czwartek, 27 marca 2014

(II) Rozdział siódmy

"Niebezpieczeństwo czai się wszędzie. Jest wszędzie. W tej starszej pani, którą co dzień widujesz w autobusie. W dziecku, które bawi się w piaskownicy, niedaleko twojego domu. A nawet w byłej twego domniemanego przyjaciela.
I jak tu komukolwiek wierzyć?
Proste.
Nie ufać nikomu."

Może to psychiczny problem?
Może to jakaś dziwna przypadłość?
Tak, miłość doprowadza do dziwnego stanu.
Ale ktoś z nas nie kocha?
Rodziców?
Rodzeństwa?
Przyjaciół?
Drugiej połówki?
Może to śmieszne, ale nie jestem przekonana, kogo darzę prawdziwą miłością.
------------------------
- Nie, nie, nie!- Nate mlasnął niezadowolony.- Jeszcze raz. Płynniej!
Nie brzmiał jak mój... Przyjaciel, a bardziej jak oschły instruktor sztuk walki, któremu się gdzieś śpieszy.
Stanęłam w pozycji wyjściowej.
Wow, to już coś. Przez ostatnie 40 minut próbowałam opanować ten cholerny skłon. Wreszcie, już instynktownie, ułożyłam ciało w odpowiedniej pozycji. Wyprostowałam dłonie i jednym płynnym ciosem próbowałam powalić manekina.
I za każdym razem to samo...
- Auuu...- zawyłam, kolejny raz obijając sobie rękę.
- Laura, to nie działa tak, że twoje ciało samo wie, co robić.- zbliżył się do mnie, jednak wciąż nie przekraczał granicy, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
Wiem, to niestosowne, ale gdy tylko czułam ciepło jego ciała i napinające się mięśnie, wyłączałam racjonalne myślenie, poddając się tym zadziwiająco realistycznym wizjom.
I doskonale wiem, że to jest jak zdrada. Tylko nie potrafię zatrzymać swoich żądzy... Ciało ma własne potrzeby.
- Delikatnie. Z wyczuciem.- powolnymi ruchami swego ciała dawał mi szansę chłonąć każdy najmniejszy nawet gest. Stanął na moim miejscu w obronnej wyjściowej. Lekko się uniósł, wyprostował nogi w kolanach, jakby chciał je rozluźnić. Zamierzył się, wciągnął powietrze i szybkim, ledwie zauważalnym ruchem powalił nieruchomą przeszkodę.- Widzisz? Skupienie i równowaga.- wyjaśnił z szerokim uśmiechem.
- Umm... Chyba załapałam.- skinęłam głową, a blondyn szybko poprawił manekina.
Znów wróciłam do pozycji wyjściowej. Powtarzając jak najdokładniej ruchy Nate'a wciągnęłam lekko do płuc dawkę tlenu i rozluźniłam absolutnie każdy mięsień ciała. Skupiłam się na przeszkodzie. Zgięłam ręce w łokciach i delikatnie ścisnęłam dłonie w pięści. Prawą nogę wysunęłam do przodu. Uważnie absorbowałam każdy szczegół świadczący o niebezpieczeństwie. A więc to był instynkt łowcy... Wyzwoliłam swoje zen i z całą siłą naparłam na manekina. Niepotrzebnie. Jeden celny cios ręką i kopniak wystarczyły, aby przeszkoda przeleciała 4 metry i zatrzymała się na ścianie.
- Świetnie.- pokiwał z uznaniem chłopak, po czym oboje opadliśmy na sofę.
Byliśmy w jego piwnicy. Jestem ciekawa, czy jego rodzice wiedzą, co on tu ma...
Bronie wszelkiego kalibru, noże, shirukeny, nun-chacku, bambusowe pałki, a nawet różnej wielkości bokkeny. Połowa pomieszczenia była jedną wielką salą treningową, a w drugiej znajdowały się... urządzenia reżyserskie i kamery. Dość dziwne jest to połączenie, ale postanowiłam nie pytać.
Wielkie błękitne materace okrywały zimną betonową podłogę, a większą część ściany stanowiło ogromne lustro z drążkiem.
Czyżby balet...?
Wyobraziłam sobie Nate'a w różowej tiulowej spódnicy i bardzo obcisłym topie również w odcieniu różowym. Na nogach miał białe rajstopy, a na stopach baletki. A cały strój zwieńczały ciasno zebrane i spięte w kok bujne blond włosy.
Nie mogłam się powstrzymać i się zaśmiałam. Chłopak spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja tylko chichotałam jak ostatnia idiotka.
- Skąd te bronie?- spytałam, gdy już się ogarnęłam.
- Dla kogoś takiego, jak ja, są to bardzo przydatne sprzęty.- wzruszył ramionami blondyn.
- Takiego, jak ty?- poprawiłam się na siedzeniu i uniosłam brwi.
- Czy ty wszystko musisz wiedzięć?- zapytał sfrustrowany, ale ujrzawszy moją minę, tylko westchnął.- Wielu istotnych rzeczy o mnie nie wiesz. Jestem powiązany z taką organizacją...
Poczułam, jak grunt osuwa mi się pod nogami. Nate jest jakimś agentem, czy co?
- Co masz na myśli?- spytałam lekko zagubiona.
- Od długiego czasu moja rodzina należy do czegoś na kształt FBI.- wyjaśnił chłopak cicho.- To znaczy, mój ojciec nigdy się nie włączył w sprawy organizacji. Ale ja tak.- kontynuował.
- Pochodzisz z Japonii?- zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Nate spojrzał na mnie zdziwiony.
- Skąd wiedziałaś? Nie wyglądam na Japończyka przecież...- zmarszczył brwi.
- Masz coś takiego w oczach... No i masz odrobinę jaśniejszą karnację od zwykłych Amerykanów.- odparłam.
- Mój pradziadek był Japończykiem.- skinął głową.- Ale miał żonę Amerykankę. I dziadek też. Mój tata właściwie tylko korzenie ma japońskie, ale również nie wygląda. A ja to już w ogóle.- ucichł na chwilę, po czym na jego usta wkradł się uśmiech.- Przyglądałaś mi się!
- Coo?- mój głos zabrzmiał okropnie nienaturalnie.- Nie.
Nate spojrzał na mnie z triumfem.
- No dobra, może trochę, ale ja takie rzeczy wyłapuję od razu.- wyjaśniłam i postanowiłam zmienić temat.- Ta Alex jest bardzo ładna.
- Wiem.- odparł krótko.
- Nadal ją kochasz, prawda?- zapytałam.
- Niestety...- pokiwał głową i uśmiechnął się smutno.
- Dlaczego?- dociekałam.
- Jest taka... Ładna, utalentowana, mądra i niezwykle zwinna.- z rozmarzeniem zaczął opowiadać.- Byliśmy tacy szczęśliwi. Chodziliśmy na spacery, do kina, na lody, wyprowadzaliśmy jej pieska, bawiliśmy się z jej młodszym rodzeństwem, razem wychodziliśmy na imprezy na plaży. I nagle pewnego dnia zobaczyłem ją z tamtym kolesiem... A potem okazało się, że należy do organizacji przeciwnej naszej.- odchrząknął i znów jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Ona jest do mnie podobna.- spostrzegłam.
- To też już zauważyłem.- zgodził się ze mną.
- Dlaczego mnie chronisz? Dlaczego mi pomagasz?- wciąż nie mogłam zrozumieć, po co to robi.
- Po to jestem. Wychowano mnie i przygotowano do pomocy innym.- odrzekł automatycznie.
- Czyli nie robisz tego, bo tak chcesz?
- Robię to, bo czuję, że powinienem. To mój obowiązek.- odpowiedział.
Jego słowa z nieznanych mi przyczyn zabolały mnie.
Minęło już 5 dni od kiedy dostałam ten list.
Nate był wściekły, gdy mu go przekazałam.
Powrót do rzeczywistości okazał się doskonałym lekarstwem na zaistniałą sytuację. Kevin porzucił decyzję o początkowym nagrywaniu scen Auslly, więc zaczęliśmy chronologicznie od pierwszych odcinków drugiego sezonu. Szło nam dość sprawnie, lecz wciąż bolało mnie to, że muszę ukrywać swoje spotkania z Nate'em przed Rossem. Jednak byłam wystarczająco zdeterminowana, by odkryć, co też go trapi, że podołałam. Zaczęłam odwiedzać tatę systematycznie. Godzinę dziennie spędzaliśmy na rozmowie, a tata zapoznawał mnie z historiami rodzinnymi, o których nie miałam zielonego pojęcia.
Może tata nie kwitł, ale przynajmniej wrócił mu jako taki kolor skóry i wreszcie mogliśmy normalnie rozmawiać. Nie jęczał z bólu przy każdym najmniejszym nawet ruchu i zdawał się żywszy. Jednym słowem jego stan uległ poprawie. Wkrótce do naszych spotkań dołączyła również Vanessa, która już tak nie rozpaczała i wraz ze mną ze wszystkich sił starała się poprawić ojcu humor, a przy tym znaleźć dawcę.
Co, jak się okazało, nie było takie proste.
Zgłosiło się już kilka osób z grupą krwi 0Rh-, ale żadna się nie nadawała. Krew mieli albo zanieczyszczoną, albo przeszli kiedyś jakieś choroby i zwyczajnie nie mogli darować jej nikomu innemu. Nadal miałam nadzieję, że w końcu znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie pomóc mojemu tacie.
Kwestia Savannah została rozstrzygnięta. Ross obiecał mi, że nie będzie mnie zaniedbywał, a więc i ja musiałam mu to przyrzec. Może to głupie, ale w ten sposób usprawiedliwiałam swoje spotkania z Nate'em. Skoro Ross zamierzał się przyjaźnić z Savannah, to czemu niby ja nie mogę z Nathanem?
Ale zaraz!
Przecież nie wyjaśniłam Ci, Pamiętniczku, o co chodzi z listem...
Po tym dziwnym zdarzeniu z Alex czułam się obserwowana. Następnego dnia znalazłam wbity w biurko nóż, a na nim list. Powinnam się bać? Ta. Czy się bałam? I to jak!
Po przeczytaniu zaraz zawiozłam go do Nate'a.
Był od Alex.
A o to jego treść:

"Droga naiwna laleczko,
Nie wiem, skąd znasz Nathaniela, ale wiedz, że nie jest tym, za kogo się podaje.
Jest niebezpieczny, silny i potrafi być BARDZO okrutny.
Radzę Ci się w nim nie zakochiwać, sama za ten błąd słono zapłaciłam.
Nie słuchaj jego wytłumaczeń, słodkich słówek, wyjaśnień.
Nie wierz mu.
Piszę Ci ten list, gdyż naprawdę szkoda, by kolejna naiwna dziewczyna została wciągnięta do tego niebezpiecznego świata.
Nie ufaj mu.
Uwierz mi.
Albo pożałujesz.
ALEX xx"

Jak już mówiłam, od razu zawiozłam list do Nate'a. Jego reakcja była natychmiastowa. Postanowił przygotować mnie nie tylko do śledzenia Rossa, ale też bojowo. Obiecał mi nauczyć mnie podstawowych technik obrony i ataku, jeśli zaszłaby taka potrzeba, gdyż, jak sam stwierdził, Alex była nie tylko sprytna i zwinna, ale też przebiegła i doskonale wyćwiczona w walce. W Anglii uczyła się od największych mistrzów. Stanowiła więc dla mnie niebywałe niebezpieczeństwo. Tego samego dnia zaczęliśmy ćwiczenia.
- Laura?- spytała Amy, wyrywając mnie z zamyślenia.
Siedziałam sobie na schodkach werandy i zwyczajnie byłam zajęta myślami.
- Hej, Amy...- rzekłam, lekko się uśmiechając.
- Wszystko w porządku?- zapytała, marszcząc brwi.
- Tak. Nie. Nie wiem.- westchnęłam.- Wszystko się sypie. Moje życie jest dziwne.- skrzywiłam się.
Blondynka usiadła na schodach obok mnie.
- Wygadaj się.- rzekła, dając mi sójkę w bok.
- Ale my się nawet nie znamy za dobrze.- zauważyłam.
Blondynka wstała.
- Chodź.- wyciągnęła do mnie dłoń.
- Gdzie?- spytałam.
- No chodź.- zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę, zmuszając do wstania.
Poprowadziła mnie do drzwi swojego domu. Weszłyśmy do środka. Nadal trzymając moją dłoń skierowałyśmy się do kuchni.
Posłusznie zasiadłam na krześle barowym, które Amy mi wskazała. Uważnie przyglądałam się jej poczynaniom. Zwinnie poruszała się po całym pomieszczeniu, zbierając potrzebne jej przedmioty. Po kilku minutach przede mną stała miska orzechów w karmelu i czekoladzie, a wszystko było skąpane w bitej śmietanie.
Popatrzyłam na blondynkę, która próbowała swojego.
Uśmiechnęła się szeroko.
- A teraz do salonu.- zarządziła.
Poszłam za nią do przestronnego pokoju. Razem usiadłyśmy na kremowej sofie.
- Skoro uważasz, że prawie się nie znamy, to chyba należy to zmienić. No to od początku... Mam na imię Amy Heidemann i mam 28 lat. Naturalnie jestem brunetką i choć przefarbowałam się na blond niedługo zamierzam wrócić do brązu. Moim ulubionym kolorem jest czerwony. Pochodzę z Bostonu, gdzie trzy lata temu na uniwersytecie muzycznym poznałam najbliższą mi osobę, czyli Nick'a Noonan'a. Jego ulubiony kolor to niebieski. Stworzyliśmy zespół i całkiem niedawno nawiązaliśmy współpracę z Epic Records.- blondynka zaczęła trajkotać.
- Stop.- przerwałam jej.
- Co?- zapytała.
Wzięłam do buzi łyżkę orzechów z śmietaną i karmelem i rzekłam z pełnymi ustami:
- To naprawdę pyszne.
- To mój ulubiony przysmak.- zaśmiała się.
- A gdzie ten Nick?- zapytałam z ciekawości.
- Ktoś mnie wołał?- ni z tego, ni z owego zza rogu wyłonił się przystojny mężczyzna, zapewne też 28-letni. Miał szare oczy i lekko postawione brązowe włosy. Miał na sobie zwykłe jeansy i białą koszulkę, a na wierzch zarzuconą skórzaną kurtkę. Muszę przyznać, że choć nie gustuję w o 10 lat starszych facetach, ten był wyjątkowo przystojny.
- To jest Nick.- na usta Amy znów wbiegł uśmiech.
- Jesteście parą?- spytałam.
- Nie!- powiedzieli jednocześnie, choć w oczach blondynki widziałam smutek.
- Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i partnerami.- uśmiechnął się brunet.- Jadę do marketu, chciałabyś coś?- zwrócił się do Amy.
- Więcej orzechów, syropu karmelowego i bitej śmietany.- oznajmiła.
- Ok.- mrugnął w naszą stronę i wyszedł.
- Lecisz na niego.- rzekłam, gdy tylko drzwi się zatrzasnęły.
- Niee..- zaprzeczyła blondynka.
- Mhm... Właśnie widzę, jak się rumienisz!- zaśmiałam się.
- Zajmijmy się tobą.- wydęła usta w dzióbek.- Co ci leży na sercu?
Zaczęłam nawijać...
Oczywiście, pominęłam fakt, że Nate mnie trenuje, ale oprócz tego właściwie wszystko jej opowiedziałam.
Czy wyszło mi to na dobre?
Prawdopodobnie.

*perspektywa Nathana*

Laura ostatnio chodzi spięta. Chciałbym temu zaradzić, ale z drugiej strony nie chcę się jej narzucać. Może denerwuje się stanem ojca? Sam nigdy nie potrafiłem zrozumieć stosunków między dzieckiem, a rodzicem. Moje zakrawały na udawanie szczęśliwych przy innych, a dystansu w domu. Od kłótni po samodzielne zamieszkanie w lofcie obok, by nie przeszkadzać tacie.
W każdym bądź razie martwiłem się o dziewczynę. Alex nigdy nie rzuca słów na wiatr, tego mogę być pewien. Tylko dlaczego chce obrócić Laurę przeciw mnie? Po co jej to?
Punktualnie o 10 rano stawiłem się w studio.
Siedziałem za kamerami i zastanawiałem się nad perspektywą następnych scen, gdy nagle do sali wparowała wściekła Raini, cała w zielonej mazi, a za nią biegł Calum.
- No przepraszam!- wrzeszczał za czarnowłosą chłopak.
- Nie daruję ci!- krzyknęła rozzłoszczona dziewczyna, piorunując wzrokiem rudowłosego.
- Co ci się stało?- spytałem, ledwo powstrzymując się przed wybuchnięciem głośnym śmiechem.
- Ten oto idiota - wskazała na Caluma.- postanowił wczuć się w rolę totalnego świrusa i oblał mnie guacamole, kiedy szłam do studia.- wyjaśniła z twarzą tak zaciętą, że bałem się, że zaraz wydrapie mi oczy.
- Myślałem, że jesteś Laurą!- obronił się chłopak.
- Czy ja wyglądam jak Laura?!- zapytała zła.
- No nie... Jesteś niższa, masz dłuższe włosy, jesteś grubsza i ubierasz się kiczowato.- zaczął wyliczać na palcach rudowłosy, podczas gdy Raini puchła i czerwieniała ze złości.
- Nie żyjesz!- wrzasnęła z dziką furią i rzuciła się na Caluma.
Mógłbym przysiąc, że coś chrupnęło w kręgosłupie chłopaka, kiedy dziewczyna go zaatakowała. Rudowłosy zaczął krzyczeć i się wić pod ciężarem dziewczyny. Bili się tak przez jakieś 5-6 minut, bałem się im przerwać, nie jestem pewien, czy nawet ktoś z moimi umiejętnościami potrafiłby ich rozdzielić. Na salę wpadł Kevin. Jego mina, kiedy zobaczył parę tłukącą się na podłodze była genialna. Nie wiedział, czy być zły, wściekły, czy może śmiać się wraz ze mną. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, a ja tylko wzruszyłem ramionami i zasiadłem za kamerą.
Przy pomocy dwóch potężnych ogrów rozdzielił Raini i Caluma, po czym dał obojgu reprymendę, oczywiście osobno, by przypadiem nie wydrapali sobie oczu i podszedł do mnie.
- Jack'a dziś nie będzie.- oznajmił i chciał odejść, ale go zatrzymałem.
- Mam sam nagrywać?- zapytałem zdziwiony.
- Dasz radę, ufam ci.- odparł, uśmiechając się nieznacznie.
- Nie wiem, czy potrafię się tak...
- Rządzić?- spytał, przerywając mi, skinąłem głową, więc dodał:- Wyraźnie podkreślę przy zebraniu za 10 minut, że mają ci być posłuszni.- mrugnął okiem.
- Ok...- zgodziłem się po chwili milczenia.
Jak obiecał, tak uczynił.
Na porannym zebraniu ogłosił, że przez kilka następnych dni będę szefem. To, że mają mi być posłuszni, kierował głównie do Rossa, co strasznie mi się podobało.
Blondasek musiał być teraz grzeczny. Lynchowi zrzedła mina na samą myśl o tym. Zaśmiałem się pod nosem i chwyciłem scenariusz dzisiaj nagrywanego odcinka. Przekartkowałem go szybko, a w głowie krystalizowała mi się wizja poszczególnych scen i sekwencji. Kate doprowadziła wszystkich do porządku, a ja zasiadłem przy głównej kamerze i wizjerze. Laura i Ross stanęli na planie. Uśmiechali się do siebie, a mi się wydawało, że zwymiotuję
- ... Dwie, jedna. Akcja!- odliczył ktoś, a ja wpatrywałem się w mały ekranik. Laura była okropnie spięta. Przez niewielką słuchawkę szepnałem do operatora.
- Najedź na nich trochę i wyostrz.
Mężczyzna o imieniu Matt wykonał moje polecenie nader dokładnie.
- Rozświetlcie trochę pomieszczenie.- szepnąłem po kolejnej minucie.
Szybko wygląd się poprawił.
- Austin... Nie wiem, czy powinnam.- Laura świetnie udawała zmartwioną.
- Ally, to twoja szansa.- z dziwnym zdumieniem zorientowałem się, że coś jest nie tak. Spojrzałem na scenariusz. Tak bardzo zająłem się zachwycaniem umiejętnościami Laury, że nie zdążyłem zwrócić im uwagi, że złą scenę grają.
- Cięcie!- krzyknąłem. Ross spojrzał na mnie krzywo.- Zła scena.- oznajmiłem.
- Co było źle?- spytała zdziwiona Laura lekceważącym tonem. Doskonale udawała.
- Nie tą scenę powinniście grać.- wyjaśniłem.
- Jack musiał się pomylić, gdy dawał nam scenariusze.- kiwnęła głową ze zrozumieniem brunetka.
- Czyli co teraz?- zapytał Ross, nie patrząc na mnie.
- Znajdę scenariusz odcinka, który dał wam Jack i nagramy go. Nie możemy stracić dnia.- rzekłem.
- Masz mój, możesz innego tu nie znaleźć.- Laura wręczyła mi swój scenariusz.
Kiedy dotykała mojej ręki, przeszedł po niej niesamowity prąd. Przypomniał mi o naszych treningach i od razu ucieszyłem się, że tego dnia również jeden mamy. Nie dałem nic po sobie poznać. Uprzejmie podziękowałem i wróciłem na swoje stanowisko.
Szło nam jak z płatka.
Zajrzałem na ostatnią stronę, choć zostało nam grubo ponad 15 scen.
Pocałunek.
Niby nic.
NIC.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
W tym momencie wszystko przestało mi pasować. Każdą sekwencję powtarzaliśmy tysiąc razy, a na końcu i tak najbardziej mi się podobała pierwsza. Nieświadomie zacząłem to przeciągać.
W końcu skończyliśmy pracę.
A jednak nie dotarliśmy do tego cholernego pocałunku.
Dałem subtelny znak Laurze, skinęła głową i poszła do Rossa. Kątem oka widziałem, jak się całują i dziewczyna żegna Lyncha. Uśmiechnęła się do mnie i razem wyszliśmy z budynku. Było już po 21, słońce już niemal całkowicie zaszło.
Szybko wsiedliśmy do mojego samochodu. Uruchomiłem silnik i wyjechałem z parkingu. Po kilkunastu minutach absolutnej ciszy dotarliśmy na podjazd mojego loftu. Dziewczyna w milczeniu dotarła pod drzwi budynku i popatrzyła na mnie.
- Nie zamierzasz się do mnie odezwać?- spytałem, mierząc ją wzrokiem.
- Wybacz, jestem zmęczona trochę.- wyjaśniła.
- Nie, nie, nie! Nie ma czegoś takiego, jak zmęczenie!- pokręciłem głową, podchodząc do niej. Wyjąłem klucze i otworzyłem drzwi. Wpuściłem dziewczynę pierwszą, kiedy weszliśmy, opadła na moje łóżko z głośnym westchnięciem.
- Jaki masz rozmiar?- zapytałem, wyrywając ją z zamyślenia. Podciągnęła się na łokciach i spojrzała na mnie zdziwiona.
- A czemu pytasz?- odparła pytaniem.
- Bo dziś idziemy w teren.- uśmiechnąłem się, otwierając drugie dno w szafie. Były tam ciepłe czarne kurtki we wszystkich rozmiarach, bluzy, czapki, rękawiczki, buty "cichacze" idealne do śledzenia i skradania się, spodnie i legginsy, a także jednoczęściowe cieńsze kostiumy, także we wszystkich rozmiarach. Wszystko było czarne. Miałem też kilka pasów z linami bezpieczeństwa, drobną bronią, nożami i pociskami oraz sporą kolekcję walkie-talkie.
- 38 chyba...- odparła po krótkim namyśle.
- Czyli?- zapytałem, jak ostatni tępak.
Laura podeszła do szafy, chwilę lustrowała zawartość, po czym wyjęła z niej czarny obcisły kostium.
- Taki.- pomachała mi ze śmiechem ubraniem przed nosem.
Kiedy odwracała się, by wrócić na łóżko, potknęła się o moją nogę. W ostatniej chwili udało mi się uchronić przed upadkiem. Nasze twarze dzieliły marne centymetry.
- Ja... Mmm... Postawisz mnie?- spytała niepewnie.
- A chcesz tego?- uniosłem brew. To pytanie niekoniecznie dotyczyło puszczenia jej.
I chyba to zrozumiała.
- Proszę, nie stawiaj mnie w takiej sytuacji.- te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody.
Znów automatycznym ruchem postawiłem ją.
Odchrząknąłem. Spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Mógłbyś...?- zapytała.
- Yyy... Tak, jasne, już znikam.- chwyciłem swój kostium i zszedłem do piwnicy. Szybko się przebrałem i popatrzyłem na zdjęcie mojego dziadka zaraz po mianowaniu na przywódcę. Ja też miałem nim być.
Szkoda.

*perspektywa Laury*

Siedziałam na jego łóżku i myślałam. Szarpały mną sprzeczne emocje. Nate był tak blisko. Nie przekroczył jednak żadnej granicy. Co to miało znaczyć?
Blondyn wparował na górę. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Wyglądasz jak rasowa agentka w tym wdzianku.- stwierdził.
- Serio? Bo czuję się jak wrak amatorskiej agentki.- mruknęłam.
- Masz.- wręczył mi buty, które nazywał cichaczami. Dziwna nazwa. A do tego jeszcze dał cienkie skórzane rękawiczki bez palców i pas z jakimś żelastwem.
Zapięłam miniaturowe guziczki w rękawiczkach i założyłam buty. Na końcu został mi ten pas. Wpatrywałam się w niego, jakby to miało sprawić, że nagle zawiśnie na moich biodrach. Kiedy nic takiego się nie stało, zwróciłam się do Nate'a.
- Już wolę, żeby ta twoja pokręcona była mnie zakołkowała, niż to nosić.- wskazałam na pasek.
- Alex cię nie zakołkuje.- odparł.- Najpierw złapie, potem zwiąże... Kiedy cię wywiezie do jednej z opuszczonych baz, przyczepi twoje ręce do metalowego stołu. Najpierw obetnie ci palce i będzie patrzeć, jak krwawią. Potem okaleczy ci twarz, a dopiero potem zacznie wycinać narządy. Ale wszystko zrobi z szewską precyzją tak, aby jak najdłużej trzymać cię przy życiu i sprawiać jak najwięcej bólu.- wzruszył ramionami, jakby to nie było nic specjalnego.
Natychmiast chwyciłam pas i zaczęłam go zapinać na biodrach.
Kiedy już skończyłam, chłopak dodał:
- Żartowałem.- zaśmiał się.- Po prostu cię zastrzeli.
- Idiota.- burknęłam, choć wizja zastrzelenia mnie też nie bardzo mi się podobała.
- Gotowa?- zapytał, patrząc na mnie.
Dopiero wtedy zauważyłam, że i on ma na sobie "specjalny strój". Czarny kombinezon przywierał do jego ciała, jak druga skóra. Wtedy zauważyłam, że ma niesamowicie wyrobione mięśnie. Włosy już mu tak nie odstawały. Jego pas był przystosowany do jego budowy ciała, ale wyglądał tak, jakby od zawsze tam było jego miejsce. Na nogach również miał cichacze, a na dłoniach rękawiczki.
- Haaaalo!- wrzasnął, machając rękoma.
- Yyy, tak.- odpowiedziałam i przemknęłam obok niego.
Po minucie chłopak otworzył suv'a i wsiadłam do środka. Podczas, gdy blondyn pakował coś do bagażnika, ja wyjęłam z kieszonki telefon. Odblokowałam ekran. Dostałam wiadomość od Rossa. Plus trzy nieodebrane połączenia.
Oddzwoniłam.
Po trzech sygnałach odezwał się głos chłopaka po drugiej stronie.
- Halo?
- Hej... Coś chciałeś?- zapytałam niepewnie.
Zanim Ross zdążył odpowiedzieć, Nate otworzył po cichu drzwi samochodu i równie bezgłośnie wsiadł do środka. Przyłożyłam palec do ust na znak tego, że ma się nie odzywać.
- Właściwie, to już nic. Coś czuję, że jesteś teraz z Van i nie chcę wam przeszkadzać, a Sav przed chwilą do mnie dzwoniła i się umówiliśmy.
To bardzo mnie zabolało. Ale zaraz stłamsiłam uczucie smutku i rzekłam:
- Van gdzieś pojechała, ale jestem padnięta i idę spać.- kłamstwo naprawdę wiele mnie kosztowało. Ale po prostu nie mogłam mu powiedzieć. Wtedy i jemu groziłoby niebezpieczeństwo.
- No nic, śpij dobrze, kochanie. Dobranoc.- powiedział ciepłym głosem.
- Dobranoc, Ross. Kocham cię.- odparłam.
- Ja ciebie też.- i tymi słowami zakończył rozmowę.
Zablokowałam z powrotem telefon i wsadziłam go do kieszeni, którą zapięłam na suwak.
- Jedziemy?- zapytał.
- Ale gdzie o tej porze w takim kostiumie mnie chcesz zabrać?- odpowiedziałam pytaniem.
- Zobaczysz.- powiedział z uśmiechem i uruchomił silnik.
Jechaliśmy jakieś 20 minut. Nagle zboczyliśmy z drogi asfaltowej na polną. Kamyczki odbijały się od maski samochodu terenowego, a w kilka następnych minut dojechaliśmy do lasu. Ukradkiem spojrzałam lekko zdenerwowana na Nate'a, ale on tylko nucił jakąś piosenkę Beatles'ów, która leciała w radiu i skupiał się na jeździe. Czyli wiedział, gdzie jedzie. Minutę później pojazd stanął na... Czymś, co przypominało pole walki. Polana usłana manekinami, jak ten w piwnicy Nate'a, miecze, armaty, przeszkody i inne badziewia. Wysiadłam z samochodu i niepewnie rozejrzałam się po polance.
- Po co ją tu przyprowadziłeś?- zapytał znajomy głos.
Z pomiędzy drzew wyłoniła się sylwetka ubrana na czarno. Aaron, mimo ostrego tonu miał uśmiech na twarzy.
- Hej, Aaron.- rzekłam.
- Hej.- odpowiedział.
- Alex jej groziła. Muszę ją przygotować, by była gotowa na atak.- wyjaśnił Nate.
- W takim razie zaczynajmy. Po co czekać?- wzruszył ramionami brunet i począł biec między drzewami.
- Jakiś cel?- zapytałam bez większej nadziei, łapiąc chłopaka na rękę.
- Nie daj się złapać. Celem jest wyspa jakieś 800 metrów stąd. Masz być cicho, a gdy Aaron zacznie atakować odeprzyj go, ale nie rób mu krzywdy. Dużo masz siły.- zauważył, a ja spojrzałam na palce, które zaciskały jego rękę z wężową wręcz siłą.
Puściłam ją.
- Jestem tu bezpieczna?
- To nasz teren. Chroniony. Nie martw się. Jakby co, mam walkie-talkie. Nie daj się przestraszyć, Marano.
Z tymi słowami zostawił mnie samą jak palec na środku polany.
No świetnie.
Wzięłam do ręki mały nożyk i zgodnie z tym, czego nauczył mnie Nate, szłam, uciekłszy przy tym od światła księżyca, wchodziłam między drzewa. Odpowiednie ułożenie stóp umożliwiało mi bezdźwięczne poruszanie się po runie leśnym. Skradałam się na palcach. Serce biło mi nieznośnie szybko.
Nic ci nie będzie, dasz radę.
Jakiś głos jednak w głowie nie był tak optymistyczny.
Zamknęłam oczy na chwilę i skupiłam się na dźwiękach. Bzyczenie owadów, huczenie sowy, ale nic poza tym.
Szłam w ciszy przez następne 5 minut. Nagle usłyszałam trzask gałązki gdzieś niedaleko mnie.
- Nate?
Zero odpowiedzi.
- Jest tu kto?- trochę głośniej, niż szeptem zapytałam.
Cisza.
- Aaron, nie strasz, po prostu atakuj.
Nagle moje walkie-talkie zatrzeszczało.
Coś było nie tak. W gardle pojawiła się gula, a serce jeszcze bardziej przyśpieszyło.
Coś zacisnęło mi się na szyi, zdezorientowana zaczęłam się wić.
To nie był Aaron.
- Laura! Ktoś jest w lesie!- wrzasnął Nate przez słuchawkę.
- Błąd.- szepnął mi ktoś do ucha i po chwili ogarnęła mnie kompletna ciemność.
-----------------------
Yo, kochani! :D
Kazik chory=Kazik znudzony i pełen weny  ;D
Zastanawiam się, czy powinnam tak szybko wprowadzać akcję, no, ale taka już jestem, że uwielbiam, jak coś się dzieje ^^
W niedzielę pojawi się kolejny rozdział :3
Zapraszam do komentowania!
~Kasia<3

8 komentarzy:

  1. Co ty zrobiłaś Lau ? :O Zajebać Nate'a -_- nie podoba mi się to jak się do niej przystawia kuźwa -____-
    Rozdział, jak zawsze, za-je-bis-ty :3
    Czekam na noooooowy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, ale oświadczam, że zmieniam zdanie: nie lubię Nate'a.
    Kocham twojego bloga- mówiłam ci to już z tysiąc razy, ale to prawda.
    Masz talent.
    Czekam na następny rozdział <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest super! Tylko żeby Lau była bezpieczna:)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny. Twój blog jest suuper i bardzo lubie go czytać. Mam nadzieję, że Laurze nic się nie stanie. Czekam na next.
    /Kasia :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za emocje!!! Nie daj nam długo czekać na dalszą część

    OdpowiedzUsuń
  6. It is per-fect! xD
    Uwielbiam Twoje rozdziały... Już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. I wbrew innym... no cóż, polubiłam Nate'a xD Nawet nie wiem czemu ;)
    W każdym razie nie mogę się doczekać ciągu dalszego ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Achh, rozdział cudny, kurde ciekawi mnie co się stanie dalej, dobrze, że akcja już teraz zaczyna się rozwijać,, bardzo lubię Nate'a, a na nexta już nie mogę się doczekać <333 *_*

    OdpowiedzUsuń
  8. rozdział zajebisty :3 dlaczego myślę, że to ta Alex zaatakowała Lau? XD no nieważne.. idę się dowiedzieć ^^

    OdpowiedzUsuń