poniedziałek, 28 października 2013

Kolejna informacja ^^

Wow, nie sądziłam, że tak szybko stuknie kolejny tysiąc O.o Na tę okazję mam dla Was kolejny prezent :3 Głównie dlatego, że mi się nudziło w sobotę, a poza tym, mam chwilkę czasu teraz, więc chciałam dodać to od razu. xD Nie zmuszam Was do komentowania, bo wiem, jak to jest mieć czasu :/ sama cierpię na jego brak xD Kocham Was i cieszę się, że tak licznie mnie odwiedzacie :* Rozdział już w drodze, mam super pomysł ;) Nie bójcie się, to nic strasznego, nikomu krzywda się nie stanie.. Na razie *___* A teraz prezencik dla Was:
Komentujcie jeśli możecie i proszę o jakąś odpowiedź nt. tego posta KLIK PROSZĘ :D
Kochaam :3
~Kasia<3

niedziela, 27 października 2013

Co do poniższego rozdziału..

Nie mam pojęcia, co się stało, ale notka się nie dodała :/ w każdym razie napisałam w niej tak:
Hejjo, Słoneczka! Ten rozdział dodałam poprzez telefon, bo laptop mi się zwyczajnie zaciął :( wcześniej tylko raz pisałam z fonka, ale żyje się raz! xD Rozdział z wielką dedykacją skierowaną do Sandry i mojej wiernej czytelniczki-Wikii, kocham Cię xD <3
Za wszelkie błędy serdecznie przepraszam, ale nie jestem idealna ;)
Przepraszam również za to, że rozdział dodałam tak późno, ale jak późno zaczęłam, tak też późno skończyłam xD chyba logiczne =) Jak już mówiłam, ten rozdział to tylko wprowadzenie ^^ jest nudny, nie musicie wmawiać mi, że jest inaczej :D
Już nie mogę się doczekać, aż poznacie moje zamiary *___*
I tak Was kocham :*
~Kasia<3

Rozdział dwudziesty szósty



To dziwne uczucie, kiedy niby wszystko jest normalnie, ale zaczyna Ci czegoś brakować, choć sam dokładnie nie wiesz czego.
Pamiętasz ten słodki czas, gdy byłeś moim oparciem? Jedynym oparciem?
Kiedy tylko Ty naprawdę wiedziałeś, co się ze mną dzieje?
Ten czas, w którym nie kontaktowałam ze światem, bo miałam swój własny?
Gdy wszystko było proste, a nikt nie próbował mi go odebrać, pozbawić mnie skrytości i nieśmiałości?
A na siłę zabierać mi moje całkiem dobre życie?
Ja już zacieram ten czas, kiedy miałam spokój. Bo to przecież nie wróci.
Kolejna łza spadająca na kartkę pamiętnika. Kolejna porcja smutku i dziwnej, już niezbyt normalnej, rozpaczy. Ile to może trwać?
Dzień?
Tydzień?
Miesiąc?
Rok?
Całe życie?
Zero odpowiedzi.
Pustka.
Ale tylko na początku.
Powoli zapominam.
------------------------------
Życie w Nowym Jorku nie przypomina w niczym tego w LA. Tętniące życiem 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Tu jest po prostu pięknie!
Mimo, iż nie ma ze mną moich przyjaciół, którzy podziwiali by wraz ze mną piękno tego miasta, jestem szczęśliwa. Zaczynam nowe życie.
Bo chyba tak jest? Prawda?
Serce czasem jeszcze wystukuje odgłos niepotrzebny, ale tylko czasami.
Ale chciałabym najpierw opisać Ci uroki miejsca, w którym się znalazłam.
*************
Wyszłam z lotniska, wprost na pasaż. Byłam na rogu Five Points i Manhattanu. Zamówiona żółta taksówka czekała już na mnie, by zawieźć mnie do mojego nowego domu. Manhattan jest świetnym miejscem.
Samochód podjechał pod lobby Hemsley Park Lane, w którym miałam zamieszkać. Wysiadłam z pojazdu, a taksówkarz pomógł mi z bagażem, którego było dość dużo. Weszłam do windy, uprzednio pokazując człowiekowi stojącemu za ladą hotelową plakietki, którą dostałam wraz z informacjami na temat mojego tu pobytu od pana Grimaldiego.
Powoli dotarłam do swojego apartamentu, który okazał się być największym w całym hotelu. Hall był w kolorze beżowym, z nutą kości słoniowej. Zawiesiłam na wieszaku płaszczyk i beretkę, a walizki wgramoliłam do salonu. Usiadłam na sofie i uśmiechnęłam się szeroko. Wstałam po kilku minutach i podeszłam do wielkiego okna, które ukazywało widok Central Parku, a po drugiej stronie Empire State Building na tle zachodzącego słońca. Dotknęłam zegarka i oprzytomniałam. Powinnam zmienić godzinę. Teraz w Nowym Jorku jest 17.13, pomyślałam i przekręciłam wskazówki na odpowiednią godzinę.
Po godzinach rozpakowywania, opanowania bałaganu i zapoznania się z całym penthousem wreszcie opadłam na kanapę. Włączyłam plazmowy telewizor i od razu ustawiłam MTV Life. Pojawił się nowy teledysk. Zachód słońca, plaża i inne bzdety. Nagle ktoś zaczął grać melodie na gitarze. Pojawiły się twarze. I to nie byle jakie twarze.
Riker, Rocky, Delly i Ell grali spokojnie i śpiewali. Ale gdzie.. Ross?
I nieoczekiwanie pojawił się. W ostatniej zwrotce. A piosenka była śliczna. Cały czas go słuchałam, ale jego twarz pojawiła się dopiero na końcu.
Piosenka, jaką śpiewali okazała się być ich nową. Nazywała się Ain't no way where going home i po prostu mnie opanowała. Dźwięki były hipnotyzujące.
Jeszcze trochę pooglądałam telewizję, a potem zdecydowałam się iść wykąpać.
I tak też zrobiłam. Gorące strumienie wody działały na mnie rażąco dobrze. Cały stres spłynął ze mnie. Dzień był ciężki, nie ma co, ale na szczęście się skończył.
Po prysznicu położyłam się od razu do miękkiego łóżka i nastawiłam budzik na ósmą, bo o dziewiątej miałam być na Broadway'u, a musiałam przecież się przygotować.
Rano wstałam wypoczęta i radosna. Wkroczyłam do garderoby i wybrałam po długim namyśle zieloną, zwiewną, wiszącą na jednym ramieniu tunikę i czarne legginsy, a do tego jeszcze ciemne conversy i byłam gotowa.
Zabrałam telefon, torbę i klucz do apartamentu, po czym wyszłam.
Stanęłam jeszcze przy Starbucksie i zamówiłam zwykłe latte i muffina cytrynowego. Wsiadłam do taksówki i zamówiłam taryfę prosto pod budynek Broadway'u.
Już poczułam się dobrze, idealnie żyje się tutaj.
Pchnęłam wielkie drzwi i stanęłam przy recepcji.
- Pan Grimaldi chciał, abym się z nim spotkała.- zwróciłam się do kobiety.
- Panna Laura!- zaskoczył mnie mężczyzna, kiedy już zreflektowałam się, przywitałam go.
- Dzień dobry, proszę pana.- rzekłam grzecznie.
- Bez ogródek, chodźmy, zapoznasz się z aktorami, którzy będą pod twoją wodzą.- poprowadził mnie przez korytarz, później schodami w górę i otworzył mi drzwi do wielkiej sali, w której kotłowali się ludzie. Na oko 30 różnego wyglądu i zachowania ludzi. Wśród których zauważyłam... Adama. Rudzielec widocznie również się zdziwił, ale już po chwili szeroko się uśmiechnął.
- Laura!- krzyknął i podbiegł do mnie, a chwilę potem już ściskał mnie w ramionach.
- To wy się znacie?- spytał pan Grimaldi.
- Tak, chodziliśmy razem do szkoły.- odparłam, próbując się wyślizgnąć z uścisku. Wreszcie chłopak ustąpił.
- Proszę państwa, proszę o spokój.- po chwili w sali nastała cisza.- To jest Laura. Od teraz jest waszym reżyserem i dyrektorem teatralnym.- zarządził.- Lauro, będziesz za nich odpowiadać. I pierwsze przedstawienie będzie sprawdzającym, czy się nadajesz.- ucichnął na chwilę.- I jest jeszcze jedna ważna sprawa... Musisz w nim grać.
Wciągnęłam powietrze głośno. Tego nie było. Chwilę się zastanawiałam. A zresztą, co mi szkodzi? Taka przyszłość, a ja miałabym się bać, być może jedynego, występu.
- ...Główną rolę.- dopowiedział.
Teraz to już mnie zatkało.
- Dobrze.- rzekłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Zostawiam cię z nimi.
I pan Grimaldi wyszedł.
Wszyscy wpatrywali się we mnie. Wezbrałam się w sobie i powiedziałam:
- Nie wiem, jak było wam z moimi poprzednikami, ale ze mną nie będzie łatwo. Chcę wam pokazać, czego wymagam. Wszystko w swoim czasie. Najpierw muszę sprawdzić, co umiecie, a co trzeba dopracować. Te miesiące nie będą należeć do łatwych. Zwłaszcza, że dostałam już termin premiery przedstawienia. Nie mówię, że jestem wredną, ostrą i surową dziewczyną, ale mam pewne wymagania.- delikatnie uśmiechnęłam się. Klasnęłam w dłonie i włożyłam dłoń do torby, w poszukiwaniu płyty.- Dzisiaj sprawdzę, co potraficie.- wsadziłam CD do odtwarzacza i chwyciłam pilot.- Będziecie powtarzać moje ruchy. Liczę na osiem każdy kolejny układ. Po prostu papugujcie mój ruch. To nic trudnego. Wierzę, iż się tu dostaliście, bo coś potraficie.- ironia sama pchała mi się przez usta.- Pięć, sześć, siedem, osiem.- wyliczyłam i wcisnęłam guzik na pilocie. Popłynęła linia melodyczna mojej ulubionej piosenki. Bezwiednie zaczęłam śpiewać.
Walk like a champion
Talk like a champion
Rum pa pa pum pum
Rum pa pa pum pum

Walk like a champion
Talk like a champion
Rum pa pa pum pum
Rum, rum pa pa pum

Tonight we come alive
Stand up coz ya got the pride
Dancin' and the sweat don't dry
One shot so baby hit it right
No doubt coz we young and free
Walk like ya run the city
Write your name in the sky
Live it up coz baby it's your time

It's in the way you hold yourself
You gotta know you're somethin' else
And show'em that you never felt so
sexy sexy sexy

Walk like a champion
Talk like a champion
Rum pa pa pum pum
Rum pa pa pum pum

Walk like a champion
Talk like a champion
Rum pa pa pum pum
Rum, rum pa pa pum

We got nothin' to lose
We got nothin' to prove
Shine like diamonds in the sky
Live it up coz baby it's your time

It's in the way you hold yourself
You gotta know you're something else
And show'em that you never felt so
sexy sexy sexy

Walk like a champion
Talk like a champion
Rum pa pa pum pum
Rum, rum pa pa pum

Walk like a champion
Talk like a champion

Stand up let'em know that ya shine bright
Throw down let'em know that ya got fight
Walk like a champion
Walk like a champion

Stand up let'em know that ya shine bright
Throw down let'em know that ya got fight
And show'em that you never felt so
sexy sexy sexy

Walk like a champion
Talk like a champion
Rum pa pa pum pum
Rum pa pa pum pum*

Po każdym ośmio-częściowym takcie odwracałam się i patrzyłam na ruchy każdego w osobna i wszystkich razem. Muszę powiedzieć, że był to taniec na poziomie, a cała grupa świetnie razem wyglądała. Uśmiechnęłam się triumfalnie, bo trafiłam na żyłę złota w postaci 30 osób z talentem.

niedziela, 20 października 2013

Rozdział dwudziesty piąty

Miłość nie zawsze równa się szczęściu. Czasem to po prostu droga pełna rozpaczy, na końcu której jest tylko bezdenny smutek.
- Ale... Jak to niewidoma?!- krzyknął zdruzgotany blondyn.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Głównie też dlatego, że tabletki przeciwbólowe wciąż działały na mnie obezwładniająco.
Od ponad dwóch godzin byłam niemal przytomna, ale, ile razy bym nie otworzyła oczu, nadal panowała tylko ciemność. Czułam się z tym nieswojo. Co ja gadam! Było strasznie. Przepaść, której nie przeskoczę, bo nie widzę, gdzie jest. Okropne, co?
Przed oczyma wciąż miałam rozmazany obrazek Rossa, który stał nade mną i próbował mnie ocucić.
Czerń, która mnie ogarniała miała coś z nocy, tylko nie była przerażająca, a wręcz.. Kojąca. Po tych miesiącach trudów, smutków i dziwnych zdarzeń, ciemność miała na mnie wpływ uspokajający. Nie chciałam tracić nic z tej sytuacji, ale przecież nie mogłabym zostać niewidoma! Na jakiś czas mogę zostać w wygodnych dla mnie warunkach.
- Proszę się uspokoić.- z opanowaniem odpowiedział po chwili zadumy lekarz. Miał ciężki, basowy głos.
- Jak to mam się uspokoić?!- wrzasnął rozjuszony chłopak.
- Gdyby pan mi nie przerwał, dowiedział by się pan czegoś jeszcze.
- A mianowicie?- ponaglać doktora Ross.
- Panna Marano nie jest niewidoma na zawsze. To okres przejściowy. Gdy tylko działanie lekarstw ustanie, pacjentka odzyska wzrok.- powiedział medyk na jednym tchu, by blondyn znów mu nie przerwał.
Ross odetchnął z ulgą.
- To dobrze.- nagle poczułam uścisk ciepłej dłoni na swojej.- Laura, będzie dobrze.- powtórzył.
Nie mogłam nic zrobić. Oddać ściśnięcie, odezwać się, poruszyć. Byłam tylko ja. A raczej ta świadomość, że jestem. Teraz mogłabym wydawać się jakimś duchem. Niesamowita, jak na otumanienie po środkach przeciwbólowych, trzeźwość umysłu chyba nigdy mnie nie opuszczała. Czasem było to pomocne, zwłaszcza, kiedy działo się coś złego. Częściej jednak była zbędna, gdyż nigdy nie mogłam w pełni oddać podjęcie decyzji sercu, bo rozum lubił się wtrącać. Samo poczucie, że wciąż jestem żywa, że gdzieś w tym ciele się znajduję, było teraz niczym w porównaniu z tym, co na serio działo się we mnie.
Z jednej strony byłam wdzięczna blondynowi, że jest przy mnie, ale z drugiej wciąż byłam na niego wściekła za tę zdradę.
Kolejne dni były w porównaniu z tym takie same.
Tydzień później coś się zmieniło. Paraliż ustąpił mi z dłoni i z nóg. Mogłam już swobodnie poruszać palcami. Nie uszło to uwadze Rossa. W momencie do mnie podszedł i znów ścisnął mi rękę.
- Laura? Jak się czujesz?- spytał zdławionym szeptem.
Nie odpowiedziałam, lecz miałam pewność, że zdołałabym to zrobić.
Znów westchnął z rezygnacją.
- Gdybyś wiedziała, co przechodzę przez ciebie. Jakie męki i cierpienia znoszę.
A co JA mam powiedzieć?! To ja tu byłam pokrzywdzona! To ON zdradził mnie, a nie odwrotnie! To on mnie olewał przez miesiąc i wiecznie mi docinał.
-.. Ever mówiła, że jeśli będę ci obojętny, to od razu do mnie wrócisz. Że nie będziesz mogła tego znieść. Oddalenia.- ciągnął swój monolog dalej.- Myślałem, że ma rację. Że to faktycznie prawda. Jakiż ja byłem głupi, że uwierzyłem tej rudej małpie.
Uniosłam kąciki ust w nieznacznym uśmiechu. Cała ta sytuacja była za melodramatyczna.
Musiałam to przerwać.
- Dupku, myślisz, że ci wybaczę, bo jesteś głupi?- spytałam pół żartem, pół serio, wciąż nie otwierając oczu.
- Nie wiem, może?- odpowiedział pytaniem, po czym zreflektował się.- Laura! Ty mówisz! Już nie śpisz! Otwórz oczy, proszę.
Bałam się tego. A co jeśli nie odzyskam wzroku? Zmartwienie naszło mnie tak błyskawicznie.
Przemogłam się i pozwoliłam powiekom się trochę unieść. Przebłysk światła, jaki mnie oblał, był rażący. Aż mnie zabolało. Widma ósmego koloru zatańczyły mi przed oczyma. Zamrugałam gwałtownie. Wszystko było tak ujmująco jaskrawe. Mrugnęłam kolejny raz i na dobre otworzyłam oczy, by przyzwyczaić się do kolorów.
- Dzięki Bogu.- odetchnął już nie wiem, który raz dzisiaj.
Uśmiechnęłam się.
- Chyba nie myślisz, że tak od razu ci wybaczę, co?- spytałam z przekąsem.
- Nie wiem, co mógłbym zrobić.
- Ja też.- przytaknęłam.
Do sali wszedł dość spory lekarz z łysiną i okularami tak grubymi, że przez chwilę zastanawiałam się, czy on w ogóle coś widzi. Zapewne to mój lekarz prowadzący, podpowiedział mi rozum.
- Och, widzę, że się pani obudziła wcześniej.
- Tak naprawdę, to ja w dzień nie spałam, tylko przysłuchiwałam się.- odpowiedziałam, po czym spojrzałam znacząco na blondyna.
On, speszony, odwrócił wzrok.
- Naprawdę?- zaciekawił się specjalista.
- Tak.- odrzekłam rzeczowo.
Po niedługiej rozmowie poczułam się zmęczona, więc odleciałam. Sny teraz opierały się na obrazach, ale ten był inny.
Może Ci go opowiem, co?
Na początku faktycznie były to tylko urywki z mojego życia, ale nagle przemieniły się w sceny, coraz to dłuższe.
W końcu zmieniły się w jedną, długą sytuację, która nigdy się nie wydarzyła.
Siedziałam w pracowni. Palcami delikatnie muskałam klawisze pianina, ale nie grałam. Nagle, ni stąd, ni zowąd, znalazłam się w studiu wuja Starra. Ale chyba nie byłam widoczna, gdyż nikt nie zwracał na mnie uwagi. Dayla palcami operowała przy konsoli, a w środku siedział Ross ze słuchawkami na uszach i mikrofonem przy ustach. Na przeciw niego siedziała... Ja. Zbiło mnie to z tropu, ale nie dość, bym nie oglądała dalej. Oboje coś śpiewaliśmy, ale nie byłam w stanie usłyszeć, co.
I znów siedziałam na krześle przy pianinie, ale tym razem już grałam.
- Got letting go, just letting go.- nuciłam bez celu.
A potem ponownie znalazłam się w salce, ale MNIE już nie było. Tylko Ross.
- ..Now I know.
- .. I won't let go.
I powtórnie oglądałam siebie.
- Don't let me go. I'm just let go.
I zniknęło wszystko. Obudziłam się spocona w łóżku szpitalnym. Westchnęłam ciężko i opadłam na poduszkę. Wpatrywałam się w sufit. O co w tym chodziło? Dlaczego ktoś miał mnie nie puszczać? Dlaczego miała odejść stąd?
Nie miałam głowy do takich rzeczy, ale nie planowałam nawet już zasypiać, bo nie zamierzałam oglądać dalszej części. Po prostu myślałam sobie, jak to dalej będzie. W końcu i tak nie zamierzam wrócić do Rossa. Możemy być przyjaciółmi, ale już nigdy nie pozwolę sobie na taką głupotę, jaką odstawiłam ostatnio.
Jeszcze dwa dni leżałam w szpitalu, aż wreszcie dostałam wypis. Stanęłam na nogach i od razu poczułam potrzebę ruchu. Mięśnie aż błagały, bym się rozciągnęła i pobiegała, albo choć potańczyła. Postanowiłam to zrobić, kiedy już będę w domu.
I kiedy już tam byłam, zastałam dziwny widok.
W jadalni siedział jakiś pan. Na oko pięćdziesięcioletni, z zakolami na głowie i w małych okularkach. Rozmawiał z Vanessą.
- Dzięki Bogu, już jesteś.- siostra uścisnęła mnie i zaprowadziła do stołu.- To pan Grimaldi, a to Laura, o którą pan pytał.
 Nic nie rozumiałam.
- Van?- zapytałam uprzejmie.- O co tutaj chodzi?
- Pan Grimaldi jest dyrektorem brodway'owskim.- odpowiedziała lekko.
- Pytał o mnie?- podkreśliłam słowo "mnie", gdyż nikt nigdy mną się nie interesował, jeśli idzie o taką branżę.
- Tak- zabrał głos mężczyzna.- Byłem na balu charytatywnym, który zorganizowałaś. Był doskonały. Tak jak twój występ. Masz głos, jak anioł i do tego świetnie tańczysz, a przy tym od razu zauważyłem, że posiadasz zdolności aktorskie, zresztą to w waszej rodzinie nie jest niczym specjalnym.- uśmiechnął się i spojrzał na Vanessę.- Tak więc mam dla ciebie propozycję.
- Jaką?- zadałam to pytanie szeptem, gdyż nie zdobyłabym się na głośniejszy ton.
- Byś grała na Brodway'u.- odparł.
Nagle usłyszałam brzęk rozbijającego się szkła i uświadomiłam sobie, że Ross przysłuchiwał się rozmowie, popijając herbatę, przyniesioną przez Elize.
Wszyscy zwróciliśmy wzrok na bohatera wypadku. On jednak z szokiem przypatrywał się mnie.
- Laura? I co o tym myślisz?- popatrzyła na mnie siostra zachęcająco.- To wspaniała szansa, przecież zawsze o tym marzyłaś.
Miała rację. Ale teraz?
- Muszę.. Muszę to przemyśleć.- szybko wydukałam i porwałam się z miejsca, prosto do pracowni.
Blondyn pobiegł za mną.
- Chyba odmówisz, co nie?- zadał mi pytanie, gdy już zbiegliśmy po schodach.
- Nie wiem.- odparłam ze zniecierpliwieniem.
Czy nie mogłam sobie pozwolić na chwilę osamotnienia?
- Może tak będzie lepiej.- w końcu dodałam.
- Nie zostawisz mnie chyba?
- To mogłoby nam wyjść na dobre.- podsumowałam.
- Nie zostawisz mnie.- tym razem nie brzmiało to jak pytanie, a bardziej rozkaz.
- Nie wiem.- powiedziałam stanowczo.- Nie oczekuj ode mnie, że zawsze będę przy was na każde zawołanie. Mam swoje życie. I planuję w nim coś zmienić.
Nie odpowiedział, ale popatrzył na mnie gniewnie i wyszedł. Wyszłam dwie minuty później, ale pana Grimaldiego już nie było. Van zresztą też. Pognałam do swojego pokoju. Weszłam, zamknęłam za sobą na klucz i wbiegłam do garderoby, gdzie również się zamknęłam. Wybuchnęłam płaczem i osunęłam się na drzwiach. Cały smutek, rozpacz, żal i pozostałości innych uczuć wypłynęły wraz z płaczem, ale to nie oznaczało, że będę od nich wolna. Oj, nie. Mogło być tylko gorzej. Ale co mam zrobić, by poczuć się dobrze?
Zapomnieć.
To chyba najlepszy pomysł.
Ale co zrobić, aby zapomnieć?
Odejść.
Ale to nie jest takie łatwe. Zostawić wszystko tutaj i wyjechać? Odejść bez zbędnych pożegnań, bez płaczu, smutku i pustki?
Podeszłam powoli do szufladki. Otworzyłam ją, posługując się kluczem. Wyciągnęłam coś, czego wcześniej nigdy nie wyjmowałam stąd. Leżało sobie spokojnie i nikt tego nie ruszał. Nie miał prawa. W dłoni miałam album. Ale nie byle jaki.
Pamiątkowy. To był jedyny ślad po znajomości mojej i Rossa, który zabrałam. Ale na śmierć o nim zapomniałam. Otworzyłam go na stronie tytułowej.
"Ross&Laura- Best Friends Forever"
Uroniłam łzę. Co się stało? Czy garstka głupich uczuć musiała wszystko tak pogmatwać? Nigdy już nie będzie Rossa i Laury- Najlepszych Przyjaciół. Bedą tylko Ross i Laura- Kumple z podwórka.
Nie tak miało być.
Musiałam to skończyć. Wylać wreszcie tę wodę, którą nazbierałam z łez w naczyniu. Powiedzieć STOP życiu, które ma nade mną kontrolę. To JA mam nad nim władzę, a nie na odwrót. Koniec altruizmu i ustępowania innym. Czas pomyśleć trochę o sobie. I już wiedziałam, co powinnam zrobić.
Zeszłam do pracowni i usiadłam na krzesełku przy pianinie.
Ross
Laura
Miłość, która raz zawisła na ścianie
Kiedyś coś znaczyła
Lecz teraz nie znaczy nic
Echa rozeszły się
Lecz wciąż pamiętam ten
grudniowy ból

Och, nie ma nic, co
mógłbyś jeszcze powiedzieć
Przykro mi, jest już za późno

Uwalniam się od tych wspomnień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić
Powiedziałam 'żegnaj' wzniecając ogień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić*
Poczułam, że coś się ze mną dzieje. Przeniosłam się nagle w inne miejsce, gdzie był Ross i też coś śpiewał, ale tym razem już słyszałam, co.
Wróciłaś, by dowiedzieć się,
że to zniknęło
I to miejsce jest puste,
jak dziura, która została we mnie
Tak jak gdybyśmy byli nikim
To nie to, co dla mnie znaczyłaś
Sądziłem, że jesteśmy sobie przeznaczeni

Nie ma nic, co mogłabyś jeszcze powiedzieć
Przykro mi, jest już za późno*

I znów zmieniłam położenie. Siedziałam z palcami na klawiszach i grałam dalej.
Odrywam się od tych wspomnień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić
Powiedziałam 'żegnaj' wzniecając ogień
Muszę odpuścić, po prostu odpuścić*
I teraz siedziałam już razem z nim i śpiewaliśmy.
Odpuszczam i teraz już wiem
Całkiem nowe życie jest w dół tej drogi
A kiedy jest dobrze zawsze wiesz
Więc tym razem nie odpuszczę*
A potem już siedziałam sama w pracowni i wybijałam ostatnie nuty.
Już tylko jedna rzecz została do powiedzenia
Na miłość nigdy nie jest za późno

Uwolniłam się od tamtych wspomnień
Odpuściłam, odpuściłam
I dwa pożegnania doprowadziły
do ​​tego nowego życia
Nie pozwól mi odejść,
nie pozwól mi odejść
Nie daj mi odejść
Słyszałam już tylko echo jego głosu, który mieszał się z moim:
Nie pozwolę ci odejść
Nie daj mi odejść*
A potem się obudziłam...
Cała mokra, włosy zmoczone przez łzy, przylepiały mi się do szyi.
Wstałam i wyszłam z garderoby. Chwyciła telefon. Wybrałam numer, który zostawił mi na wizytówce pan Grimaldi.
- Grimaldi, słucham.- usłyszałam baryton mężczyzny z słuchawce.
- To ja, Laura Marano. Podjęłam decyzję...- zaczęłam.
- I..?- ponaglał mnie.
- Zgadzam się. Z chęcią przyjmę pańską ofertę.
- Świetnie. Mam zamówić ci samolot, czy sama sobie poradzisz?- zaproponował.
- Sama. Kiedy mam być w Nowym Jorku?
- Najlepiej jeszcze w tym tygodniu, może w niedzielę?
- Tak, dobrze, pojawię się jak najszybciej.
I rozłączyłam się.
Kupiłam bilet i zaczęłam pakować wszystkie rzeczy.

- Będzie nam ciebie bardzo brakowało.- powiedziała przez łzy Delly, tuląc mnie po raz setny.
- Mi was też.- westchnęłam i uśmiechnęłam się smutno.
Rossa nie było. Ciągle miałam cichą nadzieję, że może będzie próbował zmienić moją decyzję, ale nic.
Po rzewnych pożegnaniach, nadszedł czas na wyjazd na lotnisko.
Stałam już przy wejściu na pokład i po raz ostatni rozejrzałam się za siebie. Ani śladu Rossa. Widocznie tak miało być.
I tak zaczęła się moja kolejna przygoda...
------------------------------------------------------
*Let Me Go- Avril Lavigne ft. Chad Kroeger 
------------------------------------------------------
Wow, trudno mi się go pisało :/ Ostatnio krucho u mnie z weną, ale mam nadzieję, że to się szybko zmieni, a jeśli nie, to sama będę próbowała ją odzyskać xD Mam mały dylemat i zwracam się do Was. Już wiecie, że Lau będzie pracować na Brodway'u, a więc będzie jakieś przedstawienie. I mam już pomysł, jakie. Ale teraz pytanie, czy WY chcecie, bym je opisała? I poświęciła na to jeden rozdział więcej? Zależy mi na Waszej opinii ;D Ostatnio, a dokładniej wczoraj odkryłam świetny blog i muszę się nim z Wami podzielić :) Dziewczyna nazywa się Sandra i ma potencjał ;) oto link------>KLIKAJ, CO CI SZKODZI?<------- Nie jest to opowiadanie o takiej tematyce, jak moje, ale jest duuużo lepsze xD Strasznie mi się spodobało i liczę na to, że Wam również ^_^ co do następnego rozdziału, to nie jestem pewna, jak długi będzie i kiedy się pojawi, bo mam masę rzeczy na głowie, no wiecie, SZKOŁA ;_; Mam nadzieję, że rozdział jako taki Wam się spodoba. Btw, widzę po tej ankiecie, że większość z Was komentuje czasami, więc nie mam tego nikomu za złe ;) Mimo to liczę na jakieś sugestie, może pomysły? Ja to wykorzystam.. ;) Za trochę krytyki też się nie obrażę :]
Wow, ale długa ta notka O.o
Koffam Was, Miśki :*
~Kasia<3
P.S. To wideo jest fantastyczne i takie fajnie zmontowane. #R5ComeToPoland #PolandNeedsR5 :D