"Zabiorę twoje ciało na Księżyc
Wtedy pozwolę ci obrócić go wokół
Pokaż mi coś nowego
Kochanie, nie potrzebujemy tych świateł,
Bo będziesz dziś widzieć gwiazdy
Wezmę twoje ciało na Księżyc
Lećmy
Lećmy."
------------------------------
Czasem możliwości jest mniej, niż środków.
Czasem nadzieja jest silniejsza od ciemności.
Czasem ciekawość jest silniejsza od strachu.
Jedna tylko rzecz nie zdarza się "czasem".
Tak, miłość dopada każdego.
Miłość jest zawsze wokół.
Smutne.
------------------------------
Pamiętam tylko, że widziałem ją w lesie.
W sklepie.
Na planie.
Przy moim domu.
Była wszędzie.
Ciągły strach, że patrzy dopadał mnie na każdym kroku. Że przez to, że mnie obserwuje, mój plan nie wypali.
Albo wypali, albo wszyscy zginiemy.
Modliłem się w duchu, by jednak ta opcja w grę nie weszła. Przecież mieliśmy jeszcze tyle planów!
Najważniejsza jednak była Laura. Ona nie miała prawa zginąć. Była niewinna. Nie mieszała się. To ja ją w to wciągnąłem.
A teraz czas ją uratować.
*
Wszedłem do Patrolu, pogrążony w myślach.
Zauważyłem Edwin'a, wychodzącego ze swojego gabinetu. Popatrzył na mnie dziwnie i powiedział:
- Twoja dziewczyna leży w moim pokoju. Zrób coś z nią, bo zaraz ma przyjść sprzątaczka.- i odszedł.
Laura? Leży na podłodze?
Szybko pobiegłem do biura Edwin'a i zgodnie z tym, co powiedział mężczyzna, Laura faktycznie leżała na podłodze. Błyskawicznie znalazłem się przy brunetce, uklęknąłem i podniosłem jej głowę.
- Laura, Laura. Ocknij się.- szeptałem jej do ucha.
Po chwili otworzyła oczy. Zajarzyły się wszystkimi kolorami tęczy i już po kilku sekundach zaczęła płakać. Jęknęła i chwyciła się za głowę, ale nie przestała łkać. Przytuliłem ją do siebie.
- Co się stało?- spytałem, próbując ją uspokoić.
- Moja... Mama... Żyje.- wyjąkała przez płacz. Wtuliła się we mnie jeszcze bardziej i szlochała dalej.
- Może spróbujesz mi wytłumaczyć, o co chodzi? Zacznijmy od tego, że powinnaś przestać płakać.- zaproponowałem.
Laura otarła oczy dłońmi i pociągnęła nosem. Popatrzyła na mnie. Nadal nie otrząsnęła się z szoku. Rozpacz w jej źrenicach mieszała się z wściekłością i zdezorientowaniem. Coś było bardzo nie tak.
- Edwin powiedział mi, że gdy moja mama rzekomo zginęła od strzału, tak naprawdę nie zginęła.- odezwała się zachrypniętym głosem.- Uciekła. I miała dziecko z Edwin'em. I tym dzieckiem była Alex.- zamilkła.
Otworzyłem usta ze zdziwienia i pustym wzrokiem przemierzyłem gabinet. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Byłem po prostu zmieszany i zaskoczony.
Alex była siostrą przyrodnią Laury.
To by wyjaśniało takie podobieństwo między nimi. Ale pytanie: dlaczego jej matka postanowiła ją zostawić?
I dlaczego zdradziła Damiano z Edwin'em?
- Wiesz... Edwin ostrzegał mnie, że może to zrujnować mi życie. Ale czuję się tylko pusta. Jakbym nagle straciła część ciała. Albo przestała cokolwiek czuć. Jak ona mogła mi to zrobić?- Laura znów zaczęła łkać.
- Skoro to już się stało, nie ma odwrotu.- powiedziałem, głaszcząc ją po włosach.
- Może masz rację.- stwierdziła po kilku minutach ciszy.
- Marano, ja zawsze mam rację.- uśmiechnąłem się ciepło, a brunetka zaśmiała się cicho.- Powinniśmy stąd iść. Zresztą, masz jutro próbę i musisz być wyspana.- przypomniałem.
- Pomógłbyś mi wstać? Bo coś czuję, że o własnych siłach mi się to nie uda.- skrzywiła się lekko.
- Jasne.- skinąłem głową i wziąłem dziewczynę na barki.
Zauważyłem na jej ramieniu małą bliznę. W kształcie litery "E". Ciekawe...
*TRZY DNI PÓŹNIEJ*
*perspektywa Laury*
Zastanawiałam się.
Bardzo długo.
Leżałam w ciemności i myślałam, a skończywszy, byłam w tym samym miejscu, od którego zaczynałam.
Nie miałam nic. Nie wiedziałam, co mogło być powodem.
Jak podłym trzeba być człowiekiem, by coś takiego zrobić?
Co mogło być tak okropne, że moja mama postanowiła zdradzić mojego tatę, upozorować własną śmierć, a do tego zostawić swoje dzieci?
No właśnie.
Jedynie nic. Kiedy się kogoś kocha, nie ma takiej rzeczy, która mogłaby rozłączyć jedną osobę od drugiej. Czułam smutek i złość jednocześnie, a jednak ta dziwna bezsilność najbardziej mnie przybiła. Tyle spraw na mojej głowie wciąż ciążyło, a żadnej nie mogłam dokończyć.
Chociaż właściwie mogłam. Ale strach, że coś mogłoby nie pójść po mojej myśli, był o wiele silniejszy, aniżeli chęć położenia kresu niektórym sprawom. Tak, nie zdawałam sobie sprawy, że nieuknione nadejdzie i nie zdołam tego zatrzymać. Że nie mogę nadal zwlekać, bo to i tak niczego nie zmieni. Ale czy gdybym miała tą świadomość, coś by się zmieniło? Pewnie nie. Może byłoby jeszcze gorzej, bo stres zaćmiewałby priorytety.
Choć właściwie żadna opcja nie jest dogodna.
Kto chciałby znaleźć się na moim miejscu?
Zagrożony przez jakąś psychopatkę, współpracujący ze swoją ex-połówką, ukrywający tą współpracę przed swoją ukochaną osobą, usiłujący uratować swojego brata bliźniaka i siostrę ex-chłopaka, posiadający świadomość, że przez połowę swojego życia żył w zakłamaniu, próbujący ratować wszystkich dookoła, wiedząc, że dla niego samego nie ma już ratunku.
Właśnie, nie ma ochotnika. I jakoś niespecjalnie mnie to dziwi.
Czasem zastanawia mnie, jakim cudem jeszcze żyję. Może śmierć byłaby najlepszym rozwiązaniem? A potem przed oczyma pojawia mi się powód, dla którego jestem pewna, że życie może być dobre.
Blondyn o złotym sercu i dobroci graniczącej z cudem. Niesamowity w każdym swoim poczynieniu, a przy tym posiadający coś, co jest zarezerwowane wyłącznie dla mnie.
Może to głupota, ale Nate naprawdę daje mi siłę do życia. A przy tym wciąż je ochrania.
Myśl, że mógłby odejść, albo, że ja mogłabym go skrzywdzić, jest tak bolesna, że nieczęsto do niej wracam.
Ross i ja to przeszłość. Coś, co zdarzyło się, ale już tego nie ma. Współpracujemy, bo mamy wspólny cel. Tylko tyle.
Pamiętniku, pamiętasz, co kiedyś mówiłam?
Chcę pisać książki, które będą nie tylko odzwierciedleniem mnie samej, ale też będą miały ukryty sens, zarezerwowany tylko dla nielicznej grupy osób, które są naprawdę inteligentne.
Jeśli jutro po finale Voice Challenge umrę, mój życiowy cel nigdy nie będzie osiągnięty. Gorycz porażki zawsze będzie na Twych kartach. Miłe uczucie?
Teraz, kiedy to piszę, jest noc. Zachmurzone niebo przypomina o tylu alarmach w ciągu ostatnich dni, dotyczących rzekomej katastrofy pogodowej. Jest parno, mimo tego, że już dawno po zmroku, a do tego wilgoć przenika powietrze, nasycając je zapachem, wróżącym coś wielkiego i niebezpiecznego. Może to ułuda spowodowana stresem przed finałem i tym, co nastanie po nim.
Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo?- odezwałam się do słuchawki.
- Otwórz to cholerne okno.- ciepły głos blondyna odparł po drugiej stronie. Podeszłam do okiennicy. Na balkonie stał Nate z telefonem przy uchu i uśmiechał się lekko. Dotknęłam klamki i uchyliłam okno, wpuszczając przy tym ciepłe powietrze z zewnątrz. Blondyn schował urządzenie do kieszeni spodenek i wparował do środka, tuląc mnie do siebie tak mocno, że aż na chwilę przestałam oddychać.
- To były najgorsze dwa dni mojego życia.- szepnął mi we włosy blondyn, łaskocząc mnie przy tym po uchu.
- Mogłeś przyjść w nocy. Wtedy jestem cała twoja.- odszepnęłam, nie chcąc zburzyć tego przyjemnego nastroju.
- Pomyślałem, że lepiej będzie, jeśli dam ci trochę wytchnienia. Tyle na ciebie spadło.- westchnął ciężko.
- I właśnie teraz mi jesteś tak potrzebny.- wyznałam.
Już więcej nic nie powiedział. Wpił się tylko w moje usta i popchnął delikatnie, lecz stanowczo na łóżko. Opadł na mnie, a ja pozwoliłam mu się całować po szyi, żuchwie, obojczyku i całej twarzy. Podczas, gdy on mnie pieścił, ja raz po raz stękałam, dygocząc pod wpływem nagłego ataku podniecenia. Nagle to poczułam. Wreszcie do końca dotarło do mnie, że zawsze będziemy razem. Że go kocham i nic nie stoi na przeszkodzie, by mu to okazać.
Nate przerwał pieszczoty i spojrzał na mnie uważnie.
- Jesteś tego pewna, Lau?
- Nie martw się. Wiem, że cię kocham. Chcę tego. Jestem pewna.- odparłam.
I choć sama to powiedziałam, to i tak zakręciło mi się w głowie. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. Zwłaszcza tu i teraz, w tej idealnie pięknej chwili.
Objął mnie i przyciągnął do siebie mocniej. Poczułam się tak, jakby każdy nerw w moim ciele przeszył prąd.
- Kocham cię, Marano.- szepnął, odrywając się jeszcze na sekundę.
- Więc ja ciebie też.- odpowiedziałam i utonęłam w pocałunkach blondyna.
Nazajutrz obudziły mnie promienie słońca parzące w plecy. Nie byłam pewna, czy to wczesny ranek, czy może już południe, poza tym jednak wszystko było jasne- wiedziałam doskonale, gdzie się znajduję. W ramionach chłopaka, z którym, przynajmniej miałam taką nadzieję, miałam spędzić resztę życia, o ile pewna osoba uprzednio go nie ukróci. Mimo upału na zewnątrz czułam się komfortowo. Leżałam w ramionach Nate'a, z głową na jego nagiej klatce piersiowej, ale bynajmniej nie czułam z tego powodu skrępowania, ani nic. Mimo tego, iż sama byłam zupełnie naga, nie byłam speszona, co wcale do mnie nie jest podobne.
Przesuwał palcami wzdłuż linii mojego kręgosłupa. Domyśliłam się, że już wie, że nie śpię. Nie otwierając oczu, objęłam go za szyję i mocniej do niego przywarłam.
Nie odzywał się. Jego palce powoli wędrowały to w górę, to w dół. Właściwie ledwie mnie dotykał. Śledził tylko opuszkami jakieś wzory na moich plecach.
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, ale moje ciało miało inne pomysły. Zachichotałam cicho. Ach, ten żołądek! Jak mogłam być głodna po tak wspaniałej nocy? To takie prozaiczne. Z niebiańskich wyżyn ściągnięto mnie prosto na ziemię.
- Głodna?- Nate zaśmiał się lekko.
- Bardzo.- zawtórowałam mu.
- Gdzie twój tata?- zapytał chłopak.
Podniosłam się, zakrywając klatkę piersiową kołdrą.
- Na wyjeździe biznesowym.- zmarszczyłam nos.- Wraca jutro.- westchnęłam.
Ciekawe, czy jutro jeszcze będę żyła...
Nate popatrzył na mnie z troską, ale nic nie powiedział. Założył koszulkę, bieliznę i spodenki i wyszedł z mojego pokoju. Opadłam z powrotem na poduszki i zamknęłam oczy. Dlaczego to wszystko działo się tak szybko?
Czułam się winna; nie mówiąc Nate'owi o moim planie i współpracy z Ross'em, miałam wrażenie, że go zdradzam. Może niepotrzebnie. Z Ross'em chyba wszystko zostało już wyjaśnione.
Chyba.
I znów ta pieprzona niepewność.
Nagle telefon Nate'a zadzwonił. Wzięłam go z szafki nocnej i odebrałam.
- Halo?
- Hej, Lau. Jest gdzieś obok ciebie Nate?- po drugiej stronie odezwał się Aaron. Co było dziwne, ze względu na to, że przecież już się nie przyjaźnią.
Czyżby coś mnie ominęło?
- Mmm... Nie, nie ma go tu. Mam coś przekazać?- zapytałam.
- Tylko, żeby do mnie zadzwonił.- odparł i się rozłączył.
Po kilkunastu minutach Nate wszedł do pokoju z tacą wypełnioną po brzegi parującym jedzeniem.
- Planujesz wykarmić tym Armię Narodową, czy co?- zapytałam, unikając jego spojrzenia.
- Tylko ciebie, kochanie.- uśmiechnął się uroczo.- Dlaczego trzymasz mój telefon?- spytał, nagle rozzłoszczony.
- Co?- popatrzyłam na niego w zamyśleniu.- A to... Aaron do ciebie dzwonił.
Blondyn zmieszał się.
- Prosił, abyś do niego zadzwonił.- dodałam.
- Mówił, czy to pilne?- Nate lekko się spiął.
- Nie, prosił tylko o telefon.- odpowiedziałam.- Posłuchaj... wiem, że coś ukrywasz. Ale nie zamierzam drążyć, co. Mam tylko nadzieję, że to nie ma związku z całą tą historią. I z ratowaniem mnie.- rzekłam cicho.
- Wiesz, że choćbyś nie chciała, abym cię ratował, ja i tak bym to zrobił. Nieważne, czy zginę, ty musisz żyć.- w jego oczach ujrzałam desperację. I smutek.
- Dziękuję, że jesteś.- zbliżyłam się do niego i pocałowałam do w usta, obejmując go ramionami.
W każdym naszym pocałunku było nieme ponaglenie. Mieszało się ono z pożądaniem i namiętnością, jaka nigdy między mną i Ross'em nie panowała. Nate był odskocznią od wszystkiego, co złe. Opoką w każdej sytuacji.
- Dla ciebie wszystko.- szepnął zmysłowo.- Zdecydowanie wolę cię taką.
- Jaką?- zaciekawiłam się.
- Drapieżną, seksowną, nagą.- jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.
- Niedobry Nate.- zbeształam chłopaka. Zdjął koszulkę i mi ją podał.
- Ubieraj ją i jedz. Za godzinę przyjeżdża tu Rhydian i HeartBeat na ostatnią próbę.- przypomniał mi Nate.- Ja muszę lecieć.- oznajmił blondyn, muskając ustami mój policzek ostatni raz.
- Do zobaczenia w studiu?- zapytałam.
- Tak.- skinął głową.
- A potem?
- A potem skończymy to wszystko raz na zawsze.- wzruszył ramionami. Szybko przebrał się w strój bojowy, rzucił mi pokrzepiające spojrzenia i wyskoczył przez okno.
Westchnęłam i wzięłam się za posiłek przygotowany przez mojego chłopaka.
On to się o mnie troszczy.
*
- Laura Marano.- powiedziałam do bramkarza, pokazując mu identyfikator.
- Akurat ty mi się przedstawiać nie musisz.- odrzekł, patrząc mi w oczy. Przejrzałam mu się. Ten głos.
- A co ty tu robisz?- zapytałam mężczyznę.
- Miłe powitanie, jak na dziewczynę, która jest zagrożona.- prychnął.
- Pytałam o coś.- skwapliwie odparłam.
- Blondasek prosił o szczegółowe rozeznanie. Nikt nieproszony ma tu się nie dostać. Ach, no i osłaniamy cię.- odpowiedział, rozglądając się co rusz we wszystkie strony.- Ładnie wyglądasz. Do twarzy ci w skórze.- zauważył.
Zarumieniłam się.
- Ross czy Nate prosił cię o przysługę?- spytałam, już trochę rozluźniona.
Mężczyzna popatrzył na mnie zagadkowo.
- Jak myślisz?
- Podziękuj Ross'owi. Potrafi zachować się, jak człowiek.- stwierdziłam.
- Ok.- mrugnął lewym okiem.
- Gdzie twój skrzydłowy?- zapytałam.
- Właśnie.- Daniel oprzytomniał.- Ethan będzie cały czas przy tobie. Dogadaliśmy się z Kevinem i nie będzie z tym problemu.- oznajmił cicho. Po chwili rudzielec pojawił się przy nas.
- Hej, Laura.- uśmiechnął się nieznacznie.
- Hej.- odparłam sucho.
- Wiem, że nadal masz do nas żal o to, że cię porwa...
- Nie mam.- zaśmiałam się.- W tej chwili krążę w swoich myślach i nie zauważam wielu rzeczy, więc nie jestem za rozmowna. Idziemy?- spytałam.
- Tak, jasne.- skinął głową.- Idź za mną i staraj się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z obcymi.
- Dobra. Chodźmy już.- ponagliłam rudowłosego.
Chciałam jeszcze porozmawiać z Rhydianem przed jego ostatnim występem. I życzyć powodzenia.
Szybko przeszliśmy przez korytarz i trafiliśmy za kulisy. Rhydian stał przy grupie HeartBeat. Podeszłam do niego, udając, że Ethan nie jest mi znany.
- Hej, Lau.- brunet uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej.
- Jak się czujesz?- zapytałam.
- Dziwnie zrelaksowany. Zero stresu.- odpowiedział i skrzywił się.
- Uwierz, że to dobrze.- usta wykrzywiłam w uśmiechu, by dodać mu otuchy. Jednak tak naprawdę nie miałam ochoty nawet na uśmiech. Na samą myśl o tym, co mnie czekało jeszcze tego wieczoru, czułam mdłości. Nieprzyjemne.
- Dasz czadu. Wszyscy go dacie.- powiedziałam, pewna swych słów.
- Dziękuję ci za wszystko.- odrzekł piętnastolatek. Może to zabrzmi, jak lamenty paranoika, ale słowa chłopaka wywarły na mnie wrażenie, jakby i on się ze mną żegnał.
- Wszystko dla przyjaciół.- odparłam i poszłam do swojej garderoby.
Usiadłam na swoim ulubionym krześle przed toaletką i popatrzyłam na swoje odbicie.
Ukryte pod dosyć grubą warstwą makijażu zmęczenie i smutek stawały się coraz bardziej wyraźne. W oczach nie było blasku, a usta były zaciśnięte, tworząc pionową kreskę. Włosy, pomimo licznych zabiegów, nie były w dobrej formie. To nie byłam ja. To był wrak mnie.
A dziś nastąpi apogeum wszystkich zdarzeń z ostatnich miesięcy.
Ale czy pozytywne dla mnie, czy może nie?
Kto to wie?
Ktoś zapukał do moich drzwi. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Odebrałam najpierw dzwoniące urządzenie.
- Halo?
- Wiesz, że to już niedługo, prawda?- znajomy głos nieznajomego odezwał się po drugiej stronie.
- Wiem...- westchnęłam, opierając się o blat toaletki.
- Macie plan, prawda?
- Tak. Ciekawe, czy wypali.- myślałam na głos.
- Wielkich trudności w tym nie będzie. Wyeliminowałem zabezpieczenia systemowe.
- Kim ty jesteś?- wypaliłam.
- Jedyne, co musisz wiedzieć, to to, że nigdy mnie nie lubiłaś za bardzo, a ja i tak chcę ci pomóc. I przez jakiś czas pracowaliśmy razem.- odpowiedział i nie czekając na jakikolwiek odzew, rozłączył się.
Schowałam telefon do miniaturowej torebki.
Otworzyłam drzwi, a w progu stał Ross.
- Hej, Marano.- odezwał się cicho.
- Co wy wszyscy zaczęliście tak namiętnie mówić do mnie po nazwisku?- spytałam zirytowana.
- Gotowa? Wchodzimy na scenę, jako mentorzy finalistów.- zignorował moje pytanie.
- Chyba tak. Skończmy to już.- westchnęłam, zamykając za sobą drzwi.
Weszliśmy za kulisy pod same drzwi, którymi mieliśmy przejść prosto na scenę.
Dwóch mężczyzn opancerzyło nas w miniaturowe mikrofony, włożone w rowek ubrania.
- Gotowi?- usłyszałam głos Johna w słuchawce.
Ross pewnie też to usłyszał.
- Bądźcie energiczni. Dajcie z siebie wszystko, to już ostatni program.- podpowiedział i się wyłączył.
Po kilkunastu sekundach drzwi się otworzyły, a my wyłoniliśmy się z nich, wychodząc na ogromną scenę. Publiczność wiwatowała, światła rozsiane po całej wielkiej sali jarzyły w oczy, a kamery latały we wszystkie strony, łapiąc nad od przodu, od tylu, z profilu, a nawet z góry. Były jak wredne owady, których nie idzie odgonić od siebie w żaden sposób.
Raini i Calum stali z boku, ale gdy tylko się pojawiliśmy, dołączyli do nas.
- Witajcie, kochani!- odezwałam się.- To już ostatni odcinek Voice Challenge. To właśnie dziś wyłonimy najlepszego wokalistę, wybranego przez was, naszych widzów. Kto waszym zdaniem powinien wygrać?- odpowiedziały mi chóralne odpowiedzi, zarówno stronnicze w kierunku Rhydiana, jak i Lacey.- Ja i Ross jesteśmy dumni ze swoich podopiecznych, ale to nie jedyne, co nas dziś czeka. Wraz z Rhydianem wystąpi niesamowity zespół taneczny, HeartBeat, a Lacey zaśpiewa piosenkę przy akompaniamencie jednej z najlepszych skrzypaczek na świecie, Lindsey Stirling! Gościnnie wystąpi również Union J, świeżo po zakończeniu ogólnoświatowej trasy koncertowej. Ja i Ross również przygotowaliśmy coś od siebie, ponadto, każde z nas zaśpiewa w duecie ze swoim podopiecznym. Będzie mnóstwo atrakcji i naprawdę masa rzeczy, które wraz z nami możecie przeżyć.- mówiłam wyćwiczoną formułkę bez zająknięcia.
- Cały dzisiejszy wieczór rozpocznie występ Laury. Wielkie brawa.- odezwał się Ross. Rozległy się piski i oklaski skierowane w moją stronę. Całą czwórką zniknęliśmy ze sceny.
Poprawiłam włosy i stałam przed drzwiami, w oczekiwaniu, aż kilku mężczyzn przygotuje wszystko na scenie.
- Laura.- odezwał się głos za mną.
Odwróciłam się. Nate stał i patrzył na mnie.
- Nate.- szepnęłam, wpadając mu w ramiona.
- Chciałem życzyć ci szczęścia, tam, na scenie. Będziesz niesamowita.- odparł chłopak.
Pocałowałam go przelotnie w usta i spojrzałam mu w oczy.
- Do twarzy ci w skórze.- zamruczał cicho.
- Już ktoś mi to mówił.- zaśmiałam się.
- Ma rację.
- Laura, musisz iść na scenę.- upomnienie Johna w słuchawce zepsuło mi piękną chwilę.
Skrzywiłam się, westchnęłam i wyplątałam z objęć blondyna.
- Muszę lecieć na scenę. Dzięki.- wysłałam mu całusa i zniknęłam za przepierzeniem.
Wyszłam na scenę. To była moja wielka chwila. Stanęła w ciemności z głową schyloną ku ziemi. Skórzana kamizelka była tak adekwatna do piosenki i tekstu, który ostatnio zdołałam napisać.
Westchnęłam cicho, a muzyka wypłynęła z instrumentów muzyków, którzy stali z tyłu.
To zdecydowanie było apogeum. Czułam, że to koniec. Byłam bardzo zła z tego powodu.
Na tyle zła, by zaśpiewać rockową piosenkę przed wszystkimi.
Tadam.
Back door bitches begging me to behold
All their cash and cars platinum silver’n gold
We're like ‘diamonds in the sky’ that is what we are told
No mountain made of money can buy you a soul
I can see it
I can see it
i can see it
Coming down
I can see it
I can see it
I can see it
Coming down
It's a fucked up world
What do you get
Sex and love and guns like a cigarette
It’s a fucked up world
What do you get from it
Sex and love and guns like a cigarette
Banging little boys bugging me on the bus
Say they want to know who did it but the answer's really us see
I don't know you why do you want to know me
You ain't gettin what you want unless you're getting it for free
I can feel it
I can feel it
I can feel it
Coming down
I can feel it
I can feel it
I can feel it
Coming down
It's a fucked up world
What do you get
Sex and love and guns like a cigarette
It’s a fucked up world
What do you get from it
Sex and love and guns like a cigarette
Back to these...
Backdoor bitches begging me to behave
Jamming Jesus down my throat note I don't want to be saved
Ain’t a chain on my brain I'm nobody's slave
I got one foot in the cradle and one in the grave
It's a fucked up world
Sex and love and guns like a cigarette
It’s a fucked up world
What do you get from it
Sex and love and guns like a cigarette*
Czy ktoś po tym wszystkim, co się stało, zachowałby się inaczej?
U mnie środkiem wyrazu, a zarazem wyrzucenia z siebie emocji zawsze była sztuka.
Wykorzystałam to.
Jednak oczekiwałam niezręcznej ciszy, a nie najgłośniejszej reakcji publiczności, jaką w życiu widziałam.
Piski, krzyki, oklaski i gwizd nie miały końca i jeszcze trzy razy się kłaniałam.
Chyba rockowa Laura Marano bardziej przypadła do gustu widowni.
Po moim występie na scenę wkroczyli Union J. Tak dawno nie widziałam swoich przyjaciół, że niemal ich nie poznałam. Jaymi był bogatszy w dwa tatuaże na lewej ręce i nowy kolor włosów, JJ w nową, znacznie ciekawszą fryzurę, Josh w nowy styl, a George w nową fryzurkę i opaleniznę. Zaśpiewali Lucky Ones ze swojego nowego albumu i zeszli z podium. Nadeszła część konkursowa. Lacey wraz z Lindsey wystąpiły z Shatter Me.
Trzeba przyznać, że siostra Nate'a ma klasę i niezłe płuca. Piosenka była niesamowicie wymagająca i zdecydowanie nie należała do najprostrzych. Po niej nadszedł czas na duet mój i Rhydiana.
Była to cicha kompozycja z wyłącznym użyciem fortepianu. Siedzieliśmy przy nim na długim krzesełku i razem graliśmy skomponowane przeze mnie nuty.
All I am is a man
I want the world in my hands
I hate the beach but I stand
In California with my toes in the sand
Use the sleeves of my sweater
Let's have an adventure
Head in the clouds but my gravity's centered
Touch my neck and I'll touch yours
Me in my those little high-waisted shorts, oh
You know what I think about
And what I think about
One love, two mouths
One love, one house
No shirt, no blouse
Just us, you find out
Nothing that I wouldn't wanna tell you about, no
'Cause it's too cold
For you here and now
So let me hold
Both your hands in the holes of my sweater
And if I may just take your breath away
I don't mind if there's not much to say
Sometimes the silence guides our minds
So move to a place so far away yeah
The goose bumps start to raise
The minute that my left hand meets your waist
And then I watch your face
Put my finger on your tongue
'Cause you love the taste, yeah
These hearts adore
Everyone the other beats hardest for
Inside this place is warm
Outside it starts to pour
Coming down
One love, two mouths
One love, one house
No shirt, no blouse
Just us, you find out
Nothing that I wouldn't wanna tell you about, no, no, no
'Cause it's too cold
For you here and now
So let me hold
Both your hands in the holes of my sweater
'Cause it's too cold
For you here and now
So let me hold
Both your hands in the holes of my sweater
Whoa, whoa...
Whoa, whoa...
Whoa, whoa, whoa, whoa...
The holes of my swearter
Whoa, whoa, whoa, whoa...
The holes of my swearter
'Cause it's too cold
For you here and now
So let me hold
Both your hands in the holes of my sweater
'Cause it's too cold
For you here and now
So let me hold
Both your hands in the holes of my sweater**
Nie mogłam otrząsnąć się z melancholii, jaka towarzyszyła każdej nutce i każdemu słowu tej piosenki. Była niesamowicie spokojna i zupełnie nie pasowała do tego, co działo się wewnątrz mnie. Z sekundy na sekundę czułam coraz większe zdenerwowanie. Miałam wrażenie, jakby zaraz miała wybuchnąć.
Nawet nie pamiętam, co Ross i Lacey zaśpiewali w duecie, bo zastygłam w bezruchu, zamyślona i zupełnie nieobecna. Zastanawiam się, ile razy zostałam pokazana w kamerze.
Pamiętam tylko, że gdy usłyszałam imię Rhydiana, od razu się ocknęłam.
Trzymałam kciuki za jego udany występ i wiwatowałam głośno, uśmiechając się do niego. To był jego wielki moment. Moment chwały. Piosenka, którą napisał, była rewelacyjna, a choreografia stworzona przeze mnie wraz z HeartBeat była, co by tu dużo mówić, po prostu genialna. Nastała ciemność w całej sali. Łagodne dźwięki elektronicznej muzyki wzrastały na sile i już po chwili były rażąco głośne, a jednak nie brutalne dla uszu.
- Oto Rhydian Lawrence! Młody artysta o duszy zapaleńca. A oto jego świat w jednej piosence.- mówił jakiś głos przez głośniki. Ethan, który siedział za mną, kiwał głową w rytm bitu, narzuconego przez tupot 25 tancerzy, stojących w szeregu, jak do odstrzału.
Wszystko było takie żywe i ruchliwe. Tancerze mieli na sobie fluorescencyjne ubrania, świecące neonem w ciemności.
Rhydian zaczął śpiewać, a ja wprost nie mogłam pd niego oderwać oczu. Był zupełnie inny. Wiedziałam, że ma niespotykany talent, ale w tej odsłonie jeszcze go nie widziałam.
It's so fake, this world of ours.
More satellites than shooting stars; they're all around.
Yeah, their broken hearts on the boulevard,
You know world will leave you scarred and let you down.
By leaving here with you, one of you will be living on the dark side.
Yeah, right here, right now, we'll leave this crowded room.
I'll take your body to the moon.
Then I'll let you turn it around.
Girl, let's show me something new.
Let me watch you take it off now.
Baby we don't need these lights,
'cause you'll be seeing stars tonight.
I'll take your body to the moon.
Let's fly.
Let's fly.
Let's not complicate the night.
Just look up, everything is black and white.
If the universe is you and I, then I know everything is gonna be alright.
So tell me, what do you have to lose? Don't you let this moment pass you by.
Yeah, right here, right now, we'll leave this crowded room.
I'll take your body to the moon.
Then I'll let you turn it around.
Girl, let's show me something new.
Let me watch you take it off now.
Baby we don't need these lights,
'cause you'll be seeing stars tonight.
I'll take your body to the moon.
Let's fly.
Let's fly.
By leaving here with you, one of you will be living on the dark side.
Yeah, right here, right now, we'll leave this crowded room.
I'll take your body to the moon.
Then I'll let you turn it around.
Girl, let's show me something new.
Let me watch you take it off now.
Baby we don't need these lights,
'cause you'll be seeing stars tonight.
I'll take your body to the moon.
Let's fly.
Let's fly.***
Wstałam z krzesła i zaczęłam klaskać tak głośno, jak nigdy. Byłam z niego tak dumna. Zasłużył na pierwsze miejsce i byłam pewna, że je zdobędzie.
Po kilkunastu minutach przerwy nadszedł czas na ogłoszenie wyników. Trzymałam kciuki za swojego podopiecznego i wierzyłam, że to on wygra.
To był prawie sam koniec Voice Challenge. Jeszcze tylko piosenka Ross'a i koniec.
Na scenę z jednej strony wyszła Lacey, a z drugiej Rhydian. Przelotnie spojrzałam na Ross'a. Na jego twarzy wyrysowane było napięcie i widoczne zdenerwowanie. Wiedział, co nas czeka.
- Zwycięzca Voice Challenge to...- Raini otworzyła kopertę i pokazała do Calum'owi.
- Rhydian Lawrence!- krzyknęli wspólnie.
Wstałam z miejsca i po schodkach pobiegłam prosto do Rhydiana, by mu pogratulować. Po hucznych wiwatach chłopak zaśpiewał "We Are The Champion" i nastał moment zakończenia Voice Challenge piosenką Ross'a.
Blondyn wyszedł na scenę bez żadnych ceregieli.
Po prostu stał i rapował, co jakiś czas śpiewający. Patrzył jednak cały czas na mnie.
A więc, nie chcę cię nienawidzić
Żałuję tylko, że poleciałaś na tego gościa
Mówiłem prawdę
Właściwie wiedziałem, że podobał ci się koleś, agent prosto z Anglii
Akcent, wygląd, trochę czaru
On czekał na właściwy czas by wykonać ruch
Czułem, że ma na ciebie oko
On nie jest odpowiednim facetem dla ciebie
Nie był i też nie będzie
Nie znienawidź mnie, bo piszę prawdę
Nie, nigdy bym cię nie okłamał
Ale stracenie ciebie nigdy nie było w porządku
Co za sposób by się o tym dowiedzieć
To nigdy nie przeszło przez moje usta
Nigdy nie zmieniłaś zdania
Ale po prostu bałaś się dowiedzieć
Ale pieprzyć to, nie zmienię tematu, uwielbiam to
Jestem uwięziony i brakuje mi snu
Faktem jest, że jesteś na mnie zła, bo tak łatwo się cofam
Jesteś praktycznie moją rodziną
Jeśli bylibyśmy pobrani, to wydaję mi się, że musiałabyś być
Ale tragicznie nasza miłość po prostu straciła wolę życia
Ale czy zabiłbym, by dać jej jeszcze jedną szansę?
Myślę, że nie
Nie kocham cię, skarbie
Nie potrzebuję cię, skarbie
Nie chcę cię, nie
Już nie
Ostatnio zwykłem odpływać
W moich słuchawkach do świata bez ciebie,
Gdzie moja Laura po prostu nie istnieje
Nie jestem stworzony do życia w drodze
Bo nie wiedziałem, że będę tak za tobą tęsknił
W tym czasie po prostu byśmy szli, więc oskarż mnie
Myślę, że nie jestem facetem, którego potrzebujesz
Odkąd odeszłaś w swoją stronę z tym swoim Nathan'em
Ja przeżywam drugie życie, wiedząc, że wkrótce je stracę
Ale kiedy złamałem przemysł
Wtedy też złamałem twoje serce
Zwykłem cię wyłączać i włączać moje profesjonalne cechy
Potem wyłączam muzykę
I to co mi zostaje, to pozbierać moje rzeczy, Jezu
Tak naprawdę nigdy nie chcę w to wierzyć
Dostałem radę od mojego taty, a on
Powiedział mi, że rodzina to wszystko, co kiedykolwiek będę miał i potrzebował
Myślę, że jestem tego nieświadomy
Sukces jest niczym, jeśli nie masz go z kim dzielić
Nie kocham cię, skarbie
Nie potrzebuję cię, skarbie
Nie chcę cię, nie
Już nie
I odkąd odeszłaś
Zrezygnowałem z wolnych dni
To jest to, czego potrzebuję, by zostać silnym
Pracujemy w tym samym miejscu,
A jednak ja pracuję 24 godziny na dobę,
Aktorstwo pomaga,
Inaczej już dawno bym cię całował,
Choć to niczego nie zmienia
Upadłem, jakbym nie miał nic do stracenia
Myślę, że kłamałem na odczepnego
Bo nadal cię kocham i potrzebuję cię przy mnie, gdybym mógł
Ironią jest, że jeśli moja kariera i muzyka by nie istniały
To w ciągu 6 lat pewnie byłabyś moją żoną z dzieckiem
I będę pisać mój testament, zanim skończę 27 lat
Umrę od tych emocji
Przejdę do historii tylko jako zmarnowany talent
Czy mogę zmierzyć się z wyzwaniem?
Albo czy wymazałem błędy?
To tylko terapia
Moje myśli po prostu wybiegają przede mnie
W końcu będzie dobrze, wiem, że nigdy nie miało być
Tak czy inaczej myślę, że jestem nieprzygotowany
Ale powiem to
Takie rzeczy nie dzieją się bez powodu i nie można ich zmienić
Przyjmij moje przeprosiny
Przepraszam za szczerość
Ale musiałem to z siebie wyrzucić
Nie kocham cię, skarbie
Nie potrzebuję cię, skarbie
Nie chcę cię, nie
Już nie****
Popłakałam się. Po prostu nie wytrzymałam. Wreszcie powiedział to, co czuł. Bez owijania w bawełnę. Poczułam się choć pod tym względem wolna.
I wszystko było jasne.
*
- Jesteś pewna, że powinniśmy tam jechać?- Ross spytał mnie, wskakując do mojego samochodu.
Kazał Ethan'owi już mnie nie pilnować.
- A chcesz ratować Delly?- odpowiedziałam pytaniem, które przyparło go do muru.
- Gratulacje. Twój podopieczny wygrał kontrakt płytowy.- rzekł cicho, wkładając kluczyki do stacyjki i odpalając silnik.
- Dzięki. Ale to już nie mój podopieczny.- wzruszyłam ramionami.
- Ale i tak gratulacje.
Zapanowała między nami niezręczna cisza.
- Ta piosenka była prosto z serca, prawda?- zapytałam w końcu.
- Wreszcie powiedziałem, co czuję. Tak, zdecydowanie była z serca.- pokiwał głową.
- Wreszcie możemy być po prostu przyjaciółmi?- zapytałam.
- Tak.- uśmiechnął się.- Nasza przyjaźń to najlepsze, co nas spotkało. Wiedziałem, że związek z tobą to popsuje. Nie powinniśmy się wtedy wiązać.
- Też miałam co do tego wątpliwości. To był błąd. Ale między nami wszystko już jest dobrze, więc nie rozkopujmy starych spraw.- zgodziłam się z blondynem.
- O ile przeżyjemy dzisiejszy wieczór, spokojnie możemy się przyjaźnić.- zaśmiał się smutno.
Nie odpowiedziałam.
Czułam, jak żołądek przewraca mi się wewnątrz.
Nagle zadzwonił mój telefon. Szybko odebrałam.
- Rydel i Ericka tam nie ma. Ona ich zabrała.- odezwał się chłopak po drugiej stronie.
- Gdzie?
- Do West Wood.- odrzekł krótko i przerwał połączenie.
- Deja vu.- westchnęłam.
- Co?- zapytał zdezorientowany Ross.
- Jedziemy do West Wood.- oznajmiłam.
- Zbiera się na burzę. Wejście teraz do lasu może okazać się bardzo ryzykowne.- zmarszczył nos blondyn.
- Ja muszę to wreszcie skończyć. Nieważne, jak. Ta cała Maia nie będzie nikogo krzywdzić.- odpowiedziałam zdeterminowana.
- Chcesz ją zabić?
- Tylko w ostateczności.- odezwałam się sucho.
Ostatnio strasznie często sprawy przybierają taki obrót, że wszystko się dzieje "w ostateczności".
Czy i tym razem tak będzie?
Pewnie tak.
*
Biegliśmy przez las. Było ciemno, wilgoć pewnie już przesiąkła moje włosy, a duchota wysuszała moje usta i gardło, mimo ciągłego przełykania śliny.
I znów zadzwonił mój telefon. Tym razem jednak był to Nate.
- Lau, gdzie jesteś?- pytał rozpaczliwie, dysząc, jakby właśnie przebiegał maraton.
- Biegnę przez West Wood, a co?- odparłam prawie beztrosko.
- Co, do cholery?!
- No to. Informator powiedział mi, że Maia przewiozła Rydel i Ericka ze wzgórza Lee do lasu.- odparłam, nadal biegnąc. Gdzieś niedaleko słyszałam łamane przez Ross'a gałązki; biegł, osłaniając mnie.
- Właśnie biegnę do West Wood. Bądź na tej polanie, gdzie ostatnio.- poprosił.
- Właśnie tam jest Maia.- odezwałam się.
- Uważaj na siebie, zaraz do ciebie dołączymy.- odrzekł.
- Dołączycie?- zapytałam, ale odpowiedziało mi pikanie po rozłączeniu.
Na szczęście pomyślałam o wszystkim i schowałam swój strój bojowy do samochodu, dzięki czemu nie musiałam biec w skórzanych, obcisłych spodniach i równie obcisłej kurtce.
Po trzech minutach równego biegu dotarliśmy na skraj wielkiej polany przy jeziorze. Tam się zatrzymaliśmy i postanowiliśmy zaczekać na Nate'a i Bóg wie, kogo jeszcze.
Po kilku dłuższych chwilach usłyszałam mnóstwo łamiących się pod ciężarem ciał gałązek. Nate dowodził czteroosobowej grupce mężczyzn. Popatrzył na mnie i Ross'a, zacisnął usta, ale niczego nie skomentował. Usiadł obok mnie.
- Ktoś tam jest?- spytał.
- Nie wiem. Nie patrzyłam w tamtą stronę. Żadne dźwięki stamtąd nie dochodzą. A zresztą, i tak wiele stąd nie widać.- zauważyłam.
- Nie chowajcie się, króliczki.- usłyszałam żeński głos, dochodzący zza warstwy krzewów.
Wstałam i wraz z Nate'em i Ross'em wyszliśmy z ukrycia. Grupa mężczyzn została na pozycji.
Szłam pierwsza. Wkrótce moim oczom ukazała się kobieca sylwetka, ubrana w całości na czarno z kapturem założonym na głowę. Obok niej stało dwóch postawnych mężczyzn o szerokich barkach. W ramionach jednego była związana i zakneblowana Delly, zaś drugi trzymał nieprzytomnego Ericka. Nie zareagowałam gwałtownie, jak to zwykłam robić. Zachowałam się tak, jakby ich tam nie było.
Z boku stał oparty o drzewo Aaron z założonymi na klatce piersiowej rękoma, trochę dalej była również Savannah, której twarz była wykrzywiona w triumfie. Zbędnym niestety, gdyż Ross rzucił do niej krótko:
- Też jestem w Patrolu, niedojdo.
Dziewczynie zrzedła mina.
- Witaj, Lauro. Ross. Nathanielu.- przywitała się uprzejmie.
- Ta.- mruknął Nate ostentacyjnie.
- Czego chcesz?- zapytałam wrogo.
- Myślałam, że już się zorientowałaś.- odrzekła, zdziwiona.
- No tak. Chcesz, żebym cierpiała, pragniesz zemsty i bla bla bla. Tylko ja nawet nie wiem, czemu. Nic ci nie zrobiłam.- wzruszyłam ramionami.
- Czy aby na pewno nic?- spytała.
- Właśnie tak. Nie znam cię nawet.
- Czy aby na pewno?- powtórzyła.
- Tak.- odparłam krótko.
Dziewczyna chwyciła kaptur i zrzuciła go z głowy.
Wszędzie poznałabym tą twarz.
- Ever.- syknęłam z odrazą.
- Oh, czyli jednak mnie znasz.- odpowiedziała z przekąsem.
- Twoje włosy... Nie są rude.- zauważyłam.
- Brawa za spostrzegawczość.- klasnęła w dłonie.
- Teraz przynajmniej rozumiem twoją chęć zemsty. Zawsze byłaś zazdrosna o każdy szczegół.- kiwnęłam głową ze zrozumieniem.- Tylko trochę przesadziłaś.- rzekłam z goryczą.- Straciłam przez ciebie siostrę.
- Wiesz, że jakoś mi jej nie szkoda? Ty cierpisz, to się liczy. Teraz zamierzam zniszczyć twoje życie do końca.- powiedziała spokojnie.- Brać ich.- nakazała. Nagle z krzaków wyłoniło się dwóch mężczyzn i pojęli obu blondynów.
- Zrobię wszystko, tylko ich wypuść.- zwróciłam się do dziewczyny.
- Niestety, nie masz prawa głosu.- odpowiedziała z fałszywą skruchą w głosie.- Zdejmijcie tą taśmę z jej ust.- poleciła mężczyźnie, który trzymał Rydel. Kiedy już się z tym uporał, odezwała się do blondynki:- Kogo mam zabić?
- Laurę.- odrzekła bez sekundy namysłu.
- Czekaj, co?- spytała, zbita z tropu.
- Laurę.- powtórzyła bezpłciowo.
- Taki jest mój plan. Nie słuchaj jej.- odezwał się głos w moim uchu. Dotknęłam go.
Cholera.
Nadal miałam tą słuchawkę w uchu!
Jakim cudem tego nie zauważyłam?
- Zachowuj się tak, jakbyś tego nie chciała, a jednocześnie pragnęła z wszelkich sił wszystkich ratować.- chłopak dodał.
- Ale miał umrzeć ktoś inny.- w oczach dziewczyny pojawiła się konsternacja. Lampy ustawione w rzędzie, oświetlały każdy centymetr polany. Nie rozumiałam tego, co tu się działo.
Czemu Ever nie chciała mnie zabić?
- Twoja choroba zaczyna się rozwijać, prawda, Ever?- zapytał nagle Aaron, podchodząc bliżej.
- Jaka choroba?- spytała kompletnie zdezorientowana brunetka.
- Psychiczna.- odpowiedział.- Zaburzenia rzeczywistości. Jeśli nagle ktoś zmienia cokolwiek w twoim planie, twój mózg przestaje działać prawidłowo. Robisz się niebezpieczna.- widziałam, jak ciemnowłosy chłopak podsyca ogień w głowie dziewczyny.
- Zabiję Nate'a i Ross'a. Laura ma cierpieć, a nie umrzeć.- Ever krzyknęła, a w jej oczach zabłyszczała furia.
- No dobrze. Ale przecież miałaś słuchać tego, co powie Rydel. Taki był plan. Ona ci powie, kogo masz zabić, a ty to zrobisz.- Aaron spokojnie mówił do dziewczyny, a ta zachowywała się, jakby rzeczywiście była chora psychiczna.
W co oni grali?
Rzuciłam okiem na Nate'a. W tym momencie on posłał Aaron'owi spojrzenie, a brunet skinął niezauważalnie głową.
- Nie przejmuj się. Nie tylko ty i Ross mieliście plan. Aaron i Nate też coś wymyślili. Ever naprawdę ma zaburzenia psychiczne.- głos w słuchawce mówił to wszystko, jakby słyszał pytania, obijające się o moją czaszkę.
Nagle niebo przecięła ogromna błyskawica. A chwilę po niej powietrze zadrżało od grzmotu, który niemal rozrywał uszy. Momentalnie krople deszczu zaczęły uderzać w podłoże i już po kilkunastu sekundach wszyscy byliśmy przemoczeni do suchej nitki.
Myślałam, że będzie się coś działo.
A tu nic.
Ever odbiło i wiła się w jednym miejscu, podczas, gdy Aaron niszczył jej psychikę coraz bardziej. Równie dobrze Nate i Ross mogliby rozbroić tych mężczyzn, którzy ich trzymali, uwolnić Delly i Ericka i uciec, a jednak tego nie zrobili.
A ja tyle się martwiłam!
Gdybym wiedziała, że to ona, od razu bym ją znalazła i uniemożliwiła jakiekolwiek krok.
A tak?
Zginęły dwie osoby przez jej psychiczne kalectwo.
O dziwo, z obiema byłam spokrewniona.
Kolejny piorun był okropny. Uderzył w drzewo, nieopodal nas.
Dwaj blondyni szybko wyrwali się z rąk skupionych na palącym się drzewie mężczyzn, po czym pobiegli w stronę osiłków, strzeżących Rydel i mojego bliźniaka. Wszyscy uciekali.
Wszyscy, oprócz Ever i Aarona, nadal kłócących się o właściwie nie wiadomo, co.
Nagle rozległ się stęk spróchniałego drewna. Palące szczątki przewróciły się i spadły prosto na dwójkę nastolatków.
- Aaron!- krzyknęła zrozpaczona Rydel. Opadła na trawę i zaczęła głośno płakać. Eric gapił się przed siebie i nic nie mówił.
Nate patrzył bez wyrazu na palące się drzewo. Ogień buchał, pochłaniając powoli trawę i pobliskie drzewa i krzewy.
Ten ogień strawił dwoje ludzi.
Deszcz nadal padał.
Nagle usłyszałam pełen złości krzyk. Ktoś rzucił się na mnie.
Zobaczyłam brązowe włosy; domyśliłam się, że to Savannah. Okładała mnie pięściami i krzyczała. Zrzuciłam ją z siebie, a jednak wylądowała na dwóch nogach. Przyjęłam pozycję ofensywną i oczekiwałam, aż się pozbiera i zaatakuje. Jednak ona patrzyła na mnie tylko i nie reagowała. Nie rozumiałam niczego, co działo się wokół mnie. Wszystko to było dziwne i zupełnie nie miało sensu.
Savannah znów próbowała mnie zaatakować. Nie dość, że odparłam jej atak, to przy okazji znów zabiłem nożem- akcesorium, które automatycznie wyjęłam z pasa i obroniłam się nim zupełnie bezmyślnie.
Zaczęło zastanawiać mnie, z jaką łatwością zabiłam człowieka po raz drugi.
Poczułam mdłości.
I nagle cały stres, całe to zdenerwowanie ostatnich miesięcy wydostało się ze mnie jednym, zgrabnym bełtem.
Otarłam usta i popatrzyłam na dwóch chłopaków, którzy tak bardzo się przyczynili do tego, że jeszcze żyję, a jednocześnie tak bardzo zmienili moje życie.
Tak.
Wreszcie nadszedł koniec.
---------------------------------
* Fucked Up World- The Pretty Reckless
** Sweater Weather- Max & Alyson Stoner Cover
*** Moon- The Cab
**** The Man- Ed Sheran (moje tłumaczenie)
------------------------------
Witajcie, kochani! <3
To już ostatni rozdział tego jakże nieciekawego opowiadania!
Nawet nie wiecie, jak ciężko pisało mi się z myślą, że tylko epilog dzieli nas od rozstania na dłuuugaśne 10 miesięcy! :C
Ale jak mus, to mus, trza być twardym chłopem xD
Z miejsca dziękuję Wam za nabicie mi 60 000 wejść, nawet nie wiecie, jakie to miłe tak na samo zakończenie opowiadania :D
Liczę, że chociaż teraz się wykażecie i pokażecie, że tu jesteście :3
To już koniec, chciałabym jednak wiedzieć, ilu z Was naprawdę chce kolejnego opowiadania ;)
Liczę na opinie i Wasze zdanie :D
Oczekujcie też jeszcze w tym tygodniu epilogu ^^
Będzie to zwrot o 180 stopni w drugą stronę :3
Mam też nadzieję, że wszyscy będziecie zaskoczeni ^__^
I tak, wiem, ten rozdział to nie bomba, ale ostatnio mam trudny okres i gorzej mi się pisze...
Do epilogu, moje Lamy <3
~Kasia<3