojego związku z Laurą. Tak naprawdę, to tylko ona się liczyła. Ona i jej szczęście. Jak na razie za bardzo szczęśliwa nie była. Straciła siostrę przez mój brak czujności. Przez całą tą sytuację nawet nie ma normalnego życia. Odkąd zostałem ranny, wygląda na jeszcze bardziej zmęczoną, jakby było coś, o czym mi nie mówi. Coraz częściej patrzy na mnie, a w jej oczach widzę wygasłą nadzieję, strach i smutek. Kocham ją. I to bardzo. Ale myśl, że to przeze mnie tak cierpi czasem jest tak bolesna, że mam ochotę zniknąć z jej życia, wyjechać i daj jej spokój. Wtedy jednak umierałbym ze strachu i niepokoju, czy na pewno jest bezpieczna.
Złapałem się za głowę.
Kolejna rzecz, która od dłuższego czasu mnie przytłacza.
Jak mogłem nie zauważyć, że Aaron jest zdrajcą?! Od tylu lat był przy mnie, wspierał i nagle zaczął zabijać. Coś było na rzeczy...
No i jeszcze śmierć Alex. Mimo zdrady i kłopotów, jakie przez nią miałem, szkoda mi było jej, gdy umierała. Może ja faktycznie sobie nie odpuszczę?
Przepełniały mnie złe przeczucia, jakby to dopiero był początek.
Miałem za sobą wiele nieprzespanych nocy.
Ale ta zdecydowanie była najdłuższa.
*
Słońce leniwie wyłaniało się zza horyzontu. Westchnąłem. Nawet na minutę nie zmrużyłem oka.
Było dość wcześnie. Tylko 10 rano.
Nagle zawibrował mój telefon.
Kto dzwonił do mnie o tej porze?
- Halo?- odebrałem.
- Mam Rydel.- powiedział czyjś głos.
- Kto tam?- zapytałem zdezorientowany.
- Nie pomożesz jej. Zapłaci za błędy. Twoja dziewczyna ma więcej na sumieniu, niż myślisz.
Chciałem zapytać, co konkretnie, ale osoba po drugiej stronie przerwała połączenie.
Nagle drzwi mojego loftu otworzyły się na całą szerokość. Stała w nich Laura, słaniająca się na nogach, cała we krwi i łzach.
- Matko Boska.- zdenerwowany rzekłem i podbiegłem do osłabłej brunetki.
- Ona... Ona...- jęczała dziewczyna żałośnie.
- Kto? Co się stało, Laura?- zapytałem, chwytając ją delikatnie za ramiona.
- Ona jest na wolności.- wykrztusiła i straciła przytomność. W ostatniej chwili zdążyłem ją złapać. Szybko położyłem na swoje łóżko i wybrałem numer Ross'a. Tylko on mógł wiedzieć. Następnie zadzwoniłem do Patrolu i szybko zrelacjonowałem zajście.
Coś było bardzo nie tak.

*perspektywa Ross'a*

- Rossy!- krzyknęła Savannah niewinnie.
- Tak, Sav?- zapytałem z lekkim uśmiechem.
Siedzieliśmy na sofie w salonie w moim domu. Dziewczyna, jak zwykle, pachniała nader słodko, wręcz mdląco. Ileż musiałem znosić. Choć była przyjemniejsza część zaistniałej sytuacji.
- Może wybraliśmy się na jakąś kolację z okazji rocznicy?- zaproponowała, ciągnąc rąbek spódniczki.
Laura też tak robiła...
- Jakiej rocznicy?- zmarszczyłem czoło.
O ile pamiętam, nic szczególnego się nie stało, by cokolwiek świętować. Z drugiej strony miałem tonę innych zajęć, więc mogło wylecieć mi z głowy.
- Odkąd jesteśmy razem, minęły już 4 miesiące.- podskoczyła z radości.
Oh, no rzeczywiście. Dwa miesiące szczęścia w niewiedzy i kolejne dwa, poszukując prawdy.
- Wiesz, ja chyba wolę zostać w domu, kochanie.- zamruczałem cicho, zbliżając usta do jej szyi.
- Możemy coś ugotować u mnie.- uśmiechnęła się szeroko, mierzwiąc mi włosy.- A potem się nawzajem karmić.- uniosła jedną brew z niemym pytaniem, czy w to wchodzę.
To była ta lepsza część. Była otwarta na pieszczoty i pocałunki, przy czym zawsze żarliwie je odwzajemniała. Całując ją, mogłem na chwilę się zapomnieć. Przedtem takie "zapominanie" zapewniała mi marihuana, ale często, gdy odlot mijał, miałem kilkudniową migrenę. Po kilku badaniach okazało się, że jestem uczulony na konopię, więc nie pozostało mi nic innego, jak porzucić ćpanie. Te chwile zapomnienia były mi potrzebne.
Zawsze martwiłem się o Laurę.
Gdy wyjechała do Nowego Jorku, byłem w rozsypce. Gdy wróciła, zastała mnie zaćpanego w swoim pokoju. A następnie przeze mnie spadła ze schodów i zapadła w trwającą dwa miesiące śpiączkę.
To był chyba najgorszy okres mojego życia. Dniami i nocami siedziałem przy jej łóżku, trzymając ją za rękę i szepcząc, że żałuję, że to wszystko tak, a nie inaczej, się potoczyło. Delly nie raz z Rikerem próbowali mnie odciągnąć od łóżka Laury, ale nigdy im to się nie udawało. Po jakimś czasie się poddali i przynosili mi jedzenie, ubrania i inne potrzebne rzeczy. Praktycznie tam zamieszkałem.
To, co przeżyła w swym śnie, wstrząsnęło nią. Jednak nigdy nie wyjawiła mi, co też takiego w nim było. Po wybudzeniu była inna. Bardziej... otwarta? Częściej się uśmiechała. Jakby wydarzenia ze snu zupełnie zmieniły nie tylko jej nastawienie, ale też i samą Laurę. Po kilku miesiącach wreszcie zostaliśmy parą, odrzucając w zapomnienie ten feralny wieczór, kiedy to Ever zniszczyła nasze uczucie. Czułem się szczęśliwy.
Jednak popełniłem kolejny błąd. Pozwoliłem jej odejść, bez walki. Po prostu się poddałem, zapatrzony w Savannah, która okazała się zupełną pomyłką. Laura straciła siostrę. Mimo, że jej ojciec wyzdrowiał, był tysiąc razy bardziej przygnębiony, niż podczas choroby. Mogłem ją uratować. Mogłem pobiec za nimi i powstrzymać Aarona. Mogłem, ale tego nie zrobiłem.
Czułem się winny śmierci Vanessy. I było mi z tym źle.
Mogłem sobie wmawiać, że nie zależy mi na Laurze.
Ale po co się okłamywać?
Ona była pierwszą i najważniejszą dziewczyną w moim życiu.
Nadal nią jest.
- Ross.- ostro się odezwała dziewczyna, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Hm?- podniosłem wzrok na brunetkę.
- Czy ty mnie słuchasz?- zapytała zirytowana.
- Wybacz, zamyśliłem się.- rzekłem.
- No nieważne.- uśmiechnęła się.- Mówiłam o naszej wycieczce do Włoch.
- Naszej?- spytałem.
- Mojej, twojej i moich rodziców. Przecież się zgodziłeś, pamiętasz?- zapytała.
Zmieszanie wymalowało się na mojej twarzy. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale zdałem sobie sprawę, że nie wiem, co. Z potrzasku wybawił mnie dzwoniący telefon.
- Halo?- odezwałem się do słuchawki.
- Lynch, to ty?- odezwał się zdyszany głos po drugiej stronie.
- Tak.- zmarszczyłem brwi.- A po drugiej stronie kto?
- Zgadnij, idioto.- syknął.
- Czego chcesz?- zapytałem, nie chcąc zdradzać przy Savannah, z kim rozmawiam. Nathan wydawał się zdenerwowany.- I skąd masz mój numer?
- Ona jest obok ciebie?- zapytał, mając na myśli Sav.
- Tak.- odrzekłem krótko.
- Odejdź trochę. Ona nie może słyszeć.- nakazał.
Popatrzyłem na Savannah, owijającą kosmyk na palcu. Widać było, że słucha.
- Zaraz wracam.- zwróciłem się do niej.- Rozmowa służbowa.- zaśmiałem się. Dziewczyna zawtórowała mi i skinęła na znak "ok".
Wszedłem do kuchni i zamknąłem za sobą drzwi.
- Mów.- rzekłem.
- Odpowiadając na twoje pytanie dotyczące numeru- Laura mi go dała, uważając, że jeszcze mi się przyda. Do tego momentu nie wierzyłem, że mogłoby tak być.- rozgadał się.
- Do rzeczy.- warknąłem.
Przeczucia mówiły mi, że coś złego się stało. Nate nie dzwoniłby do mnie tak po prostu.
- Laura miała wypadek. Ktoś wjechał rykoszetem prosto w jej samochód niedaleko mojego loftu.- ta informacja mnie zmroziła.- A chwilę przed wypadkiem ktoś do mnie zadzwonił. Tego, co mi powiedział, nie mogę ci wyjawić przez telefon, bo któryś z nas może mieć podsłuch. Przyjeżdżaj do mnie. Na twój telefon wysłałem już moją lokalizację. Przyjeżdżaj natychmiast. I uważaj, możesz być następny.- powiedział chłodno.
- Ale mnie pocieszyłeś. Zaraz będę.- odpowiedziałem.
- Masz kombinezon?- zapytał.
- Dotąd nie uważałem, że będzie mi potrzebny.- westchnąłem.
- Lepiej go załóż. Misja w terenie po zmroku nas czeka.- stwierdził.
- Niedługo będę.- orzekłem i rozłączyłem się.
Było wcześnie. Bardzo wcześnie. Prawie 11 rano. Zwykle zamachy wykonuje się po zmroku.
Ktoś naprawdę chciał nas wykończyć.
Gdy wpadłem do salonu, Savannah wciąż bawiła się kosmykiem włosów. Bez słowa ruszyłem do swojego pokoju.
- Ross?- odezwała się dziewczyna, lekko zdenerwowana; biegła za mną.
Wszedłem do pokoju, po czym zamknąłem go na klucz przed nosem dziewczyny. Podążyłem do szafy. Otworzyłem ją, a następnie wszedłem do niej, a następnie rozpostarłem wewnętrzne drzwi. Za nimi było malutkie pomieszczenie, w którym przetrzymywałem kombinezon bojowy, kilka najpotrzebniejszych ostrzy i kamizelki kuloodporne, których miałem nadzieję już nigdy nie używać.
Niestety.
Savannah dobijała się do drzwi, a ja szybko przebierałem się w kostium. Zapiąłem suwak i założyłem buty. Do pasa przypiąłem noże, do buta również jeden wsadziłem. Spojrzałem na telefon. Zgodnie z tym, co powiedział chłopak, nawigacja w moim telefonie szczegółowo podała mi trasę do jego domu. Otworzyłem bezszelestnie okno.
Co ja powiem Savannah?
Szybko nabazgrałem na kartce: "Mam dla ciebie niespodziankę w związku z naszą rocznicą. Pojechałem wszystko przygotować, czekaj na dalsze informacje. Całuję, Ross <3" i wsunąłem ją pod drzwiami, po czym szybko wyskoczyłem przez okno.
Pobiegłem do swojego samochodu i z piskiem opon wyjechałem z podjazdu.
Po kilkunastu minutach dojechałem wreszcie do miejsca zamieszkania Nate'a. Loft był dość duży. Ciekawe, czemu Space mieszkał akurat tutaj? Sam?
Podszedłem do drzwi, a zanim zdążyłem zapiekać, blondyn wciagnął mnie do środka.
- Trochę milej następnym razem, proszę.- otrzepałem rękawy z nieistniejącego kurzu.
- Zamknij się.- warknął.- Opatrzyłem jej rany na głowie, plecach i nodze. Nic sobie nie złamała.- oznajmił.- Savannah była z tobą przed 10?- zapytał, patrząc mi w oczy.
- Tak. Byliśmy razem całą noc.- odrzekłem skrzywiony.
- Nieważne.- przewrócił oczyma.- Czyli ją można skreślić z listy podejrzanych.- mruknął, bardziej do siebie, niż do mnie.
Zbliżyłem się do dziewczyny. Miała mnóstwo malutkich blizn na ramieniu, zapewne rozbiła się na niej szyba.
- Wyjąłeś odłamki?- spytałem.
- Co do jednego.- skinął głową.
Co prawda na niej samej nie było krwi, lecz jej ubranie było nią całe ubrudzone. Wyglądała, jakby spała. Gdy zapadła w śpiączkę, wyglądała identycznie.
- Odzyskała przytomność choć na chwilę?- nadal patrzyłem na nią.
- Nie, a co?- odrzekł.
Milczałem. Nie miałem pojęcia, jak mu wyjaśnić to wszystko.
- Ross?
Nadal nic nie odpowiedziałem.
- O co chodzi? Dlaczego pytałeś?- dopytywał.
- Laura... Kiedyś spadła ze schodów. I uderzyła się w głowę. A potem zapadła w śpiączkę farmakologiczną.- rzekłem cicho.
- Sądzisz, że...?- jego pytanie zawisło w powietrzu.
- Nie mam pojęcia.- pokręciłem głową.- Ale mów do niej, delikatnie nią potrząsaj, szeptaj.- powiedziałem.
Chłopak uklęknął przy łóżku, chwycił dziewczynę i zaczął do niej mówić.
- Dzwoniłeś do Patrolu?- zapytałem po kilkunastu minutach.
- Tak. Zastanawia mnie, gdzie byli Butch i Norrick.- odrzekł.- Nie ma ich ani w Patrolu, ani nie było w samochodzie Laury, tylne siedzenia i bagażnik były zmasakrowane. Nie mieliby szansy się wydostać.- wzruszył ramionami.
- A gdzie jest jej samochód?
- Kilka osób z Patrolu przyjechało tu i odholowało wrak.- odrzekł spokojnie.
- Czy ci dwaj mogą mieć coś wspólnego z całą tą akcją?- spytałem.
Nate spojrzał na mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
- Są wierni. Tak, jak ja od dzieciństwa szkolili się w Patrolu. Wierność ma się w krwi.- odpowiedział.
- A Alex?
Blondyn ponownie się nachmurzył.
- Ona nigdy nie była wierna. Ani wdzięczna.- warknął.- Nikomu.
- Tyle niewiadomych.- westchnąłem.
- Och, doprawdy?- sarkastycznie odezwał się blondyn.- Usiądź wreszcie. I przestań trzymać te ręce skrzyżowane.- poprosił szorstko.
- Żeby to wszystko się choć trochę rozjaśniło.
- Gdyby nie to, że ta laska cały czas kogoś uszkadza, prawdopodobnie już wiedzielibyśmy, kim jest.- chłopak bawił się nitką, wystającą z sukienki Laury.- Najpierw ja, a kiedy już wyzdrowiałem, to Laura.- głos mu się załamał.
W tym momencie Laura drgnęła. Zacisnęła pięść i jęknęła cicho.
- Lau, żyjesz?- Nate rzucił się z powrotem ku niej.
- Space, nie traktuj mnie, jak zmarłą.- podniosła się z pomocą Nathan'a i uśmiechnęła delikatnie.
- Już myślałem, że zapadłaś znów w śpiączkę.- rzekł że smutkiem, tuląc ja do siebie.
- Jestem jeszcze potrzebny?- zapytałem, patrząc na gruchające gołąbki.
- W zasadzie...- chłopak zamilknął.- Przypomniałem sobie, co chciałem ci powiedzieć. Gdy dzwonił ten ktoś, powiedział najpierw "Mam Rydel", uważam, że powinieneś wiedzieć.- skrzywił się.
Stałem, jak wryty. Zamurowało mnie. Nie mogłem się poruszyć. Nie mogłem nic powiedzieć. Moja Delly. Moja siostra. Moja... Rydel. Została porwana.
Zamiast cokolwiek powiedzieć, po prostu wybiegłem z domu Nate'a.
To musi się skończyć.
*
Wskoczyłem do samochodu i kolejny raz z piskiem opon odjechałem. Nie bałem się wciąż rozwijającej się prędkości mojego mustanga. Zamiast tego, przyspieszałem jeszcze bardziej. Wcisnąłem przycisk, dzięki któremu rejestracja pojazdu zostanie zakryta. Ten, kto to wymyślił, był moim guru. Przejechałem przez centrum miasta w ciągu ośmiu minut. To mój nowy rekord. Skręciłem na Sunset, po czym zaparkowałem przy domu starego przyjaciela.
- Daniel. Jesteś w domu?- krzyknąłem, zamiast pukać.
- Ross Pocisk Lynch.- odezwał się mężczyzna z blizną, wychodząc z boku domu. Czarne włosy były dłuższe, niż zapamiętałem, oczy natomiast dokładnie tak głęboko niebieskie, jak kiedyś. Uśmiechnął się i podszedł bliżej. Objął mnie i przywitał się.
- Skoro tu przyjechałeś, zapewne jakieś kłopoty, czyż nie?- spojrzał na mnie.
- Laura została poważnie zaatakowana. Ktoś wjechał w nią samochodem.- wyznałem.
- Laura Marano?- zapytał z dziwną miną.
- Mhm.- skinąłem głową.
- To ta dziewczyna, którą pomyliłem z Alex.- orzekł.
To ją wtedy porwał. To on ją wtedy porwał. Wreszcie jednak zrozumiałem, jak to możliwe, że je pomylił. Były bardzo podobne.
- Co chcesz, bym zrobił?- zapytał.
- Mógłbyś sprawdzić wszystkie samochody, które przejeżdżały po Hillary, gdy Laura jechała do Space'a?
- Jasne.- kiwnął głową i ruchem dłoni zaprosił mnie do domu.
Weszliśmy do przestronnego hall'u. Nie skupiałem się zbytnio na wystroju, gdyż zastanawiałem się, któż mógł to być.
Szybko przemierzyliśmy kilkanaście stopni i Daniel otworzył drzwi do pomieszczenia, do którego następnie weszliśmy.
- Usiądź, to zajmie mi chwilę.- powiedział, wskazując na krzesło. Bębniłem palcami w kolano, niecierpliwiąc się z każdą minutą coraz bardziej.
Myślałem. Rydel została porwana. Prawdopodobnie ta sama osoba, która dzwoniła, wjechała w samochód Laury. Mogłem więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
- O której to się stało?- spytał, wpatrując się w ogromny monitor.
- Nie wiem dokładnie, a na pewno przed 10.- odpowiedziałem.- Ale niewiele.- dodałem.
- Dobra.- odrzekł ze skupieniem.
Po trzech minutach odezwał się po raz kolejny.
- Poznajesz ten samochód?
Przyjrzałem się. Za kierownicą pojazdu terenowego siedziała dziewczyna. Na miejscu pasażera była druga, ale chyba... Związana. Momentalnie rozpoznałem w niej Rydel.
- Samochodu nie, ale tą związaną dziewczynę owszem.- odrzekłem beznamiętnie.
- Kto to?- popatrzył na mnie smutno.
- To moja siostra.- odparłem chłodno.
- Och...- wyrwało się mężczyźnie.
- Powiększ trochę to zdjęcie.- poleciłem.
Daniel zrobił to, o co go poprosiłem.
Wyostrzyłem wzrok i skupiłem się na dziewczynie za kierownicą. Miała ciemnobrązowe włosy, dość krótko ścięte. Było widać ją z profilu, ale niemal od razu wiedziałem, kim Ona jest.

*perspektywa Laury*

Wdychałam zapach mydła i płynu po goleniu, którym pachniał Nate.
- Na pewno nic cię nie boli?- zapytał blondyn, bładząc palcem po moim brzuchu.
- Trochę ręka, ale przeżyję.- odezwałam się cicho.
- Boże, tak się martwiłem.- westchnął, szepcząc w moje włosy.
Leżeliśmy na jego łóżku, wsłuchani w rytm swoich serc. Właśnie bliskości mi było potrzeba. Tej ułudnej chwili, dzięki której czułam, że wszystko jest poza moim światem, że nic się nie liczy.
- Wiesz, co sobie uświadomiłem?- zapytał z leniwym uśmiechem.
- Co?
- Że jesteśmy ze sobą od dość dawna, a nawet nie byliśmy jeszcze na prawdziwej randce.- uśmiech na jego ustach wciąż się powiększał.
- To jest jakaś aluzja?- odwzajemniłam jego gest.
- Kiedy to wszystko się skończy, będę brał się codziennie na randki.- pocałował mnie delikatnie w usta. Podnieśliśmy się. Przechyliłam głowę, by jeszcze bardziej zmniejszyć odległość między nami. Nate objął mnie w pasie. Wpił się w moje usta tak, jakbym była powietrzem, którego mu brakowało. Zapomniałam o wszystkim; nie było Aarona, nie było Jej, Ross'a, problemów, smutku, śmierci, nic- tylko my. Włożyłam dłonie pod jego koszulkę, przesuwałam palcami po gładkiej skórze, umięśnionym torsie. Przytulił mnie do siebie, jakby chciał, byśmy połączyli się w jedno.
Po chwili przerwałam.
- Wciąż czuję niedosyt.- szepnął, trzymając mnie w ramionach. Jego głos był niski, przyjemnie zachrypnięty.
Westchnęłam tylko cicho i utonęłam w jego objęciach.
Nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
- Idź do toalety.- rozkazał głos po drugiej stronie.
Posłuchałam go.
- Muszę iść do toalety.- rzekłam, udając, że się rozłączam.
- Kto to był?- spytał chłopak, patrząc na mnie uważnie.
"Podnieś ciśnienie, by nie mógł odróżnić czy kłamiesz, czy nie", powiedziałam sobie w duchu.
- Reklama.- odpowiedziałam, lekko zdenerwowana.
- Coś ci jest?- dopytywał dociekliwie.
- But mnie obciera.- krzywiłam się.
- Aha.- odparł blondyn.
Nie mówiąc nic więcej, weszłam do toalety.
- Czego chcesz znowu?- syknęłam do nieznajomego.
- Obiecuję, dzwonię ostatni raz. Ona chce cię nie tyle zabić, co okaleczyć i zrobić z twojego życia piekło.
- No to jej się udało.- warknęłam.- Kim ty jesteś i po cholerę wszystko mi to mówisz?
- Mimo tego, co zrobiłem, nie życzę ci źle. Chcę pomóc. Tylko pomoć.
- Dlaczego mam ci wierzyć?- zapytałam obcesowo.
- Bo wiesz, że powinnaś. Nie jesteś naiwna.- odpowiedział.
- To powiedz mi, kim ona jest i po sprawie.- mruknęłam.
- Jesteś tak blisko odkrycia, kim ona jest  nie odbiorę ci tej przyjemności.- odrzekł powoli.
- To nie jest przyjemność.- warknęłam z całą złością, jaka się we mnie kumulowała.
- Rydel została porwana.- wyparował ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Że co?!- krzyknęłam w przypływie negatywnych emocji.
- Laura?- Nate zapukał do drzwi łazienki.
- Nic mi nie jest. Po prostu...- gorączkowo rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ujrzałam mydło w płynie.- Nie miałam pojęcia, że istnieje mydło o zapachu jedwabiu.- WTF? Ze wszystkich głupich zdań, które padły z moich ust, to było najgłupsze.
- Ok?- przeciągle odpowiedział chłopak.
- Jak to Rydel została porwana?- dociekliwie zapytałam, tylko o pół tonu ciszej.
- Ona ją porwała. Ross chce ją znaleźć. On wie, kim jest ona, a ty masz mnie. Musicie współpracować.- wyjaśnił.
- Dlaczego mam ci ufać?- zapytałam wrogo.
- Zdaj się na instynkt. A kiedy już to wszystko w końcu się skończy, zastanów się, czy jesteś z odpowiednim chłopakiem.- zamilknął na chwilę.- Pomyśl, czy chcesz odzyskać Rydel i mi zaufać.- dodał i rozłączył się.
Oparłam się o drzwi.
O, cholera.
------------------------------
Yo, kochani! :3
Wiem, że rozdział miał pojawić się wcześniej, ale a) blogger nie chciał współpracować (no uwielbiam, kiedy to dziadostwo się psuje C; ) i b) uważałam, że jest niedopracowany, co poskutkowało napisaniem go od nowa ;-; za wszelkie błędy przepraszam, ten telefon bardzo lubi przekręcać słowa ;c a ja nie mam siły nawet sprawdzać :|
Niby wena wróciła, ale to nie to samo, co było w tamte wakacje ;-; jakby... Coś się popsuło? :/
Mam jeszcze trochę planów, więc pasowałoby, żebym miała tą wenę xD
I mam taką sprawę...
Dajcie mi motywację, proszę! ;_;
Z końcem wakacji kończę tego bloga i chcę rozstać się z Wami w dobrej wierze, że wrócicie tu, gdy znów zacznę pisać...
Na ten rok szkolny (2014/15) obrałam sobie dwa bardzo ważne cele i by je osiągnąć, muszę się skupić tylko na nich, a jak zauważyliście, strasznie zaniedbałam tego bloga, o tym drugim nie wspominając ;-;
To była dla mnie bardzo trudna decyzja, ale nie mogę brać się za mnóstwo rzeczy jednocześnie, bo wtedy żadnej nie oddam się w pełni :c
Ja wrócę, obiecuję ;) i mimo, że to dopiero początek wakacji, ani nie zauważę, kiedy zlecą :/
Mam tylko nadzieję, że będę miała do kogo wrócić ;-;
Napiszcie mi w komentarzach, czy powinnam :) Bo to od Was zależy.
Jeśli wytrzymacie, jak tylko zaczną się wakacje, ruszam z kolejnym blogiem ;)
Jak zwykle, rozpisałam się >__<
Zostawiam Wam ostatnie słowo <3
~Kasia<3

9 komentarzy:

  1. "A kiedy już to wszystko w końcu się skończy, zastanów się, czy jesteś z odpowiednim chłopakiem." Wreszcie ktoś mnie zrozumiał! Uhh, jak ten Space mi na nerwy działa bieu2wbrguf -_- Ross, idioto, jak mogłeś pozwolić jej odejść hę!?
    Moja Delly, moja mała Delly ;_; jak jej coś zrobisz, znowu zacznę się rzucać :))
    Nie pierdol, że coś ci się zmieniło, bo piszesz zajebiście, a nawet lepiej :) Chciałabym pisać tak jak ty ;-;
    No to.. czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział oczywiście fenomenalny, a nawet lepiej!!!!
    A ostatnia scenka my favourite <3
    Czekam na next!!!!
    Co do pisania to oczywiście , że poczekamy!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! *_*
    O matko, biedna Rydel.... Kurde tu się kroi taka akcja, że ja już sama nie wiem..... Genialne po prostu!!!!!! :D
    Dawaj szybko nexta :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle boski i cudowny. Szkoda Rydel, ale kroi się współpraca Raury. Może coś z tego wyniknie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :)
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Padłam... Po prostu padłam... Cudny rozdział! Jak Ty możesz mówić, że coś się popsuło?! (WTF?)
    Czekam na następny rozdział i oczywiście, popieram Twoją decyzję. Ważne, żebyś się skupiła na rzeczach, które są nieuniknione ;) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny, świetny rozdział :*
    Biedna Delly ;( Rydel ma przeżyć niech ją uratuje Ross (+Laura i no ten Nate)
    Nie lubię tych scen Laury z Nate'am.
    Zaciekawiasz mnie coraz bardziej.
    Skąd Ross wie tyle rzeczy o tym wszystkim?
    Czekam NIECIERPLIWIE na next <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana do liebster blog award pytania tutaj -> http://raura-i-love.blogspot.com/2014/07/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń