"Nie
wyobrażaj sobie zbyt wiele, to tylko spojrzenie - jutro zapomnę..."
Nigdy niczego mi nie
brakowało. Rodzina, a w niej miłość. Życie w dostatku, bo tata
miał świetną pracę. Rodzeństwo, jakiego inni mogliby mi
pozazdrościć. Modne ciuchy, fryzura idealna, styl i łagodne
usposobienie. Wysportowane ciało, gracja i talent. Może to
narcystyczne, ale tak mnie wychowano. W wierze, że mogę wszystko.
Przyjaciel, któremu można wszystko powiedzieć. Dziewczyny, mnóstwo
dziewczyn, a wszystkie zwracały zawsze na mnie uwagę. Inteligencja,
za którą kilkakrotnie zostałem odznaczony. Szybkość i siła.
Możliwość bycia najlepszym futbolistą w szkole. A po co to komu?
Mój ojciec zawsze uważał,
że pisane mi bycie sportowcem. Był tak daleki od prawdy, że to
niemal śmieszne.
Od zawsze chciałem być
artystą. I to nie byle jakim artystą.
Chciałem tworzyć dzieła.
Filmy.
Od momentu, w którym
dostałem swą pierwszą kamerę, nie rozstałem się z nią już
nigdy. Kręcenie filmów, które są skupiskiem ekspresji i kolorów
to coś, co kiedyś chcę osiągnąć.
Ale raczej nikt nie chce
słuchać historii mojego życia...
Przejdę do tego, co
najważniejsze.
Od zawsze toczyłem z ojcem
wojnę. On chciał, bym był sportowcem, a ja chciałem być
filmowcem. Częste kłótnie doprowadziły do rozłamu w rodzinie.
Mama zarządziła zbudowanie loftu dla mnie obok właściwego budynku
naszego domu. Tak więc, miałem tak jakby własne mieszkanie. Było
to wygodne, gdyż nikt mi nie przeszkadzał.
Z czasem starałem się
dostać do jakiejś firmy. Wreszcie nadarzyła się okazja. Studio
It's a Laugh Production szukało początkującego technika. Bez
namysłu wysłałem zgłoszenie. Przyjęto mnie. Wszystko wydawało
mi się idealne.
Ale każdy medal ma dwie
strony. Z czasem poznałem środowisko show biznesu. Ludzie w tym
świecie to poczwary, pragnące jedynie sławy i dla niej są gotowe
na wszystko. Większość to gwiazdeczki, które niczego nie potrafią
zrobić same. To strasznie irytujące, kiedy byle jaka dziewczyna z
syndromem wyższości rządzi tobą, jakbyś był służącym,
podczas, gdy to ona powinna słuchać. W większości przypadków
takie gwiazdunie się obrażają.
Chyba powinienem przejść
do sedna.
Kiedy już mnie przyjęto i
zacząłem poznawać ludzi z tamtego świata, powoli przekonywałem
się, że to nie dla mnie. Ale nie zamierzałem się poddać. Z
pogardą patrzyłem na te wszystkie malowane lale z toną tapety i
traciłem wiarę w dzisiejszy świat.
Akurat błądziłem po
planie serialu, na którym miałem pracować, gdy od tyłu ktoś mnie
zaczepił.
- Witaj.- zwrócił się do
mnie mężczyzna w niedługich ciemnobrązowych włosach.- Jestem
Kevin, a ty zapewne jesteś Nathan?
- Nate.- uśmiechnąłem się
lekko.- To ten plan? Bo jeszcze niezbyt się tutaj orientuję.-
rzekłem nieśmiało.
- Tak, sekcja A.- odparł
serdecznie.- Dziś poznasz obsadę, z którą będziesz pracować.-
oznajmił, prowadząc mnie do olbrzymich drzwi.
- Wspaniale.- mruknąłem
pod nosem tak, by mężczyzna mnie nie usłyszał.
Weszliśmy do ogromnej hali,
gdzie stały wszelkiego rodzaju kamery, mikrofony i konsole
oświetleniowe. W centrum znajdował się czteroczęściowy plan
serialu.
- To przecież jest plan
Austina i Ally.- zauważyłem.
- Otóż to.- przytaknął
Kevin.- Obecnie obsada ma przerwę, a my nieco zmieniamy wygląd.
Jednak specjalnie na twoje pojawienie się tutaj, zwołałem
wszystkich. Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzujesz.-
uśmiechnął się, a ja odwzajemniłem jego gest. Ruszyliśmy dalej.
Mijaliśmy kolejne części planu.- To twój sprzęt.- poklepał
dłonią wielkie ekrany komputerowe, kilka kamer i edytory.
Otworzyłem szeroko oczy.
Wszystko to wydawało mi się jak spełnienie snów. Dotknąłem
urządzeń i upewniłem się, że to nie sen.
Wtem otworzyły się drzwi.
I czar chwili prysł. Przez nie przeszli jakiś rudowłosy, blondyn i
brunetka. Ale miało być ich czterech.
- A gdzie Laura?- spytał
Kevin trójkę nastolatków.
- Spóźni się.- oznajmił
zmęczonym głosem blondyn.
- No nic, Nate, to są:
Calum, Raini i Ross.- wskazał kolejno na każdego.- Laura dotrze do
nas wkrótce.
- Jestem Nate.- niezręcznie
zamachałem dłonią, jakbym chciał zgłosić swą obecność.
- Wiemy.- rzekł chłodno
Ross.- Kevin przecież powiedział, jak masz na imię.
- Ross.- zwróciła mu uwagę
Raini.- Ogarnij się.- powiedziała, po czym dała mu sójkę w bok.
W momencie poczułem, że
atmosfera się zagęszcza. Niezręczność z tego wypływająca
zmusiła mnie do spuszczenia wzroku na buty. Rossa już nie lubię.
Zachowywał się jak kolejna gwiazdeczka tego dziwnego świata. Widać
było, że i on nie pała do mnie specjalną przyjaźnią.
Kevin przerwał ciszę.
- Może rozejdziemy się?
Kiedy Laura wreszcie się pojawi, poznasz ją, dobrze?- spytał.
- Jasne.- byłem mu
wdzięczny za to, że pozwolił już wyjść tej trójce.
Laura jednak się nie
pojawiła. Szczerze mówiąc, cieszyłem się z tego. Kolejna osoba
pokręcona, jak ten cały show biznes? Podziękuję...
- Musisz wybaczyć
Rossowi...- zaczął Kevin.- Chłopak ma mnóstwo problemów
ostatnio. Musi pilnować Laurę, a to nie lada wyczyn, bo dziewczyna
strasznie często ostatnimi czasy wpada w jakieś kłopoty.
- I tak go nie polubię.-
wzruszyłem ramionami.
- Jak wolisz.- zgodził się
mężczyzna.- Proszę tylko, byście się tutaj nie pozabijali.
Spojrzałem na niego
zdziwiony.
- Nate, znam twoją
przeszłość.- oznajmił.- To poważne studio, nie przyjmujemy tu
nikogo w ciemno.
- To dlaczego...?- nie
mogłem tego wydusić.
- Ze względu na twój
talent i umiejętności.- wyjaśnił brunet.- Postaraj się opanować,
dobrze?
Przez chwilę milczałem.
Skąd on o mnie to wszystko wie? Kto mu powiedział? Dlaczego
wszystko musi być przeciw mnie? Dlaczego nie mogę zacząć od nowa?
Ciągle ktoś mi przypomina, jaki byłem.
- Dobrze.- zgodziłem się,
maziając palcem po szybie okna, przy którym staliśmy.
- Nate..- zaczął znów.
- Hm..?
- Nate, spójrz na mnie.-
powiedział stanowczym tonem Kevin.
Uniosłem głowę i
spojrzałem w jego przenikliwe oczy.
- Jesteś nowy w tym
świecie. Nie zrażaj się do ludzi, bo tak zarabiają na życie. To
prawda, niektórym woda sodowa uderzyła do głowy, ale nie wszyscy
są tacy. Ross jest jednym z najbardziej odpornych na sławę i cały
ten system. Nie uważaj, że wszyscy są przeciwko tobie, bo to nie
tak. Zobaczysz, poznasz jeszcze wiele osób, które są naprawdę
wartościowe, choć też pracują w mediach...- zaczął przemowę
Kevin.
- Rozumiem.- przerwałem
mu.- Postaram się nikogo oceniać bezpodstawnie, ok? Tylko ucisz
się, proszę.- błagalnym tonem załkałem. Ból, jaki poczułem w
głowie był nie do zniesienia.
- Co ci jest?- spytał
zaniepokojony mężczyzna.
- Głową... Boli.-
powiedziałem słabo i zwymiotowałem prosto na bruneta.
- Osz cholera!- wrzasnął i
podskoczył, lecz nie zdążył i fala wymiocin go zalała.
Jeszcze dwukrotnie puściłem
pawia, po czym otarłem usta chusteczką, którą miałem w kieszeni
i powiedziałem:
- Ładne skarpetki.
- Co?- spojrzał na mnie
zdezorientowany, po czym uniósł nogawkę, a na wierzch znów wyszły
różowe skarpetki z falbaną.- Jakim cudem one znowu tu są?
- Znowu?- zaśmiałem się,
jednak już po chwili spoważniałem.- Tak bardzo cię przepraszam.
- Nic się nie stało.-
powiedział, ściągając ubrudzoną marynarkę.
- Właśnie, że się stało.
To było dziwne.- skrzywdziłem się.- Taki nagły ból i... Wymioty.
- Każdemu się zdarza.
Powinieneś jednak sprawdzić, czy to nie jest coś poważnego.-
poradził mi mężczyzna.
- Dobrze. Pójdę jutro.-
zgodziłem się. Nagle mój telefon zadzwonił. Odebrałem.
- Halo?
- Nathanielu, czekam na
ciebie w samochodzie przed tym studiem.- ostatnie słowo tata
powiedział z obrzydzeniem.
- Już schodzę, tato.-
rzekłem spokojnie, po czym się rozłączyłem.- Muszę iść.-
zwróciłem się do Kevina.
- Dobrze, szkoda, że nie
poznałeś Laury.
- Nie żałuję.- odezwałem
się chłodno.
- Nate.- ofuknął mnie
mężczyzna.- Laura to najlepsza osoba, jaką tu poznałem.
- To twoje zdanie.- odparłem
i bez pożegnania wyszedłem.
Drzwi trzasnęły za mną, a
ja spokojnie pokonywałem ostatnie stopnie, przekroczyłem bramę i
skierowałem się na parking. W ostatnim rzędzie stał duży srebrny
van, do którego wsiadłem.
- Witaj synu.- powiedział
oficjalnie ojciec.
- Dzień dobry tato.-
zdobyłem się na odrobinę uprzejmości.
Ostatnio niezbyt często
rozmawialiśmy.
- Wybiłeś sobie z głowy
to całe nagrywanie?- spytał tata z nadzieją.
- Nie.- odrzekłem
rzeczowo.- Nic mnie nie zrazi.- spojrzałem mu w oczy.- Dlaczego tak
bardzo nie chcesz, bym został reżyserem?
- Nie pasujesz do tego.
Byłbyś świetnym piłkarzem.
- Szkoła się skończyła.
Wybrałem już zawód.- powiedziałem zawzięcie.
Ojciec nie odezwał się
już. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy odpalił silnik i wyjechał z
parkingu studia. W ciszy jechaliśmy do domu. Przejechałem palcem po
szybie. Poczułem nagle kolejny atak bólu w głowie i skręt w
brzuchu. Nieoczekiwanie znów zwymiotowałem na wycieraczki
samochodu.
- Nate! Co, do cholery,
jest? Co ci jest?- spytał zdenerwowany.
- Do szpitala. Teraz.-
wydusiłem i wyciągnąłem ze schowka torebkę papierową.
Szybko dotarliśmy do
szpitala, gdzie czekało mnie tysiąc badań.
Cudownie.
*perspektywa Laury*
- Nie!- powiedział
stanowczo Ross.
- A dlaczego?- spytałam
smutno.
- Nie ma czego poznawać.
Jest nudny i taki jak reszta.- blondyn podejrzanie zaborczo mnie
traktował.
Siedzieliśmy w moim pokoju.
Ja na łóżku, a chłopak przy biurku.
- Czyżbyś był zazdrosny?-
wydęłam usta z satysfakcją i wstałam.
- Nie!- powiedział
nerwowo.- On jest dziwny. A ja mam cię pilnować.- przypomniał i
również powstał.
- Jesteś zazdrosny!-
uśmiechnęłam się.
- Nie.- odparł.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.- zaśmiałam się.-
Wmawiaj sobie, co chcesz, ja i tak wiem swoje. Jesteś zazdrosny!
- Nie jestem.- westchnął i
spojrzał na mnie dziwnie.
- Co?- zaczęłam się
martwić, czy czasem coś nie jest nie tak z moimi włosami albo
makijażem.- Coś nie tak?
- Jesteś naprawdę
wspaniałą dziewczyną i nie chcę, byś musiała się zamęczać
później tym, że on cię nie polubi.- powiedział z lekkim
uśmiechem.
- Czemu miałby mnie nie
polubić?- zmarszczyłam nos.
- Wiem o nim więcej, niż
mogłoby ci się zdawać. Znam jego przeszłość. On nigdy nie
polubi kogoś naszego pokroju.
- Ale to niesprawiedliwe.-
podsumowałam.
- Lau, życie jest
niesprawiedliwe. Co, jak co, ale ty powinnaś doskonale o tym
wiedzieć.- patrzył mi głęboko w oczy.
- On nas nawet nie zna!-
powiedziałam głośniej.
Ross się do mnie
przybliżył. Poczułam ten charakterystyczny zapach kawy i proszku
do prania.
- On nie jest wart twej
sympatii.- rzekł spokojnie, łapiąc mnie za dłonie.
- Nie jestem pewna, czy w to
wierzyć.- odezwałam się.
- Uwierz w to.- dotknął
palcami delikatnie mojego policzka i złożył delikatny pocałunek
na mych wargach. Zaraz jednak się cofnął, a minę miał, jakby
popełnił jakiś grzech.
Tym razem ja się do niego
przybliżyłam. Chwyciłam jego koszulkę i przyciągnęłam do
siebie.
- Dość tego.- uśmiechnęłam
się lekko i pocałowałam go namiętnie. Z niezwykłą żarliwością
oddał mi go.
Opadliśmy na łóżko i
całowaliśmy się nadal, coraz mocniej i namiętniej. W końcu
brakło nam oddechu.
- O Jezu...- westchnął
Ross.
- Co myśmy narobili?-
poczułam łzy w oczach.
- Żałujesz tego?- spytał
chłopak, a w jego oczach pojawił się zawód.
- Nie, tylko... To
niestosowne.- rzekłam cicho.
Blondyn mierzył mnie tylko
wzrokiem.
Nastała długa cisza.
Nie wiedziałam, czy się
podnieść, powiedzieć coś, czy może jednak nie mącić spokoju.
Jeśli miłość jest
grzechem, jestem grzesznicą.
Nie odzywając się więcej
przylgnęłam do chłopaka ustami i jeszcze przez długi czas się
całowaliśmy.
*perspektywa Amy*
- Nick! Rusz się!-
powtórzyłam kolejny raz.
- Już idę.- rzekł, niosąc
ostatnie pudło. Wepchnął je do wielkiego samochodu
przeprowadzkowego i spojrzał na mnie.
- No wreszcie! Ile można
czekać?!- mamrotałam cicho pod nosem, machając rękoma na
wszystkie strony.
Po dwóch godzinach jazdy
wreszcie dotarliśmy do nowego domu. Ogromna willa stojąca na
Beverly Hills aż prosiła się, by już w niej zostać na zawsze.
Kremowe wykończenia i olbrzymie okna dodawały uroku całości. Obok
naszej posiadłości stała jeszcze jedna, trochę większa, z dużo
rozleglejszym ogrodem.
Weszliśmy po schodach do
środka. Drzwi były brązowe, składały się z dwóch części.
Wnętrze było jeszcze
nieumeblowane, ale nie na długo. Westchnęłam wesoło i z
rozmarzeniem zaczęłam planować najdrobniejsze nawet szczegóły
wyglądu salonu, kuchni i pokojów.
Nick wtargał do środka
wszystkie pudła, a ja biegałam po całym domu, oglądając kolejne
pomieszczenia. W końcu przystanęłam przy nim i powiedziałam:
- Przyjacielu, witaj w nowym
domu.
- Tak, Amy. W nowym domu.-
podsumował i objął mnie ramieniem.
*perspektywa Nate'a*
- A tutaj?- lekarz dotknął
mego brzucha w okolicach żołądka.
Syknąłem z bólu.
- Już wiem, co ci jest.-
powiedział po chwili.
- Doktorze Hansley, niech
już pan powie.- szepnął ojciec, siedząc na krześle po drugiej
stronie pomieszczenia.
- Zwykła niestrawność.-
wzruszył ramionami.- Zanotowano ostatnio spadki ciśnienia, zapewne
to było powodem nagłych bólów głowy.- dodał.
- To dobrze.- powiedziałem
do siebie.
- Oni chcą cię w tym
studiu otruć!- powiedział zdenerwowany tata.
- Ja tam nawet nie jadłem.-
rzekłem, kładąc dłoń ma czole.
- To skąd ta niestrawność?-
dociekał.
- Gotowałeś dziś obiad.-
oznajmiłem.
Tacie zrzedła mina.
- Nieważne, zamierzacie
płukać mu żołądek?- zmienił temat i zwrócił się do lekarza.
- Nie ma takiej potrzeby.
Nate'owi nic nie będzie. Wydaje mi się, że jego organizm oczyścił
się z toksyn.- odparł i znacząco spojrzał na marynarkę ojca,
całą w wymiocinach.
Zachichotałem i wstałem z
łóżka.
- Niech tylko porządnie
odpocznie.- poradził na wychodnym, a my skierowaliśmy się do
wyjścia.
*kilka godzin później*
- Stary, to źle.- Aaron
skrzywił się , siadając na kanapie w moim lofcie.
Wyjąłem z mini lodówki
dwie puszki Sprite, po czym jedną mu rzuciłem. Chłopak złapał
ją, zręcznie otworzył i upił łyk.
- Aaron, zdaję sobie z tego
sprawę. Muszę wreszcie z tym skończyć.- mruknąłem.
- Wyrzuć te zdjęcia
wreszcie.- poradził chłopak.- Inaczej nigdy o niej nie zapomnisz.
- Jakby to było takie
łatwe. Alex była dla mnie najważniejsza. Nie ma jej tu, co ja mam
z tym zrobić, że nadal ją kocham?- spytałem zmęczony.
- Ty nic, ale ja z tym coś
zrobię.- rzekł z uśmiechem.
- Czyli co?- zapytałem
lekko zaniepokojony.
- Idziemy na miasto.-
zarządził, dopił napój, puszkę zgniótł i wrzucił do kosza.
Chwycił kurtkę i otworzył
drzwi.
Spojrzał na mnie.
- Nie wyjdę.- powiedziałem
zdecydowanie.
- Ależ owszem. Kim ty
jesteś? Nate Spacey już ganiałby wszystkie ładne dziewczyny. Ty
nie jesteś Nate.
- Jestem.
- Czyli idziemy na miasto?-
rozpromienił się.
- Tak.- odparłem
spokojnie.- Tylko się przebiorę.
Aaron spojrzał na mnie tym
swoim wzrokiem "nie wierzę, że znów to robisz", ale się
nie odezwał.
Podszedłem do drzwi
drugiego pokoju i wszedłem spokojnie do środka. Na lustrze szafy
przyklejone było duże zdjęcie. Ja i Alex na plaży. Uśmiechnąłem
się do siebie. To było ostatnie zdjęcie przed... Tym.
A mimo to, dziewczyna nie
wyglądała na kogoś, kto coś takiego ukrywa.
Ale to już koniec.
Z furią zerwałem zdjęcie
i porwałem je na sto małych kawałków.
Aaron wkroczył do pokoju.
Chciał pewnie, bym oderwał się od zdjęcia.
- O...- zdziwiony wydusił.-
Nareszcie.
Poczułem się wolny.
Wyjąłem z szafy czystą koszulkę i skórzaną kurtkę, przebrałem
się, założyłem buty i wyszliśmy z loftu.
Wsiadłem do samochodu
21-latka i wyruszyliśmy.
- Ty nie potrafisz, prawda?-
spytał cicho.
- Potrafię. Właśnie
zaczynam.- uśmiechnąłem się.- Poznam dziś kogoś. Będę
szczęśliwy. A przynajmniej się postaram.
- Nate, wiesz doskonale, że
miłość jest silna tylko wtedy, kiedy obie osoby jej chcą. Alex
grała. Nie chciała jej. Odrzuciła najlepsze, co ją w życiu
spotkało, to ona wszystko popsuła.- zaczął swój wywód.
- Wiem to. A jednak nie
umiem zapomnieć. Ona była dobra. Kochana.
- Ona udawała.- powiedział
twardo.
- Wiem. Lubię jednak czasem
myśleć, że może faktycznie mnie lubiła.
- Nathan,- rzekł do mnie
niemal pełnym imieniem - ona cię nie kochała. Wiem, jak to jest
stracić kogoś bliskiego. Ale to nie powód, by zmieniać się. Żyj
teraźniejszością. Zatrzyj przeszłość Carpe diem kochasiu.- dał
mi sójkę w ramię wolną ręką i wtedy wjechaliśmy na parking
wesołego miasteczka.- Czas zacząć zabawę, jak dawniej.- zaśmiał
się.
- O tak.- przytaknąłem.
- Gotowy?- spytał, patrząc
mu głęboko w oczy.
- Dawaj Lawrence.- rzekłem
głośno i wyskoczyłem z samochodu.
Aaron zawsze dawał mi fory.
Nie było to sprawiedliwe, ale te trzy lata, które nas dzieliły
dawały mu poczucie, jakby był moim opiekunem. Oczywiście, nie
rządził się prawie nigdy, chyba, że robiłem coś totalnie
głupiego.
Biegłem powoli. a już po
chwili brunet zrównał się ze mną w biegu. Szybko kupiliśmy zimne
ognie i kolorowe dymne pochodnie. Jeszcze nie było całkiem ciemno.
Pobiegliśmy na plażę, która była połączona z miasteczkiem.
Wbiliśmy szybko 40 sztuk pochodni i połączyliśmy je długimi
drucikami zimnych ogni, tworząc dzięki temu okrąg. Wyjąłem
zapalniczkę z kieszeni. Aaron rozpalał akurat ognisko w kręgu i
ustawiał siedem pni drzew rosnących niedaleko. Przygotował napoje
i włączył muzykę z boom-box'u, który przytaszczył z samochodu.
Zapaliłem pierwszy zimny ogień, a już po chwili cała plaża
mieniła się kolorami tęczy z dymu pochodni.
Nagle zauważyłem jakąś
dziewczynę. Blondynka niebezpiecznie się chwiała. Wyglądała na
lekko podchmieloną. Zbliżała się w stronę Aarona chwiejnymi
krokami. Zatoczyła się jeszcze raz, a ja tylko krzyknąłem, by
chłopak zdążył ją złapać.
*perspektywa narratora*
Blondynka dosłownie leciała
na Aarona, który niczego nieświadomy ustawiał pnie w równym
okręgu.
- Aaron!- wrzasnął Nate z
drugiego końca.- Uważaj!
Brunet obrócił głowę, a
w jego ramiona wpadła blondynka.
Aaron wpatrywał się w jej
brązowe oczy, nie będąc w stanie wydusić z siebie nawet słowa.
- Witaj nieznajomy.-
zaćwierkała dziewczyna.
- H-hej?- brzmiało to
bardziej jak pytanie, niż stwierdzenie.- Jak masz na imię?
Blondynka uśmiechnęła się
szeroko.
- Piękne masz źrenice.-
prawie wbiła mu palec w oko.
- Dzięki.- zaśmiał się.-
Jak masz w końcu na imię?- powtórzył pytanie.
- W końcu to ja mam na imię
Rydel.- wymamrotała i momentalnie zasnęła.
*perspektywa Laury*
[w tym samym momencie]
Jęknęłam znów. Pocałunki
Rossa działały na mnie uzależniająco. Z ust zjechał na moją
szyję i teraz ją obdarowywał drobnymi muśnięciami. Moje dłonie
wędrowały po jego włosach, karku i plecach. Nasze oddechy mieszały
się, a chłopak coraz żarliwiej całował moje skronie i żuchwę.
Wstałam na chwilę, by
zamknąć drzwi na klucz, po czym z powrotem wróciłam na łóżko.
Blondyn ponownie wrócił do
moich ust i wpił się w nie z pożądaniem i miłością. Zajęłam
się zdejmowaniem jego koszulki, która po chwili wylądowała na
podłodze. Ross nie został mi dłużny, bo jego ręce powędrowały
do suwaka mojej sukienki, którą zwinnie rozpiął. Już po chwili
leżałam przed chłopakiem półnaga. Co chwilę pojękiwałam pod
wpływem ciepłych ust Ross'a, który całe moje ciało obsypywał
pocałunkami. Uśmiechnięta i pewna czynów usiadłam okrakiem na
blondynie, który także podniósł się do pozycji siedzącej. Zajął
się rozpięciem mojego stanika, który po małych zmaganiach,
wylądował na podłodze razem z naszą uprzednio zdjętą garderobą.
Powoli pozbywaliśmy się kolejnych części ubrań co chwilę
obsypując się pocałunkami. Kiedy ostatecznie leżałam pod
chłopakiem całkowicie naga, Ross przestał cokolwiek robić i
spojrzał w moje oczy. Byłam pewna, że chcę przeżyć swój
pierwszy raz właśnie z nim. Kochałam go i czułam się bezpieczna
w jego ramionach. Uśmiechnęłam się dając mu znak, by działał
dalej. Ross, by zakryć ból, złożył na mych ustach delikatny
pocałunek, tym samym wchodząc we mnie. Cichutko jęknęłam. Nie
czułam bólu, chłopak poruszał się powoli jakby bojąc się, by
mnie nie skrzywdzić. Pełna pożądania i miłości, oddałam mu
się.
To była najpiękniejsza noc
mojego dotychczasowego życia.
Później poszliśmy spać.
Rano obudziłam się w
objęciach Rossa, zupełnie naga.
Powoli przypominałam sobie
wszystko, co zaszło poprzedniego wieczoru. Uśmiechnęłam się
szeroko i pocałowałam blondyna w usta. To go obudziło. Zamrugał
kilkakrotnie i spojrzał na mnie. Po chwili i na jego twarzy pojawił
się szeroki uśmiech.
- Jak ci się spało Lau?-
zapytał wesoło.
- Niemal idealnie.- rzekłam
melancholijnym głosem, uspokojona miarowym biciem serca chłopaka.
- Niemal?- zdziwił się.
- Chrapiesz troszkę.-
zaśmiałam się.
- Jakoś nigdy ci to nie
przeszkadzało.- zmarszczył czoło.
- Nigdy nie chrapałeś.-
odparłam spokojnie.
Ross jakby stał się
niespokojny.
- Ty palisz!- rzekłam
zszokowana.
- Nie, już nie.
- Jak: już nie?- spytałam.
- No nie.- powiedział i
więcej się nie odezwał.
Nagle ktoś zapukał.
- Panienko Lauro?- spytała
to drugiej stronie Elize.- Wszystko dobrze?
- Tak, Elize. Za chwilę
zejdę z Rossem na śniadanie.- oznajmiłam głośniej.
- To młodzieniec Ross też
tam jest?- zapytała.
- Owszem.- odparłam i
owinęłam się szczelnie kocem.
- A dlaczego w twoim pokoju?
Jest przecież kilka gościnnych.- zaczęła węszyć.
- Bo chciałam, żeby był
przy mnie. Oglądaliśmy horror i się bałam.- odpowiedziałam.
- Ach, no chyba, że tak.-
żachnęła się kobieta.- Śniadanie niedługo będzie.- oznajmiła
i usłyszałam jej kroki po schodach.
- Blisko było.- rzekłam i
odetchnęłam z ulgą.
- Noo.- podsumował Ross.-
Może już się ubierzemy?- zaśmiał się.
- Pasowało by.- zgodziłam
się z nim.- Ale nie patrz.
- Laura...- zaczął
chłopak.
- No tak..- zarumieniłam
się.- Ale i tak postaraj się jakoś bardzo nie gapić, dobrze?
- Jesteś tak piękna, że
to będzie trudne. Ale postaram się tylko ukradkiem.- na jego twarzy
zakwitł szeroki uśmiech.
- No dobra.- zgodziłam się
i opuściłam koc.
Szybko pobiegłam do
garderoby, wybrałam czarne spodnie, różową, długą i zwiewną
koszulę bez rękawów i czarne koturny, po czym wzięłam prysznic,
założyłam bieliznę i dobrane ubrania i wróciłam do pokoju.
Ross siedział już ubrany
na zaścielonym łóżku.
- Wiesz, co Lauro?- zagadnął
mnie.
Spojrzałam na niego
pytającym wzrokiem.
- Nagą wolę cię
bardziej.- uśmiechnął się po raz kolejny.
Podeszłam do niego i
pocałowałam prosto w usta.
- Chodź na dół
podrywaczu.
Po śniadaniu siedzieliśmy
z blondynem w pracowni.
I tak minęło kilka
następnych dni. Powoli dobiegał ku końcowi nasz urlop.
W dniu, kiedy mieliśmy
wracać na plan, dostałam SMS-a od Kevina, że mam sama pojawić się
w studiu.
Ross nie był z tego
zadowolony.
Osobiście zawiózł mnie
pod studio, pocałował na pożegnanie i kazał szybko wracać.
Weszłam do sekcji A.
Na miejscu był mikrofon,
jeden piecyk i wzmacniacz, a obok laptop i płyta.
Na ekranie urządzenia była
kartka, o takiej treści "Ćwicz wokal, ja niedługo będę. K."
Włączyłam płytę i
zaczęłam śpiewać.
*perspektywa Nate'a*
Po tym ognisku niewiele razy
widziałem się z Aaronem. Chłopak był tak zafascynowany tą
lalunią, że zaczął mnie olewać.
Albo to ja olałem jego?
Nieważne zresztą.
Wreszcie obsada miała
wrócić na plan, a nagrywanie drugiego sezonu miało się rozpocząć
pełną parą.
A jednak rano nikt się nie
pojawił. Z sekcji A było słychać tylko jakąś muzykę, więc
podążyłem w tamtym kierunku.
Otworzyłem drzwi, a moim
oczom ukazała się jakaś brunetka.
Śpiewała piękną
piosenkę. Jej głos przeszył mnie do sedna mej duszy. Poczułem, że
włoski na karku stają mi dęba. Kolejne słowa tej pięknej
piosenki były tak prawdziwe, że aż z mego oka wypłynęła
pojedyncza łza.
Dziewczyna spojrzała na
mnie zdziwiona, ale nie przestała śpiewać.
Eyes make their peace in
difficulties
With wounded lips and
salted cheeks
And finally we step to
leave
To the departure lounge
of disbelief
And I don't know where
I'm going
But I know it's gonna be
a long time
And I'll be leaving in
the morning
Come the white wine
bitter sunlight
Wanna hear your beating
heart tonight
Before the bleeding sun
comes alive
I want to make the best
of what is left,
hold tight
And hear my beating heart
one last time
Before daylight
In the canyon underneath
the trees
Behind the dark sky, you
looked at me
I fell for you like
autumn leaves
Never faded, evergreen
And I don't know where
I'm going
But I know it's gonna be
a long time
'Cause I'll be leaving in
the morning
Come the white wine
bitter sunlight
Wanna hear your beating
heart tonight
Before the bleeding sun
comes alive
I want to make the best
of what is left,
hold tight
And hear my beating heart
one last time
I can't face this now
everything
has changed
I just wanna be by your
side,
here's hoping we collide
Here's hoping we collide
Here's hoping we collide
Wanna hear your beating
heart tonight
Before the bleeding sun
comes alive
I want to make the best
of what is left,
hold tight
And hear my beating heart
one last time
Wanna hear your beating
heart tonight*
Melodia przestała grać, a
dziewczyna zmierzyła mnie ponownie wzrokiem.
- Co ty tu robisz?- spytała
dość chłodno.
- Pracuję.- odparłem,
patrząc jej w oczy.
- To tak, jak ja.-
powiedziała.
- Kim jesteś?
- Jestem Laura Marano, a
ty?- zapytała.
- No jasne.- skwitowałem.-
Nieważne, ja już lepiej pójdę.- dopowiedziałem i wyszedłem z
planu.
Nie mam pojęcia dlaczego,
ale ta dziewczyna przypominała mi Alex.
A to wcale nie było dobre.
----------------------------
----------------------------
Yo! :3
Wiem doskonale, że miałam
tygodniowy poślizg, ale tyle się u mnie działo, że nie miałam na
nic czasu :/
Jeśli ktoś jest mega
ciekawy, to miałam we wtorek konkurs wokalny.
Miałam masę prób i mimo,
że może się wydawać, że niczego takiego w domu nie robiłam, to
może się mylić xD
Żeby nie było, że na
marne pojechałam xD zajęłam trzecie miejsce, choć wg mnie to
jakiś cud ._.
Dobra.. Bo ta notka jest o
niczym xD
Za błędy przepraszam,
poprawię je jutro, dziś już nie dam rady ;)
Kto się tego spodziewał?
:3
Taka scena Raury, kiedy tyle
trułam, że nie zamierzam jej zrobić.. Sama jestem zaskoczona xD
Wszelkie dzięki do mojej
genialnej koleżanki, która mi podała taki pomysł ;D
A drugie dzięki, tym razem
ode mua kierowane są do Żelko Jadka, który chyba setny raz mnie
uratował xD
DZIĘKI HENIUSZKU <3
I to chyba tyle...
Do następnego rozdziału!
~Kasia<3