"Nie chcę cię nienawidzić.
Nie chcę cię kochać.
Ja już sama nie wiem, czego chcę."
Kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym przyjdzie nam zapłacić za grzechy.
Stoję pierwsza w kolejce.
Czekam, aż wydzielą mi miejsce w piekle.
Nie.
Nie byłam zbyt grzeczną dziewczynką.
------------------------------
A więc tylko dwójka.
Lacey i Rhydian.
Właśnie oni zostali w finale.
Każde z nich dostało dwa zadania: duet z metorem i solowy utwór coverowy. No i piosenkę triumfu, czyli utwór, który się przedstawia się, gdy wygrywa się w tego typu konkursach.
Byłam dumna z Rhydiana. Poradził sobie. Miał niesamowity talent. Z takim głosem nie miałam jeszcze do czynienia i jak wielką byłaby to strata, gdyby to nie do mojej grupy trafił. Rozwinął się znacznie bardziej, niż planowałam. Stał się śmielszy bardziej energiczny, miał większy zapał. W życiu nie spotkałam takiego piętnastolatka.
- Nad czym myślisz?- zapytał brunet z lekkim uśmiechem.
- Nad kompozycją. Musisz zdobyć ich serca.- odrzekłam, pełna wiary, iż wreszcie coś do głowy mi wpadnie.
- Nasz duet najlepiej brzmiałby z grą pianina, spokojną i powolną.- zamyślił się.- Za to mój kawałek powinien mieć w sobie dźwięki elektroniczne. Powinien być żywy.
- Idziesz dobrym tropem.- skinęłam głową z aprobatą.- Pozostaje jeszcze piosenka na zakończenie i mój utwór na rozpoczęcie.- westchnęłam ciężko.
- To zaśpiewaj duet z Ross'em.- wzruszył ramionami. Jakby to było takie proste.
- Nie mogę. I nie chce.- pokręciłam głową.
- Czemu?- spytał.
- Po prostu nie czuję się na siłach, by z nim współpracować.- jakie paskudne kłamstwo.
- Szkoda. Kiedyś tworzyliście niesamowity duet.- stwierdził.
- To było kiedyś. Nie zajmujmy się przeszłością.
I nagle zadzwonił mój telefon. Numer zastrzeżony. Zanim jednak odebrałam, odezwałam się do Rhydiana:
- Na dziś koniec. Muszę odpocząć. Tobie też radzę.
- Ale dopiero...
- Idź, proszę.- przerwałam mu.
- Ok.- odrzekł, z lekka zdziwiony, po czym wyszedł z pracowni.
Rzuciłam się do telefonu i szybko wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Już myślałem, że nie chcesz mojej pomocy.- rzekł spokojnym głosem.
- Nadal nie jestem do końca pewna, czy ci ufać.- odrzekłam równie spokojnie, jak on.
- Współpracujesz z Ross'em, tak?- zapytał.
- Tak.- odparłam krótko.
- Macie jakiś plan?- dopytywał.
- Nie wiemy, gdzie szukać Rydel, więc nie możemy za wiele planować.
- Rydel została uwięziona przez Maię. Swoją drogą, gdy ją zobaczysz, lekko się zdziwisz, no ale co tam. Zamknęła ją w jednym z bunkrów Alex pod opieką trzech osiłków i niezłego systemu zabezpieczeń.- wyjaśnił.- Drzwi są zaryglowane, ale dziewczyna ma dostęp do światła. Aby ją wydostać stamtąd, musicie tylko złamać kod zabezpieczenia i jakimś sposobem przejść przez ochronę. Pozostawiam wam tu pole do popisu. Ah, no i jeszcze uważaj na Maię. Twarda z niej sztuka.- zaśmiał się.
- Dzięki za to, że mi pomagasz. Nie wiem, kim jesteś, ale chciałabym ci się odwdzięczyć.
- Powiedzmy, że ratując Delly, odwdzięczysz się komuś innemu. Aaron będzie cię za to nosił na rękach.- na wspomnienie o brunecie poczułam ukłucie w sercu.- Ja jestem tylko cichym pomocnikiem, który musi odpokutować za błędy. A więc, do usług i do usłyszenia.- i rozłączył się.
Usiadłam ciężko na kanapie i znów poddałam się myślom.
Wiedziałam, kim jest moja prześladowczyni, to było najważniejsze. Dowiedziałam się, dlaczego Ross był taki skryty i dlaczego wrócił do nałogu. Wreszcie chyba się pogodziliśmy. Prawdopodobnie nigdy nie będzie już tak samo, ale takie jest życie i nic nie zdarza się dwa razy tak samo.
Zastanawiałam się nad słowami Edwin'a. Byłam niemal pewna, że miał związek z przysięgą wieczystą taty. Tylko o co w ogóle chodziło z tą przysięgą?
Wstałam z kanapy i szybko pokonałam dziesięć stopni a następnie wybiegłam z pracowni. Skierowałam się do pokoju taty.
Zapukał do drzwi z drewna pukowego, które wydawało przyjemne dźwięki.
- Proszę.- usłyszałam.
Otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do pokoju. Tata siedział przy swoim machoniowym biurku, umieszczonym niedaleko szafy pełnej garniturów i eleganckich ubrań od od sławnych projektantów. Zawsze przywiązywał wielką wagę do ubierania się- nawet wtedy, gdy wydawało się, że niewiele czasu mu pozostało. Tata stracił prawie wszystkie włosy przez wyczerpujące sesje chemioterapii, a mimo to łysina nawet bardziej mu pasowała; przypominał dzięki niej tradycyjnego amerykańskiego ojca. Niestety, nawet nie pochodził ze Stanów, a co tu mówić o tradycjonalizmie. Mój rodziciel zawsze był dwa kroki przed wszystkimi, jeśli idzie o modę, czy nowoczesność.
Uparcie kreślił coś w papierach, nie zwracając na mnie uwagi. Był tak pochłonięty natłokiem pracy, że zupełnie zapomniał, że tu jestem. Zresztą, choroba zatrzymała pracę jego firmy, a teraz trzeba było to nadrobić. Tata nie rozstawał się z pracą.
- Chciałam z tobą porozmawiać.- odezwałam się po kilku minutach milczenia i słyszeniu dźwięku długopisa w kontakcie z papierem.
Tata podniósł wzrok. Spojrzał na mnie nieprzytomnie, a następnie uświadomił sobie, że kilka minut wcześniej zezwolił mi na wejście do swojego pokoju. Odstawił długopis obok papierów i przesunął krzesło w moją stronę.
- O czym?- odezwał się swoim głębokim głosem.
- O... Twojej przysiędze wieczystej.- odrzekłam, a twarz taty się zachmurzyła.
- Sądzę, że nie ma o czym.- odpowiedział sztywno.
- Tato, muszę to wiedzieć. Jestem w Patrolu, a teraz też w niebezpieczeństwie. Muszę wiedzieć, o co chodzi? I dlaczego Edwin miał z tym związek?- dopytywałam.
- Twoja matka wiedziała o wiele za dużo o Patrolu, wiesz?- w jego oczach pojawił się smutek.- Nie mogłem ukrywać prawdy, nie chciałem tego. Gdybym jednak wiedział, jak zareaguje, w życiu bym jej tego nie powiedział. Uważała, że ta organizacja bardziej szkodzi, niż pomaga i że to kiedyś będzie szkodzić wam. Chciała, żebym odszedł, ale Patrol dotąd był moim życiem. Tak jak wy trzy. Zastanawiam się, dlaczego nigdy nie wiedziałem, że mam syna? Eric byłby świetnym agentem. Zastanawiam się, ile ona miała zatajonych przede mną tajemnic...- zamilknął w zamyśleniu.
- Nadal nie rozumiem, o co chodzi z tą przysięgą.- przypomniałam mu.
- Przysięga...- zamyślił się.- Ach, no tak. Gdy Vanessa się urodziła, oczywistym było, że muszę złożyć tą przysięgę ze względu na jej bezpieczeństwo. Obiecałem pisemnie i słownie, że będę ją trenował, a gdy osiągnie stosowny wiek, oddam ją pod opiekę Patrolu, który pomoże jej osiągnąć najwyższy poziom. Wiesz, twoja matka o przysiędze dowiedziała się po fakcie. Niestety, obietnica ta obowiązywała całą rodzinę, więc nie było wyjątków. Ale twoja matka nie była zbyt zadowolona z obrotu spraw. Nie była w ogóle zadowolona z tego, że związała się z kimś uwikłanym w takie sprawy. Gdybym powiedział jej o tym wcześniej, pewnie by nie chciała za mnie wyjść. Ale ja ją tak kochałem.- w jego oczach pojawiły się łzy rozpaczy- kiedyś nieodłączny dodatek do każdej pory dnia.- Nie chciałem, aby ona mnie zostawiła. Zrobiła coś gorszego. Postanowiła uciec. Z tobą. Wiedziała, że ty też w końcu zostaniesz agentką. Chciała dla ciebie normalnego życia. A ty chciałaś wtedy bawić się z Ross'em. Bezmyślnie zabrała was oboje. Do banku. I wtedy pojawił się agent wydziału śledczego. I nie słysząc dobrze rozkazu, zastrzelił ją.- schował głowę w dłoniach.
- Czyli ona zginęła przez przypadek?- zapytałam zdławionym szeptem.
- Tak.- skinął smutno głową.- Agent został skazany na 10 lat więzienia.
- Czyli jeszcze 2 lata.- stwierdziłam.- A jednak mi go szkoda. Źle usłyszał rozkaz.
- Ja byłem wściekły. Własnoręcznie złamałem mu rękę.- skrzywił się.- Ale ty widzisz to inaczej. I ja również powinienem tak na to patrzeć. Trafił do więzienia z winy Edwin'a.- odrzekł.
- Właśnie... Co Edwin ma wspólnego z tym wszystkim?- zapytałam.
- Ta Alex była jego córką. Nikt jednak nie wie, kim była jej matka.- informacja dotycząca Edwin'a po prostu mnie zszokowała. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Dlaczego chciał, abyśmy zabili jego córkę? Jedyną, jak mniemam. Jak tak można? To niemoralne.
- Ojcem?- brakło mi słów.- On kazał nam ją wykończyć.- rzekłam z obrzydzeniem do jego osoby.
- Nie wiń go. Nienawidził ją, bo była zamieszana w to wszystko i robiła na przekór wszystkim. Była przestępczynią. Zabiła więcej ludzi, niż którykolwiek agent Patrolu. Nadal ma do siebie wyrzut. A jednak, ile razy go nie pytałem, kim jest jej matka, patrzył na mnie, a potem odchodził.- wzruszył ramionami.
- Tato, ja zabiłam Alex.- powiedziałam cicho, patrząc na swoje buty.
- Ty?- jego oczy wyszły poza orbitę.- Ty...
Podniosłam wzrok.
- Ja.- kiwnęłam głową ze smutkiem.- Broniłam się. Atakowała mnie.
- Skoro tak, to nie morderstwo z premedytacją.- stwierdził z przekonaniem tata.- Powinnaś z nim porozmawiać o matce Alex. W końcu ci to powie. Nie ma już nic do stracenia.
- Może.- wzruszyłam ramionami.- Dziękuję.- podeszłam do taty i ucałowałam go w policzek.
- Proszę.- uśmiechnął się.- Wiem, że jesteś w niebezpieczeństwie. Ale ja nie będę mógł ci pomóc. Wiedz, że starałem się wypełnić ostatnią wolę twojej matki. Chciałem zapewnić ci normalne życie.- głos mu się lekko załamał, ale twarz pozostawała niezwruszona.
- Uwierz, że udało ci się to. Przeżyłam wszystko, co powinna przeżyć nastolatka. Ale czas dorosnąć. Za wszystko ci dziękuję.- przytuliłam się do niego.
- Mam nadzieję, że po zakończeniu Voice Challenge wrócisz do domu. Że nikt już nigdy nie będzie cię niepokoił.
- Pozbędę się problemu raz na zawsze.- uśmiechnęłam się, pełna nadziei, że to wszystko się skończy.- Lecę do Patrolu. Muszę się przygotować.
- Dasz radę.- ponownie uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Do zobaczenia.- powiedział.
- Oby.- odparł.
Powoli wyszłam z jego pokoju, obserwując, jak wraca do pracy. Westchnęłam ciężko po wyjściu z pomieszczenia. Mój telefon ponownie zadzwonił. Odebrałam.
- Ona chce skrzywdzić Ericka. Lepiej go znajdź.- powiedział i się rozłączył.
Szybko pognałam do salonu, ale go tam nie znalazłam, więc wyszłam na werandę i błyskawicznie zeskoczyłam z wysokości pięciu metrów prosto na miękką trawę. Rozejrzałam się. Woda w basenie stała, niezmącona niczym. Wiatr ucichł. Chmury zbierały się na niebie w klębach. Nagle usłyszałam krzyk swojego brata. Pobiegłam w kierunku, z którego dochodził dźwięk. W ciągu 2 minut byłam w lesie, nieopodal mojego domu.
- Laura! To nie M...!- nagle jego krzyk zaniknął.
To nie kto?
- Eric! Gdzie jesteś?!- krzyczałam, dosłownie wypluwając swoje płuca.
I wtedy znów zadzwonił mój telefon.
- Nic mu nie będzie. Zamierza zamknąć go z Rydel.- oznajmił.
- Kim ty, do cholery, jesteś?!- warknęłam.
- Pomocnikiem. A teraz do Lynch'a, proszę. Ona za cztery dni chce cię mieć już na widelcu. Uwierz, musisz się pospieszyć.- odpowiedział wymijająco.
- Dobra.- zgodziłam się niechętnie.
- Laura, nie ma czasu na roztrząsanie kwestii, czy mi ufać, czy nie. Tu w grę wchodzi twoje życie.- powiedział nagląco.- Nie zamierzam patrzeć, jak ktoś umiera, bo nie chciał mnie wysłuchać.
- Dobra. Jadę do Ross'a.- orzekłam i się rozłączyłam.
Szybko wróciłam do domu i przebrałam się w strój bojowy.
I znów życie w pośpiechu. Znów wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko. Schodząc na dół, popatrzyłam przez okno wylotowe w kuchni. Lato było w pełni. Mimo dziwnie zachmurzonego nieba, dzieci bawiły się piłką, krzyczały wesoło i były beztroskie. Ja już dawno przestałam być nastolatką bez problemów. A teraz czas zmierzyć się ze wszystkim i raz na zawsze to skończyć. Wrócę albo na tarczy, jako przegrana, albo z tarczą, jako wygrana. Zginę. Albo przeżyję i po raz kolejny będę starać się otrząsnąć po wszystkim, co zaszło.
Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się tych przygnębiających myśli, lecz wiedziałam, że one i tak do mnie wrócą.
Zawsze wracają.
*
- Lynch! Otwieraj.- wrzasnęłam, zbliżając się do drzwi.
Nie czekając na reakcję, po prostu weszłam do środka.
Ku mojemu zaskoczeniu, wszyscy domownicy, oprócz Rydel, oczywiście, stali w salonie i patrzyli na mnie, jak na wariatkę.
- Gdzie Ross?- zapytałam, nie siląc się na uprzejmości. Ktoś z mojej rodziny został porwany, do cholery!
Stormie otworzyła oczy szeroko, zobaczywszy furię, bijącą z moich oczu.
- Laura... Ross może...
- Mam gdzieś, co on może, czy czego nie może.- warknęłam, przerywając kobiecie.- O jedną osobę za dużo ta laska porwała.- spojrzałam wymownie na Marka Lynch'a.
- Tato, o czym ona mówi?- zapytał Riker.
- Jest w swoim pokoju.- ojciec Lynch'ów zignorował pytanie zdezorientowanego blondyna.- Chyba śpi, ale jesteś skuteczna. Na pewno go obudzisz.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ratujcie ich.- odwzajemnił mój gest ze zrozumieniem.
Czyżby wiedział, że Rydel została porwana?
Prawdopodobnie.
Kilkoma susami pokonałam stopnie i dotarłam do pokoju Ross'a. Nawet ten cały czas, przez który nie byłam w tym domu, nie sprawił, że zapomniałam, gdzie co jest.
- Ross. Jesteś tam?- zapytałam głośno.
Odpowiedziała mi martwa cisza.
Westchnęłam z irytacją.
Nacisnęłam klamkę. Drzwi były zamknięte. Nie był to jednak żaden problem. Klęknęłam przy zamku i wyjęłam z paska z przyrządami potrzebnymi agentowi mały łom. Wsadziłam go do dziurki od klucza i lekko przycisnęłam metalowy przedmiot w przeciwną stronę. Już po chwili drzwi otworzyły się na całą szerokość, a ja ujrzałam blondyna, tylko w bokserkach, rozłożonego, jak rozgwiazda na swoim łóżku. Z ust ciekła mu ślina, włosy miał rozmierzwione na wszystkie możliwe strony, a na jednym policzku odbiły mu się co do jednego wgniecenia z poduszki. Do tego strasznie głośno chrapał. Powstrzymywałam się od śmiechu. Zrobiłam jedynie zdjęcie, tak na pamiątkę.
Leżał na skrawku kołdry. Chwyciłam pozostałą jej część i pociągnęłam nakrycie w swoją stronę, jednocześnie zrzucając chłopaka z łóżka.
Ross zerwał się na równe nogi.
- Co? Co? Co?- nieprzytomnie mówił.- Ja nie spa... Laura?!- otworzył oczy ze zdumienia.
- Tak.- przewróciłam oczyma.- Teraz wstawaj, czas wreszcie uwolnić Rydel i mojego brata.
- Ale jest strasznie wcześnie rano!- zaprotestował.
- Jest czwarta po południu.- poprawiłam go.
- Trudno. Ja idę spać.- wzruszył ramionami, zbierając kołdrę do rąk.
- No chyba nie.- podeszłam do niego.
Chwyciłam go od tyłu za bokserki i dosłownie wrzuciłam do szafy.
- Laura! Otwieraj!- krzyczał, bijąc pięściami o wewnętrzną stronę drzwi mebla.
- Jak już ubierzesz się w strój.- zaczęłam oglądać swoje paznokcie, opierając się o szafę. Przez to wszystko, co ostatnio absorbowało całą moją uwagę, nawet nie zauważyłam, jak bardzo zniszczoną mam płytkę paznokci.
- Już.- powiedział po trzech minutach szamotania się w małej przestrzeni.
- No widzisz.- odparłam, otwierając garderobę.
Blondyn wyszedł, ubrany w strój bojowy, tylko bardziej uzbrojony.
Wyszliśmy z pokoju Ross'a, zeszliśmy na dół, gdzie wszyscy nadal stali. Mogłabym się założyć, że podsłuchiwali. W milczeniu patrzyli, jak wychodzimy.
Mark tylko powiedział:
- Powodzenia.
Żadne z nas nawet się nie odwróciło.
Wsiedliśmy do mojego samochodu. Nie zamierzałam jednak jechać najpierw na ratunek Delly i Erickowi, bo mój "pomocnik" wciąż nie dzwonił.
Zastanawia mnie, co Eric chciał mi dać do zrozumienia, mówiąc "To nie M...". O co też mu chodziło?
I wtedy, jak na życzenie, zadzwonił mój telefon.
- Halo?- odezwałam się, naciskając uprzednio zieloną słuchawkę.
- Dobra, jesteś z Lynch'em. Widzę postęp. Dlaczego więc nie macie jeszcze planu?- zapytał chłopak.
- Bo nadal nie wiemy, gdzie ich szukać.- odrzekłam.
- Włącz tryb głośnomówiący, odpal silnik, a ja cię poprowadzę.- oznajmił.
- Ufam ci, nie schrzań tego.- znów odezwałam się tym tonem z nutą groźby.
- No dobrze, dobrze.- mruknął.
Nacisnęłam na ekranie tryb głośny i ułożyłam telefon w miejscu do tego przeznaczonym.
- Dobra, jedź prosto. Powiem ci, kiedy masz skręcić.- odezwał się.
Ross popatrzył dziwnie na mój telefon, ale nic nie powiedział.
- Skąd wiesz, gdzie jestem?- spytałam, rozglądając się po ulicy. Żadnego samochodu, człowieka, nic.
- Nawet się nie rozglądaj. To, jakim cudem znam twoje położenie, to moja słodka tajemnica.- odpowiedział.- Dobra, ruszaj wreszcie.
Zrobiłam to, o co mnie poprosił chłopak.
- Skręć w prawo na Keeton St.- nakazał po dwóch minutach. Zobaczyłam znak i skręciłam.
- Teraz prosto i dwa razy w lewo przy pierwszym zakręcie.
Po kilunastu minutach wreszcie dotarłam na miejsce. Byliśmy u stóp wzgórza Lee, na którym to widniał jeden z najsłynniejszych znaków LA- napis "Hollywood".
- Teraz wiecie, gdzie to jest. Radzę wam stamtąd znikać, bo radary mogą was wykryć. Kiedy już coś wymyślicie, wejdźcie na górę i szukajcie drzwi na literze "L". Nie ma za co.- i rozłączył się.
Mimo, że byłam wdzięczna temu chłopakowi za pomoc, miałam ochotę coś mu zrobić. Wskazał nam drogę dla samego wskazania drogi! To niedorzeczne. Jakby po prostu nie mógł nam po prostu powiedzieć, gdzie to jest.
Pełna irytacji szybko odjechałam z miejsca, które wskazał nam chłopak z telefonu.
Nagle do głowy wpadł mi pomysł.
Pomysł, co do występu Rhydiana.
Gwałtownie skręciłam w stronę studia HeartBeat.
Ross zacisnął usta, ale się nie odezwał; nie wiedział, gdzie jedziemy.
Zaparkowałam przed ogromnym przeszklonym budynkiem na przedmieściach Los Angeles.
- Zostań tu.- powiedziałam władczym tonem, odpinając pasy bezpieczeństwa.
- Chyba sobie żartujesz.- prychnął i wysiadł z samochodu.
Przewróciłam oczyma i nie czekając na Ross'a.
Już po chwili mnie dogonił, ale nie zwracałam na niego uwagi, pochłonięta myśleniem.
A co jeśli się nie zgodzą?
Finał już za cztery dni...
- Konnichiwa, Lauro.- odezwała się ciemnowłosa dziewczyna zza lady.
- Asuan.- uśmiechnęłam się do niej.- Jest zespół?- zapytałam.
- Trzecie piętro.- odwzajemniła mój gest.
- Dziękuję.- rzekłam.
- Proszę.
Weszłam do windy, a Ross, jak cień, zaraz za mną.
- Gdzie my jesteśmy?- spytał zdezorientowany.
- Muszę załatwić ostatnie sprawy, związane z finałowym występem Rhydiana. Myślałam, że ty też chcesz wszystko załatwić przed ostatnimi próbami.- odpowiedziałam.
- Wszystko, co było do zrobienia, już zrobiłem. Lacey uczy się tekstów obu piosenek i kroków.- wyparował dumnie.
Drzwi windy otworzyły się, a ja znów poczułam i usłyszałam hipnotyzujące dźwięki muzyki.
Nagle ucichła, a wszyscy spojrzeli na mnie.
- Hej, Lau.- po sali przebiegło chóralne powitanie.
- Mam do was sprawę, ludzie.- rzekłam z lekkim uśmiechem. Kojarzycie Voice Challenge, w którym jestem jurorem?- spytałam.
- Tak.- odrzekł chłopak o ciemnych włosach i piegach rozsianych po całej twarzy.- Tak w ogóle, to jestem Damien. Przywódca HeartBeat.- podał mi rękę na przywitanie. Chwyciłam ją i potrząsnęłam nią.- O co konkretnie ci chodzi?
- Potrzebuję niesamowitego zespołu do występu Rhydiana w finale. I od razu wy przyszliście mi na myśl. Idziecie na to?- zapytałam z nadzieją.- Wszyscy będziemy mieć z tego korzyść. Występ Rhydiana zyska na jakości, a wy będziecie mieć jeszcze większe szanse na stanie się reprezentantem USA.- przedstawiłam ofertę.
- Chyba już znasz moją odpowiedź.- powiedział Damien z nieciekawą miną. Już traciłam nadzieję, gdy jego twarz się rozjaśniła i dodał:- No jasne, że w to wchodzimy.
Wszyscy zaczęli wiwatować.
- Jutro o 12, u mnie.- odrzekłam z szerokim uśmiechem.- Opracujemy prawdziwą bombę.
- Jasne.- zgodził się.- Już nie mogę się doczekać naszej współpracy.
- Ja również.- zaśmiałam się lekko.- Do jutra!
- Pa, Lau.- i znów chóralnie grupa odpowiedziała, tym razem na pożegnanie.
Wyszliśmy z Ross'em z budynku i wsiedliśmy do mojego samochodu.
- Wow, niezłą ekipę sobie skołowałaś.- stwierdził blondyn, patrząc przed siebie.
- A i owszem.- odpowiedziałam z satysfakcją.- A teraz do Patrolu. Muszę pogadać z Edwin'em.- westchnęłam, przypomniawszy sobie, co było pierwotnym celem dnia dzisiejszego.
- Ja nie mogę z tobą jechać.- odrzekł Ross.
- Dlaczego?- zmaszczyłam nos.
- Nie pamiętasz? Edwin myśli, że niczego nie pamiętam z zajścia w West Wood.- przypomniał mi chłopak.
- Gdybym wtedy wiedziała, że i tak jesteś wmieszany w to wszystko, nie odstawiałabym takiej szopki.- warknęłam zgryźliwie.- Ale jeśli nie chcesz...
- Nie chcę.- kiwnął głową.- Wyrzuć mnie gdzieś w pobliżu jakiegoś przystanku.- poprosił.
Po dwóch minutach ujrzałam przystanek autobusowy. Zatrzymałam się przy nim, a blondyn wyszedł z pojazdu. Popatrzył na mnie troskliwie i odszedł. Zmieniłam bieg i odjechałam.
Po kilku minutach jazdy z ciszy i całkowitym skupieniu się na drodze, znalazłam się wreszcie na placu Patrolu. Przy bramie pokazałam identyfikator, na parkingu zaparkowałam samochód i szybko pognałam do Patrolu. Wsiadłam do windy i z niecierpliwością wyczekiwałam, kiedy wreszcie otworzy się na odpowiednim piętrze. W końcu drzwi rozsunęły się a ja weszłam brz pukania do gabinetu Edwin'a.
- Jesteś taka sama, jak twój ojciec.- stwierdził mężczyzna.- Identyczna.
- Wiem o przysiędze wieczystej.- wyparowałam, siadając na fotelu po drugiej stronie biurka, przy którym on siedział.- I o tym, że Alex była twoją córką.
Edwin nie odzywał się. Patrzył na mnie tylko z zaciśniętymi ustami.
- Skąd wiesz o przysiędze?- zapytał tylko.
- Od Ross'a.- odparłam krótko.
- A o Alex?
- Od taty.- powiedziałam.- Przynajmniej już rozumiem, co miałeś na myśli, mówiąc "Są takie tajemnice, których nawet ty nie znasz. I obietnice, których złamać nie mogę".- dodałam.
Mężczyzna zrobił zmęczoną minę.
- Nie, Laura, ty nic nie rozumiesz.- pokręcił głową.
- To mi wytłumacz. Nie masz nic do stracenia.- nalegałam.
- A skąd wiesz?- odpowiedział pytaniem na pytanie.- A może nie chcę ci tego powiedzieć, bo może to zrujnować twoje życie?
- Maia rujnuje je z sekundy na sekundę coraz bardziej. Chcę wiedzieć. Mam przeczucie, że to ma związek ze mną.- pięścią uderzyłam w biurko.
- Ale naprawdę tego chcesz?- spytał dla pewności mężczyzna.
- Tak.- pokiwawałam głową.
- A co, gdybym ci powiedział, że twoja mama żyje?- popatrzył na mnie badawczo.
Na zewnątrz nie drgnęłam, ale wewnątrz mnie coś się zagotowało i wybuchło.
- Ccco?- wyjąkałam.
- Mimo krwi, pogrzebu i tego wszystkiego, ona żyje.- odrzekł spokojnie.
Patrzyłam na niego, jak sroka w gnat, nie będąc w stanie nic z siebie wykrztusić.
- A Alex była jej córką.- dodał.- Zadowolona?- zapytał, po czym wstał i wyszedł z biura, zostawiając mnie samą.
Poczułam, że grunt osuwa mi się pod nogami.
A nastepnie zemdlałam.
------------------------------
Heej!
I znów raz wena jest, raz jej nie ma :|
Postanowiłam dodać ten rozdział teraz, choć miał być dłuższy, ale plany się zmieniły :/
Chyba nie dociągnę do tych 25 rozdziałów, bo jakoś nie mam siły, zwłaszcza, że mam jeszcze mniej czasu na pisanie ;-;
Dobra, to tyle xD
Trochę smutnawo, ale obiecuję- zakończenie wszystkich zaskoczy ;3
Komentujcie, motywujcie i oczekujcie kolejnego, pewnie ostatniego już rozdziału
Bye, Lamy <3
~Kasia<3
CO KURWA? MATKA LAURY ŻYJE? ALEX JEST JEJ CÓRKĄ?! LAURA ZABIŁA SWOJĄ SIOSTRĘ?!?!
OdpowiedzUsuńNo to mnie zaskoczyłaś.. tego się nie spodziewałam ;-;
Dawaj kolejny :))
Jeszcze więcej pytań i jeszcze mniej odpowiedzi! normalnie czuje się jakby czytała dobry kryminał :P
OdpowiedzUsuńDawaj szybko next!!!!
Nic innego nie przychodzi mi do głowy, jak tylko napisać, że to genialny rozdział... Po prostu masakra xD :D cudowny...
OdpowiedzUsuńRozdział genialny cudowny fantastyczny megaaa wciągający i zaskakujący. Mama Lau żyje i Alex jest jej siostrą?! Tego się kompletnie nie spodziewałam, ale wiem że Maia jest tylko kolejną agentką, a brat Laury krzyczał to nie Maia!
OdpowiedzUsuńPs.Jak mogłaś przerwać w takim momęcie dodaj szybko next'a bo ciekawość zżera mnie od środka.
Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały na tym blogu. Jedno wielkie Wow!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że niedługo koniec tego bloga. Dopiero co go przeczytałam :P
Genialny rozdział ♥ Czekam na nexta Zapraszam: nadzieja-jestzawsze.blogspot.com http://maranor5story.blogspot.com/