niedziela, 15 września 2013

Rozdział dwudziesty drugi



Kiedy życie daje Ci cytrynę, walnij nią jakiegoś przechodnia, to poprawia humor.
- Yyy..- zacięłam się, wpatrując tępo w stojącą naprzeciw mnie osobę.
- Czekam na wyjaśnienia.- powiedziała.
- Ona... Mi pomaga.- powiedział już pewniej Riker, który stanął ze mną ramię w ramię.
- A w czymże?- uniosła brew.
- Nie twój interes.- odrzekłam, upewniając się, że odzyskałam głos.
- Bynajmniej.- syknęła, wiercąc wzrokiem skulonego ze zmieszania blondyna.- Mam w tym więcej interesu, niż ty.
- A skąd to przypuszczenie?- nie czułam, że stoi tu moja siostra, raczej obca, zimna osoba.- To ty postąpiłaś głupio i teraz obwiniasz Riker'a?!- zagotowało się we mnie. Zaczęłam wrzeszczeć, by ustawić do pionu Van, która zachowywała się, jak rozpuszczony bachor, a nie jak dorosła kobieta.- To w końcu ty wyjechałaś i oczekiwałaś, że kiedy wrócisz, będzie stał z kwiatami i powitaniem?
- Laura..- położył mi swą dłoń na ramieniu.- Niepotrzebnie się kłócisz, to was zniszczy, zapomnij, że prosiłem cię o pomoc. Podziękuj tacie, że pomógł mi wydostać się z tej niezręcznej sytuacji, ja już sobie pójdę.- ruszył w stronę drzwi.
- Laura?- Vanessa spojrzała na mnie pytająco.- O czym on mówi? O jakiej niezręcznej sytuacji?
- Mam jej powiedzieć?- zwróciłam się do stojącego przy drzwiach chłopaka.
- A co mam do stracenia?- spytał retorycznie. Kiwnęłam do niego głową, a on wyszedł, zostawiając nas same.
- O czym on mówił?- ponowiła pytanie brunetka.
- On..- niepewnie zaczęłam.- Jakby to.. Był żonaty.
- Co?!- aż podskoczyła.
- Był z Claudią w Las Vegas i tam się upili. No i rano obudził się z aktem zaślubin na szafce.
- Wow.- podsumowała.
- No właśnie.- dodałam i spojrzałyśmy po sobie. W momencie wybuchnęłyśmy śmiechem i poczułam się znów lekka i wesoła. Nie było napięcia, tylko siostrzane porozumienie. I tak właśnie powinno być. Potem położyłam się spać, bez specjalnych zmartwień na sercu, czy spraw na sumieniu. No, może oprócz tego, co zawsze, czyli Ross i bla, bla, bla.. Po co mam Cię męczyć, skoro znasz to już doskonale?
Następne dni właściwie minęły mi we względnym spokoju. Próby do przedstawienia opierały się początkowo na ogólnym zarysie scenariusza i muzyki. Oczywiście, nie udało mi się uniknąć dość dwuznacznych spojrzeń ze strony Ever. Kiedy patrzyłam w jej stronę, uśmiechała się promiennie, ale gdy byłam do niej odwrócona, czułam nienawistne zerknięcia, jakie rzucała do mnie. A może mi się wydawało? Po aferze z Angelo wszędzie widzę spisek, nawet tam, gdzie go nie ma. Ale może warto płynąć z falą? Dać się ponieść? Carpe diem, jak to powiedział Horacy... Jednak momentami nie mam się czego złapać i mogę utonąć. Dzień, jak co dzień, nic ciekawego się nie działo. Za to czekałam na dwie ważne daty, które zbliżały się wielkimi krokami. A mianowicie urodziny. A dokładnie, urodziny Rocky'ego, które będą już 1 listopada oraz urodziny Rik'a, które odbędą się dokładnie tydzień później, bo 8. Już obmyślam wielki plan, co do imprezy, na ich cześć.
- Lau? Co o tym myślisz?- spytała zdegustowana Ever.
- Może być, ale jak na moje oko, za dużo piór.- skrzywiłam się, lustrując strój Eleny, który ma nosić Izzy.
- Hmm, masz rację.- i jednym zgrabnym ruchem zerwała pióropusz z kołnierza.
- Teraz lepiej.- skinęłam głową z aprobatą.
Miło spędzałyśmy popołudnie w sali teatralnej. O dziwo, niegdyś rudowłosa była moim najzacieklejszym wrogiem. Rozrysowywałam plan imprezy urodzinowej. Zamówiłam już salę, catering i odpowiedniej wielkości tort,(czytaj: trójwarstwowy, czekoladowo-truskawkowy, dwupiętrowy, o średnicy 35 centymetrów), bo wiem, jak bardzo oboje ubóstwiają tego rodzaju ciasta. Wszystko zapięte było na ostatni guzik, a była aktualnie sobota, 31 października, Halloween, co było idealną datą na imprezę. Teraz trzeba było tylko umiejętenie sprowadzić jubilatów w umówione miejsce i gotowe. Wiem, że zorganizowałam wszystko wcześniej, niż w dacie urodzin chłopaków, ale łatwiej i sprawniej było zrobić to tak. Jak zwał, tak zwał, impreza zapowiadała się naprawdę świetnie.
Zakupiłam zieloną gitarę dla Rocky'ego, gdyż widziałam, jak ślinił się na jej widok, a Riker'owi zamówiłam nową kostkę do gitary z miniaturowym napisem "R5 ROCKS" i logo zespołu. Dochodziła piętnasta, a ja siedziałam jeszcze w garderobie, w celu dobrania czegoś dobrego na występ z blondynem. Ostatecznie wybrałam błękitną sukienkę i czarną, oćwiekowaną kamizelkę, a do tego czarne baleriny i kopertówkę, którą dostałam od Van na szesnaste urodziny. Gotowa, zadzwoniłam po Alana, kierowcę taty i po chwili już siedziałam z samochodzie. Po dwudziestu minutach, dojechałam na miejsce, po czym, od tyłu weszłam do środka. Oniemiałam, stojąc w progu. "Waletta Allis"* nigdy nie wyglądała tak fantastycznie. Wszędzie dużo halloweenowych ozdób i dyń, a na środku sali była wielka fontanna z sztuczną krwią. O dziewiętnastej miała zacząć się impreza, ale dla pewności musiałam sama wszystko sprawdzić. Mikrofony, głośniki, instrumenty, a potem krzesła, pozostałe nagłośnienie, dania, tort, stół prezentowy.
- Odwaliłaś kawał dobrej roboty.- powiedział Ross za moimi plecami.
- Dzięki.- wymusiłam uśmiech.
- Jesteś jakaś dziwna.- skwitował, po czym podszedł bliżej i odgarnął mi włosy z oczu.- Zachowujesz się inaczej.
- Mam zły dzień.- chwyciłam jego dłoń i lekko ją strzepnęłam. On jednak nie poddał się i znów zaczął bawić się moimi włosami.
- Mam wrażenie, że to jednak nie o to chodzi. Jesteś rozdrażniona. Robię coś nie tak?- spytał niewinnie.
- Tak. Zachowujesz się źle. Nie chcę takich zagrań. Jesteśmy, do cholery, tylko przyjaciółmi!- wreszcie uwolniłam złość, która kotłowała się we mnie już od dłuższego czasu.- Nie pozwolę, by to się zmieniło, ale jeśli tak ci zależy, możemy w ogóle się nie przyjaźnić.
- Przepraszam, nie chcę stracić tej przyjaźni, ale niektóre rzeczy muszą poczekać, a niektóre nie mogą. To, co się dzieje, to nie jest pomyłka i ty dobrze to wiesz, tylko boisz się tego przyznać.
Ukłuło mnie w sercu. Miał tak wiele racji! Ale jeśli potknę się teraz, będę to sobie wypominać przez całe życie. Wszystko przez niego! Gdyby nie on, byłabym teraz spokojną dziewczyną, a nie chorą wariatką, która nie wie, co ze sobą zrobić. Bez namysłu, po prostu pocałowałam go. Znowu, ale tym razem już nie walczyłam ze sobą. Po prostu go całowałam tak, jakby to był nasz pierwszy i ostatni raz. Po kilku minutach, brakło mi oddechu, więc oderwałam się od niego.
- Wow.- westchnął z maślanymi oczyma.- Co to było?- spytał.
- Nie mam pojęcia.- odpowiedziałam.
- Po raz kolejny zostawisz mnie bez wyjaśnień?- widać było obłęd w jego oczach.
Potarłam dłoń o czoło w zamyśleniu. Muszę to wreszcie skończyć.
- Nie, nie zostawię cię bez wyjaśnień. Nie jesteś mi obojętny. Ale wiesz, jak to może się skończyć.
- To, co było, nie wróci, nie rozdrabniaj tego teraz. Liczy się teraźniejszość. No, więc, co chciałabyś mi powiedzieć?- skrzyżował dłonie i oparł się na prawej nodze, przez co przypominał Rydel. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wyglądasz, jak twoja siostra.- roześmiałam się.- Geny.- westchnęłam, a chłopak wyprostował się, jednak jego ręce nadal były ułożone w poprzek.
Uspokoiłam się nieco i przybrałam poważny wyraz twarzy. Przede mną stało wyzwanie. Mogłam je podjąć, lub znów zdezerterować. Nagle wszystkie te uczucia, które tłumiłam znalazły ujście w moim płaczu. Tak po prostu rozbeczałam się i wpadłam w ramiona zdziwionego blondyna.
- To takie trudne.- wyjąkałam.
- Zróbmy tak, by było prościej.- zaczął głaskać mnie po włosach, a ja się już nie opierałam. Uniósł mój podbródek i zajrzał mi głęboko w oczy. Już niczego się nie bałam. Już nic nie stało mi na drodze. Już nie miałam żadnych wątpliwości. Kocham go. Bardziej, niż kogokolwiek innego. I nic tego nie zmieni. Oby..
Nagle usłyszałam trzask drzwi i instynktownie odsunęłam się trochę od Ross'a. Zza rogu wyrośli Izzy i George, a zaraz potem Delly i Ell. Uśmiechnęłam się. Tylu wspaniałych przyjaciół. Nagle coś we mnie pękło i poczułam się naprawdę szczęśliwa. Czyli jednak znalazłam swoją miłość.
Nadeszła godzina dziewiętnasta. Zgasiliśmy światła i czekaliśmy, aż Ryland przyprowadzi braci do lokalu. Usłyszałam cichy podźwięk otwieranych drzwi.
- Idą!- szepnął chłopak.
Nagle sala rozświetliła się i wszyscy jednocześnie krzyknęliśmy:
- NIESPODZIANKA!
Miny chłopaków były bezcenne. Zdziwieni, zmieszani i jednocześnie podekscytowani.
Impreza trwała w najlepsze, a Riker podszedł do mnie od tyłu.
- Kto jest najlepszy?- zapytał retorycznie.
- Ja.- powiedziałam z subtelnością młota. Zaśmiał się i mnie przytulił.
- Chyba już czas. Jesteś gotowa?- uniósł brew.
- Zawsze.- odparłam i chwyciłam go za rękę.
Weszliśmy na scenę.
- Niby to urodziny Rik'e i Rocky'ego, ale mamy niespodziankę dla kogoś jeszcze.- rzekłam do mikrofonu.
Zaczęłam delikatnie wybijać rytm na syntezatorze i melodię na klawiszach. Riker bez zahamowania zaczął rapować.

I must've forgot, you can't trust me
I'm open a moment and close when you show it
Before you know it I'm lost at sea
And now that I write and think about it
And the story unfolds
You should take my life
You should take my soul

Fight it, take the pain, ignite it,
Tie a noose around your mind,
Loose enough to breath fine and tie it
To a tree, tell it, "You belong to me,
This ain't a noose, this is a leash
And I have news for you,
You must obey me

You are surrounding all
my surroundings,
Sounding down the mountain range of
my left-side brain
You are surrounding all my surroundings,
Twisting the kaleidoscope behind
both of my eyes**

Śpiewał i rapował, a ja dochodziłam w chórku w refrenie. Czułam tę piosenkę, bo sama miałam podobnie. Nie mogłam się opanować i uroniłam jedną niewielką łzę szczęścia.
Van była roztrzęsiona, ale udało jej się pogodzić z chłopakiem. Wszystko na powrót było na miejscu.
Następne dni również były udane. Ross pomagał mi jak najwięcej. Radził, jak radzić sobie z nieśmiałością. Zachowywał się w stosunku do mnie trochę inaczej, jak chłopak, lecz nie przesadzał, za co byłam mu wdzięczna. Próby trwały w najlepsze, ja za to coraz mniej bałam się wystąpienia. Zbliżały się moje nieszczęsne urodziny.
Co oznacza również, że jestem coraz bliżej dorosłości, a tego nie chcę. Nie lubię tego dnia, bo wtedy wszyscy są tacy cukierkowi. Obrzydliwe. Jednak tego roku miało być inaczej. A mianowicie dlatego, że wpadłam na dość szalony pomysł. To znaczy, ja go dopracowałam, bo koncept zarzuciła Rydel. Na razie, nie chcę zdradzić, jakiś to szalony plan wymyśliłam, bo nie chcę zapeszyć.
Mam teraz inne problemy. Niby wszystko się wyjaśniło, ale ja nadal jestem dość roztrzęsiona. Chodzi o mojego tatę. Wiem, że dużo pracuje, ale ja i Vanessa kiedyś wyjedziemy. I co wtedy? Nie może przecież zostać sam! Powinnam mu kogoś znaleźć. Ale kogoś szczerego, a nie babę, która leci na kasę, a nie na tatę. Myślałam długo i nagle zauważyłam, że moja dłoń żyje własnym życiem, a na kartce był już wiersz. Mam ostatnio wenę na pisanie o miłości. Zresztą, czemu się dziwić? Jestem poważnie zakochana.
Uśmiechnęłam się do siebie. Jestem zakochana. Jestem zakochana. Za każdym razem brzmiało to tak samo pięknie. Zaczęłam kaligrafować te słowa na kartce z wierszem.
- Wiesz, że ja też?- spytał Ross.
- To dobrze.- wyszczerzyłam się.- A kto to?
- Jest śliczna, mądra i bardzo utalentowana.- zamruczał z rozmarzeniem.
- Ma dziewczyna szczęście, że ktoś taki, jak ty się z niej zabujał.- odrzekłam.
- O tak.- pokiwał głową i zbliżył się do mnie. Uraczył mnie jednym z wielu słodkich pocałunków, jakimi mnie dziś obdarował. Oddałam jego zachłanność i całowaliśmy się jeszcze przez jakąś minutę.
- Jesteś boska.- ucałował mnie w czoło i otulił ramieniem.
Trwaliśmy tak, aż do wieczora, ale chłopak musiał iść do domu. Ja za to czatowałam na tatę, by z nim pogadać. Zamiast niego, w drzwiach stanął Eric z jakimś chłopakiem. To pewnie Athony, o którym Eric tyle się rozpływał, pomyślałam.
- Hej, Laura, poznaj Tony'ego.- bez ogródek zapoznał nas ze sobą.
Jak się okazało, piwnooki również jest, jakby to powiedzieć, homo. Ma dużo zainteresowań, ale głównie ubraniami zajmuje się. Bardzo go polubiłam, sądzę, że będziemy dobrymi znajomymi.
Nagle drzwi znów się otworzyły. Zasiedliśmy w salonie, bym mogła obserwować hall, gdyby przypadkiem tata przyszedł.
I w końcu się pojawił.
- Hej, Eric, witaj, Laura, kochanie.- ucałował mnie w czoło i uśmiechnał się.
- Tato, moglibyśmy porozmawiać? Na osobności?- podkreśliłam.
- Jasne, córciu.- odparł i poszliśmy do gabinetu. Usiadłam w fotelu i spojrzałam na ojca.- O co chodzi?
- Mam taką sprawę, zauważyłam, że jesteś dziwnie wesoły. I znikasz. O czymś nie wiem?- spytałam.
- No, cóż, powinienem ci powiedzieć już dawno, ale bałem się, że źle to przyjmiesz. Mam dziewczynę.
Zamurowało mnie, ale już po chwili odzyskałam władzę nad swoim ciełem i krzyknęłam:
- To wspaniale!
- Cieszysz się? Serio?- zdziwił się.
- Oczywiście! O tym chciałam z tobą rozmawiać. Bałam się, że zostaniesz sam, kiedy już się wyprowadzę. Ale się myliłam.- trajkotałam, jak zaklęta.
- Cieszę się, że nie jesteś zła.
- Zła? Bardziej szczęśliwa!- powiedziałam, przytuliłam tatę i wyszłam spokojnie z jego gabinetu.
Z dobrymi przeczuciami, wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Nagle mój telefon zadzwonił, a na wyświetlaczu pojawił się numer Daylii.
- Halo.- odezwałam się do komórki.
- Laura, mam do ciebie sprawę.
- Dajesz.
- Muszę nagrać demo i pokazać, że naprawdę potrafię robić coś genialnego.
- I jaki mam w tym interes?- spytałam skołowana.
- Nagrasz piosenkę dla mnie? Proooszę.- usłyszałam w słuchawce błagalny głos blondynki.
- No dobrze, poszukam jakiegoś tekstu i jutro około szesnastej będę w studiu.- rzekłam śpiącym tonem.
- Dzięki.- zapiszczała i rozłączyła się.
*NASTĘPNY DZIEŃ*
Rano wstałam trochę zmęczona, ale to nie przeszkadzało mi, by ubrać się, przygotować do szkoły i zejść na dół z uśmiechem na twarzy.
Jadłam spokojnie śniadanie, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Elize wpuściła tego kogoś do środka. Okazało się, że to Ross. Dokończyłam swojego tosta i złapałam torbę i telefon, po czym wyszliśmy razem z domu.
Lekcje mijały mi szybko, zaraz potem próba, dziś akurat taneczna. Choreografię opracowała pani Sparkle, Van nie chciała, ani też nie zamierzała mieszać się w sprawę przedstawienia.
Po ćwiczeniach, które skończyły się około piętnastej, skierowałam się do wytwórni wuja Starra. Po dwudziestu minutach spokojnego spaceru stałam przed drzwiami.
- Laura Marano.- powiedziałam do recepcjonistki.- Jestem umówiona z Daylą.
Przysadzista kobieta zajrzała do listy i skinęła na mnie głową, po czym podała mi legitymację i pozwoliła iść dalej.
Weszłam do studia Day i powiedziałam:
- Hejo, jestem.
- Witaj, siadaj.- powiedziała władczo.- Mam mało czasu.
- Ok, ok, już idę.- roześmiałam się, ale jej nie było do śmiechu.
Usiadłam na krześle i przysunęłam mikrofon do siebie. Popukałam w niego, by sprawdzić, czy jest włączony.
- Próba mikrofonu, żóółty, żółty(Julia W., wiesz, o co cho xD).
- Dobra, nie wygłupiaj się, zaczynamy.- wcisnęła czerwony przycisk i ze słuchawek popłynął niesamowity bit. Opanował mnie i nie mogłam się otrząsnąć z zachwytu. Zaczęłam nucić, a potem, zgodnie z przesłaniem tekstu zaczęłam głośniej śpiewać.

I used to bite my tongue
and hold my breath
Scared to rock the boat
and make a mess
So I sat quietly, agreed politely
I guess that I forgot
I had a choice
I let you push me past
the breaking point
I stood for nothing, so
I fell for everything

You held me down, but I got up
Already brushing off the dust
You hear my voice,
your hear that sound
Like thunder, gonna shake the ground
You held me down, but I got up
Get ready 'cause I’ve had enough
I see it all, I see it now

I got the eye of the tiger,
a fighter, dancing through the fire
Cause I am a champion
and you’re gonna hear me roar
Louder, louder than a lion
'Cause I am a champion
and you’re gonna hear me
r-o-o-o-o-o-o-o-o-o-oar
You' re gonna hear me roar

Now I’m floatin' like a butterfly
Stinging like a bee I earned my stripes
I went from zero, to my own hero
You held me down, but I got up
Already brushing off the dust
You hear my voice, your hear that sound
Like thunder, gonna shake the ground
You held me down, but I got up
Get ready ’cause I’ve had enough
I see it all, I see it now

I got the eye of the tiger, a
fighter, dancing through the fire
‘Cause I am a champion and
you’re gonna hear me roar
Louder, louder than a lion
‘Cause I am a champion and
you’re gonna hear me
r-o-o-o-o-o-o-o-o-oar
You’re gonna hear me
r-o-o-o-o-o-o-o-o-oar
Hey, you hear me roar!
You're gonna hear me roar


Roar-or, roar-or, roar-o

I got the eye of the tiger, a fighter,
dancing through the fire
‘Cause I am a champion
and you’re gonna hear me roar
Louder, louder than a lion
‘Cause I am a champion and
you’re gonna hear me
r-o-o-o-o-o-o-o-o-oar
Yeah
You' re gonna hear me
r-o-o-o-o-o-o-oar
You hear me roar
You' re gonna hear me roar ***

Nie zauważyłam, że Ross, jego rodzeństwo i Ratliff weszli do salki, stali i z podziwem oglądali mój mini występ. Gdy już skończyłam, zaczęli klaskać, a blondyn wszedł do salki i bez zbędnych ceregieli chwycił mnie w ramiona i obdarzył namiętnym pocałunkiem. Zabrakło mi tchu, a przez resztę towarzystwa przebiegł szmer i dość głośne "Uuu". Uśmiechnięta, przytuliłam się do chłopaka, a rodzeństwo zaczęło mu gratulować. Nikt nie wiedział za bardzo, że jesteśmy parą, ale w końcu musiało się wydać.
- To jest genialny mix!- krzyknęła Day, która słuchała mojej piosenki w słuchawkach.
Zaśmiałam się.
Do wieczora siedzieliśmy w wytwórni, bo zespół musiał nagrać kilka piosenek. Bardzo mi się podobały. Ale najbardziej Pass Me By, co chyba już kiedyś wspominałam.
Około dwudziestej pierwszej siedziałam jeszcze z Ross'em u mnie.
- Pomysł Delly mógłby wypalić.- powiedział.- Tylko, że zostało mało czasu...- zaciął się na tych słowach.
- Hello, ja mogę wszystko załatwić. Nie potrzeba dużo. Muszę tylko zamówić lot do Paryża i hotel, nic wielkiego.
- Dzisiaj jest 21 listopada.- kalkulował na głos blondyn.- A 29 to piątek. Na pewno zdążysz?- spytał z powątpieniem.
- Taaak.- uśmiechnęłam się i musnęłam jego policzek.- Nie martw się.
- Jesteś najlepszą dziewczyną na świecie.
- Wiem.- odrzekłam i oparłam się na jego ramieniu.
W tej też pozycji oboje odpłynęliśmy... Jednak nie wszystko było takie, na jakie liczyłam...
-------------------------
*Waletta Allis- mój kochany móżdżek to wymyślił :3
** Holding Onto You- Twenty One Pilots
*** Roar- Katy Perry
-------------------------
No i jest Raura! Ale uprzedzam, nie bardzo lubię przesłodzone sceny, więc w pewnych momentach nieźle zamula xD Nie wiem, czy zostawię tak, jak jest, czy może coś się stanie, moja główka jeszcze nad tym pracuje :D Na razie pozdrawiam czytelników, koffam Was, jesteście NAJ :* To dzięki Wam dobiłam już prawie do 10.000 wyświetleń! Komentujcie, komentujcie, prooszę :)
Buziaczki, moje Wy słoneczka ;)
~Kasia<3
P.S. Coraz bardziej mi się ona podoba :)

5 komentarzy:

  1. Cuuudny! :D
    A ja kocham przesłodzone scenki, ale wiem jak trudno się je pisze xD
    Hahah, przypomniało mi się jak pisałyśmy razem to na bloga Julki, ale był ubaw xD
    Nie mogę się doczekać nexta! :D
    Mam nadzieję, że będę mieć kiedyś tyle weny co ty, bo jak na razie ta choroba mnie przymula, i nic nie wiem xD

    całuuski ;*****

    ~Refive

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tez kocham takie sceny he he
      Vicki

      Usuń
  2. Świetny post c: Uwielbiam Twojego bloga i serdeeeecznie zapraszam do siebię! Nie będę popędzała cię z następnym postem , bo wiem że to nie zawsze jest proste . W każdym bądź razie , gratuluje talentu C:

    magic-story-raura.blogpsost.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Czad. Naprawdę ten rozdział powalił mnie na kolana ;D
    Trzymaj tak dalej!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. mówiłam, że to Van. bardzo fajny rozdział. też nie lubię przesłodzonych scenek i mam nadzieję, że zjebiesz Raure, chociaż tak na razie, bo wkurwia (mnie) już pomału, że na każdym blogu oni są razem.

    OdpowiedzUsuń