niedziela, 23 marca 2014

(II) Rozdział szósty

"Powiedziałeś: "Strach jest tylko mentalnym punktem podparcia dla naszej podświadomości, nasza miłość przetrwa wszystko, nawet strach"
Jaka szkoda.
Kłamałeś."

Czym byłby świat bez zazdrości?
Nienawiści?
Bólu?
Łez?
I reszty tych bezsensownych ludzkich słabości, które uwolniła Pandora pędzona, oczywiście, jakby inaczej, podobną ludziom, ciekawością?
Nudne.
Przecież w życiu wszystko jest uporządkowane.
Równowaga jest najważniejsza.
Kiedy wydaje nam się, że takiego szczęścia, jakie nas spotkało nie da się zrównać z żadną rozpaczą i smutkiem, życie w cholernie brutalny sposób nam przypomina, że po raz setny się pomyliliśmy.
Można się śmiać, gorzko i długo.
Można płakać, rzewnie i głośno.
Można wpaść w letarg, melancholijny i spokojny.
Można się rozpłynąć, na zawsze i w ciemność.
No i w końcu, można stawić temu czoło, pewnie i śmiale.
Ta, jasne.
Niepotrzebne skreślić.
-------------------------
Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, nie wiedziałem, jak się zachować wobec niej.
Właściwie, to ona nie wiedziała, jak się zachować wobec mnie, ale nie to jest ważne.
Zawsze miałem powodzenie u dziewczyn, ale wtedy nie o to chodziło.
Byłem w okropnym stanie.
A ona mi pomogła, gdy wszyscy inni mieli "swoje sprawy".
Pamiętam, jakby to było dziś.
Chociaż było to ponad siedem miesięcy temu.
Zaciągnąłem się jeszcze raz.
To mnie doprowadzało do dość znanego mi już stanu przyjemnego odrętwienia.
Wszystko znów stało się kolorowe.
Zacząłem spacerkiem iść Bulvard Street i śpiewać dość głośno i fałszywie. Ludzie uśmiechali się do mnie szeroko.
Albo mi się wydawało?
Wszyscy się śmiali.
Co prawda, słońce zachodziło, ale jeszcze trochę rozmawialiśmy.
Pogoda i te sprawy, wiecie, o co mi chodzi.
Stopniowo się ściemniało.
Zapaliłem następnego jointa i zacząłem tańczyć.
Wtedy to wydawało mi się takie właściwe.
Tak więc... Tańczyłem na deptaku macarenę... Ludzie nadal się uśmiechali, niektórzy nawet dawali mi kasę za występ. Inni szeptali, że takich jak ja, to już na świecie nie ma, a inni robili zdjęcia, nagrywali moje wygłupy.
Ale to dopiero początek.
Zauważyłem wielki szyld głoszący, że w tym oto miejscu jest dyskoteka "Palarnia". Wtedy ten tytuł mnie zachęcał. Teraz już wiem, że nazwa ta była dość... trafiona.
Wszedłem, pokazałem fałszywy dowód tożsamości i bez problemu dostałem się do środka.
Zapachy papierosów, mocnych shot'ów i spoconych ciał mieszały się, tworząc ostrą i dość skomplikowaną mieszankę. Z jointem w ustach wpadłem w tłum. Zachęcające piękne ciała dziewczyn, ich zmysłowe spojrzenia, kiedy ocierały się o mnie świadczyły o tym, że doskonale wiedzą, kim jestem.
Że mnie znają.
Inaczej pewnie aż tak by do mnie nie lgnęły.
Jakaś blondynka z różowym pasemkiem postawiła dwie kolejki shot'ów dla każdego. Piliśmy duszkiem, nikomu nie przeszkadzało palące uczucie alkoholu w gardle. Dym unosił się wszem i wobec. Głośna muzyka dudniąca z głośników zrobiła się po dwóch godzinach uciążliwa i irytująca. Usiadłem na sofie przy pustym stoliku. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Wszystko poczęło się mieszać, kolory nie stanowiły już odrębności, wszystko było jak jedna wielka wielobarwna plama. Zakaszlałem, po czym zwymiotowałem. Mało, ale jednak. Ludzie na mnie nie zwracali uwagi.
Postanowiłem stamtąd się wydostać. Przeciskałem się przez tłum, aż wreszcie wyszedłem przez drzwi, które zdawały się ruszać.
Jak zresztą wszystko inne. Chwiejnym krokiem skierowałem się w najmniej zaludnioną część miasta.
Nagle znalazłem się w jakimś ciemnym zaułku. Usłyszałem ujadanie psa.
Odwróciłem się szybko, co było niezbyt mądre, gdyż zatoczyłem się ponownie.
- Ooo, kogo my tu mamy?- zapytał ktoś nagle za moimi plecami.
- Co?- spytałem tępo.
- A tam, nic.- odrzekł mężczyzna i kopnął mnie w goleń.
Syknąłem z bólu i opadłem na ziemię.
Facet kopał mnie, bił i wrzeszczał.
I usłyszałem po chwili kolejny głos:
- Puść go idioto.- tym razem był to damski głos.
- Och, to ty.- zniesmaczony odparł, nadal uszkadzając moje ciało kolejnymi ciosami.
- Puść. Go.- powtórzyła, tym razem dosadnie.
- Nie.- wzruszył ramionami i z całej siły kopnął mnie w brzuch.
Zgiąłem się w pół i zapłakałem wręcz.
Wtem usłyszałem jakby szczęknięcie i bezwładne ciało opadło obok mnie.
Mimo, iż nadal byłem pod wpływem narkotyków, przeraziłem się nie na żarty.
- No wstawaj.- dziewczyna, na oko 17-letnia, podała mi rękę.
Chwyciłem ją, a brunetka pomogła mi wstać.
- Och, biedaku, gdzie mieszkasz?- spytała, jakby jej codziennością było odprowadzanie narkomanów do domu.
- Sunset.- wysapałem. Nogi odmawiały współpracy, a cała reszta ciała jakby omdlała.
- Trochę daleko.- skrzywiła się.- No nic, zostaniesz u mnie, a jak już opuści cię to szczęście w proszku, wrócisz do domu, panie Lynch.- zarządziła.
- Skąd ty wiesz, kim jesteś?- zdziwiłem się.
- Och, błagam..- westchnęła żałośnie.- Kto nie zna R5 - brytyjskiego zespołu (jeśli nie pamiętacie, w tym opowiadaniu Laura, Ross, reszta Lynchów i Ell pochodzą z Wielkiej Brytanii- od aut.) złożonego z czterech ciach i dziewczyny?- spytała retorycznie.
Zrobiłem dzióbek z ust i zmarszczyłem brwi. Przechyliłem głowę.
- Punkt dla ciebie.- kiwnąłem głową z uznaniem.- A jak tobie na imię?
- Savannah.- oznajmiła.- Ale możesz mówić Sav albo Annah. Nie obrażę się.- uśmiechnęła się lekko. Stanęliśmy przed jakimś dużym budynkem. Nie blokiem. Domem.- Jesteśmy. Po cichu proszę.
- Postaram się. Czuję, że "szczęście w proszku" powoli odpuszcza.- zacytowałem jej słowa.
- Chodź.- nakazała.
Nie sprzeciwiłem się, tylko poszedłem za nią.
Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie. Savannah uratowała mi życie.
I co w tym takiego?
Ano to, że od tego dnia praktycznie codziennie się spotykaliśmy. Pomagała mi zapomnieć o Laurze. Dzięki niej przestałem ćpać.
A to chyba coś, prawda?
Naprawdę się zaprzyjaźniliśmy.
Ona nie oczekiwała niczego więcej. Po prostu przy mnie była. Kiedy Laura uciekła.
Wkrótce potem wyjechaliśmy w trasę. A Sav wróciła do Chicago, skąd przyjechała do taty na kilka miesięcy.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że jeszcze ją zobaczę.
A jednak.
- Savannah.- powiedziałem cicho, spoglądając na brunetkę, która stała naprzeciw mnie, uśmiechnięta.
- Rossy.- ponownie zapiszczała i wpadła w moje ramiona.
Laura tylko patrzyła totalnie zdziwiona i zmieszana.

*perspektywa Laury*

Nie wiem, kim była ta dziewczyna, ale na pewno nie jakąś tam fanką, skoro Ross znał jej imię.
Poczułam ukłucie zazdrości, ale zaraz je stłumiłam.
"Ross nie powtórzy tego błędu", pomyślałam.
Zrobiło mi się niedobrze. Nie byłabym dobrą partnerką, gdybym go o to podejrzewała. Ale jaki mam dowód, że nie popełni błędu po raz drugi?
STOP!
Wyhamować proszę!
Obiecał, wypełni się.
Uśmiechnęłam się lekko do dziewczyny.
- Hej, jestem Laura.- wyciągnęłam rękę na przywitanie.
Dopiero wtedy brunetka mnie zauważyła. Spojrzała na mnie z niesmakiem, zwijając usta w dzióbek. Zmrużyła oczy i przyjrzała się blondynowi badawczo. Chłopak miał splecione swoje palce z moimi, co przykuło jej uwagę.
- Ross?- zapytała lekko.- Ty z nią jesteś?- niedbale kiwnęła głową w moją stronę.
- Co?- jakby wyrwany z zamyślenia tępo popatrzył na nas.- A... Nie.- momentalnie stanęło mi serce.- To znaczy, tak! Co ja wygaduję.- poprawił się, a puls mi wrócił.
- Umm... A nie miałeś o niej zapomnieć?
- Z miłością się nie da wygrać.- jego oczy były czułe, a głos przesłodzony. Przesadnie.
Zemdliło mnie drugi raz. Co się z nim dzieje?
- Kim ona do cholery jest? Skąd ją znasz? I co ona o mnie wie?!- wybuchnęłam.
- Spokojnie, Laura.- syknęła dziewczyna.
- Zamknij się.- warknęłam.- Ross? Może mi to wyjaśnisz?
- Kiedy ty go tak bezczelnie zostawiłaś, ja mu pomogłam. Zaprzyjaźniliśmy się. Potem musiałam wyjechać. Gdyby nie ja, ten menel pobiłby go na śmierć.- słodko powiedziała za Rossa.
Totalnie mnie zamurowało. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- To Ross mnie zdradził.- wyparowałam.- Nie mam pewności, czy nie zrobi tego ponownie.- dodałam i odwróciłam się, by odejść.
- No i co z tego? Jeśli uważasz, że to się powtórzy, to nie jesteś go warta.- odpowiedziała.
To mnie zatrzymało. Odwróciłam się i zmierzyłam blondyna lodowatym wzrokiem.
- Może się wypowiesz?
- Lau, Savannah nie chciała ci zrobić przykrości. Jesteś dla mnie ważna, ale mi nie ufasz. Coś jest nie tak.- zachowywał się, jakby się naćpał powietrzem.
- Czekaj... Chciałam jej zrobić przykrość.- wyjaśniła Savannah.
- To nieważne.- wymamrotał.- Lauro, jesteś dla mnie ważna.
- Ważna, ale nie najważniejsza, jak widzę. Przemyśl to. Naprawdę nie chcę tego robić, ale z tobą zerwę, jeśli nadal będziesz tak się zachowywał.- powiedziałam, a moje słowa podziałały na niego, jak kubeł zimnej wody.
- Co?- zdziwił się.
- Przemyśl to.- powtórzyłam, a wtedy podjechał pod chodnik czarny samochód. Opadła szyba. Nate popatrzył na Rossa, ale odezwał się do mnie.
- Gotowa?
- Tak.- kiwnęłam głową.- Pa, Ross.- zwróciłam się do zmieszanego blondyna stojącego przy Savannah i obeszłam samochód, by wsiąść do środka.
- Jedziemy tam?- zapytał, jakby dla pewności, ruszając. Nie obdarzyłam Rossa nawet spojrzeniem.
- Nie lubię się powtarzać... Nie wiem, po co mi to ustrojstwo, ale skoro już mam go używać, to kiedy to robię, to chyba proste, że wiem, że tego chcę.- wyjaśniłam, machając małym pilotem przed twarzą.
Nate dał mi go i powiedział, żebym wciskała je za każdym razem, kiedy jestem zdenerwowana, a on mi pomoże. Nie jestem pewna, dlaczego to robił, ale to szlachetne i miłe z jego strony. Tak więc, kiedy ta cała Savannah zaczęła mnie zbyt mocno irytować, wcisnęłam przycisk, niespecjalnie przekonana, że to zadziała.
A jednak.
Chłopak wtedy obiecał, że będzie mnie wybawiał z sytuacji.
Może to dziwne, ale coraz bardziej go lubiłam.
Jechaliśmy do taty.
Wreszcie mogłam go odwiedzić.
Po dłużących się niemiłosiernie 20 minutach jazdy wreszcie dotarliśmy do szpitala.
Białym korytarzem podążyłam do sali, w której leżał mój ojciec.
To, co zobaczyłam w środku, było przerażające.
Wychudłe policzki taty zapadały mu się w kości. Był niemal przezroczysty, zatopiony w łóżku prawie niewidoczny. Ciemne, niegdyś gęste i mocne włosy, teraz sterczały na wszystkie strony, przerzedzone i zmatowione. Praktycznie cały był w kablach, rurkach i kroplówkach. Mam na myśli to, że zewsząd go otaczały, poprzyczepiane do każdej chyba części ciała. Wyraz jego twarzy na niewiele wskazywał. Niby się uśmiechał, ale prawdopodobnie spał, więc nie byłam pewna. Ręce miał niezbyt zręcznie złożone. Przeszkodą w tym najpewniej były liczne dreny powbijane go rąk. Jego oddech był nierówny, a klatka piersiowa tylko nieznacznie się unosiła.
Nie mogłam na to patrzeć... Minęło zaledwie kilka dni!
Poczułam łzy wpływające pod powieki. Mocno je zacisnęłam i opanowałam się. Podeszłam niepewnie do jego łóżka i delikatnie musnęłam szarą skórę jego ręki. Był taki... Kruchy.
Mój tata - osobliwej postury człowiek, z wielkimi barkami, długimi rękoma i silnym uściskiem dłoni. Hardy i opanowany.
A teraz?
Kruchy, wątły i wychudzony. Szara skóra, pod którą nieśmiale tętniła w cienkich żyłkach krew okryta była gęsią skórką. Sińce rozsypane po policzkach i czole były ogromne. Worki pod oczyma tylko uświadamiały mnie, że tata niewiele spał.
Wiedział już?
Wiedział, że zostało mu 5 miesięcy?
Że prawdopodobieństwo, że znajdziemy dawcę jest znikome?
Jeśli wiedział, to czy już się z tym pogodził?
Może wzywał w snach mamę i rozmawiali spokojnie, a on oczekiwał, że niedługo do niej dołączy?
Musiałam się tego dowiedzieć.
- Tato?- zapytałam cichutko, żywiąc nadzieję, że tylko zamknął oczy.
- Lauro...- szepnął jeszcze ciszej, niż ja.- Jesteś tu...
- Tak, jestem.- potwierdziłam.
- A co z Vanessą?
- Ona... Cóż, nie przyjęła tego zbyt dobrze...- skrzywiłam się, a wyraz jego twarzy się zmienił. Otworzył oczy i spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Czego nie przyjęła zbyt dobrze?- zapytał już żywiej.
Czyli nie wiedział.
- Że jesteś chory na białaczkę.- odparłam tak cicho, że ledwo mnie usłyszał.
Nie wydał się jednak być zaskoczony.
- Ach, czyli jednak...- zamyślił się.
- Co "czyli jednak"?- zapytałam lekko zdenerwowana.
- Kochanie... Twoi dziadkowie, a moi rodzice mieli... To znaczy...- zaciął się, po czym westchnął i zaczął od nowa.- Lauro, twój dziadek, a mój ojciec, Stephen, również miał białaczkę.
Zmarszczyłam brwi.
- Ale babcia Clary była żoną Alberta.- zdziwiona rzekłam.
- To było... Pogmatwane.- przejechał ręką po głowie, zapominając, iż ma w niej dreny, co poskutkowało tym, że w jego włosy wplątała się jedna z rurek. Mocował się z nią kilka sekund, ale i tak zabawnie to wyglądało.
- Co masz na myśli?- zapytałam zaintrygowana, rozluźniając się.
- Twoja babka zdradziła tak jakby Alberta ze Stephenem i oto jestem.- skrzywił się lekko, opadając na poduszkę.
- Jesteś nieślubnym dzieckiem?- spytałam.
- Niestety... Ale wkrótce Clary pogodziła się z Albertem i nie było żadnych problemów. Dlatego wychowałem cię w wierze, że to Albert jest twoim dziadkiem. Nikt nie mógł się dowiedzieć, kto tak naprawdę jest moim ojcem.- wyjaśnił.
- Kim był Stephen?
- Ogrodnikiem.- odpowiedział.
- Aha...- szczerze mówiąc, zawsze mi się wydawało, że babcia ma gust, ale żeby balować i trafić do łóżka z ogrodnikiem? Musiał być niezły.
- I umarł stosunkowo niedawno. Właśnie na białaczkę...- dodał.
- Znajdziemy dawcę, obiecuję.- położyłam sobie rękę na sercu.
Tata spojrzał na mnie tajemniczo. Jego wyraz twarzy nie zdradzał żadnych emocji. Poczułam się dziwnie. Jakby nagle stał się kimś innym. Nate stojący w kącie tylko spoglądał na mnie wyraźnie zmieszany. Mężczyzna zauważył to, że popatrzyłam w stronę blondyna i dopiero wtedy zauważył, że ktoś jeszcze jest w sali.
- Kim jest ten młody człowiek?- spytał chłodno, mierząc Nathana spojrzeniem od góry do dołu.
- To jest Nate.- wskazałam jedną dłonią na chłopaka, a ten się uśmiechnął niepewnie.
- Nathaniel. Nathaniel Space.- poprawił, jakby wiedząc, że przy dorosłych należy podać swoje pełne imię, co mi wydawało się strasznie staromodne. Podszedł bliżej i dodał:- Miło mi pana poznać, panie Marano.- wyciągnął rękę do taty.
Tata złapał ją i lekko potrząsnął.
- Przynajmniej wychowany.- mruknął.- Odkąd się znacie?
- Od niedawna... Przywiózł mnie tu ostatnio, kiedy zabrali cię do szpitala. Pomógł mi.- zabrzmiało to zbytnio melodramatycznie.
- Och...- zapewne chciał usłyszeć, że go nie lubię, albo coś w ten deseń.
Po tej całej sytuacji z Rossem i zdradą tata nie bardzo darzył sympatią jakichkolwiek chłopaków, których znałam. Rossa to już w ogóle nie lubił.
Wtem do sali weszła pielęgniarka.
- Odwiedziny skończone. Pacjent jest zmęczony, możesz przyjść jutro.- ton jej głosu był na tyle ostry, że niemal od razu się zastosowałam.
Szybko pożegnałam się z tatą i wyszliśmy. Tak naprawdę, to niewiele porozmawialiśmy, ale musiało mi to wystarczyć.
Szliśmy w ciszy. Przemierzaliśmy kolejne korytarze, a ja nie byłam pewna, czy się odzywać.
Nate postanowił zrobić to pierwszy.
- Laura, posłuchaj... Wiem, że pokłóciłaś się z Rossem. Widziałem tą furię w jego oczach, kiedy wsiadałaś do samochodu. Jemu naprawdę na tobie zależy. A w tamtej chwili to wyglądało tak, jakbyś to ty go zdradzała.- rzekł szybko.
Jego słowa mnie uderzyły. Miał rację. Co Ross sobie pomyślał?
- Nate, ta dziewczyna była dla mnie niemiła. Nie chciałam być zazdrosna. Naprawdę, nie chciałam.- podkreśliłam ostatnie zdanie.- Ale Ross nawet nie kiwnął palcem, kiedy Savannah zaczęła mnie obrażać. A do tego pomyliło mu się i powiedział, że nie jesteśmy parą! Poprawił się, ale to nie zmienia faktu, że to mnie okropnie zabolało.- w oczach poczułam pieczenie i już po chwili pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
Nate delikatnie ją starł palcem. Popatrzył mi w oczy. W jego niebieskich tęczówkach widziałam ciepło i współczucie. Wpadłam mu znów w ramiona i rozpłakałam się na dobre.
- Mówię poważnie, powinnaś się z nim pogodzić. Ty naprawdę go kochasz, a jakaś głupia laska tego nie zmieni, co nie?- spojrzał na mnie filuternie.- Laura Marano, jaką zdążyłem poznać raczej się nie poddaje.
Mimowolnie zaśmiałam się i otarłam twarz.
- I to on powinien cię przeprosić. Ty daj mu tylko okazję.
- Nate, wiesz, co?- popatrzył na mnie pytająco.- Nawet nie wiem, jak ci mam dziękować.
- Twój uśmiech mi wystarczy.- sam się uśmiechnął.- Nie mogę pojąć, jakim cudem tak szybko zjednujesz sobie ludzi. Jeszcze niedawno tak cię nienawidziłem, a teraz mam ochotę się z tobą przyjaźnić.
- Jeśli tylko chcesz mnie znosić, proszę bardzo.- wydęłam lekko usta.
- Zniosłem więcej, niż byś mogła sobie wyobrazić.- nagle spoważniał.
- Z pewnością kiedyś mi to wyjaśnisz.- rzekłam.- Mógłbyś mnie zawieźć do Rossa?- spytałam, gdyż zauważyłam, że jakimś sposobem staliśmy już przy jego czarnym suv'ie.
- Jasne.- kiwnął głową i otworzył mi drzwi, bym weszła do środka.
Wkrótce i on wsiadł do środka i uruchomił samochód. Jechaliśmy w ciszy. Po kilku minutach już byliśmy pod domem blondyna. Nie mam pojęcia dlaczego, ale poczułam wściekłość, a jednocześnie strach.
Że zastanę Rossa i Savannah w pokoju. Razem. Połykających sobie nawzajem języki.
Popatrzyłam ze strachem na Nate'a.
- Wiem...- kiwnął głową ze zrozumieniem.- Ale idź tam. Lepiej poznać prawdę od razu. Jeśli coś jest na rzeczy, to będzie bolało. Ale masz mnie. Nie martw się.- uśmiechnął się i pogłaskał wierzch mojej dłoni, by dodać mi otuchy.
Coś intymnego było w tym geście. Ciepły prąd, jaki przepłynął mi po skórze zadziałał trochę dziwnie, ale zignorowałam to i wyszłam szybko z samochodu.
Gotowa na wszystko.
Ale czy silna, by przełknąć wszystko?
Nie sądzę.
---------------------
Drzwi były otwarte, kiedy dzwoniłam na dzwonku, nikt mi nie otwierał, więc po prostu weszłam.
Nie wołał, ani nic.
Po prostu od razu wyszłam na górę i stanęłam przed drzwiami pokoju Rossa.
Zapukałam. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął blondyn.
- Laura...- powiedział zdziwiony.
- Czas to skończyć.- rzekłam smutno.
- Wejdziesz?- zapytał.
Kiwnęłam głową i przekroczyłam próg jego pokoju.
- Ja...- zaczęłam.
- Coś cię łączy z Nate'em?- zapytał wprost, przerywając mi.
- Nie.- odparłam.
- To dlaczego niby po ciebie przyjechał?- dopytywał zdenerwowany.
- Po pierwsze: nie krzycz. Po drugie: przyjechał, bo go o to poprosiłam. Miał mnie zawieźć do taty.
- Mogłem ja to zrobić.- powiedział cicho.
- Myślisz, że miałam ochotę na ciebie patrzyć po tym, co powiedziałeś? Jak mnie olałeś? Jak pozwoliłeś tej idiotce mnie obrażać? Założę się, że byś mnie nie odwiózł, bo byłbyś tak zafascynowany Savannah.- poczułam szczypanie na powiekach.
- Masz rację... Zachowałem się jak totalny dupek i idiota. Ale Savannah pomogła mi i naprawdę się do niej przywiązałem. - wyjaśnił.
- Nawet nie starałeś się mnie bronić. Jestem twoją dziewczyną, czy nie?- zapytałam, patrząc mu w oczy.
- Jeśli chcesz jeszcze być... Ja po czymś takim chyba bym ze sobą zerwał. Chociaż w sumie... Takiego ideału to nie znajdzie się wszędzie.- uśmiechnął się szeroko.
To był mój Ross.
- Naprawdę, boli mnie to, że jej będziesz poświęcać więcej czasu.- zasmuciłam się
- Nie będę. To ty jesteś moją ukochaną dziewczyną, a nie ona.- powiedział i zbliżył się do mnie.
- No, nie wiem...- zaczęłam się z nim droczyć.
- Wiesz, wiesz.- na ustach zakwitł mu niebezpiecznie rozbrajający uśmiech.
- Kiedy ty będziesz z Savannah, ja wreszcie zaprzyjaźnię się z Nate'em.- zaśmiałam się.
Rossowi zrzedła mina.
- Że niby co?
- Skoro ty zamierzasz się przyjaźnić z Savannah, to chyba ja mam prawo z Nate'em, nie?- spytałam.
- Nie wiem, czy powinnaś. Nadal wydaje mi się być trochę dziwny. I niepokojący. Jakby coś ukrywał.- skrzywił się nieznacznie.
Usiadłam na łóżku blondyna.
- Nie znasz go.
- Ty też.- zauważył.
- Ale zamierzam to zrobić.- rzekłam uparcie.
- No ok...- uniósł dłonie w geście kapitulacji.- Zgoda między nami?- zapytał z nadzieją, siadając obok mnie.
- Oczywiście.- kiwnęłam głową.
- No chodź do mnie.- rozciągnął ramiona i mnie przytulił.
Po chwili zwykłego przytulania znalazłam jego usta i wpiłam się w nie bez ostrzeżenia.
Zanurzyłam dłonie w jego włosach, a chłopak mnie objął. Ten żar...
Tylko dzięki blondynowi czułam się spełniona. Tylko on potrafił sprawić, że mogłam się szczerze uśmiechnąć.
No i Nate, dodał mój mózg tak sam z siebie.
Nate...
Ross wciąż coś ukrywa.
Pocałowałam go ostatni raz i oderwałam się od niego.
Podeszłam do okna.
Zamyśliłam się na krótką chwilę.
- Muszę iść.- rzekłam, zbliżając się do drzwi.
- Dlaczego?- zapytał wyraźnie zasmucony Ross.
- Muszę coś załatwić.- odparłam szybko, chowając twarz we włosach, by nie widział, jak się rumienię.
Szybko wyszłam z jego pokoju, zeszłam po schodach.
Wydobyłam z kieszeni mały pilot i wcisnęłam guziczek.
Kiedy byłam przy drzwiach, usłyszałam:
- Czyżby chodziło o Nate'a?
Nie odpowiedziałam.

*perspektywa Nathana*

Nadajnik zapiszczał.
Laura mnie wzywała. Szybko wyszedłem z loftu i skierowałem się do centrum. Jednak zanim w ogóle dotarłem na skrzyżowanie, dostrzegłem dziewczyne, idącą dokładnie w moją stronę. Wyglądała na zmartwioną.
- Co się stało?- zapytałem bez przywitania.
- Musisz mi pomóc. Ross serio coś ukrywa.- dziewczyna była bliska płaczu.
- Spokojnie... Skąd masz takie przypuszczenia?
- Zachowuje się, jak na haju. Cały czas jest w zadumie i dziwnie unika odpowiedzi.- wyjaśniła, kiedy szybkim krokiem wracaliśmy do mojego domu.
- Małe śledztwo?- spytałem, czując się, jak za dawnych czasów.
- Nie potrafię.- skrzywiła się brunetka.
- Niestety, ja potrafię. Co czyni mnie zmuszonym, by i ciebie nauczyć.- rzekłem bez przekonania.
To za szybko się działo.
Wszystko było niespójne.
Nie kleiło się.
- Potrafisz? Czego ja o tobie nie wiem?- zapytała.
- Zadaj sobie pytanie, ile o mnie wiesz?- wyparowałem.
Twarz Laury zacięła się w zamyśleniu.
- Musimy się bliżej poznać.- powiedziała w tym samym momencie, kiedy złapałem nóż rzucony w moją stronę ze wschodu.
Brunetka pisnęła przestraszona.
- Ivan! Wyłaź z ukrycia!- wrzasnąłem.
- Ale Ivana nie ma.- odezwał się znajomy kobiecy głos, a po chwili zza budynku mojego domu wyszła dziewczyna.
- O mój Boże.- szepnąłem z niedowierzaniem.
- Witaj Nate.- dziewczyna obdarzyła mnie uwodzicielskim głosem.
- Jak ty tu...?- spytałem.
- Normalnie.- dygnęła zbyt zgrabnie.
Przycisnąłem do siebie nieświadomie skuloną Laurę.
Nie protestowała.
- Po co ty tu przylazłaś?- wróciłem do swojego chłodnego tonu.
- Wiesz po co...- spojrzała na Laurę.- Nowa zabaweczka?- wydęła usta z niesmakiem.
- Nie. Po tobie nikogo już nie miałem.- rzuciłem niby niedbale, ale i tak mnie zabolała myśl, że nigdy nie wyleczę się z miłości do tej suki. Bo już nie wymyśliłbym lepszego określenia.
- Nie mam chipu.- oznajmiłem.
- To kto go ma?- zadała to pytanie już lekko zdenerwowana.
- Zniszczyłem go.- odparłem.
- Ty...- syknęła, popatrzyła na mnie, cofnęła się i zniknęła.
Po minucie wreszcie weszliśmy do mojego loftu.
- Kto to był?- spytała Laura, już mniej zdenerwowana.
- To była moja była dziewczyna, Alex...- odpowiedziałem cicho.
- Czego chciała? O co chodzi z tym chipem?- zasypywała mnie pytaniami.
- Nie mogę ci powiedzieć.- posmutniałem jeszcze bardziej.
- Ok...- dziewczyna stała się cicha. I spokojna.
- No dobra... Musimy zacząć cię uczyć. Nie mam pojęcia od czego zacząć.- pokiwałem z rezygnacją głową.
- Może od podstaw?- zasugerowała brunetka, stając na równe nogi. Dłonie położyła sobie na biodrach, a w oczach błyszczała determinacja. Ta dziewczyna naprawdę kochała Rossa.
- No dobrze.- potarłem o siebie dwie ręce i również wstałem.
Przybliżyłem się do Laury. Dziewczyna nieznacznie zadrżała. Położyłem jej dłoń na ramieniu.
- Mamy go śledzić. Skradać się. A przy tym pozostać niezauważonym. Doskonale zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że to nie jest łatwe. Musimy wyrobić w tobie kondycję.- rzekłem kojącym tonem.
Bliskość między nami była dziwna. Prąd przeniknął mnie do sedna duszy. Poczułem się słabo, a jednocześnie przyjemnie melancholijnie.
- Wiem to.- kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Zaczniemy od jutra.- zarządziłem, przerywając tą nić porozumienia między nami.
"Zapomnij o tym!", krzyknął rozum.
Przecież w życiu jej nie pokocham.
------------------------
Hey, Kochani! :3
Od razu przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale jestem za bardzo zmęczona na tego typu ceregiele xD
No i za to, że ten jest taki krótki..
Coś mnie napadło no i rozdział jest już dziś xD
To znaczy... Praktycznie rzecz biorąc, to jest już niedziela, ale żyjmy w tej kruchej świadomości, że Kazik dodał w sobotę XD
Trochę bardziej zajmę się Laurą i Nate'em, za co pewnie mnie znienawidzicie, no ale przepraszam ;3
Chyba nie mam nic więcej do powiedzenia xD
Zapraszam do komentowania ;D
Pa, Kotki! <3
~Kasia<3

10 komentarzy:

  1. Powiem szczerze... lubie Natea. oczwiście czekam na nexta i oświadczam iż nie zabije cię

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super <3 dobrze, że Laura nie zerwała z Rossem :3 dużo się dzieje i z niecierpliwością czekam na nexta *_*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow... dużo się dzieję... pełno zwrotów akcji... jestem totalnie ZACHWYCONA !!!
    Wiedziałam, że świetnie piszesz odkąd przeczytałam pierwszy rozdział pierwszego sezonu (czyli od dość dawna) ale teraz to mnie zamurowało.
    Masz niezwykły, niesamowity, niepowtarzalny, ogromny talent, którego ci strasznie, ale to STRASZNIE zazdroszczę.
    Czekam na dalszy ciąg- NIECIERPLIWIE- jak zawsze <333

    P.s
    Trochę mi wstyd, bo robiąc to totalnie się pogrążę... no, ale cóż... tu i tak mnie nikt nie zna, więc, co mi tam :)
    Wielkie PLEASE wejdź (jak, będzie ci się potwornie nudzić i nie będziesz miała nic lepszego do roboty) na mojego bloga: http://story-with-ross-lynch.blogspot.com/
    Nie dorównuję twojemu nawet w trzech procentach... ale bardzo, BARDZO zależy mi na twoim zdaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już od dawna słyszałam o Twoim blogu ;D
      Ciągle biorę się za jego czytanie, ale cały czas coś absorbuje mój czas.. :/
      Ale czasem tam patrzyłam i czytałam wyrwane z kontekstu rozdziały i powiem Ci, że historia wydaje mi się być ciekawa :3
      Obiecuję, że wreszcie się za niego wezmę ;)
      ~Kasia<3

      Usuń
  4. Tylko nie rozwalaj Raury
    Rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Czyta się jak te genialne powieści dla nastolatek xD W każdym razie (piszę to już, nie wiem, który raz) Twoje rozdziały są boskie i już nie mogę się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest super:) tylko błagam nie niszcz Raury:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Normalnie bym zaczęła wyzywać wszystkich po kolei, Ross'a, Laurę, Nate'a i Savannah, ale dobrze wiesz, co ja o tym wszystkim myślę, także daruję sobie :)
    Rozdział świetny ;3 Kurde, jak ja chciałabym mieć taki talent jaki ty masz ;_;
    Czekam na kolejny ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Za każdym razem, kiedy czytam twoje rozdziały myślę;
    ONA MA BARDZO BARDZO DUŻY TALENT!!!

    Rozdział świetny, zarąbisty:P
    Czekam na next i proszę nie rozwalaj Raury.
    Zapraszam także do mnie:
    http://na-zawsze-razem-tak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. zajebisty rozdział ^^ Nate'a lubię, Sav nie xD nie wiem, jakie jest połączenie imienia Nate'a z Lau, ale w każdym razie czekam na.. Laure i Nathana razem ._. :3
    i tak nie żeby coś, ale weź mi tu daj też Rydellington ._.

    OdpowiedzUsuń