"On
poświęciłby swoje życie za nią, ona poświęciłaby jego życie
za swoje... "
Ale nie chcę
dobrze
I nie chcę wystarczająco
Nie chcę spać ani oddychać bez twojej miłości
I nie chcę wystarczająco
Nie chcę spać ani oddychać bez twojej miłości
Ostatni pocałunek na
ganku
To nie ma sensu dla innych
Ale kto się tym przejmuje, gdy wszystko o czym myślę to ty
To nie ma sensu dla innych
Ale kto się tym przejmuje, gdy wszystko o czym myślę to ty
Przeszukałem
świat i teraz wiem
Nie jest źle, jeżeli nie postradasz zmysłów
Nie jest źle, jeżeli nie postradasz zmysłów
Nie chcę
łatwo
Chcę zwariować
Popatrz na nas
Popatrz na nas
Dziś
o północy złamiemy zasady*
Puściłam łzę
z oka.
Jedna tak nieśmiała, nic nieznacząca, a jednak.
Ross stał na przeciw mnie, cytując ostatnie słowa piosenki, którą napisał już tak dawno. Specjalnie dla mnie.
Starł łzę opuszkiem palca.
- Dlaczego płaczesz?- spytał smutno.
- Bo nie mogę uwierzyć, że jestem taką szczęściarą.- powiedziałam cicho i podarowałam mu delikatny pocałunek.
- Kocham cię, Lauro Marano.- rzekł cicho.
- Ross?
- Tak?
- Też cię kocham.- powiedziałam i przytuliłam się do chłopaka, patrząc na słońce zachodzące na plaży.
----------------------
Czy to możliwe?
Sielanka.
I to całkowicie i zupełnie.
To nie moje życie.
Starałam się nie przejmować tamtym chłopakiem. To było dziwne. Ross uważał, że Nate jest dziwny. I chyba się nie mylił.
Tylko ta reakcja...
Czy ja przenoszę jakąś chorobę zakaźną?
Jestem aż tak brzydka?
Odstraszam?
Nathan wyglądał na nie tyle zniesmaczonego, co zdziwionego. Ale tylko przez kilka chwil. Jego twarz po zaledwie pięciu sekundach przybrała inny wyraz, by ukryć zaskoczenie. Wydawał się rozzłoszczony. Jeszcze nie zdążyliśmy się poznać, a on już mnie nie lubi.
Cudownie...
A może jest uprzedzony do celebrytów? Może tak samo, jak ja, nie lubi tego otoczenia? Może myśli, że jestem kolejną rozwydrzoną gwiazdką? Pewnie tak...
Ale jak go przekonać, że się myli?
Kto wie, może moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Wydaje się być dobrym i spokojnym chłopakiem. Albo to ja jak zwykle jestem naiwna.
Spacerkiem szłam przez plan. Kevin rozmawiał z głównym reżyserem, Ross ćwiczył mimikę ze Straszną Kate, czyli naszą trenerką i osobistym motywatorem... W czym zresztą zupełnie się nie sprawdzała. A Raini po raz tysięczny kłóciła się z Calumem. Nie rozumiem, dlaczego oni tak się nie lubią? Byliby świetną parą! Uśmiechnęłam się. Laura Kupidyn chyba znów wkroczy do akcji. Ale to tam kiedyś. Może sami się zorientują, jak bardzo do siebie pasują. Nate majstrował coś przy kamerach. I to on był moim celem. Podeszłam do niego i zagaiłam:
- Hej, ostatnio nie zdążyłeś mi się przedstawić.
- Och, przepraszam, jestem Nathan.- ukłonił się jak ostatni idiota.
- Eee...- nie miałam pojęcia, o co mu chodzi.
- Bo chyba o to tu chodzi, nie? Mam być tym kłaniającym się, kiedy idzie księżniczka.- powiedział oschle.
- Nie musisz.- powiedziałam cicho.
- Mówisz to, żeby nie wyjść na zadufaną w sobie. Ale ja znam takie, jak ty. I już cię nie lubię. Więc z łaski swojej racz mnie zostawić w spokoju, żebyśmy mogli wszyscy zgodnie pracować.- rzekł ostrym i dziwnie zdenerwowanym tonem i począł się oddalać.
- O co ci chodzi?- spytałam, a on przystanął i odwrócił się do mnie, patrząc z politowaniem.
- Jesteś celebrytką. Jesteś gwiazdą. Ja tylko służącym, stojącym za kamerą. Nie wmawiaj mi nawet, że nie jesteś taka, jak inni. Jesteś dokładnie taka sama. A ja nie zamierzam się z takimi zadawać.- mówił to z takim jadem, że aż zakręciło mi się w brzuchu.
- Nic o mnie nie wiesz.- powiedziałam twardo, uniosłam lekko brodę i wyszłam z drobnymi łzami w oczach z sali.
Poczułam się bezsilna. Dlaczego on mnie tak ocenia? Dlaczego posługuje się takim stereotypem?
Ross wyszedł na zewnątrz. Zobaczył mnie płaczącą lekko pod wierzbą przy studiu. Podszedł do mnie i rzeczowo zapytał:
- Czyja to wina, że płaczesz?- w jego oczach pojawiły się niebezpieczne płomienie.
- On... Dlaczego mnie nie akceptuje? Co ja takiego zrobiłam? To nie fair.- kajałam się jak małe dziecko i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednak naprawdę nie lubię ludzi oceniających z góry i przekreślających na podstawie stereotypu.
- Chyba sobie porozmawiam z Nate'em.- rzekł i mnie przytulił.
Wpasowałam się w jego ramiona i otarłam twarz rękawem. Pociągnęłam nosem i rzekłam:
- Nie musisz. Jak widać, nie wszyscy mnie akceptują.
- On nie ma prawa cię oceniać. Przecież nawet cię nie zna!- oburzył się blondyn.
- Spokojnie. Nie musisz nic robić. On nie jest ważny.- spojrzałam na Rossa i już po chwili całowaliśmy się w zaciszu wierzby.
Każdy nasz pocałunek jest uzależniający. A każdy jego koniec jest bolesny. Po raz kolejny przytuliłam chłopaka i wróciliśmy na plan, trzymając się za ręce. Raini tylko spojrzała na nas uśmiechnięta, a Calum z uznaniem pokiwał głową w stronę Rossa. Nagle poczułam się dziwnie. Jakbym była obserwowana. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Nate przyglądał mi się z przymrużonymi oczyma i zagadkowym wyrazem twarzy. Widocznie, nad czymś się zastanawiał. Miał palce zwinięte w pięści, skrzyżowane na piersiach. Twarz napięła się, jednak nadal nie wyrażała żadnych emocji. Jeszcze chwilę mierzyliśmy się w tej niemej walce, a wzrok blondyna powędrował na moje splecione palce z dłonią Rossa. Widziałam jakieś zaskoczenie w jego oczach. Tęczówki miał tak głębokie, że niemal się w nich zatraciłam. Usta ścisnął i jeszcze mocniej zwinął pięści. Coś go trapiło. I byłam to ja. A mimo to, podobała mi się jego twarz. Ta mina. Dziwne, jednak ślicznie niebieskie oczy. Nagle oprzytomniałam. Co ja gadam?
Odwróciłam wzrok i promiennie uśmiechnęłam się do Rossa, który kurczowo trzymał moją dłoń w swojej.
- Wszyscy zbierzcie się tu!- krzyknął Kevin przez megafon.
Zgrabną grupką stanęliśmy wokół mężczyzny.
- Jak już wszyscy wiecie, rozpoczęła się praca nad drugim sezonem Austina i Ally. Scenariusze poszczególnych odcinków nie są chronologiczne, więc i nagrywanie scen nie będzie w takim porządku. Drugi sezon ma być obfity w emocje.- rozpoczął mężczyzna.
- Emocje?- spytał Ross chcąc, by Kevin rozwinął temat.
- Może to przewidywalne, ale planujemy stworzyć Auslly. Główni bohaterowie idealnie do siebie pasują, więc czemu by nie? Postawimy na prostotę, więc raczej nie będzie zawiłości.- wyjaśnił.
- Umm... Zawiłości?- zapytała Raini.
- Co masz na myśli?- dodał Calum, po czym wymienił z czarnowłosą pełne obrzydzenia spojrzenie.
- Planujemy od razu zrobić Auslly.- powiedział rzeczowo.
- Od razu? A jaki to ma sens?- wymsknęło mi się.
- O co ci chodzi Lauro?- spojrzał na mnie zaskoczony mężczyzna.
- Czy to nie o to chodzi? Jeśli od razu powstanie Auslly, wszyscy jej dopingujący się znudzą i przestaną oglądać serial.- odpowiedziałam.
Kevin wyglądał jednocześnie na zaskoczonego moją wypowiedzią, jak i zaintrygowanego.
- Chyba masz rację. Ale nie możemy tego ciągnąć przecież w nieskończoność, czyż nie?
- Jeśli para będzie miała wzloty i upadki, widzowie się zaciekawią i będą nadal oglądać, pragnąc się tylko dowiedzieć, czy w końcu będą razem.- rzekłam.
- To jest dobre... Genialny pomysł... Ale i tak sceny Auslly należy nagrać jako pierwsze.- zarządził, a ludzie zaczęli się rozchodzić.
- Proszę, tu masz sceny miłosne. Trochę to oklepane. ale chyba na tym to polega.- rzekł scenarzysta, Alden, podając mi dwa scenariusze.
- Dzięki.- obdarzyłam go uśmiechem i odeszłam.
Podałam Rossowi jeden egzemplarz, a drugi otworzyłam. Usiadłam na krześle i zatopiłam się w tekstach.
Po dziesięciu minutach zaczytana, nie zauważyłam, że Nate stoi nade mną.
Uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Zejdź z tego krzesła.- rzekł władczo.
- A niby czemu?- spytałam.
- Bo to moje miejsce pracy.- odrzekł spokojnie, choć w jego oczach czaił się jakiś gniew.
Wstałam z krzesła, niestety chłopak się nie odsunął i wpadłam na niego. Oblał mnie kawą, a ja krzyknęłam.
Gorąco zalało moją skórę na szyi i piersiach. Zaczęła mnie szczypać cała klatka piersiowa.
Wtem Ross podbiegł do mnie. Popatrzył dziwnym wzrokiem na mnie i odwrócił się do Nate'a.
- O co ci chodzi koleś?- syknął.
- Mi? O nic.- odrzekł ze stoickim spokojem.- To ona na mnie wpadła.
- Ta, jasne. Czemu jej to robisz? Ona nic ci nie zrobiła, a ty traktujesz ją jak śmieć.
- Ross... To ja na niego wpadłam.- obroniłam Nate'a.
- A dlaczego? Lecisz na niego?- nie zachowywał się, jak mój Ross. Był chłodny i wredny.
- Co? Nie!- oburzyłam się.- On nic nie zrobił. Siadłam na jego miejscu, wcale mnie nie dziwi, że poprosił, żebym je opuściła. Przynajmniej wykazał się uprzejmością.- wytłumaczyłam.
- Działasz mi na nerwy kolo.- zignorował mnie blondyn.- Nie wiem, co ty tu robisz, ale długo już tu nie popracujesz.- spojrzał na niego wilkiem i zrobił minę zupełnie nie pasującą do niego.
Zanim jednak cokolwiek zdążył zrobić, Nate porządnie przyłożył mu w twarz. Ross osunął się na ziemię z głośnym sykiem.
Ja nie byłam w stanie się poruszyć. Patrzyłam tylko na blondyna, który powstaje i otrzepuje ubrania z nieistniejącego kurzu. Już po kilku sekundach zaczęli się okładać pięściami, a ja nie wiedziałam, co robić.
Oboje mieli twarze nieźle pokiereszowane. Wreszcie przyszła ochrona i obu wyprowadziła.
Nie mam pojęcia, co powinnam zrobić, ale nie byłam w stanie wejść między nich. Coś mi mówiło, że Nate tylko udaje twardego.
Za to Rossowi zupełnie odbiło.
Jedna tak nieśmiała, nic nieznacząca, a jednak.
Ross stał na przeciw mnie, cytując ostatnie słowa piosenki, którą napisał już tak dawno. Specjalnie dla mnie.
Starł łzę opuszkiem palca.
- Dlaczego płaczesz?- spytał smutno.
- Bo nie mogę uwierzyć, że jestem taką szczęściarą.- powiedziałam cicho i podarowałam mu delikatny pocałunek.
- Kocham cię, Lauro Marano.- rzekł cicho.
- Ross?
- Tak?
- Też cię kocham.- powiedziałam i przytuliłam się do chłopaka, patrząc na słońce zachodzące na plaży.
----------------------
Czy to możliwe?
Sielanka.
I to całkowicie i zupełnie.
To nie moje życie.
Starałam się nie przejmować tamtym chłopakiem. To było dziwne. Ross uważał, że Nate jest dziwny. I chyba się nie mylił.
Tylko ta reakcja...
Czy ja przenoszę jakąś chorobę zakaźną?
Jestem aż tak brzydka?
Odstraszam?
Nathan wyglądał na nie tyle zniesmaczonego, co zdziwionego. Ale tylko przez kilka chwil. Jego twarz po zaledwie pięciu sekundach przybrała inny wyraz, by ukryć zaskoczenie. Wydawał się rozzłoszczony. Jeszcze nie zdążyliśmy się poznać, a on już mnie nie lubi.
Cudownie...
A może jest uprzedzony do celebrytów? Może tak samo, jak ja, nie lubi tego otoczenia? Może myśli, że jestem kolejną rozwydrzoną gwiazdką? Pewnie tak...
Ale jak go przekonać, że się myli?
Kto wie, może moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Wydaje się być dobrym i spokojnym chłopakiem. Albo to ja jak zwykle jestem naiwna.
Spacerkiem szłam przez plan. Kevin rozmawiał z głównym reżyserem, Ross ćwiczył mimikę ze Straszną Kate, czyli naszą trenerką i osobistym motywatorem... W czym zresztą zupełnie się nie sprawdzała. A Raini po raz tysięczny kłóciła się z Calumem. Nie rozumiem, dlaczego oni tak się nie lubią? Byliby świetną parą! Uśmiechnęłam się. Laura Kupidyn chyba znów wkroczy do akcji. Ale to tam kiedyś. Może sami się zorientują, jak bardzo do siebie pasują. Nate majstrował coś przy kamerach. I to on był moim celem. Podeszłam do niego i zagaiłam:
- Hej, ostatnio nie zdążyłeś mi się przedstawić.
- Och, przepraszam, jestem Nathan.- ukłonił się jak ostatni idiota.
- Eee...- nie miałam pojęcia, o co mu chodzi.
- Bo chyba o to tu chodzi, nie? Mam być tym kłaniającym się, kiedy idzie księżniczka.- powiedział oschle.
- Nie musisz.- powiedziałam cicho.
- Mówisz to, żeby nie wyjść na zadufaną w sobie. Ale ja znam takie, jak ty. I już cię nie lubię. Więc z łaski swojej racz mnie zostawić w spokoju, żebyśmy mogli wszyscy zgodnie pracować.- rzekł ostrym i dziwnie zdenerwowanym tonem i począł się oddalać.
- O co ci chodzi?- spytałam, a on przystanął i odwrócił się do mnie, patrząc z politowaniem.
- Jesteś celebrytką. Jesteś gwiazdą. Ja tylko służącym, stojącym za kamerą. Nie wmawiaj mi nawet, że nie jesteś taka, jak inni. Jesteś dokładnie taka sama. A ja nie zamierzam się z takimi zadawać.- mówił to z takim jadem, że aż zakręciło mi się w brzuchu.
- Nic o mnie nie wiesz.- powiedziałam twardo, uniosłam lekko brodę i wyszłam z drobnymi łzami w oczach z sali.
Poczułam się bezsilna. Dlaczego on mnie tak ocenia? Dlaczego posługuje się takim stereotypem?
Ross wyszedł na zewnątrz. Zobaczył mnie płaczącą lekko pod wierzbą przy studiu. Podszedł do mnie i rzeczowo zapytał:
- Czyja to wina, że płaczesz?- w jego oczach pojawiły się niebezpieczne płomienie.
- On... Dlaczego mnie nie akceptuje? Co ja takiego zrobiłam? To nie fair.- kajałam się jak małe dziecko i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednak naprawdę nie lubię ludzi oceniających z góry i przekreślających na podstawie stereotypu.
- Chyba sobie porozmawiam z Nate'em.- rzekł i mnie przytulił.
Wpasowałam się w jego ramiona i otarłam twarz rękawem. Pociągnęłam nosem i rzekłam:
- Nie musisz. Jak widać, nie wszyscy mnie akceptują.
- On nie ma prawa cię oceniać. Przecież nawet cię nie zna!- oburzył się blondyn.
- Spokojnie. Nie musisz nic robić. On nie jest ważny.- spojrzałam na Rossa i już po chwili całowaliśmy się w zaciszu wierzby.
Każdy nasz pocałunek jest uzależniający. A każdy jego koniec jest bolesny. Po raz kolejny przytuliłam chłopaka i wróciliśmy na plan, trzymając się za ręce. Raini tylko spojrzała na nas uśmiechnięta, a Calum z uznaniem pokiwał głową w stronę Rossa. Nagle poczułam się dziwnie. Jakbym była obserwowana. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Nate przyglądał mi się z przymrużonymi oczyma i zagadkowym wyrazem twarzy. Widocznie, nad czymś się zastanawiał. Miał palce zwinięte w pięści, skrzyżowane na piersiach. Twarz napięła się, jednak nadal nie wyrażała żadnych emocji. Jeszcze chwilę mierzyliśmy się w tej niemej walce, a wzrok blondyna powędrował na moje splecione palce z dłonią Rossa. Widziałam jakieś zaskoczenie w jego oczach. Tęczówki miał tak głębokie, że niemal się w nich zatraciłam. Usta ścisnął i jeszcze mocniej zwinął pięści. Coś go trapiło. I byłam to ja. A mimo to, podobała mi się jego twarz. Ta mina. Dziwne, jednak ślicznie niebieskie oczy. Nagle oprzytomniałam. Co ja gadam?
Odwróciłam wzrok i promiennie uśmiechnęłam się do Rossa, który kurczowo trzymał moją dłoń w swojej.
- Wszyscy zbierzcie się tu!- krzyknął Kevin przez megafon.
Zgrabną grupką stanęliśmy wokół mężczyzny.
- Jak już wszyscy wiecie, rozpoczęła się praca nad drugim sezonem Austina i Ally. Scenariusze poszczególnych odcinków nie są chronologiczne, więc i nagrywanie scen nie będzie w takim porządku. Drugi sezon ma być obfity w emocje.- rozpoczął mężczyzna.
- Emocje?- spytał Ross chcąc, by Kevin rozwinął temat.
- Może to przewidywalne, ale planujemy stworzyć Auslly. Główni bohaterowie idealnie do siebie pasują, więc czemu by nie? Postawimy na prostotę, więc raczej nie będzie zawiłości.- wyjaśnił.
- Umm... Zawiłości?- zapytała Raini.
- Co masz na myśli?- dodał Calum, po czym wymienił z czarnowłosą pełne obrzydzenia spojrzenie.
- Planujemy od razu zrobić Auslly.- powiedział rzeczowo.
- Od razu? A jaki to ma sens?- wymsknęło mi się.
- O co ci chodzi Lauro?- spojrzał na mnie zaskoczony mężczyzna.
- Czy to nie o to chodzi? Jeśli od razu powstanie Auslly, wszyscy jej dopingujący się znudzą i przestaną oglądać serial.- odpowiedziałam.
Kevin wyglądał jednocześnie na zaskoczonego moją wypowiedzią, jak i zaintrygowanego.
- Chyba masz rację. Ale nie możemy tego ciągnąć przecież w nieskończoność, czyż nie?
- Jeśli para będzie miała wzloty i upadki, widzowie się zaciekawią i będą nadal oglądać, pragnąc się tylko dowiedzieć, czy w końcu będą razem.- rzekłam.
- To jest dobre... Genialny pomysł... Ale i tak sceny Auslly należy nagrać jako pierwsze.- zarządził, a ludzie zaczęli się rozchodzić.
- Proszę, tu masz sceny miłosne. Trochę to oklepane. ale chyba na tym to polega.- rzekł scenarzysta, Alden, podając mi dwa scenariusze.
- Dzięki.- obdarzyłam go uśmiechem i odeszłam.
Podałam Rossowi jeden egzemplarz, a drugi otworzyłam. Usiadłam na krześle i zatopiłam się w tekstach.
Po dziesięciu minutach zaczytana, nie zauważyłam, że Nate stoi nade mną.
Uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Zejdź z tego krzesła.- rzekł władczo.
- A niby czemu?- spytałam.
- Bo to moje miejsce pracy.- odrzekł spokojnie, choć w jego oczach czaił się jakiś gniew.
Wstałam z krzesła, niestety chłopak się nie odsunął i wpadłam na niego. Oblał mnie kawą, a ja krzyknęłam.
Gorąco zalało moją skórę na szyi i piersiach. Zaczęła mnie szczypać cała klatka piersiowa.
Wtem Ross podbiegł do mnie. Popatrzył dziwnym wzrokiem na mnie i odwrócił się do Nate'a.
- O co ci chodzi koleś?- syknął.
- Mi? O nic.- odrzekł ze stoickim spokojem.- To ona na mnie wpadła.
- Ta, jasne. Czemu jej to robisz? Ona nic ci nie zrobiła, a ty traktujesz ją jak śmieć.
- Ross... To ja na niego wpadłam.- obroniłam Nate'a.
- A dlaczego? Lecisz na niego?- nie zachowywał się, jak mój Ross. Był chłodny i wredny.
- Co? Nie!- oburzyłam się.- On nic nie zrobił. Siadłam na jego miejscu, wcale mnie nie dziwi, że poprosił, żebym je opuściła. Przynajmniej wykazał się uprzejmością.- wytłumaczyłam.
- Działasz mi na nerwy kolo.- zignorował mnie blondyn.- Nie wiem, co ty tu robisz, ale długo już tu nie popracujesz.- spojrzał na niego wilkiem i zrobił minę zupełnie nie pasującą do niego.
Zanim jednak cokolwiek zdążył zrobić, Nate porządnie przyłożył mu w twarz. Ross osunął się na ziemię z głośnym sykiem.
Ja nie byłam w stanie się poruszyć. Patrzyłam tylko na blondyna, który powstaje i otrzepuje ubrania z nieistniejącego kurzu. Już po kilku sekundach zaczęli się okładać pięściami, a ja nie wiedziałam, co robić.
Oboje mieli twarze nieźle pokiereszowane. Wreszcie przyszła ochrona i obu wyprowadziła.
Nie mam pojęcia, co powinnam zrobić, ale nie byłam w stanie wejść między nich. Coś mi mówiło, że Nate tylko udaje twardego.
Za to Rossowi zupełnie odbiło.
*perspektywa
Nathana*
- Spokojnie.-
próbowałem załagodzić sytuację.
- Zamknij tego ryja wreszcie.- powiedział Ross.
- Weź się odczep, co?- rzekłem.- Przynajmniej ja staram się jakoś uspokoić ochroniarza.- wskazałem na wielkiego faceta, trzymającego nas obu za kołnierze i prowadzącego do gabinetu producenta.
- Wolę, żebyś się zamknął.- odpowiedział krótko i więcej się nie odezwał.
- Widać, że lubisz, jak się noszą.- nieświadomie wszcząłem kolejną kłótnię.
- Nie znasz nas. Nie wiesz, jacy jesteśmy. Mnie możesz postrzegać, jakkolwiek chcesz. Ale Laurę warto poznać. To najlepsza osoba, jaką można spotkać. I z nieznanych mi powodów chyba cię polubiła.- w jego oczach pojawiła się złość, ale już po chwili wyparła ją bezsilność.
- Nie zamierzam jej poznawać. Nie zamierzam nikogo z was poznawać.- odparłem zawzięcie.
- Nawet nie wiesz, co tracisz, odpychając kogoś takiego, jak Lau.- rzekł cicho.
Wtedy dotarliśmy pod drzwi gabinetu Kevina. Ochroniarz zapukał w drzwi.
Usłyszeliśmy krótkie "Wejść" i facet, który uprzednio nas prowadził, wepchnął nas do środka.
- Dzięki, Sam, możesz iść.- zwrócił się do olbrzyma, a ten wyszedł, zostawiając nas z Kevinem.
- Kevin, ja...- zaczął blondyn.
- Nie odzywaj się.- uciszył go gestem dłoni mężczyzna.- Nie mam zielonego pojęcia, co wy zamierzaliście, ale jeśli chcieliście mnie wkurzyć, udało się wam.
- To nie tak...
- A jak? To nie tak, że swoim dziecinnym zachowaniem wywołaliście bójkę, zakłóciliście pracę mnóstwie osób, a na dodatek nieźle oboje po uszkadzaliście sobie twarze?- przechylił lekko głowę.
- No...- zaczął Ross.
- Otóż to. Nie pracuję, nigdy nie pracowałem, ani też nie zamierzam pracować z dziećmi. O ile wiem, niedaleko jest taka specjalistyczna przychodnia dla takich jak wy. Chyba na LA Wall Street.- zamyślił się na chwilę.
- Ale to Instytut dla dzieci z syndromem Downa.- zdziwił się blondyn.
- No przecież mówię. Coś dla was.- przytaknął.- Zachowujecie się jak takie dzieci. Nic do was nie dociera i wszystko trzeba dokładnie tłumaczyć. Zastanówcie się trochę. Chcecie być postrzegani jako takie dzieci?- spytał, przeskakując wzrokiem z Rossa na mnie.
- Nie.- rzekliśmy jednocześnie.
- To pierwszy i ostatni taki przypadek, kiedy wam daruję.- powiedział Kevin, odsuwając się lekko od biurka.
- Zrozumiałem.- odezwał się Ross.
Ja za to nie odpowiedziałem.
- Ross, możesz już wyjść. Nate, zostań.- blondyn popatrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Był pewnie przekonany, że zostanę wyrzucony. Też miałem takie przypuszczenia.
Chłopak wyszedł z gabinetu.
Kevin popatrzył na mnie.
- I po co ci to?- spytał.
- On jest niezwykle irytujący.- odpowiedziałem.
- Ale to nie znaczy, że powinieneś mu z tego powodu dawać z pięści w twarz!- oburzył się mężczyzna.- Gdybym ja tak robił z każdym, kto mnie irytuje, połowa składu miałaby zęby, które wyznają zasadę "co drugi wystąp".
Zaśmiałem się mimowolnie.
- Nigdy cię ten blondas nie zirytował?- zdziwiłem się.
- Do dzisiaj, nie. Spróbuj zrozumieć, że skład Austina i Ally to skład najnormalniejszy z tych wszystkich. Ta czwórka jest naprawdę świetna! To są zwykli ludzie.
- Jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Ta Laura strasznie się wywyższa. Jest okropnie zadufana w sobie.- sam nie wiem, dlaczego zacząłem tak pleść, ale nie potrafiłem się zamknąć.
Wtem usłyszałem jakiś dźwięk.
Laura stała w drzwiach, ściskając klamkę z całych sił. Do twarzy napłynęła jej krew, usta były ściśnięte, a w oczach błyszczała furia i złość.
- Chciałam być miła, być może się z tobą zaprzyjaźnić. Być twoją koleżanką. Po raz kolejny zawiodłam się na człowieku. Tracę wiarę w ludzkość. A ty, uwierz lub nie, masz przerąbane.- powiedziała z wściekłością i wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami z całej siły.
Kevin zaczął rysować kółka palcem na biurku.
- Widzisz?- spytałem.- To jest psycholka.
- Masz przerąbane.- powtórzył Kevin.- Laura jest fantastyczną osobą, ale też ma przeszłość dość dziwną i... Jej się nie zalazi za skórę. Wszyscy ją lubimy. Ale znamy jej przeszłość i wiemy, jakich tematów nie poruszać.
- Jakich?- zapytałem.
- Nie mogę ci powiedzieć bez jej zgody.- rzekł cicho.- Ale porozmawiajmy o tobie. Nathan, przyjąłem cię z pełną świadomością, do czego jesteś zdolny. Co potrafisz zrobić. Co mógłbyś komuś zrobić. Jednocześnie zaufałem temu, że wielu ludzi zapewniało, że zmieniłeś się, że zmądrzałeś. Patrząc na twoje dzisiejsze zachowanie, nie jestem tego do końca pewien.- skrzywił się.
- Ja... Nie wiem, ci powiedzieć.- odezwałem się.- Kevin, jestem ci niezmiernie wdzięczny. Zrobiłeś dla mnie coś dobrego. Jako jeden z nielicznych. Dałeś mi szansę.
- A mimo to, ty nie chcesz dać szansy Laurze.- przerwał mi.
- Ona za bardzo przypomina mi moją byłą dziewczynę. Jest jak druga ona. Nie mógłbym się przyjaźnić z kimś takim.- wyjaśniłem.
- Trzeba było tak od razu. Mimo to, staraj się z nią nie kłócić.- powiedział z uśmiechem, który był formą życzenia mi powodzenia. Zresztą, przyda mi się.
Mężczyzna przestał rysować okręgi na blacie i wstał.
- Za chwilę nagrywamy pierwsze sceny, chodźmy.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie przez nie.
Zeszliśmy do sekcji A, gdzie wszyscy oczekiwali już tylko na mnie i Kevina.
Laura stała w kącie, w jej oczach płonął żywy ogień, a pięści była ściśnięte tak mocno, że aż kłykcie jej pobielały.
Ross stał trochę dalej, przykładając do oka, w które mu przyłożyłem torebkę z lodem. Popatrzył na mnie zdziwiony. No tak, już powinienem wylecieć...
Uśmiechnąłem się do niego niemrawo i skierowałem się do swego stanowiska przy kamerach.
Laura i Ross weszli na plan. Stanęli w wyznaczonych przez starszego reżysera, Paula, miejscu.
Byli zwróceni do siebie twarzami.
- Iii... Akcja!- krzyknął Paul i zasiadł przed miniaturowym "spojrzeniem na całość".
Blondyn i brunetka zaczęli swą grę.
- Za jeden pocałunek. Za każdy taniec w deszczu. Za każde przytulenie. Za jedną łzę szczęścia. Za jedną łzę smutku. Za każdy wspólny oddech. Za każde słowo. Bo za to wszystko cię kocham. Nie mam innego wyjścia. Jesteś idealna, tak piękna i dobra. Nie ma w tobie zła. Żadnej skazy. Jesteś dla mnie jak powietrze. Jak woda. Jak słońce. Wywołujesz spazmy w moim sercu. I może to cholernie ckliwe, ale nawet jeśli byś teraz ze mną zerwała, porzuciła mnie, nie odezwała się już do mnie słowem, moja miłość do ciebie nie zniknie. Jesteś światłem dla mnie. I brzmię pewnie jak baran...- zamilknął.
- Austin.- spojrzał na Laurę dziwnie spokojnie.- To najpiękniejsze, co usłyszałam. Jest mi wstyd, ale nie umiem tak pięknie ubrać w słowa swych uczuć. Jesteś dla mnie ważny. Ja cię kocham tak mocno, że gdyby to było możliwe, nie puściłabym cię już nigdy.- chwyciła jego dłoń i zaczęła malować na niej kręgi. Pocałowała delikatnie wszystkie opuszki palców.
- Nie puszczaj.- rzekł.- Już nigdy.
- Nigdy.- pocałowała go prosto w usta.
Laura tak mocno przypominała mi Alex, że to ją tam zobaczyłem. Alex całującą się z Rossem.
Poczułem wściekłość. Furię. Złość. Ochotę, żeby w coś uderzyć. Jednak obiecałem Kevinowi, że nie tknę już Lyncha.
Zerwałem się więc z miejsca i bezceremonialnie wyszedłem z sali.
Nikt za mną nie biegł. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Siadłem pod wierzbą i zacząłem myśleć.
Laura w stu procentach jest taka, jak reszta. A mimo to, coś mnie do niej ciągnęło. Była taka jak Alex. Zwinna, szczupła i wykwintna na swój sposób. Elegancka, ale zarazem wyluzowana. Modna, ale jednak widać było, że nikogo nie naśladuje. Miała takie śliczne brązowe oczy. Co prawda, Alex była blondynką, ale twarze miały niemal takie same.
Nie podobało mi się to.
Chciałem pracować w tym studiu, by zapomnieć o Alex i nagle pojawia się byle dziewczyna, a ja miałbym się poddać?
Nie w tym życiu. Pozostało mi tylko nie zwracać na nią uwagi i zająć się swoją pracą.
Która polega na gapieniu się na aktorkę.
Och, wspaniale.
Nagle zadzwonił mój telefon. Na jego wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Lacey z naszego wypadu na Hawaje.
- No co tam siostrzyczko?- zapytałem, odbierając telefon.
- Nate, pomóż.- szepnęła dziewczyna do słuchawki.
- Co się dzieje?- zdenerwowałem się.- Gdzie jesteś?
- W domu, przyjeżdżaj szybko.- rzekła i rozłączyła się.
Szybko pobiegłem do studia i wyjaśniłem pokrótce Kevinowi, o co chodzi. Już miałem bieg na nogach, gdy mężczyzna zaproponował mi, że mnie podjedzie. Bez namysłu zgodziłem się, liczyły się przecież sekundy. Moja kochana siostra jest w niebezpieczeństwie.
Po 6 minutach wyjechaliśmy na podjazd domu. Cały ten czas okropnie mi się dłużył.
Wyskoczyłem z samochodu.
Jeden oddech, drugi oddech...
Trzy kroki, cztery, pięć...
Liczyłem po cichu, to zawsze pomagało mi się opanować.
Otworzyłem drzwi i zająłem pozycję obronną. Zacząłem rozglądać się po całym domu. Stawiałem kroki ciche i uważne. Skuliłem się za sofą, gdy usłyszałem jakiś dźwięk.
- Gdzie on to trzyma?- wrzasnął jakiś ostry głos.
- Nie wiem.- zapiszczał cienki głosik mojej młodszej siostry.
To na mnie zadziałało, jak czerwona płachta na byka.
Podniosłem się i skierowałem do kuchni, skąd dochodziły odgłosy.
Stanąłem w drzwiach. Ujrzałem Lacey przywiązaną do krzesła i wielkiego ogra o czarnych, krótko przystrzyżonych włosach, w czarnych spodniach i białej koszulce, która ściśle opinała jego mięśnie. Przyłożyłem palec do ust, by dać jej znak, aby się nie odzywała i nie patrzyła w moją stronę. Ona nieznacznie poruszyła oczami i już więcej nie spojrzała w moją stronę. Na szyi miał tatuaż gwiazdy. I wtedy zorientowałem się dla kogo pracuje.
- Hej, Ivan.- odezwałem się, jednocześnie rzucając mu się na plecy.
Ten, zbyt zaskoczony, nie zareagował.
Unieruchomiłem jego ramiona i wykręciłem je do tyłu, wybijając mu przy tym kolano w kręgosłup. Syknął głośno i chwycił moje ręce. Ścisnął je i lekko wykręcił. Za długo mnie szkolono, by taki chwyt zadziałam. Szybko uwolniłem dłonie, kopiąc go w plecy tak mocno, że poluzował ucisk i upadł. Szybko wstał i popatrzył na mnie gniewnie.
- Nate, oddaj mi tylko to, po co tu przyszedłem, a ja i reszta raz na zawsze damy ci spokój.- mimo, że ton jego głosu był spokojny, oczy bardziej mnie interesowały. To z nich można było dużo więcej wyczytać.
- Tak, jasne. Kiedy kazaliście mi to wziąć, też tak mówiliście. Teraz wam to jest potrzebne, więc po raz kolejny jeden z was przylazł tu, by wcisnąć mi kit.
Dłonie mężczyzny zadrgały lekko. Ciało napięło się, jakby jego właściciel chciał mnie zaatakować. Nie zdziwiło mnie to, że już po trzech sekundach po prostu rzucił się na mnie. Czekałem do odpowiedniej chwili. Ivan nacierał na mnie. W pewnym momencie uznałem, że już czas, toteż odsunąłem się, a mężczyzna wpadł na kuchenną wysepkę.
- Szkolono mnie lepiej, niż ciebie, jak widzę. Powinieneś to przewidzieć.- mówiłem do bezwładnego ciała. Skrępowałem Ivana liną i poprosiłem Lacey, by wezwała policję.
Sam zostałem przy nim. Chwyciłem z blatu kuchennego karteczkę i długopis. Szybko napisałem to, co zamierzałem im przekazać i wsadziłem Ivanowi do kieszeni. Byłem pewien, że go przechwycą od policji.
Nagle z drugiej kieszeni w jego spodniach wypadł jakiś papier.
Rozwinąłem go i zacząłem czytać.
- Zamknij tego ryja wreszcie.- powiedział Ross.
- Weź się odczep, co?- rzekłem.- Przynajmniej ja staram się jakoś uspokoić ochroniarza.- wskazałem na wielkiego faceta, trzymającego nas obu za kołnierze i prowadzącego do gabinetu producenta.
- Wolę, żebyś się zamknął.- odpowiedział krótko i więcej się nie odezwał.
- Widać, że lubisz, jak się noszą.- nieświadomie wszcząłem kolejną kłótnię.
- Nie znasz nas. Nie wiesz, jacy jesteśmy. Mnie możesz postrzegać, jakkolwiek chcesz. Ale Laurę warto poznać. To najlepsza osoba, jaką można spotkać. I z nieznanych mi powodów chyba cię polubiła.- w jego oczach pojawiła się złość, ale już po chwili wyparła ją bezsilność.
- Nie zamierzam jej poznawać. Nie zamierzam nikogo z was poznawać.- odparłem zawzięcie.
- Nawet nie wiesz, co tracisz, odpychając kogoś takiego, jak Lau.- rzekł cicho.
Wtedy dotarliśmy pod drzwi gabinetu Kevina. Ochroniarz zapukał w drzwi.
Usłyszeliśmy krótkie "Wejść" i facet, który uprzednio nas prowadził, wepchnął nas do środka.
- Dzięki, Sam, możesz iść.- zwrócił się do olbrzyma, a ten wyszedł, zostawiając nas z Kevinem.
- Kevin, ja...- zaczął blondyn.
- Nie odzywaj się.- uciszył go gestem dłoni mężczyzna.- Nie mam zielonego pojęcia, co wy zamierzaliście, ale jeśli chcieliście mnie wkurzyć, udało się wam.
- To nie tak...
- A jak? To nie tak, że swoim dziecinnym zachowaniem wywołaliście bójkę, zakłóciliście pracę mnóstwie osób, a na dodatek nieźle oboje po uszkadzaliście sobie twarze?- przechylił lekko głowę.
- No...- zaczął Ross.
- Otóż to. Nie pracuję, nigdy nie pracowałem, ani też nie zamierzam pracować z dziećmi. O ile wiem, niedaleko jest taka specjalistyczna przychodnia dla takich jak wy. Chyba na LA Wall Street.- zamyślił się na chwilę.
- Ale to Instytut dla dzieci z syndromem Downa.- zdziwił się blondyn.
- No przecież mówię. Coś dla was.- przytaknął.- Zachowujecie się jak takie dzieci. Nic do was nie dociera i wszystko trzeba dokładnie tłumaczyć. Zastanówcie się trochę. Chcecie być postrzegani jako takie dzieci?- spytał, przeskakując wzrokiem z Rossa na mnie.
- Nie.- rzekliśmy jednocześnie.
- To pierwszy i ostatni taki przypadek, kiedy wam daruję.- powiedział Kevin, odsuwając się lekko od biurka.
- Zrozumiałem.- odezwał się Ross.
Ja za to nie odpowiedziałem.
- Ross, możesz już wyjść. Nate, zostań.- blondyn popatrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Był pewnie przekonany, że zostanę wyrzucony. Też miałem takie przypuszczenia.
Chłopak wyszedł z gabinetu.
Kevin popatrzył na mnie.
- I po co ci to?- spytał.
- On jest niezwykle irytujący.- odpowiedziałem.
- Ale to nie znaczy, że powinieneś mu z tego powodu dawać z pięści w twarz!- oburzył się mężczyzna.- Gdybym ja tak robił z każdym, kto mnie irytuje, połowa składu miałaby zęby, które wyznają zasadę "co drugi wystąp".
Zaśmiałem się mimowolnie.
- Nigdy cię ten blondas nie zirytował?- zdziwiłem się.
- Do dzisiaj, nie. Spróbuj zrozumieć, że skład Austina i Ally to skład najnormalniejszy z tych wszystkich. Ta czwórka jest naprawdę świetna! To są zwykli ludzie.
- Jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Ta Laura strasznie się wywyższa. Jest okropnie zadufana w sobie.- sam nie wiem, dlaczego zacząłem tak pleść, ale nie potrafiłem się zamknąć.
Wtem usłyszałem jakiś dźwięk.
Laura stała w drzwiach, ściskając klamkę z całych sił. Do twarzy napłynęła jej krew, usta były ściśnięte, a w oczach błyszczała furia i złość.
- Chciałam być miła, być może się z tobą zaprzyjaźnić. Być twoją koleżanką. Po raz kolejny zawiodłam się na człowieku. Tracę wiarę w ludzkość. A ty, uwierz lub nie, masz przerąbane.- powiedziała z wściekłością i wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami z całej siły.
Kevin zaczął rysować kółka palcem na biurku.
- Widzisz?- spytałem.- To jest psycholka.
- Masz przerąbane.- powtórzył Kevin.- Laura jest fantastyczną osobą, ale też ma przeszłość dość dziwną i... Jej się nie zalazi za skórę. Wszyscy ją lubimy. Ale znamy jej przeszłość i wiemy, jakich tematów nie poruszać.
- Jakich?- zapytałem.
- Nie mogę ci powiedzieć bez jej zgody.- rzekł cicho.- Ale porozmawiajmy o tobie. Nathan, przyjąłem cię z pełną świadomością, do czego jesteś zdolny. Co potrafisz zrobić. Co mógłbyś komuś zrobić. Jednocześnie zaufałem temu, że wielu ludzi zapewniało, że zmieniłeś się, że zmądrzałeś. Patrząc na twoje dzisiejsze zachowanie, nie jestem tego do końca pewien.- skrzywił się.
- Ja... Nie wiem, ci powiedzieć.- odezwałem się.- Kevin, jestem ci niezmiernie wdzięczny. Zrobiłeś dla mnie coś dobrego. Jako jeden z nielicznych. Dałeś mi szansę.
- A mimo to, ty nie chcesz dać szansy Laurze.- przerwał mi.
- Ona za bardzo przypomina mi moją byłą dziewczynę. Jest jak druga ona. Nie mógłbym się przyjaźnić z kimś takim.- wyjaśniłem.
- Trzeba było tak od razu. Mimo to, staraj się z nią nie kłócić.- powiedział z uśmiechem, który był formą życzenia mi powodzenia. Zresztą, przyda mi się.
Mężczyzna przestał rysować okręgi na blacie i wstał.
- Za chwilę nagrywamy pierwsze sceny, chodźmy.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie przez nie.
Zeszliśmy do sekcji A, gdzie wszyscy oczekiwali już tylko na mnie i Kevina.
Laura stała w kącie, w jej oczach płonął żywy ogień, a pięści była ściśnięte tak mocno, że aż kłykcie jej pobielały.
Ross stał trochę dalej, przykładając do oka, w które mu przyłożyłem torebkę z lodem. Popatrzył na mnie zdziwiony. No tak, już powinienem wylecieć...
Uśmiechnąłem się do niego niemrawo i skierowałem się do swego stanowiska przy kamerach.
Laura i Ross weszli na plan. Stanęli w wyznaczonych przez starszego reżysera, Paula, miejscu.
Byli zwróceni do siebie twarzami.
- Iii... Akcja!- krzyknął Paul i zasiadł przed miniaturowym "spojrzeniem na całość".
Blondyn i brunetka zaczęli swą grę.
- Za jeden pocałunek. Za każdy taniec w deszczu. Za każde przytulenie. Za jedną łzę szczęścia. Za jedną łzę smutku. Za każdy wspólny oddech. Za każde słowo. Bo za to wszystko cię kocham. Nie mam innego wyjścia. Jesteś idealna, tak piękna i dobra. Nie ma w tobie zła. Żadnej skazy. Jesteś dla mnie jak powietrze. Jak woda. Jak słońce. Wywołujesz spazmy w moim sercu. I może to cholernie ckliwe, ale nawet jeśli byś teraz ze mną zerwała, porzuciła mnie, nie odezwała się już do mnie słowem, moja miłość do ciebie nie zniknie. Jesteś światłem dla mnie. I brzmię pewnie jak baran...- zamilknął.
- Austin.- spojrzał na Laurę dziwnie spokojnie.- To najpiękniejsze, co usłyszałam. Jest mi wstyd, ale nie umiem tak pięknie ubrać w słowa swych uczuć. Jesteś dla mnie ważny. Ja cię kocham tak mocno, że gdyby to było możliwe, nie puściłabym cię już nigdy.- chwyciła jego dłoń i zaczęła malować na niej kręgi. Pocałowała delikatnie wszystkie opuszki palców.
- Nie puszczaj.- rzekł.- Już nigdy.
- Nigdy.- pocałowała go prosto w usta.
Laura tak mocno przypominała mi Alex, że to ją tam zobaczyłem. Alex całującą się z Rossem.
Poczułem wściekłość. Furię. Złość. Ochotę, żeby w coś uderzyć. Jednak obiecałem Kevinowi, że nie tknę już Lyncha.
Zerwałem się więc z miejsca i bezceremonialnie wyszedłem z sali.
Nikt za mną nie biegł. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Siadłem pod wierzbą i zacząłem myśleć.
Laura w stu procentach jest taka, jak reszta. A mimo to, coś mnie do niej ciągnęło. Była taka jak Alex. Zwinna, szczupła i wykwintna na swój sposób. Elegancka, ale zarazem wyluzowana. Modna, ale jednak widać było, że nikogo nie naśladuje. Miała takie śliczne brązowe oczy. Co prawda, Alex była blondynką, ale twarze miały niemal takie same.
Nie podobało mi się to.
Chciałem pracować w tym studiu, by zapomnieć o Alex i nagle pojawia się byle dziewczyna, a ja miałbym się poddać?
Nie w tym życiu. Pozostało mi tylko nie zwracać na nią uwagi i zająć się swoją pracą.
Która polega na gapieniu się na aktorkę.
Och, wspaniale.
Nagle zadzwonił mój telefon. Na jego wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Lacey z naszego wypadu na Hawaje.
- No co tam siostrzyczko?- zapytałem, odbierając telefon.
- Nate, pomóż.- szepnęła dziewczyna do słuchawki.
- Co się dzieje?- zdenerwowałem się.- Gdzie jesteś?
- W domu, przyjeżdżaj szybko.- rzekła i rozłączyła się.
Szybko pobiegłem do studia i wyjaśniłem pokrótce Kevinowi, o co chodzi. Już miałem bieg na nogach, gdy mężczyzna zaproponował mi, że mnie podjedzie. Bez namysłu zgodziłem się, liczyły się przecież sekundy. Moja kochana siostra jest w niebezpieczeństwie.
Po 6 minutach wyjechaliśmy na podjazd domu. Cały ten czas okropnie mi się dłużył.
Wyskoczyłem z samochodu.
Jeden oddech, drugi oddech...
Trzy kroki, cztery, pięć...
Liczyłem po cichu, to zawsze pomagało mi się opanować.
Otworzyłem drzwi i zająłem pozycję obronną. Zacząłem rozglądać się po całym domu. Stawiałem kroki ciche i uważne. Skuliłem się za sofą, gdy usłyszałem jakiś dźwięk.
- Gdzie on to trzyma?- wrzasnął jakiś ostry głos.
- Nie wiem.- zapiszczał cienki głosik mojej młodszej siostry.
To na mnie zadziałało, jak czerwona płachta na byka.
Podniosłem się i skierowałem do kuchni, skąd dochodziły odgłosy.
Stanąłem w drzwiach. Ujrzałem Lacey przywiązaną do krzesła i wielkiego ogra o czarnych, krótko przystrzyżonych włosach, w czarnych spodniach i białej koszulce, która ściśle opinała jego mięśnie. Przyłożyłem palec do ust, by dać jej znak, aby się nie odzywała i nie patrzyła w moją stronę. Ona nieznacznie poruszyła oczami i już więcej nie spojrzała w moją stronę. Na szyi miał tatuaż gwiazdy. I wtedy zorientowałem się dla kogo pracuje.
- Hej, Ivan.- odezwałem się, jednocześnie rzucając mu się na plecy.
Ten, zbyt zaskoczony, nie zareagował.
Unieruchomiłem jego ramiona i wykręciłem je do tyłu, wybijając mu przy tym kolano w kręgosłup. Syknął głośno i chwycił moje ręce. Ścisnął je i lekko wykręcił. Za długo mnie szkolono, by taki chwyt zadziałam. Szybko uwolniłem dłonie, kopiąc go w plecy tak mocno, że poluzował ucisk i upadł. Szybko wstał i popatrzył na mnie gniewnie.
- Nate, oddaj mi tylko to, po co tu przyszedłem, a ja i reszta raz na zawsze damy ci spokój.- mimo, że ton jego głosu był spokojny, oczy bardziej mnie interesowały. To z nich można było dużo więcej wyczytać.
- Tak, jasne. Kiedy kazaliście mi to wziąć, też tak mówiliście. Teraz wam to jest potrzebne, więc po raz kolejny jeden z was przylazł tu, by wcisnąć mi kit.
Dłonie mężczyzny zadrgały lekko. Ciało napięło się, jakby jego właściciel chciał mnie zaatakować. Nie zdziwiło mnie to, że już po trzech sekundach po prostu rzucił się na mnie. Czekałem do odpowiedniej chwili. Ivan nacierał na mnie. W pewnym momencie uznałem, że już czas, toteż odsunąłem się, a mężczyzna wpadł na kuchenną wysepkę.
- Szkolono mnie lepiej, niż ciebie, jak widzę. Powinieneś to przewidzieć.- mówiłem do bezwładnego ciała. Skrępowałem Ivana liną i poprosiłem Lacey, by wezwała policję.
Sam zostałem przy nim. Chwyciłem z blatu kuchennego karteczkę i długopis. Szybko napisałem to, co zamierzałem im przekazać i wsadziłem Ivanowi do kieszeni. Byłem pewien, że go przechwycą od policji.
Nagle z drugiej kieszeni w jego spodniach wypadł jakiś papier.
Rozwinąłem go i zacząłem czytać.
"Nathan to
ma. Jest w jego domu. Kiedy ostatni raz u niego byłam, nie zdążyłam
sprawdzić, gdzie dokładnie. Spytajcie tej małej. Ona powinna
wiedzieć.
Alex"
Alex"
Zgniotłem
papierek. Wsadziłem sobie do kieszeni kurtki i zamknąłem ją na
suwak.
Policja przyjechała. Zabrała mężczyznę, funkcjonariusze zadali kilka pytań i odjechali.
Siedziałem na krześle i patrzyłem przez okno.
- Czego oni chcieli?- spytała Lacey, wchodząc do kuchni.
- Nie wiem.- odparłem krótko.
- Kłamiesz. Inaczej po co wkładałbyś mu do kieszeni ten liścik?- zapytała.
- Lacey, ja...- zacząłem.
- Co było na tym papierze, który wsadziłeś do kurtki?- wskazała palcem na moją skórzaną katanę.
- Alex była ich szpiegiem. To kolejny cios. Nie kochała mnie. Zwiodła. Zdradziła. A teraz się jeszcze dowiedziałem, że tylko szpiegowała.- rzekłem.
- Nate, tak mi przykro...- powiedziała blondynka, łapiąc mnie za rękę.
Miała tylko 15 lat. Była niewinna, słodka i taka śliczna.
- Na tamtej kartce napisałem im tylko, że już tego nie mam.- odpowiedziałem na wcześniejsze pytanie.
- Nie masz czego?- dociekała wyraźnie zainteresowana.
Nie mogłem dłużej tego ukrywać.
Westchnąłem.
- Chipu.- wyznałem.
Policja przyjechała. Zabrała mężczyznę, funkcjonariusze zadali kilka pytań i odjechali.
Siedziałem na krześle i patrzyłem przez okno.
- Czego oni chcieli?- spytała Lacey, wchodząc do kuchni.
- Nie wiem.- odparłem krótko.
- Kłamiesz. Inaczej po co wkładałbyś mu do kieszeni ten liścik?- zapytała.
- Lacey, ja...- zacząłem.
- Co było na tym papierze, który wsadziłeś do kurtki?- wskazała palcem na moją skórzaną katanę.
- Alex była ich szpiegiem. To kolejny cios. Nie kochała mnie. Zwiodła. Zdradziła. A teraz się jeszcze dowiedziałem, że tylko szpiegowała.- rzekłem.
- Nate, tak mi przykro...- powiedziała blondynka, łapiąc mnie za rękę.
Miała tylko 15 lat. Była niewinna, słodka i taka śliczna.
- Na tamtej kartce napisałem im tylko, że już tego nie mam.- odpowiedziałem na wcześniejsze pytanie.
- Nie masz czego?- dociekała wyraźnie zainteresowana.
Nie mogłem dłużej tego ukrywać.
Westchnąłem.
- Chipu.- wyznałem.
*perspektywa
Laury*
Po tym, jak Kevin
wybiegł za tym idiotą, ja z Rossem zasiedliśmy przy nimi barze z
napojami. Wyjęłam z lodówki dla siebie ice tea, a dla blondyna
sprite. Usiadłam na krześle obok niego i wpatrywałam się w jego
zaciśnięte usta, wbijając palce w puszkę.
- Ross... Co to miało być?- spytałam bez ogródek.
- On naprawdę działa mi na nerwy. A na dodatek ty chyba na niego lecisz.- rzekł.
- To, że ktoś cię irytuje, nie znaczy, że masz się z nim bić. To po pierwsze. A po drugie, nie lecę na niego. Jestem z tobą. On uważa mnie za egoistkę i wariatkę, nie ma co z takim się zadawać.- wyparowałam zniesmaczona.
- Czyli utrzymujesz, że nic, a nic do niego nie czujesz?- spytał dla pewności.
- Jedyne, co do niego czuję, to odraza.- to kłamstwo naprawdę wiele mnie kosztowało.
Nate był naprawdę okropny, mówiąc tak o mnie. Ale coś mi mówiło, że on tak nie myśli. Albo to po prostu to, że ja naprawdę wierzyłam, że on mnie lubi, bo bardzo tego chciałam.
- No dobrze, kochanie.- wrócił mój Ross.- Dziś chyba wyjdę gdzieś z Calumem. Ty zabaw się z Raini.- zaśmiał się.
- To chyba dobry pomysł. Jeszcze jedna taka noc i się uzależnię.- również wybuchnęłam śmiechem.
- Musimy to powtórzyć.- zamruczał Ross, delikatnie gładząc ustami moją szyję.
- Em... Ross?
- Tak?- zapytał.
- Ludzie się gapią.- rzekłam spokojnie. Mimo, że to było tak przyjemne, odepchnęłam go i tylko pocałowałam w usta. Obdarzyłam go kokieteryjnym spojrzeniem i odeszłam.
Raini wcześniej pojechała do domu z racji tego, że zwyczajnie nie miała nic do roboty. Wystukałam szybko SMS-a z pytaniem, czy gdzieś wyjdziemy wieczorem.
Wyszłam z budynku, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
Wyjęłam słuchawki z torby i podpięłam do telefonu. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę, "Get Down" Jamesa Arthura i spokojnym tempem szłam ulicą obok parku. Dzieci wesoło skakały po trawie, psy biegały za piłkami, a szczęśliwe pary przechadzały się alejkami. Westchnęłam lekko i szłam dalej. Nuciłam sobie pod nosem, gdy nagle poczułam, że coś we mnie uderzyło. Upadłam na ziemię. Syknęłam lekko.
- O jeju, tak cię przepraszam!- powiedziała ze skruchą dziewczyna, która na mnie wpadła. Podała mi rękę i pomogła wstać.
Otrzepałam się z liści drzewa, pod którym akurat stałyśmy.
- Nic się nie stało.- rzekłam uprzejmie. Dopiero teraz jej się przyjrzałam. Wyglądała na mniej więcej 24, może 25 lat, miała blond włosy do ramion i wielkie piwne oczy. Była dość wysoka i okropnie wręcz szczupła. Miała na sobie krótkie czarne spodenki, a do tego kolorową, wzorzystą dłuższą bokserkę i czarne sandałki na nogach.
- Jestem Amy.- uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła dłoń.
- Laura.- odwzajemniłam jej gest.
- Gdzie idziesz?- zapytała.
- Na Beverly... Idę do domu.- odparłam lekko.
- Też mieszkam na Beverly. Od całkiem niedawna.- powiedziała.
- Możemy iść razem.- zaproponowałam.- Jeżeli oczywiście idziesz do domu.
- Tak.- jej śmiech był taki melodyjny.- Jeszcze nie całkiem się tu orientuje.- skrzywdziła się.
- Mogę cię trochę oprowadzić. Jeśli chcesz, wieczorem wychodzę z przyjaciółką na miasto, możesz do nas dołączyć.- powiedziałam, idąc obok niej.
- Byłoby świetnie, ale dziś mam spotkanie z wytwórnią i nie bardzo dam radę.
- To kiedy indziej.- uśmiechnęłam się do niej.
- Dobrze.
Szłyśmy, zatopione w rozmowie, aż dotarłyśmy pod mój dom.
Okazało się, że mieszkamy dosłownie dom w dom, bo kolejny od niedawna należał do niej i jej przyjaciela, Nick'a.
Rozeszłyśmy się.
Weszłam do domu, zdjęłam buty i szybko pognałam do swojego pokoju. Wtedy zauważyłam, że dostałam wiadomość. Było to tylko potwierdzenie od Raini, że z chęcią wyjdzie z domu.
Do spotkania zostały mi dwie godziny.
Dawno już nie rozmawiałam z tatą. Praktycznie cały czas pracuje on, albo ja i często się po prostu mijamy. Poszłam do jego gabinetu. Nie zastałam go tam, więc skierowałam się do jego sypialni. Leżał na łóżku z laptopem na kolanach.
- Hej tatku.- powiedziałam, siadając na skraju łóżka.
- Witaj córeczko.- odparł zmęczonym głosem.- Jak tam praca?
- Ciężka. Ale widzę, że jesteś równie zmęczony, co ja.
- Po prostu jakaś grypa mnie złapała...
- Późnym latem? W LA?- zdziwiłam się.
- Wszystko jest możliwe.- wzruszył ramionami i popatrzył w okno.- Brakuje mi twojej matki...
- Nie tylko tobie... Ale nie można żyć przeszłością.
- To wszystko, co cię spotkało, to moja wina. Gdybym bardziej o ciebie dbał...- zaczął mówić.
- To ty mnie wychowałeś. A tego nie dało się uniknąć.
- Jesteś z Rossem?- spytał.
- Tak.- odparłam krótko.
- Wiesz, że nie powinnaś, prawda?
- I to doskonale. Ale nie mogę przestać go kochać tak po prostu.- wyjaśniłam.
- Wiem, kochanie. Zawsze lubiłem Rossa, ale to przez niego to wszystko ci się przydarzyło.- zasępił się.
- Jesteś okropnie blady. Może wezwę lekarza?- spytałam zaniepokojona.
- Wszystko będzie dobrze.- uspokoił mnie.- Wyjdź z Raini gdzieś i niczym się nie martw.
- No dobrze.- przystałam na to, choć byłam gotowa odwołać wypad na miasto.
- Baw się dobrze kochana.
Podeszłam do niego i ucałowałam w policzek.
- Pa, tatku.
I wyszłam z jego pokoju.
Szybko przebrałam się w ugrzecznioną wersję krótkiej, skórzanej spódniczki, czarne rajstopy, luźną białą bluzkę z rękawami trzy czwarte, zwisającej z jednego ramienia i wysokie czarne szpilki. Wzięłam z szafy kopertówkę, do której włożyłam telefon, portfel, klucze i błyszczyk. Włosy lekko uniosłam u nasady, a na nadgarstek założyłam bransoletkę z ćwiekami.
W holu narzuciłam na siebie jeszcze lekką kurteczkę i wyszłam.
Raini stała na podjeździe.
Kiedy mnie zobaczyła, aż rozszerzyły jej się źrenice
- Jak ty zabójczo wyglądasz!- skompletowała mój strój.
Zlustrowałam jej ubranie. W błękitnej sukience do kolana wyglądała świetnie.
- Ty też!- powiedziałam, zaśmiałyśmy się i razem poszłyśmy w stronę centrum.
Wybrałyśmy moją ulubioną restaurację, czyli "Błękitną Lagunę", pod którą po raz pierwszy pocałowałam Rossa. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
W restauracji było karaoke, więc miałybyśmy w razie nudy coś do roboty.
Zasiadłyśmy przy stoliku, gdy nagle usłyszałam znajomy śmiech. Dwa stoliki dalej siedziała czwórka nastolatków. A wśród nich Rydel. Śmiała się, gdy nagle mnie zauważyła.
- O mój Boże, Laura.- rzekła, lekko zdziwiona. Wstała od stołu i podeszła do nas.- Hej, dziewczyny, może chcecie do nas dołączyć?- wskazała na stolik, przy którym uprzednio siedziała.
Wśród towarzystwa napotkałam wzrok Nate'a.
Patrzył na mnie. I to tak nachalnie, że aż ja sama opuściłam swój.
- Chyba podziękuję.- rzekłam.
- Oj, no weź, Laura! Musisz poznać Aarona! Jest świetny!- zaczęła jęczeć blondynka.
- Co nam szkodzi?- spytała Raini.
- Właśnie, co wam szkodzi?
- Tam jest Nate.- wyparowałam, zaciskając dłonie na piersiach.
- Staw czoło temu ciołkowi, a nie unikaj go.- poradziła mi ciemnowłosa.
- Ehh... No dobra.- zgodziłam się i wstałam od stołu.
Rydel zaprowadziła nas do stolika, przy którym siedziała trójka chłopaków.
- Aaron, Rhydian, to są Laura i Raini. A to są Aaron i Rhydian.- wskazała kolejno na obu. Jeden wyglądał na jakieś 14 lat, a drugi pewnie był w wieku Delly. Na sto procent byli rodzeństwem. Tylko co z nimi miał wspólnego Nate?- A to Nate, przyjaciel Aarona.- blondynka, jakby czytając mi w myślach, wyjaśniła.
Obaj bruneci szeroko się do nas uśmiechnęli, blondyn nawet nie uraczył mnie spojrzeniem.
- Na planie ostra, a teraz grzeczniutka, co?- spytał oschle Nate.
- Co proszę?- zmarszczyłam nos.- Jeśli masz mu coś do powiedzenia, popatrz mi w oczy i to wywal.
- Jesteś dziwna.- powiedział, patrząc na mnie.- Raz udajesz ostrą, ale tak naprawdę jesteś grzeczna i potulna. Nie lubię takich.
- Nikt ci nie każe mnie lubić.- syknęłam.
- Ross... Co to miało być?- spytałam bez ogródek.
- On naprawdę działa mi na nerwy. A na dodatek ty chyba na niego lecisz.- rzekł.
- To, że ktoś cię irytuje, nie znaczy, że masz się z nim bić. To po pierwsze. A po drugie, nie lecę na niego. Jestem z tobą. On uważa mnie za egoistkę i wariatkę, nie ma co z takim się zadawać.- wyparowałam zniesmaczona.
- Czyli utrzymujesz, że nic, a nic do niego nie czujesz?- spytał dla pewności.
- Jedyne, co do niego czuję, to odraza.- to kłamstwo naprawdę wiele mnie kosztowało.
Nate był naprawdę okropny, mówiąc tak o mnie. Ale coś mi mówiło, że on tak nie myśli. Albo to po prostu to, że ja naprawdę wierzyłam, że on mnie lubi, bo bardzo tego chciałam.
- No dobrze, kochanie.- wrócił mój Ross.- Dziś chyba wyjdę gdzieś z Calumem. Ty zabaw się z Raini.- zaśmiał się.
- To chyba dobry pomysł. Jeszcze jedna taka noc i się uzależnię.- również wybuchnęłam śmiechem.
- Musimy to powtórzyć.- zamruczał Ross, delikatnie gładząc ustami moją szyję.
- Em... Ross?
- Tak?- zapytał.
- Ludzie się gapią.- rzekłam spokojnie. Mimo, że to było tak przyjemne, odepchnęłam go i tylko pocałowałam w usta. Obdarzyłam go kokieteryjnym spojrzeniem i odeszłam.
Raini wcześniej pojechała do domu z racji tego, że zwyczajnie nie miała nic do roboty. Wystukałam szybko SMS-a z pytaniem, czy gdzieś wyjdziemy wieczorem.
Wyszłam z budynku, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
Wyjęłam słuchawki z torby i podpięłam do telefonu. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę, "Get Down" Jamesa Arthura i spokojnym tempem szłam ulicą obok parku. Dzieci wesoło skakały po trawie, psy biegały za piłkami, a szczęśliwe pary przechadzały się alejkami. Westchnęłam lekko i szłam dalej. Nuciłam sobie pod nosem, gdy nagle poczułam, że coś we mnie uderzyło. Upadłam na ziemię. Syknęłam lekko.
- O jeju, tak cię przepraszam!- powiedziała ze skruchą dziewczyna, która na mnie wpadła. Podała mi rękę i pomogła wstać.
Otrzepałam się z liści drzewa, pod którym akurat stałyśmy.
- Nic się nie stało.- rzekłam uprzejmie. Dopiero teraz jej się przyjrzałam. Wyglądała na mniej więcej 24, może 25 lat, miała blond włosy do ramion i wielkie piwne oczy. Była dość wysoka i okropnie wręcz szczupła. Miała na sobie krótkie czarne spodenki, a do tego kolorową, wzorzystą dłuższą bokserkę i czarne sandałki na nogach.
- Jestem Amy.- uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła dłoń.
- Laura.- odwzajemniłam jej gest.
- Gdzie idziesz?- zapytała.
- Na Beverly... Idę do domu.- odparłam lekko.
- Też mieszkam na Beverly. Od całkiem niedawna.- powiedziała.
- Możemy iść razem.- zaproponowałam.- Jeżeli oczywiście idziesz do domu.
- Tak.- jej śmiech był taki melodyjny.- Jeszcze nie całkiem się tu orientuje.- skrzywdziła się.
- Mogę cię trochę oprowadzić. Jeśli chcesz, wieczorem wychodzę z przyjaciółką na miasto, możesz do nas dołączyć.- powiedziałam, idąc obok niej.
- Byłoby świetnie, ale dziś mam spotkanie z wytwórnią i nie bardzo dam radę.
- To kiedy indziej.- uśmiechnęłam się do niej.
- Dobrze.
Szłyśmy, zatopione w rozmowie, aż dotarłyśmy pod mój dom.
Okazało się, że mieszkamy dosłownie dom w dom, bo kolejny od niedawna należał do niej i jej przyjaciela, Nick'a.
Rozeszłyśmy się.
Weszłam do domu, zdjęłam buty i szybko pognałam do swojego pokoju. Wtedy zauważyłam, że dostałam wiadomość. Było to tylko potwierdzenie od Raini, że z chęcią wyjdzie z domu.
Do spotkania zostały mi dwie godziny.
Dawno już nie rozmawiałam z tatą. Praktycznie cały czas pracuje on, albo ja i często się po prostu mijamy. Poszłam do jego gabinetu. Nie zastałam go tam, więc skierowałam się do jego sypialni. Leżał na łóżku z laptopem na kolanach.
- Hej tatku.- powiedziałam, siadając na skraju łóżka.
- Witaj córeczko.- odparł zmęczonym głosem.- Jak tam praca?
- Ciężka. Ale widzę, że jesteś równie zmęczony, co ja.
- Po prostu jakaś grypa mnie złapała...
- Późnym latem? W LA?- zdziwiłam się.
- Wszystko jest możliwe.- wzruszył ramionami i popatrzył w okno.- Brakuje mi twojej matki...
- Nie tylko tobie... Ale nie można żyć przeszłością.
- To wszystko, co cię spotkało, to moja wina. Gdybym bardziej o ciebie dbał...- zaczął mówić.
- To ty mnie wychowałeś. A tego nie dało się uniknąć.
- Jesteś z Rossem?- spytał.
- Tak.- odparłam krótko.
- Wiesz, że nie powinnaś, prawda?
- I to doskonale. Ale nie mogę przestać go kochać tak po prostu.- wyjaśniłam.
- Wiem, kochanie. Zawsze lubiłem Rossa, ale to przez niego to wszystko ci się przydarzyło.- zasępił się.
- Jesteś okropnie blady. Może wezwę lekarza?- spytałam zaniepokojona.
- Wszystko będzie dobrze.- uspokoił mnie.- Wyjdź z Raini gdzieś i niczym się nie martw.
- No dobrze.- przystałam na to, choć byłam gotowa odwołać wypad na miasto.
- Baw się dobrze kochana.
Podeszłam do niego i ucałowałam w policzek.
- Pa, tatku.
I wyszłam z jego pokoju.
Szybko przebrałam się w ugrzecznioną wersję krótkiej, skórzanej spódniczki, czarne rajstopy, luźną białą bluzkę z rękawami trzy czwarte, zwisającej z jednego ramienia i wysokie czarne szpilki. Wzięłam z szafy kopertówkę, do której włożyłam telefon, portfel, klucze i błyszczyk. Włosy lekko uniosłam u nasady, a na nadgarstek założyłam bransoletkę z ćwiekami.
W holu narzuciłam na siebie jeszcze lekką kurteczkę i wyszłam.
Raini stała na podjeździe.
Kiedy mnie zobaczyła, aż rozszerzyły jej się źrenice
- Jak ty zabójczo wyglądasz!- skompletowała mój strój.
Zlustrowałam jej ubranie. W błękitnej sukience do kolana wyglądała świetnie.
- Ty też!- powiedziałam, zaśmiałyśmy się i razem poszłyśmy w stronę centrum.
Wybrałyśmy moją ulubioną restaurację, czyli "Błękitną Lagunę", pod którą po raz pierwszy pocałowałam Rossa. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
W restauracji było karaoke, więc miałybyśmy w razie nudy coś do roboty.
Zasiadłyśmy przy stoliku, gdy nagle usłyszałam znajomy śmiech. Dwa stoliki dalej siedziała czwórka nastolatków. A wśród nich Rydel. Śmiała się, gdy nagle mnie zauważyła.
- O mój Boże, Laura.- rzekła, lekko zdziwiona. Wstała od stołu i podeszła do nas.- Hej, dziewczyny, może chcecie do nas dołączyć?- wskazała na stolik, przy którym uprzednio siedziała.
Wśród towarzystwa napotkałam wzrok Nate'a.
Patrzył na mnie. I to tak nachalnie, że aż ja sama opuściłam swój.
- Chyba podziękuję.- rzekłam.
- Oj, no weź, Laura! Musisz poznać Aarona! Jest świetny!- zaczęła jęczeć blondynka.
- Co nam szkodzi?- spytała Raini.
- Właśnie, co wam szkodzi?
- Tam jest Nate.- wyparowałam, zaciskając dłonie na piersiach.
- Staw czoło temu ciołkowi, a nie unikaj go.- poradziła mi ciemnowłosa.
- Ehh... No dobra.- zgodziłam się i wstałam od stołu.
Rydel zaprowadziła nas do stolika, przy którym siedziała trójka chłopaków.
- Aaron, Rhydian, to są Laura i Raini. A to są Aaron i Rhydian.- wskazała kolejno na obu. Jeden wyglądał na jakieś 14 lat, a drugi pewnie był w wieku Delly. Na sto procent byli rodzeństwem. Tylko co z nimi miał wspólnego Nate?- A to Nate, przyjaciel Aarona.- blondynka, jakby czytając mi w myślach, wyjaśniła.
Obaj bruneci szeroko się do nas uśmiechnęli, blondyn nawet nie uraczył mnie spojrzeniem.
- Na planie ostra, a teraz grzeczniutka, co?- spytał oschle Nate.
- Co proszę?- zmarszczyłam nos.- Jeśli masz mu coś do powiedzenia, popatrz mi w oczy i to wywal.
- Jesteś dziwna.- powiedział, patrząc na mnie.- Raz udajesz ostrą, ale tak naprawdę jesteś grzeczna i potulna. Nie lubię takich.
- Nikt ci nie każe mnie lubić.- syknęłam.
*perspektywa
narratora*
- I nie
zamierzam.- wyparował Nate z całym jadem, jaki w sobie miał.
- Nie powinieneś mówić, że jest grzeczniutka.- pokręciła głową Raini.
Wtem odezwał się,jakby na czyjeś życzenie, DJ:
- Jest ktoś chętny do karaoke? Zapraszam.
Laura wstała z krzesła.
- Ja.- powiedziała i weszła na podwyższenie.
- Co chcesz zaśpiewać?- spytał.
Szepnęła mu tylko do ucha tytuł, a ten uśmiechnął się szeroko, po czym zaczął grzebać w swoim sprzęcie.
Kilkanaście sekund później z głośników poleciała melodia.
Dziewczyna wzięła od DJ-a mikrofon i zaczęła spacerować po scenie.
- Nie powinieneś mówić, że jest grzeczniutka.- pokręciła głową Raini.
Wtem odezwał się,jakby na czyjeś życzenie, DJ:
- Jest ktoś chętny do karaoke? Zapraszam.
Laura wstała z krzesła.
- Ja.- powiedziała i weszła na podwyższenie.
- Co chcesz zaśpiewać?- spytał.
Szepnęła mu tylko do ucha tytuł, a ten uśmiechnął się szeroko, po czym zaczął grzebać w swoim sprzęcie.
Kilkanaście sekund później z głośników poleciała melodia.
Dziewczyna wzięła od DJ-a mikrofon i zaczęła spacerować po scenie.
I speak my mom
and I don't care
Express myself
with the devil's dare.
I tell You, 'Cause I'm no angel.
I tell You, 'Cause I'm no angel.
Play with me -
You play with fire,
'Cause I should calm with the warmless arm
Oh baby, I'm no angel.
'Cause I should calm with the warmless arm
Oh baby, I'm no angel.
I didn't want
be a daddy's girl.
I played that part for too long.
I've never wanted to be that way.
I played that part for too long.
I've never wanted to be that way.
I just wanna
have fun!
Who's a bad
girl now?
Who's a bad girl now?
Who's a bad girl now?
Who's a bad girl now?
Who's a bad girl now?
I'm such a bad, bad girl.
I speak my mom
and I don't care.
I live my life like a milionaire.
I owned it and I control it.
I live my life like a milionaire.
I owned it and I control it.
A girl like me
will take You all.
Just beware I'll get what I'll want.
Just beware I'll get what I'll want.
I
tell You, I'm not angel.
I didn't want
be a daddy's girl.
I played that part for too long.
I've never wanted to be that way.
I played that part for too long.
I've never wanted to be that way.
I just wanna
have fun!
Who's a bad
girl now?
I'm such a bad, bad girl.
Who's a bad girl now?
I'm such a bad, bad girl.
I'm such a bad, bad girl.
Who's a bad girl now?
I'm such a bad, bad girl.
Who's a bad
girl now?
I'm such a bad, bad girl.
Who's a bad girl now?
I'm such a bad, bad girl.
I'm such a bad, bad girl.
Who's a bad girl now?
I'm such a bad, bad girl.
Who's a bad
girl now?**
Te
ostatnie słowa śpiewała, stojąc niedaleko Nate'a, patrząc prosto
w jego oczy.
Z triumfem.
Chłopak zaniemówił. Nie potrafił na nią spojrzeć. Teraz już całkowicie przypominała mu Alex.
Oj, to nie może oznaczać nic dobrego.
Z triumfem.
Chłopak zaniemówił. Nie potrafił na nią spojrzeć. Teraz już całkowicie przypominała mu Alex.
Oj, to nie może oznaczać nic dobrego.
*perspektywa
Laury*
Poczułam się
całkowicie spełniona. Nagle zadzwonił mój telefon. Wydobyłam go
z torebki i odebrałam.
- Laura Marano przy telefonie?- spytał kobiecy głos po drugiej stronie.
- Tak.- odparłam.
- Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala, pan Marano jest w ciężkim stanie.- powiadomiła mnie kobieta.
- Dobrze.- rzekłam łamiącym się głosem.- Za chwilę będę.- dodałam i rozłączyłam się.
- Co się dzieje?- zapytała zaniepokojona Raini.
- Mój tata jest w szpitalu. Muszę do niego jechać. Ma któreś z was samochód?- zadałam pytanie roztrzęsiona już do końca.
- Aaron ma.- rzekła cicho Rydel.
Spojrzałam na chłopaka z nadzieją.
- Nie mogę jechać, piłem. Ale Nate może.- dodał.
- Co?- spytał blondyn wyrwany z kontekstu.
- Zawieziesz Laurę do szpitala.- rzekł władczo Aaron.
- A niby czemu ja?- oburzył się chłopak.
- Bo ja nie mogę! Mam alkohol we krwi.- wyjaśnił brunet i rzucił blondynowi kluczyki, podczas, gdy ja stałam i nie byłam w stanie się poruszyć.
------------------------
* I Want Crazy-Hunter Hayes /tłumaczenie z tekstowo.pl/
**Bad Girl- Dave James ft. Keith Beauvais
------------------------
Yo, kochani! :3
Rozdział jest, nareeszcie xD
Kazik miał zastój artystyczny ;C
Ale już jest ok :3
Rozdział dedykuję mojemu kochaniu, które wciąż mnie wspiera! <3 Refive, to dla Ciebie! :*
Nie mam chyba nic więcej do powiedzenia, aniżeli to, że zachęcam do komentowania! :*
Paa <3
~Kasia<3- Laura Marano przy telefonie?- spytał kobiecy głos po drugiej stronie.
- Tak.- odparłam.
- Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala, pan Marano jest w ciężkim stanie.- powiadomiła mnie kobieta.
- Dobrze.- rzekłam łamiącym się głosem.- Za chwilę będę.- dodałam i rozłączyłam się.
- Co się dzieje?- zapytała zaniepokojona Raini.
- Mój tata jest w szpitalu. Muszę do niego jechać. Ma któreś z was samochód?- zadałam pytanie roztrzęsiona już do końca.
- Aaron ma.- rzekła cicho Rydel.
Spojrzałam na chłopaka z nadzieją.
- Nie mogę jechać, piłem. Ale Nate może.- dodał.
- Co?- spytał blondyn wyrwany z kontekstu.
- Zawieziesz Laurę do szpitala.- rzekł władczo Aaron.
- A niby czemu ja?- oburzył się chłopak.
- Bo ja nie mogę! Mam alkohol we krwi.- wyjaśnił brunet i rzucił blondynowi kluczyki, podczas, gdy ja stałam i nie byłam w stanie się poruszyć.
------------------------
* I Want Crazy-Hunter Hayes /tłumaczenie z tekstowo.pl/
**Bad Girl- Dave James ft. Keith Beauvais
------------------------
Yo, kochani! :3
Rozdział jest, nareeszcie xD
Kazik miał zastój artystyczny ;C
Ale już jest ok :3
Rozdział dedykuję mojemu kochaniu, które wciąż mnie wspiera! <3 Refive, to dla Ciebie! :*
Nie mam chyba nic więcej do powiedzenia, aniżeli to, że zachęcam do komentowania! :*
Paa <3
Nate, Laura. Coś czuję, że zacznę wić nienawiścią do Laury niedługo :) Bo tego idioty od początku nie lubię :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;3
Czekam na nowy :D
cudo*_*
OdpowiedzUsuńWspaniały :)
OdpowiedzUsuńGenialny! Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D Baaardzo ciekawi mnie, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńRozdział jest po prostu genialny!!!!!
OdpowiedzUsuńDawaj szybko next:)
Boski!!! Pisz jak najszybciej następny, bo robi się ciekawie <33
OdpowiedzUsuńGenialny ! Kocham Twojego bloga <3 Możesz mi przypomnieć co się stało Lau przez Rossa ,przepraszam bo zapomniałam :c Czekam na next .
OdpowiedzUsuńi zjebałaś ;-; a myślałam, że nie zjebiesz mi zdania o Nathanie ._. on się zachowuje jak jakiś bachor (y) no ale dobra, może mi się zmieni potem xD świetny rozdział, ciekawi mnie co jest tacie Laury.
OdpowiedzUsuń