sobota, 14 czerwca 2014

(II) Rozdział szesnasty

"Kiedy już mi obiecasz, że mnie nie zostawisz, dogadamy się. A że los jest przewrotny, jak zwykle coś stanie nam na przeszkodzie."

- Jeśli jest jedna taka rzecz, którą mogę dla ciebie zrobić, powiedz tylko.- rzekła przez gorzkie łzy do swojego narzeczonego, umierającego w jej ramionach.
- Przeżyj. Tylko tyle.- wysapał, zmęczony wytrzymywaniem bólu.
Wyzionął ducha.
A ona postanowiła nie dać się zabić.
Dla niego.
Dla miłości, która nie miała prawa istnieć.
------------------------------
- Weź coś z nim zrób!- wrzasnęła rozedrgana brunetka.
- Spokojnie.- rzekł blondyn, dotykając delikatnie klatki piersiowej Nathana.
- Ross, pomóż mu!- krzyknęła Laura, coraz bardziej zdenerwowana.
- Niby dlaczego mam mu pomóc? Gdyby nie to, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi, nie przyjechałbym tu.- chłopak zmrużył oczy gniewnie.
- To łaskawie mu pomóż, a ja...- brunetka nie miała pomysłu, co mogłaby obiecać Ross'owi.
- Ty co?- dopytywał blondyn.
- Z dobrego serca mu pomóż, a ja nie będę musiała ci pokazywać, czego nauczył mnie Nate.- syknęła w końcu dziewczyna.
- Ci twoi goryle już niemal mnie przemielili, gdy mnie porywali z ulicy.- warknął oskarżycielsko.
- Pomóż mu, do cholery!- Laura była bliska obłędu.
Ross dostrzegł w jej oczach rozpacz zmieszaną ze strachem i to go przekonało, że musi pomóc Space'owi, choć go nienawidził z całego serca.
Rozciął szybko czarny kostium za pomocą noża, który znalazł w bucie chłopaka i wciągnął nagle powietrze.
- O żesz kur...
- Co się...?- przerwała mu brunetka.- O mój Boże.- zakryła rozwarte usta, rozpłakała się i niemal rzuciła na ciało Nathana. Ross szybko ją złapał, a Butch przechwycił i uniemożliwił jakikolwiek ruch z jej strony.
- Spokojnie, Marano.- warknął w stronę brunetki, nie patrząc w jej oczy.
- Nate, Nate, Nate.- jęczała przez łzy imię chłopaka, targała się i wydawało się, iż Butch jej nie utrzyma.
- Uspokój się wreszcie, Laura! Nie mogę mu pomóc, jeśli będę zdenerwowany. Racz uspokoić Downa i się zamknij.- wreszcie krzyknął.
Laura poczuła się mocno urażona słowami blondyna, ale zrobiła to, o co prosił Ross. Wpatrywała się w ciało Nathana z przerażeniem. Nagle zauważyła, że w dłoni ma jakąś kartkę. Chwyciła ją i z szeroko otwartymi oczyma poczęła czytać.

*perspektywa Laury*

Ćwiczenia z chłopakami przerwał mi nieznośny pisk dochodzący z mojego buta. Wygrzebałam urządzenie z obuwia. Butch i Norrick zbliżyli się do mnie, wpatrując się w nadajnik, jakby miał wybuchnąć. Mogłabym się założyć o to, że brali pod uwagę taką możliwość. Jamie, Rhydian i Angelo natomiast odsunęli się w przeciwnym kąt pokoju.
Nadajnik nadal piszczał zawzięcie. Wcisnęłam ten drugi przycisk, którego przedtem nawet nie dotykałam. Nate nie wytłumaczył mi, do czego służy. Wyświetliła się mapa lasu West Wood, jak sądzę. Kiedy wraz z tatą i Vanessą przyjechaliśmy do LA, często właśnie nad jezioro West Lake w tymże lesie się wybieraliśmy. Jezioro w West Wood ma specyficzny kształt, toteż szybko zorientowałam się, co to za miejsce. Na mapie pojawiła się czerwona kropka z imieniem "Nate".
Przez kilka sekund nie potrafiłam zrozumieć, co to znaczy.
Lecz już po chwili się zorientowałam.
Po co tak wyśmienity agent z wieloletnim doświadczeniem, jak Nathan, wzywałby mnie, nieopierzoną amatorkę sztuk walki?
Nate był w niebezpieczeństwie.
*
- Szybciej!- wrzasnęłam w stronę Norrick'a, kierującego furgonetką.
W dłoni kurczowo ściskałam nadajnik, który był teraz jedynym kontaktem z blondynem.
Kiedy zorientowałam się, że z Nate'em coś jest nie tak, rzuciłam się do drzwi. Oczywiście Butch i Norrick mnie ubiegli i zatrzymali.
- Zostajemy.- rzekł twardo ten pierwszy.
- Ale ja muszę mu...
- Nic nie musisz.- przerwał mi Norrick.- Patrol się tym zajmie.- dodał.- Ty masz być bezpieczna.
- Patrol się nim zajmie, gdy już będzie po nim.- warknęłam wściekle.
- Uspokój się. Usiądź na tyłku i wyrównaj oddech.- opanowanym tonem mówił łysy mężczyzna. (Butch, nie opisałam ich wyglądu jeszcze >_< - od aut.)
- Ja ci zaraz wszystkie zęby wyrównam.- syknęłam.- Jedziemy.- powiedziałam twardo.
- Laura...- westchnął niemal z rezygnacją.
- Nie. Pomożemy mu w trójkę albo zrobię to sama.- odparłam z uporem.
Norrick wymienił spojrzenie z Butch'em, po czym ten drugi odezwał się chłodno  przegrany:
- Do furgonetki.
Poczułam się wygrana.
Popatrzyłam na trójkę chłopaków, wpatrujących się w nas.
- Wychodzi na to, że na dziś to koniec. Możecie wracać do domów.- próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego dziwny grymas.
- Lau...- szepnął Rhydian.
- Po prostu idźcie już.- machnęłam ręką i otworzyłam drzwi, po czym razem z dwoma osiłkami wyszliśmy prosto do zaparkowanego nieopodal wyjścia samochodu.
Bałam się.
Tak cholernie się bałam.
Nathan nigdy nie potrzebował mojej pomocy. A nawet jeśli, nigdy tego nie okazywał.
Był uwięziony?
Porwany?
Okaleczony?
Umierał?
Wzdrygnęłam aż na samą myśl o tym ostatnim.
Nie mogłam stracić kolejnej osoby.
Nie Nate'a.
Był przy mnie, gdy inni się rozpłynęli.
Kiedy czułam się najbardziej osamotniona.
Pamiętam ten pierwszy, dziwny, choć przyjemny, pocałunek z chłopakiem.
Ekscytacja zmieszaną ze strachem była, niczym tykająca bomba. Jedna iskra i wybuch gwarantowany. Nie mogłabym go stracić. Coraz bliżej obłędu, coraz bliżej.
- Spokojnie, Laura.- odezwał się opanowanym głosem Butch.
- Ja ci dam spokojnie.- syknęłam, ale zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, mężczyzna złapał mnie za ręce, aż wypuściłam nadajnik.
- Powiedziałem, spokojnie.- wycedził.
- Dobrze.- skinęłam głową, odzyskawszy równy oddech.
Osiłek puścił mnie, mając pewność, że na sto procent nie zrobię już nic głupiego.
Rzuciłam się na dół i chwyciłam przycisk.
Ruch na ulicy był spowolniony przez jakiś wypadek na skrzyżowaniu, co bardzo mnie zdenerwowało.
Gdy tak sobie klęłam pod nosem, zauważyłam kroczącego chodnikiem Lyncha. Przypomniałam sobie, że we wakacje zdał kurs w udzielaniu pierwszej pomocy, zatem mógł się przydać.
Zanim zdążyłam dwa razy pomyśleć, zleciłam Butch'owi, by wciągnął blondyna do furgonetki.
Już po chwili na tylnych siedzeniach zdezorientowany chłopak wił się z wściekłością, związany przeze mnie sznurem znalezionym w bagażniku i z lnianym workiem na głowie.
- Uspokój się, Lynch. Nic ci nie zrobię.- warknęłam.
- Laura?! Ty masz nasrane w głowie?!- krzyknął zdenerwowany.
Sama nie rozumiałam swojego zachowania. Porwałam chłopaka z ulicy.
Coraz bardziej zaczynałam przypominać Alex i to nie ze względu wyglądu, a charakteru. Dla mnie samej to było przerażające.
- Prawdopodobnie.- westchnęłam ciężko i z powrotem usiadłam na siedzeniu.
*
Pamiętam ciemność, krzyk wyrywający się z mojego gardła i łzy.
Po kilkunastu minutach kompletnej ciszy zalegającej w furgonetce, wreszcie dojechaliśmy pod las. Butch wziął targającego się pod wpływem zmiany położenia Ross'a, a Norrick wciąż biegł bardzo blisko mnie.
Niee, to wcale nie wyglądało dziwnie.
Nastolatka i dwóch osiłków, przy czym jeden na swych barkach trzymał związanego, jak prosie chłopaka z workiem na głowie biegli sobie przez las.
Ostatnio nic nie jest w stanie mnie zdziwić. Popatrzyłam na mapę i poprowadziłam resztę za sobą.
Wkrótce potem zobaczyłam ciało, leżące niedaleko molo nad West Lake.
W pierwszym odruchu krzyknęłam.
Nate się wykrwawiał.
W trzech susach znalazłam się przy nim. Dotknęłam jego szyi, by wyczuć puls.
Był.
Ale bardzo słaby.
Poczułam łzy, cisnące się pod powiekami, więc mocno je zacisnęłam.
- Nate? Nate, słyszysz mnie?- spokojnie zapytałam.
Brak odpowiedzi.
- Butch, rozwiąż Lyncha i zdejmij mu ten worek z głowy, ale trzymaj go, żeby nie uciekł Przyda mi się.- rzekłam zduszonym szeptem.
Mężczyzna w mig wykonał polecenie. Ross jeszcze chwilę wił się, po czym uspokoił i powoli przyzwyczajał do wszechobecnej ciemności. Spojrzał na mnie wilkiem i odezwał się.
- Co tu, do cholery, się dzieje?
- Ross, umiesz udzielić pierwszej pomocy?- zapytałam, czując coraz większe zdenerwowanie.
- Tak.- odparł zdezorientowany.- A co się stało?
Wstałam i oczom chłopaka ukazało się ciało Nate'a.
- Jemu na pewno nie pomogę.- pokręcił głową blondyn.
- Błagam.- łzy poczęły płynąć po moich policzkach, wbrew mnie.
- Nie.- odrzekł chłodno i uparcie.
- Proszę...- szepnęłam, osuwając się na kolana.
- Ja... Dobra.- zgodził się w końcu, zirytowany.
- Butch, puść go.- kazałam mężczyźnie.- Nie próbuj uciekać. I tak jestem szybsza.- zwróciłam się do blondyna.
- Wiem.- powiedział tylko i zbliżył się trochę do ciała nieprzytomnego Nathana.
Nagle Nate odkaszlnął i wypluł mnóstwo krwi.
Przeraziło mnie to bardziej, niż się spodziewałam.
- Weź coś z nim zrób!- wrzasnęłam, cała w drgawkach.
- Spokojnie.- rzekł blondyn, dotykając delikatnie klatki piersiowej Nathana.
- Ross, pomóż mu!- krzyknęłam ponownie, jeszcze bardziej zdenerwowana.
- Niby dlaczego mam mu pomóc? Gdyby nie to, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi, nie przyjechałbym tu.- chłopak zmrużył oczy gniewnie.
Nie musiałabym go porywać, gdyby nie fakt, iż Edwin oddał mnie pod opiekę dwóch goryli, którzy nie znają nawet podstaw pierwszej pomocy.
- To łaskawie mu pomóż, a ja...- już miałam to powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzłam się z język.
- Ty co?
Laura, myśl, Laura, myśl.
- Z dobrego serca mu pomóż, a ja nie będę musiała ci pokazywać, czego nauczył mnie Nate.- syknęłam w końcu.
- Ci twoi goryle już niemal mnie przemielili, gdy mnie porywali z ulicy.- warknął oskarżycielsko.
- Pomóż mu, do cholery!-byłam bliska obłędu.
Nie Nate, nie on.
Ross popatrzył na mnie i przez chwilę widziałam mojego dawnego przyjaciela. Przez chwilę.
Przewrócił oczyma i zajął się Nate'em.
Dotknął jego buta i wyjął stamtąd nóż chłopaka. Skąd on wiedział, że Nathan tam trzyma swoje ukochane ostrze?
Rozciął nim zręcznym ruchem górną część stroju bojowego.
- O żesz kur...
- Co się...?- przerwałam mu.- O mój Boże.- zakryłam rozwarte usta, rozpłakałam się i niemal rzuciłam na ciało Nathana. Ross szybko mnie złapał, a Butch przechwycił i przytrzymał.
Rana postrzałowa na klatce piersiowej Nate'a była ogromna, cała we krwi i postrzępiona. Zebrało mi się na wymioty.
- Spokojnie, Marano.- warknął w moją stronę, nie patrząc mi w oczy.
- Nate, Nate, Nate.- jęczałam przez łzy imię chłopaka.
- Uspokój się wreszcie, Laura! Nie mogę mu pomóc, jeśli będę zdenerwowany. Racz uspokoić Downa i się zamknij.- wreszcie krzyknął.
Poczuła się urażona słowami blondyna, ale spełniłam prośbę Ross'a.
Tępym wzrokiem patrzyłam na bezwładne ciało mojego chłopaka. Nagle zauważyłam, że w dłoni ma jakąś kartkę. Wyrwałam ją i rozwinęłam.

"Vanessa Nicole Marano zginęła 13 czerwca 2013 roku. Było to zabójstwo z rąk premedytacji.
Witaj, Alex
chciałem tylko powiadomić Cię, że zadanie zostało wykonane. Starsza Marano nie żyje. Zanim wykończymy Damiano'a, mam do Ciebie prośbę. Mianowicie potrzebujemy namiarów bliźniaka młodszej Marano, Ericka, o ile mi wiadomo.  Zostaniemy w ukryciu aż do momentu Twojej odpowiedzi. Przejrzyj zdjęcia, a następnie wybierz ofiary. Ona nie może czekać. Dalsze rozkazy prześle Ci osobiście.
Z Jej rąk, Aaron Lawrence."

Trzymałam list w dłoniach i wpatrywałam się w niego niewidzącym wzrokiem.
Aaron?
TEN Aaron?!
Chłopak, który uchodził za najlepszego przyjaciela Nate'a?
Chłopak, który związał się z Rydel?
Widziałam go zaledwie kilka razy, ale nie przyszło mi do głowy, iż mógłby być zabójcą.
Pomagał mnie szkolić.
A może to on wtedy nasłał na mnie Ethana i Daniela, kiedy trenowaliśmy w trójkę? Kiedy Daniel mówił "Zaraz przyjedzie twój książę", a ja zapytałam, czy Nate, on odparł, że Aaron, co już było podejrzane.
Wszystko powolutku układało się w całość.
Nate ciągle znikał.
Oczywiście wiedział, kto jest zabójcą Vanessy.
Dlatego Edwin dał mi dodatkową ochronę.
Nate rozpoczął dochodzenie w pojedynkę.
Aaron wyraźnie podkreślił, że ktoś jest wyżej i wydaje wszystkim rozkazy.
Nathan musiał się dowiedzieć, kto, jednocześnie pozorując swoją rzekomą niewiedzę jak najbardziej prawdziwie.
Poczułam niesamowitą wściekłość, płonącą wewnątrz mnie żywym płomieniem. Chęć zemsty zaćmiewała wszystkie inne emocje.
By nie wbić komuś noża w jakąś część ciała, zajęłam się z powrotem Nate'em i jego nieprzytomnością.
Ross zatamował krwawienie. Z pomocą samochodowej apteczki, sporej zresztą, nałożył kilka szwów na ranę, która po oczyszczeniu nie była taka rozległa, jak mi się wydawało.
Po dokładnym przemyciu wodą utlenioną rany i jej opatrzeniu, Ross zajął się próbą przywrócenia przytomności Nate'owi. Patrzyłam bezradnie, jak klatka piersiowa blondyna delikatnie się unosi, w bardzo nieregularnych odstępach.
Sytuacja była beznadziejna.
- Zostaw go, ja się nim dalej zajmę, ty już i tak sporo zrobiłeś.- rzekłam do Ross'a zmęczonym głosem.
Chłopak nie odezwał się, tylko wstał i podszedł do Butch'a, siedzącego na pieńku lipowym, który niegdyś był moim ulubionym siedziskiem.
Jak wiele się zmieniło...
- Nathanielu... Nathan... Nate...- szepnęłam mu do ucha.- Nawet nie wiesz, jak jestem zrozpaczona w tej chwili. Jesteś na skraju śmierci. Nie wiem, co robić. Aaron jest zabójcą, Alex na mnie czyha, Ross nie jest taki, jak był. Pewnie Savannah tak go zmieniła. Eric i mój tata są na widelcu, a ja nie jestem w stanie zrobić cokolwiek. Chciałabym, byś się obudził i był przy mnie. Tylko ty mi zostałeś.- łza spłynęła mi po policzku. Czyjś palec ją starł. Otworzyłam oczy.
Nate wpatrywał się we mnie szklistymi od bólu oczyma. Usta miał zacisnięte, widać było, że cierpi.
- Wciąż tu jestem, nie traktuj mnie, jak zmarłego, Marano.- rzekł dosyć głośno.
Zaśmiałam się lekko. Nie chciałam napierać na chłopaka, położyłam więc ręce po obu stronach ramion blondyna i złożyłam na jego ustach czuły, lecz delikatny pocałunek.
- Silne ramiona, mówiłem, że podciąganie ci pomoże.- uśmiechnął się, gdy już się od niego oderwałam.
Odwzajemniam jego gest.
- Och, jakież to wzruszające. No rzygam cukrem.- stwierdziła brunetka, wyłaniając się z krzaków, jakieś pięć metrów od nas.
- Alex, co ty tutaj robisz?- zapytałam, ignorując jej wypowiedź.
- Przechodziłam w pobliżu, usłyszałam trzepot gołąbków, więc jestem.- szydząco wzruszyła ramionami.
- Mam wreszcie okazję.- powiedziałam.
- Na co?- zapytała Alex.
- Norrick, pilnuj Nate'a i Ross'a. Butch, nie włączaj się, tylko bądź gdzieś z boku.- rzekłam władczym tonem i bez jakiegokolwiek namysłu rzuciłam się biegiem, prosto na agentkę.
Polana była rozległa, miałam mnóstwo miejsca, by skończyć wreszcie to wszystko raz na zawsze.
Szybko wyjęłam nóż z buta i zamachnęłam się, ale dziewczyna uchyliła się przed ostrzem, które tylko ją drasnęło. Odskoczyła, robiąc przy tym salto, trzy metry dalej. Zwinnym ruchem zza pasa dobyła chiński odpowiednik japońskiego tantojutsu, czyli krótkiego, cienkiego noża z twardą, kauczukową rękojeścią. Według Nate'a, najlepszy do szybkiego zabójstwa. Wszystko działo się niesamowicie szybko. Dziewczyna ruszyła na mnie z zamiarem wbicia mi tantojutsu w serce, ja natomiast uskoczyłam i kopniakien wytrąciłam jej nóż z ręki. Spojrzała na mnie z mordem w oczach i z gołymi rękoma zbliżyła się błyskawicznie do mnie. W geście obrony zaatakowałam ją nożem.
Trysnęła na mnie jej krew. Ostrze utkwiło w ciele dziewczyny. Z jej płuc wydobył się świst powietrze, a po nim przeszywający krzyk. Alex osunęła się na ziemię z nożem wbitym niedaleko serca.  Czerwona maź była na moich dłoniach.
- Nate.- powiedziałam głośno.- Wezwij Patrol!
- Już to robię.- odpowiedział.
Ross wpatrywał się to na mnie, to na zakrwawione ciało Alex.
Butch i Norrick przestępowali z nogi na nogę.
Drobny deszcz zaczął padać z nieba.
Nate siedział na trawie, Ross na pniu, a dwaj mężczyźni byli gdzieś obok.
Ja natomiast stałam na środku polany, obok ciała Alex, czekającego na... właściwie nic.
Mimo, iż właśnie uwolniłam się spod władzy Patrolu Cieni, nie czułam satysfakcji. Aaron nadal był na wolności i zagrażał mnie oraz pozostałości po mojej rodzinie.
Kim była Ona?
Czego chce ode mnie?
I czemu mam wrażenie, że Ross ma z tym wszystkim jakiś związek?
------------------------------
Hej, Wam!
Pewna kochana dziewczyna kopnęła mnie w dupę i dała do zrozumienia, iż chce kolejny rozdział.
Kochanie, dziękuję! <3
Mimo tego, że wena raczej nie chce do mnie wrócić w pełnej krasie, mam dla Was to- zbitkę fragmentów, wymyślonych na poczekaniu.
Może nie jest tak źle XD
Nie zmienia to jednak faktu  iż to nadal nie to :(
Komentujcie, dajcie mi kopa i oczekujcie następnego rozdziału, bo ten już niebawem.
Nie zapominajcie o Kasi ;C
~Kasia<3

9 komentarzy:

  1. Pierwsza :D Świetny rozdział <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaron?! ON?! To żeś mnie zaskoczyła ;o
    Zabiłaś Alex.. a ja ją lubiłam! ;_; Dlaczego nie możesz zabić tego idioty (tak, o Nathanie mówię.)? ;-; dwfejr ;-;
    Z każdym rozdziałem boję się coraz bardziej co żeś wymyśliła..
    Czekam na kolejny głupku ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Rozdział niesamowity.
    Aaron zabił Vanesse? :o Nie spodziewałam się tego.
    Dobrze, że Nathana uratowałaś. Bardzo go lubię :D
    Nareszcie Laura zabiła Alex! Jakoś za nią nie przepadałam.
    Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się niedługo ;)
    Świetnie piszesz.
    /Kasia :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wierzę, po prostu nie mogę uwierzyć!
    Lau zabiła Alex, nareszcie!
    Z drugiej strony jest wreszcie Ross i robi się coraz bardziej tajemniczo...
    Rozdział był wspaniały!!!!
    Za każdym razem kiedy widzę nowy rozdział cieszę się jak głupia :P
    Ale co zrobić? Jeśli ktoś ma taki talent to szczerze zazdroszczę i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno! Zaskakujesz mnie bardzo. Naprawdę nie wiem już, co pisać. Non stop: genialny, cudowny itp. No i może obłędny xD Nawet jak weny brak, to piszesz świetne rozdziały ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam o moją Raurę!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczego zabiłaś Alex?! Kasiu dlaczego!
    Kochałam ją ;-;
    Morderca! ale i tak cię kocham ♥ czekam na next ( z niecierpliwością )

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo <3 czekam na nexta i oczywiście RAURE!!!!

    OdpowiedzUsuń